Reklama

Jagiellonia bramkarzami stoi i wcale nie walczy o utrzymanie

redakcja

Autor:redakcja

21 lutego 2015, 20:30 • 3 min czytania 0 komentarzy

Pierwszy bramkarz? Bartłomiej Drągowski. Największy talent polskiej piłki. Trzeci? Jakub Słowik. Do niedawna reprezentant. Drugi? Krzysztof Baran. Bohater kolejki. Autor popisu, który skradł dziś show wszystkim sześciu drużynom, zaliczył interwencję życia, wskoczył do jedenastki kozaków i zatrzymał Śląsk Wrocław. Trener Probierz ma zasadę, że ocenia bramkarzy w kilkumeczowych blokach, ale po tym, co odstawił dziś Baran, w Białymstoku zrobił się na tej pozycji problem luksusu niespotykany w żadnym innym polskim klubie. Jagiellonia bramkarzami stoi. A że ci bramkarze często wygrywają mecze, to… No, chyba trzeba, panie trenerze, przestać mówić o walce o utrzymanie. Na Podlasiu znów pachnie pucharami!

Jagiellonia bramkarzami stoi i wcale nie walczy o utrzymanie

Bilans Michała Probierza przekracza najśmielsze oczekiwania. Drużyna, która – sami tak ocenialiśmy i bijemy się właśnie w pierś – miała walczyć o utrzymanie najpierw zlała mistrza (rezerwy, ale jednak), by chwilę później puknąć wicelidera i zrównać się punktami z Legią. I to wszystko w naprawdę imponującym stylu. Tydzień temu reflektory kierowano na Gajosa, dziś na Barana, ale – bądźmy sprawiedliwi – znów bardzo poprawnie zagrali stoperzy, środek pola przejęli Pazdan z Grzybem, kontuzjowanego Wasiluka porządnie zastąpił Straus, a chłopak, którego przed sezonem mało kto kojarzył, zapewnił wygraną. Karol Mackiewicz. Rocznik 1992. Jesienią najlepszy w Wigrach Suwałki, wiosną obiecująca zmiana z Legią i zwycięski gol ze Śląskiem. Można?

Oczywiście, że można. Pisaliśmy o tym setki razy – w niższych ligach da się wyłowić sto razy ciekawszych piłkarzy niż piąty sort z ligi rumuńskiej. Mackiewicz to wciąż piłkarz nieokrzesany – rozmówka w przerwie pokazała, jak strasznie przeżywał wyjście w pierwszym składzie – ale na takich zawodników, bezczelnych w pozytywny sposób naprawdę warto stawiać. Probierz obrał kurs na promowanie młodych (no dobra – dość młodych, bo 92, to już nie taki młody) i na razie wychodzi na tym rewelacyjnie. Klub wygrywa, a wartość tych wszystkich chłopaków rośnie z kolejki na kolejkę. Kulesza i cała reszta działaczy zaciera tylko ręce.

Reklama

Zespół Jagiellonii – cokolwiek jutro się wydarzy – to największy wygrany startu wiosny w Ekstraklasie. Śląsk natomiast wciąż czeka na wygraną, a dziś – o czym przeczytacie zapewne z milion razy – w końcu, po 363 dniach, upadła twierdza Wrocław. Upadła, ale walczyła, by nie upaść, do samego końca. Już na starcie Dudu dał znać, że złapał formę i jego dośrodkowania będą siały popłoch (dziś powinien mieć dwie asysty). Tradycyjnie naharowali się też bracia Paixao, ale bez efektu, w czym spora zasługa Pazdana, Grzyba i kilku innych zakapiorów, którzy na początku meczu urządzili takie polowanie na Marco, że ten już po kilkunastu minutach raz za razem wyliczał sędziemu, ile był faulowany. Nic to jednak nie dało. Jaga wybiła Portugalczykowi piłkę z głowy, a sama nie miała problemu z przebiciem się pod bramkę Wrąbla. Sam Dzalamidze stworzył kolegom trzy dogodne sytuacje, a Piątkowski wjechałby w rundę z golem, gdyby piłki z linii nie wybił Hołota.

Tak, działo się dziś we Wrocławiu. Działo się naprawdę dużo. Wreszcie – piszemy to bez ironii – murawa nikomu nie przeszkadzała, a obie drużyny wyszły z nastawieniem, by przeciwnika ograć. Nie wdeptać w ziemię, skopać i jakimś cudem – patrz: piątkowy gol Covilo – przedostać się pod jego bramkę, tylko naprawdę ograć. I oby więcej takich meczów. Walka o puchary będzie ciekawsza.

slaskFot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
0
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

0 komentarzy

Loading...