Parę ładnych lat temu walczyliśmy o to, żeby grał w naszej reprezentacji. Tak naprawdę namówienie go było pierwszym sukcesem komórki w PZPN odpowiedzialnej za wyszukiwanie piłkarzy z polskimi korzeniami. Nie ma się co dziwić. Grał w Borussii Dortmund i wróżono mu wielką karierę. Dziś Sebastian Tyrała obchodzi już 27. urodziny, a my przypominamy o jego istnieniu i sprawdzamy co słychać po latach.
W Borussii grał, rzeczywiście, ale kawał czasu temu, kiedy żółtą koszulkę wkładał jeszcze Ebi Smolarek. W sumie skończyło się jednak na zaledwie sześciu meczach w pierwszym zespole i masie meczów w drugim. To właśnie kiedy występował w Dortmundzie został skuszony przez PZPN. Tak jak pisaliśmy wcześniej, był to pierwszy sukces Macieja Chorążyka, będącego odpowiedzialnym za uzbrajanie reprezentację w piłkarzy mających polskie pochodzenie. Negocjacje nie były łatwe. Trochę trzeba było się nagimnastykować, ale w końcu chłopak się zgodził. Odtrąbiono sukces. I zagrał dla Polski. Jeden mecz.
– Przyznam, że dużo zawdzięczam panu Maciejowi Chorążykowi, skautowi PZPN. Kiedyś nie było nikogo, kto interesowałby się polskimi zawodnikami w Niemczech. Fakt, że nagle pojawił się ktoś z Polski, by przekonać mnie do gry w biało-czerwonych barwach, zrobił na mnie wrażenie. Zacząłem coraz poważniej myśleć o zmianie kadry, aż w końcu się zdecydowałem – opowiadał w jednym z wywiadów.
“Przyszły Messi”, jak wówczas nazywała go prasa, zadebiutował w towarzyskim meczu z Serbią, kiedy selekcjonerem był Leo Beenhakker. Co ciekawe, w tym samym spotkaniu pierwszy mecz w reprezentacji zagrał też Jakub Rzeźniczak. Różnica polega na tym, że dla Tyrały był to pierwszy i zarazem ostatni mecz w biało-czerwonych barwach. Przekonanie go do gry dla Polski, pierwotnie uważane za ogromny sukces, w praktyce – z perspektywy czasu – okazało się faktem znaczącym raczej niewiele. Tyrała miał pecha. Przytrafiło mu się kilka (naście/dziesiąt) mniej lub bardziej groźnych kontuzji. Mimo wszystko ciągle gra w piłkę, ale… teraz już w trzeciej lidze niemieckiej.
Jest zawodnikiem FC Rot-Weiß Erfurt, którego największym sukcesem jest jeden sezon w drugiej Bundeslidze. Zdecydowanie nie tak to miało wyglądać. Wcześniej, przez cztery lata w Greuther Fürth, zagrał – podobnie jak w Borussii – siedmiokrotnie. Podsumowując – osiem meczów w Bundeslidze, 37 w drugiej Bundeslidze, a cała reszta w podrzędnych Regionalligach. Wielkie nadzieje i bardzo mały efekt, ale jeden gol – w Pucharze Niemiec – naprawdę mu się udał.