Gdyby wyjąć poza nawias kilkunastu nieszczęśników z Warszawy, którym klasyczny eurowpierdol musiał się wreszcie przydarzyć i występującego jak zwykle w roli statysty Załuskę, to był naprawdę udany czwartek dla polskich piłkarzy. Dla Arka Milika – wiadomo. Ale znacznie ważniejszy krok naprzód wykonał (być może) Łukasz Teodorczyk. To był jego wieczór w Kijowie.
Pisaliśmy parę razy, jak ta jego sytuacja wygląda, jak balansuje między byciem numerem dwa i trzy w ataku Dynama – w zależności od tego czy Dieumerci Mbokani jest akurat zdrowy, czy chory. Wczoraj Ukraińcy grali u siebie rewanż z Guingamp i początkowo nic nie wskazywało na jakieś odstępstwo od normy. Mbokani kontuzjowany, Teodorczyk na ławce, w wyjściowym składzie jak zwykle Kraweć.
Sytuacja zmieniła się bardzo szybko, bo już w 10. minucie urazu doznał też Miguel Veloso. Trener Dynama zarządził szybką roszadę i „Teo” przez 80. minut mógł biegać w ataku.
Zaryzykujemy – takiego meczu było mu trzeba.
Zaryzykujemy podwójnie – lepszego na Ukrainie dotąd nie zagrał.
Najpierw otworzył wynik po naprawdę klasowym uderzeniu głową, z trudnej, nieoczywistej pozycji. A na koniec pomógł ustawić wynik na 3:1. Wywalczył karnego, którego na bramkę zamienił Oleg Husiew.
Naprawdę świetnym widowiskiem było też starcie Athletic Bilbao z Torino.
Banda z Turynu wprost wyszarpała Baskom awans do kolejnej rundy, po strzelaninie z pięcioma golami. Włosi co raz wychodzili na prowadzenie, żeby zaraz je stracić, ale w końcu wygrali 3:2. Kamil Glik nie miał szans zapobiec utracie pierwszego gola (zwróćcie uwagę na genialne podanie do Irraoli), przy drugim okazał się bezradny, ale generalnie jego występ został oceniony bardzo wysoko.
– Emocje były ogromne i pozostaną w pamięci tak długo, że będzie można się nimi dzielić z wnukami – mówił po meczu. Trener Giampiero Ventura przypomniał, że Torino pisze historię – stało się pierwszą włoską drużyną, której udało się wygrać na San Memes.
Trener Romy konsekwentnie stawia w Lidze Europy na Łukasza Skorupskiego, dla którego wczorajszy mecz z Feyenoordem był ósmym w tym sezonie. Roma wygrała 2:1, awansowała dalej, a stracona bramka nie obciąża Polaka, który zebrał lepsze opinie niż po pierwszym spotkaniu w Rzymie.
Tak jak i wtedy, równie dużo ciekawego, co na boisku, działo się poza nim. Podwojone siły ochrony, wszędzie patrole – służby postawione na nogi. Policja już przed meczem zatrzymała siedemnastu pseudokibiców, a na stadionie wszystko skończyło się nie tylko intonowaniem rasistowskich przyśpiewek, ale też wrzuceniem na płytę… atrapy banana. Sporych rozmiarów.
Lekka żenada i skandal.
Na koniec został nam jeszcze Krychowiak.
Autobus Emery’ego kontynuuje swoją trasę po Europie – pisze dziś hiszpańska Marca, po zwycięstwie Sevilli nad Borussią Moenchengladbach. Na trasie miał małe problemy – co Sevilla wychodziła na prowadzenie, to Niemcy ją dojeżdżali z powrotem, ale skończyło się korzystnym 3:2.
Krychowiak jak zwykle zagrał od deski do deski.