Reklama

Suarez, Morata, powrót City… Liga Mistrzów taka, jaką uwielbiamy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 lutego 2015, 23:40 • 5 min czytania 0 komentarzy

Sporo było prężenia muskułów przed meczem na Etihad Stadium. Samir Nasri mówił, że przed rokiem podeszli do Barcelony ze zbyt wielkim respektem. Manuel Pellegrini zapewniał, że brak Yayi Toure to nie problem, są godni zastępcy. Vincent Kompany? Oni mają indywidualności, ale my też je mamy! Dodatkowym wiatrem w żagle była spektakularna wygrana w lidze z Newcastle. Ogólny przekaz był jasny: jesteśmy silniejsi niż rok temu, tym razem postawimy się Barcelonie. Boisko – to ono wszystko weryfikuje, przyznaje rację lub wyśmiewa. Z Manchesterem City obchodziło się dziś bardzo brutalnie.

Suarez, Morata, powrót City… Liga Mistrzów taka, jaką uwielbiamy

Trzeba to na wstępie jasno napisać – w pierwszej połowie mecz pomiędzy Barceloną a Manchesterem City przypominał starcie, jakich dziesiątki widzimy co sezon w La Liga. Messi i spółka bawili się z mistrzem Anglii na jego boisku, jakby grali z Granadą, Elche czy innym Levante. Świat stanął na głowie, nie powinno tak być! Przecież naprzeciw nich stanęli dziś, bez dwóch zdań, świetni piłkarze, a nie jakieś leszcze z dołu tabeli ligi hiszpańskiej.

Ot, Liga Mistrzów, za to ją uwielbiamy.

Luis Suarez, to on był katem City. Miewał ciężkie momenty po przeprowadzce do Katalonii. Powoli pracował na aprobatę otoczenia, zjednywał sobie ludzi, ale to i tak nad nim wisiało – brak popisu snajperskiego z prawdziwego zdarzenia. Przecież nie wyłożono za niego fortuny, by Messi i Neymar dobrze czuli się w jego towarzystwie. Przed meczem pisano: w Anglii trafiał regularnie, ale na Etihad nigdy. Można to przekreślić grubą linią, nieaktualne. Trafił dwukrotnie, zagrał swój popisowy numer. Później piętki, przerzucanie piłki nad rywalem, w każdym zagraniu można było dostrzec zuchwałość. To Suarez jakiego znamy.

Całe szczęście, że Manchester City dojechał na drugą połowę. Lubimy scenariusze trudne do przewidzenia (a takiej dominacji Barcy chyba nikt się nie spodziewał), ale jeszcze bardziej lubimy świetną piłkę. A to zabawa, do której potrzeba dwojga.

Reklama

Winszujemy piłkarzom Pellegriniego, że się podnieśli. Wielu nie dałoby rady. Druga połowa miała więc swoją dramaturgię. Gospodarze grali o to, by odzyskać twarz. Remis? Nawiązanie walki w dwumeczu? Ta perspektywa była zbyt odległa. Przeciwstawili się Barcelonie, stworzyli sytuacje, spróbowali pressingu. Małe rzeczy, ale niezmiernie nas cieszyły. Momentami wydawało się nawet, że przejęli kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Efekt? Bramka Aguero. Fajna, taka… barcelońska.

Mogło się wydarzyć jeszcze sporo dobrego dla City w tym meczu, ale czerwoną kartkę obejrzał Clichy. Zeszło powietrze z gospodarzy, a Barca postanowiła zakończyć dwumecz. Dwie (a w zasadzie trzy) znakomite okazje ku temu miał Messi. Najpierw umieścił piłkę w siatce, pięknym lobbikiem minął Harta. Minimalnie spalił. W ostatniej akcji meczu w polu karnym powalił go Zabaleta. Nie trafił z jedenastu metrów, Anglik odbił piłkę. Dobitka minęła bramkę.

Biorąc pod uwagę, że to dwumecz, nietrudno o wniosek, że to pudło było szczęśliwym zakończeniem. Piłkarze Manchesteru City nie przyjadą do Barcelony jedynie na wycieczkę.

Musimy przyznać, że jak na drugi posiłek tego wieczora, spotkanie Juventusu z Borussią było nad wyraz smacznym daniem. Szczerze życzylibyśmy sobie, żeby właśnie tak zawsze wyglądał ten gorszy mecz. Były bramki, była walka, była otwarta gra – naprawdę nie mamy na co narzekać.

Największe wrażenie zrobił na nas w tym meczu młody Alvaro Morata. Hiszpan nie miał zbyt dobrego początku w drużynie z Turynu, jednak dzisiejszy występ to po prostu klasa światowa. Wychowanek Realu zaliczył asystę (choć największą zasługę przy tym golu miał Weidenfeller), do tego dołożył bramkę i niesamowicie kręcił obrońcami Borussii. Po prostu żywe srebro – Morata od początku do końca spotkania był w ruchu, a poza udziałem przy obu golach udzielał się także w defensywie. Naprawdę miło patrzyło się na jego współpracę z Carlosem Tevezem – widać było, że obaj napastnicy nadają na tych samych falach i wszystko wskazuje na to, że Fernando Llorente będzie miał coraz częściej spędzał mecze na ławce rezerwowych.

Reklama

Niestety humory kibicom Juventusu popsuł Giorgio Chiellini, który zaledwie pięć minut po bramce Teveza w zupełnie niegroźnej sytuacji poślizgnął się i sprezentował Marco Reusowi sytuację sam na sam. A że Niemiec nie zwykł takich okazji marnować, to po chwili Borussia zdobyła bramkę wyrównującą.

No właśnie, Borussia. Wiemy, że Niemcy mają problemy w lidze, że nie są w najlepszej formie, ale mimo wszystko do tej pory w rozgrywkach europejskich radzili sobie bardzo dobrze. Tymczasem dzisiaj zupełnie nie przypominali drużyny, która jeszcze nie tak dawno temu błyszczała w Lidze Mistrzów i była w stanie wygrać z każdym rywalem. Pomijając bramkę Reusa, ciężko tak naprawdę wskazać jakieś wyjątkowo dogodne sytuacje dla dortmundczyków. Dwa groźne strzały z dystansu oddał Immobile, szczęścia próbował też Mkhitaryan, ale generalnie rzecz biorąc Borussia dzisiaj nie przekonywała. Momentami Niemcy przejmowali kontrolę nad tym co działo się na boisku, prowadzili grę, ale niewiele z tego wynikało – ewidentnie brakowało im pomysłów pod bramką Juventusu. Inna sprawa, że piłkarze Kloppa zachowywali się dzisiaj jak panna na wydaniu. Z jednej strony chcieli zaatakować, a z drugiej trochę się wstydzili. Nie ma im się zresztą co dziwić – 1:2 na wyjeździe to nie najgorszy wynik, a gdyby otworzyli się i stracili trzecią bramkę, to ich szanse na awans dramatycznie by zmalały.

Zwłaszcza, że Bianconeri i bez tego stwarzali sobie groźne sytuacje. W dwóch z nich minimalnie pomylili się Carlos Tevez i Roberto Pereyra – strzału obu piłkarzy Juventusu minęły bramkę Weidenfellera dosłownie o centymetry. Może to tylko nasz wrażenie, ale obrońcy Borussii nie wyglądali dzisiaj na zbyt pewnych tego, co robią i momentami strasznie się gubili. Uwidoczniło się to zwłaszcza po tym jak w 30 minucie z boiska zszedł Łukasz Piszczek – Polak został wykoszony przez Paula Pogbę i ze wstępnych informacji wynika, że jego sytuacja nie wygląda zbyt różowo.

Pogba, Pogba…. Uważnie go dzisiaj obserwowaliśmy, ponieważ ciekawiło nas czy tym razem Francuz w końcu rozbłyśnie na największej scenie Europy. I szczerze mówiąc mamy mieszane uczucia – z jednej strony zaliczył świetną asystę, z drugiej jego występ przypominał popisy cyrkowca. Kilka raz popisał się wybornymi sztuczkami, jednak zazwyczaj niewiele z tego jego cudowania wynikało, parę razy stracił w głupi sposób piłkę. Efektowność – 10, efektywność – 1. Zresztą, dobrze jego występ podsumowuje ta jedna akcja:

Podsumowując – naprawdę niezły mecz, a rewanż szykuje się jeszcze lepiej. Co prawda Juventus dzisiaj wygrał, ale kwestia awansu jest ciągle otwarta. W tym dwumeczu może wydarzyć się tak naprawdę wszystko.

Najnowsze

Ekstraklasa

Obrońca Cracovii z nieba do piekła. Najpierw gol, później poważna kontuzja

Bartosz Lodko
0
Obrońca Cracovii z nieba do piekła. Najpierw gol, później poważna kontuzja
Niższe ligi

Przepychanki na trybunach w Bielsku-Białej. Starcie kibiców w czasie derbów [WIDEO]

Antoni Figlewicz
5
Przepychanki na trybunach w Bielsku-Białej. Starcie kibiców w czasie derbów [WIDEO]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...