Legia, bo to ona reprezentuje Polskę w Europie, nie miała żadnych argumentów, żadnych elementów, za którą można ją pochwalić. Stałe fragmenty gry Tomasza Brzystkiego, nic nie wnosiły, a przecież jesienią, do momentu kontuzji zawodnika, był to atut. Helio Pinto znowu zwalniał grę wtedy, kiedy nie powinien, jego słabego występu nie zmieni zdobyta bramka. I tak długo można jeszcze wymieniać. Na krytykę decyzji Berga jeszcze nie czas, jego zweryfikuje dwumecz z Ajaksem – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Relacje, relacje, relacje… Oj, to widok, którego dawno nie oglądaliśmy. Spójrzmy na tekst o meczu Legii, która z taką grą nie obroni tytułu.
Piłkarze Jagiellonii znakomicie radzą sobie w meczach wyjazdowych z Legią. Drużyna z Białegostoku nie przegrała przy Łazienkowskiej od 6 listopada 2010 r. W niedzielę zespół Michała Probierza (43 l.) wygrał z mistrzem Polski 3:1. – W trakcie rundy jesiennej pogratulowałem Legii mistrzostwa, bo mają najsilniejszą drużynę w Polsce. Jeśli jednak nadal będą łączyć występy w ekstraklasie, Lidze Europy i rozgrywkach o Puchar Polski, to tak naprawdę mogą nie obronić tytułu. My jedziemy do stolicy przede wszystkim zagrać dobrze w piłkę – mówił przed spotkaniem szkoleniowiec Legii.
Wiecie, że nie lubimy cytować relacji. Spójrzmy chociaż na tajną broń Górnika Zabrze.
W nowej rundzie asem z rękawa Górnika może się okazać Erik Grendel (27 l.). Były piłkarz Slovana Bratysława może być odkryciem wiosny na polskich boiskach. Podobnie, jak jesienią stał się inny słowacki zawodnik Roman Gergel (27 l.). Piłkarzy z Zabrza dzisiaj czeka ligowa inauguracja. O godzinie 18 grają na stadionie im. Ernesta Pohla z Koroną Kielce. To spotkanie będzie debiutem w barwach górnośląskiego zespołu dla Grendela. (…) – Grendel to taka kombinacja Jeża i Gergela. Z jednej strony jest dobrze wyszkolony technicznie, kreatywny, potrafi zagrać do przodu, a z drugiej cechuje go dyscyplina taktyczna. Wysoko oceniam jego piłkarskie umiejętności. Przyznam, że dla mnie to zaskoczenie, że zdecydował się na odejście ze Slovana – ocenia Dusan Radolsky (65 l.), były świetny słowacki szkoleniowiec m.in. Ruchu Chorzów.
I jeszcze Lewandowski strzelił dla żony. Wyciągamy z tekstu to, co najciekawsze.
Była to pierwsza bramka naszego napastnika w niemieckiej ekstraklasie od 13 grudnia ubiegłego roku, gdy trafił w spotkaniu z FC Augsburg (4:0). Jednak nie tylko z powodu gola i wysokiej wygranej Polak powinien być zadowolony. W końcu był dostrzegany przez kolegów, którzy zagrywali do niego 42 razy. To najlepszy wynik Lewandowskiego w tym roku w tej statystyce. (…) – W końcu Robert był uwzględniany w akcjach Bayernu – mówił po meczu były reprezentant Niemiec i zespołu z Monachium Dietmar Hamann (42 l.), który regularnie wytyka błędy naszemu zawodnikowi. Ale tym razem nie miał się do czego przyczepić.
RZECZPOSPOLITA
Powroty po zderzeniu z zagranicą – Stefan Szczepłek pisze o inauguracji wiosny.
O rozpoczynającym wiosenną kolejkę spotkaniu Zawiszy z Górnikiem Łęczna lepiej zapomnieć. Żaden piłkarz nie był w stanie wcelować w bramkę. Zawisza to zdobywca Pucharu Polski, ale trenera, który się do tego przyczynił, Ryszarda Tarasiewicza już w Bydgoszczy nie ma. Wpadł z deszczu pod rynnę. Walczy teraz z oporem materii w Kielcach, gdzie ostatecznie miasto nie odłączyło Korony od kroplówki. Jego następca w Zawiszy Mariusz Rumak też niewiele może zrobić. Gdyby jakiś ambitny pretendent do stopnia MBA chciał stworzyć pracę na temat: „Jak pod względem sportowym, biznesowym i wizerunkowym zmarnować potencjał klubu piłkarskiego ekstraklasy w mieście średniej wielkości (w dodatku rodzinnym mieście prezesa i dyrektora sportowego PZPN)”, to wystarczyłoby, gdyby opisał ostatnich kilkanaście miesięcy z życia Zawiszy, na którym już nie można polegać. W tym sezonie drużyna zebrała 10 pkt w 20 meczach.
Patrzymy na Bayern, gdzie zapanowała miłość Arjena i Pepa.
Robert Lewandowski strzelił pierwszego gola dla Bayernu od niemal dwóch miesięcy – poprzednio trafił 13 grudnia w wygranym 4:0 spotkaniu z Augsburgiem. Teraz kapitan reprezentacji Polski zdobył bramkę, przyczyniając się do zwycięstwa nad Hamburgerem SV aż 8:0. Ale to nie Polak był na ustach niemieckich kibiców, tylko Arjen Robben. 31-letni Holender w tym sezonie strzelił już 14 goli (wystąpił w 17 meczach) i miał trzy asysty. Robben przyznaje, że od przyjścia Pepa Guardioli do Monachium 18 miesięcy temu zaczął pracować jeszcze ciężej i więcej.
I jeszcze hymn o magicznej godzinie. Wraca Champions League.
Jutro pierwsze mecze 1/8 finału. Bayern Monachium zagra z Szachtarem Donieck we Lwowie. Można narzekać na przesyt futbolem. Można powtarzać, że wszystko już było, że co roku ci sami grają z tymi samymi, że europejski futbol potrzebuje reformy. Bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni są coraz dalej od finansowej ziemi obiecanej. Można psioczyć, snobować się na nieoglądanie Ligi Mistrzów, a w towarzystwie błyszczeć anegdotkami o rozgrywkach na Islandii czy Wyspach Owczych. Gdy jednak Champions League wkracza w fazę pucharową, każdy kibic o magicznej godzinie 20:45 zasiada we wtorek i środę przed telewizorem i czeka, aż usłyszy doskonale mu znane pierwsze takty hymnu koronacyjnego „Ksiądz Zadok” skomponowanego przez Georga Friedricha Haendla, który z nowym tekstem i unowocześnioną przez Tony’ego Brittena aranżacją w 1992 roku stał się hymnem Ligi Mistrzów. Bo to Champions League gwarantuje futbol na najwyższym poziomie.
GAZETA WYBORCZA
Tutaj również mamy spojrzenie w europejskie puchary. Bezdomni w Lidze Mistrzów.
Nie zabrał ze sobą z domu niczego, żadnych butów, żadnej koszuli. Tylko samochód. Kiedy w maju minionego roku obrońca Szachtara Dario Srna – przepytywany przez brytyjski “Times” – opuszczał Donieck, sądził, że prędko wróci. Podobnie jak inni piłkarze, których ukraiński klub poinformował, że końca wojny nie widać i nie jest w stanie zagwarantować im dłużej bezpieczeństwa. Wierzyli w rychły powrót do normalności, choć na ulicach widzieli czołgi. Grubo się mylili. Uszkodzony bombardowaniem stadion przeobraził się w ośrodek pomocy humanitarnej, supernowoczesne centrum treningowe zostało zniszczone, oblegane miesiącami przez separatystów lotnisko też przestało istnieć, tysiące ludzi straciło domy. Piłkarze w większości mieszkają w kijowskim hotelu Opera – oferującym wprawdzie pięciogwiazdkowe luksusy, ale to wciąż zaledwie hotel, kraina tymczasowości. W stolicy również trenują, natomiast na mecze “u siebie” latają do Lwowa – gdzie, nawiasem mówiąc, przyciągają na trybuny więcej kibiców niż lokalne Karpaty. Ba, całą przerwę zimową spędzili wręcz poza Ukrainą lub poza Europą. Zanim wylądowali na zgrupowaniu w Hiszpanii, przez niemal cały styczeń podróżowali po Brazylii, by rozegrać sparingi z pięcioma tamtejszymi pierwszoligowcami – i, nawiasem mówiąc, również przyciągali więcej kibiców niż mecze w krajowych rozgrywkach. Wszyscy najznakomitsi gracze naszych czasów żyją na walizkach, ale nikt nie doświadczył życia na walizkach w tym stopniu, w jakim doświadczają go zatrudnieni w Szachtarze.
Liga wielomiliardowa. Czyli gigantyczna kasa w Premier League.
Od 2016 roku angielska Premier League będzie zarabiać na prawach do transmisji nieosiągalne dla innych lig 2,6 mld funtów za sezon. Co to oznacza dla rywali z kontynentu? Gdyby wsłuchać się w głosy z Hiszpanii, Niemiec i Francji, europejski futbol czeka apokalipsa. Szef Primera División Javier Tebas straszy, że angielscy bogacze ogołocą hiszpańskie boiska z utalentowanych piłkarzy. Dyrektor Schalke Horst Heldt obawia się, że niemieckie kluby nie będą w stanie rywalizować z wyspiarzami, a szef Bundesligi Christian Seifert zastanawia się nad zmianą terminów spotkań, by wyciągnąć od telewizji więcej pieniędzy. W grę wchodzi np. rozgrywanie meczów w poniedziałki. Prezes Saint-Étienne Bernard Caiazzo alarmuje natomiast, że liga angielska zmieni się w piłkarską NBA. Wszyscy komentowali podpisanie przez Premier League trzyletniego kontraktu (lata 2016-19) z telewizjami brytyjskimi, wartego 5,1 mld funtów. Anglicy negocjują jeszcze ze stacjami zagranicznymi, w sumie przez trzy lata zarobią prawdopodobnie aż 8 mld funtów (ok. 2,6 mld rocznie). Druga pod tym względem liga w Europie – niemiecka – dostaje 617 mln funtów na sezon. Ale przecież gdyby o sukcesach decydowała wyłącznie wysokość kontraktu z telewizjami, reprezentanci Premier League już dawno powinni zdominować europejskie puchary. Nic z tego, choć poprzedni kontrakt (2013-16) gwarantował im 1,3 mld funtów rocznie, w ostatnich trzech sezonach klub z Wysp dwa razy dotarł do półfinału Ligi Mistrzów i raz do półfinału Ligi Europy. W rankingu UEFA Anglicy w tym czasie zapracowali dopiero na trzecie miejsce, za Niemcami (cztery półfinały) i Hiszpanami (11). Mówiąc inaczej: najlepsza angielska drużyna będzie dostawała z praw do transmisji ok. 156 mln funtów, czyli prawie sześć razy więcej niż mistrz Niemiec, ale to nie znaczy, że stanie się od niego sześć razy lepsza.
Przemysław Zych analizuje: Berg nie zmienia Legii.
1:1 ze Śląskiem, w niedzielę niespodziewane 1:3 z Jagiellonią – tak wiosnę zaczęli mistrzowie Polski. Słaby mecz we Wrocławiu można częściowo tłumaczyć późnym powrotem z obozu w Hiszpanii. Piłkarze mówili, że po wylądowaniu w kraju odczuwali różnicę temperatur. Z Jagiellonią Henning Berg przeprowadził aż dziewięć zmian w porównaniu do podstawowego składu z Wrocławia, szykowanego na czwartkowy mecz 1/16 Ligi Europy z Ajaxem. Jego piłkarze oddali w niedzielę tylko dwa celne strzały. Rotacja jeszcze raz pokazuje, że trener Legii nie zmienił nic ze swojego utartego sposobu przygotowań. Świadomy intensywności spotkań w pucharach, na jesienne mecze w ekstraklasie zwykle zakładał gorszy garnitur. (…) Duda z Radoviciem potrafią lepiej dostosować się do rywala. Strata Słowaka powinna być więc bardziej widoczna niż w tamtym dwumeczu. Trener Henning Berg szykuje się jednak do meczów z Ajaksem Amsterdam, jakby ten problem nie istniał. Pracuje jak przed każdym z poprzednich starć w europejskich pucharach. Zimą podczas przerwy w rozgrywkach postawił na odświeżenie tego, co jesienią dało 10 zwycięstw w 12 spotkaniach w Europie. W trakcie obozów w Turcji i Hiszpanii piłkarze powtarzali do znudzenia elementy w grze drużyny, które w 2014 roku Berg wzniósł na średni europejski poziom: wysoki pressing, solidna gra w defensywie i szlifowanie kontr. Dopracowanie tych cech zaskakiwało np. Celtic Glasgow, Trabzonspor, Metalist Charków i Lokeren. Berg mimo kontuzji Dudy nie zamierza odwoływać z ataku Radovicia i w miejsce Słowaka wstawi po prostu kupionego niedawno Michała Masłowskiego, który będzie próbował imitować ruchy słowackiego cudownego dziecka. Szanse, że mu się uda, są raczej średnie – Duda jest piłkarzem o klasę lepszym, dla 25-latka będzie to dopiero debiut w europejskich pucharach, co tylko pokazuje, jak nieuprawniona była jego cena 800 tys. euro.
SUPER EXPRESS
Krychowiak ma za sobą zwariowany mecz, w którym strzelił, wyleciał, przeprosił. Spójrzmy.
Grzegorz Krychowiak (24 l.) był pierwszoplanową postacią spotkania hiszpańskiej La Liga Sevilla – Cordoba (3:0), a wystąpił w roli bohatera równocześnie pozytywnego i negatywnego. Polski pomocnik najpierw strzelił efektownego gola głową, a potem brutalnie sfaulował rywala i wyleciał z boiska. Krychowiak wyprowadził gospodarzy na prowadzenie w 38. minucie, strzelając swojego drugiego gola w lidze hiszpańskiej (w drugim meczu z rzędu!). Niestety, w 73. minucie spóźnił się z interwencją, próbując odebrać piłkę Rene Krhinowi, w efekcie czego trafił Słoweńca bardzo boleśnie w okolicę kolana. Wyglądało to koszmarnie, ale na szczęście piłkarzowi Cordoby nic się nie stało. Polak dostał czerwoną kartkę i nie próbował nawet protestować. “Zgadzam się z decyzją arbitra. Chciałem przeprosić Rene. Nie zamierzałem zrobić mu krzywdy. To był przypadek” – napisał niedługo po meczu polski pomocnik na Twitterze. Na odpowiedź rywala nie trzeba było długo czekać. “Przeprosiny przyjęte. Wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie. Powodzenia” – odpisał słoweński piłkarz.
Z kolei Niemcy i UEFA podejrzewają Flotę. To oczywiście o sprawie, którą ujawniliśmy.
Chodzi o sparing Floty z niemieckim Babelsbergiem. Po 45 minutach Polacy prowadzili 1:0. Po przerwie rumuńscy trenerzy zaczęli wprowadzać swoich piłkarzy i Niemcy wygrali ostatecznie 4:2. U zagranicznych bukmacherów postawiono – podobno – duże pieniądze na to spotkanie. W UEFA, która ma specjalny program monitorujący zakłady na wszystkie mecze, zapaliło się światło ostrzegawcze. Jako że mecz rozegrano w Berlinie, o sprawie została poinformowana niemiecka federacja, a tamtejsza policja zajęła się sprawą. – Dwóch nowych stoperów zagrało wtedy katastrofalnie, mieli udział przy wszystkich straconych golach – mówi nam anonimowo jeden z piłkarzy Floty. – Cała siódemka, których przywieźli nowi trenerzy, prezentuje poziom naszych rezerw. Czy przesądzone jest, że sparing Floty był ustawiony? Mateusz Juroszek, szef bukmacherskiej firmy STS: – Według mnie na ustawieniu tego typu meczu można zarobić 3-4 tys. euro. System obrony jest szczelny i od razu wychwytuje większe przekręty. Tacy Rumuni z Floty byliby spaleni po jednym spotkaniu, bo bukmacherzy natychmiast wycofywaliby kolejne mecze ich drużyny. Dlatego nie mam pewności, czy to był przekręt. Ale z ciekawością poczekam na wyjaśnienie sprawy – mówi Juroszek. Wczoraj Flota oświadczyła, że oskarżenia są bezpodstawne i zapowiedziała podjęcie stosownych kroków prawnych.
SPORT
Oto okładka.
Rzadko się zdarza, żeby Sport czymś wyróżnił się w prasie, ale dziś mamy niespodziankę – wywiad z Dariuszem Mioduskim. Kiedyś byłem szalikowcem.
To prawda, że był pan kiedyś szalikowcem Zawiszy Bydgoszcz?
– Tak. To były czasy z początku ogólniaka. Chodziłem na „ichniejszą Żyletę”, zaliczałem też wyjazdy. Od dziecka żyłem piłką. W bijatykach nie uczestniczyłem. Zachowania agresywne na stadionach miały miejsce zawsze, ale wtedy – przełom lat 70. i 80. – inaczej to wszystko wyglądało. Miało wymiar bardziej patriotyczny i wiązało się często z poglądami politycznymi. Kibice przeciwko władzy.
(…)
Na jak daleki kompromis wobec kibiców jest pan w stanie się zdobyć, by zachować z nimi dobre relacje? Gdzie przebiega granica?
– Przebiega tam, gdzie wymagany jest szacunek dla drugiego człowieka i dla klubu. Ktoś, kto narusza godność i poczucie bezpieczeństwa kogoś innego albo niszczy klub, szkodząc jego wizerunkowi, przekracza tę granicę w sposób drastyczny. Są też zasady, których po prostu musimy przestrzegać, żeby móc uprawiać profesjonalną piłkę nożną i brać udział w europejskich rozgrywkach. Ale powtarzam – w naszym przypadku problemem jest grupka ludzi, którą staramy się ze środowiska kibicowskiego wyeliminować. Kojarzenie ich z jedną trybuną jest błędne. „Żyleta” i to, co się tam dzieje – ten niewyobrażalny sposób kibicowania – jest dla nas bardzo dużą wartością. Mam wielu znajomych, którzy tam zasiadają od lat – lekarze, prawnicy. Nie jest tak, że każdy tam jest zły. Wręcz odwrotnie – utożsamianie „Żylety” ze złem jest niewłaściwe.
Współczucie dla Hiszpania – czytamy w komentarzu jednego z dziennikarzy.
Przez ostatnie tygodnie Fornalik, który zwykle jest oszczędny w słowach, nawiązywał do retoryki wojennej. Mecz ligowy z Piastem porównywał do bitwy, rywalizację o utrzymanie – do walki o życie, do wojny, na którą idą jego podopieczni. Obserwując w Turcji sparingi Ruchu i Piasta wydawało się, że gliwiczanie lepiej przepracowali zimowy okres. Podopieczni hiszpańskiego szkoleniowca prezentowali wtedy, jak to określił w sobotę trener Waldemar Fornalik, pozytywne nastawienie do futbolu. Nad Turecką Riwierą rozbili rosyjski Szinnik Jarosław 5:0 a bułgarskiej Slavii Sofia zaaplikowali trzy gole, tracąc tylko jednego. (…) Piast rozczarował. Przed spotkaniem trener Angel Perez Garcia cieszył się, że ma kłopoty bogactwa, zwłaszcza w drugiej linii. Jeśli dublerzy są gorsi od Łukasza Hanzela czy Gerarda Badii, to należy jedynie… współczuć sympatycznemu Hiszpanowi.
Presja i strach – to rozmowa z Grzegorzem Kuświkiem.
W zimowych sparingach nie miał pan problemów ze zdobywaniem bramek, lecz mimo to narzekał pan na swoją formę. Jest pan bardzo wymagający dla siebie?
– Tak, bo zawsze może być lepiej. Potrzebna mi była ta bramka na samym początku rozgrywek i cieszę się z niej, tak jak z mojego dorobku w całym sezonie. Kilka razy już powtarzałem, że chciałbym poprawić mój najlepszy wynik w lidze (12 goli – przyp. red.). Przede wszystkim potrzebujemy jednak punktów, wiadomo, że liczy się dobro drużyny. Staram się cofać do rozegrania i zmieniać pozycjami z Filipem Starzyńskim. Dobrze nam się układa współpraca, będziemy się zgrywać i w kolejnych meczach będzie co raz lepiej.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Alarm. Alarm. Alarm.
Gajos posłał mistrza na deski. Spójrzmy jeszcze na tekst o mistrzach Polski.
Legia, bo to ona reprezentuje Polskę w Europie, nie miała żadnych argumentów, żadnych elementów, za którą można ją pochwalić. Stałe fragmenty gry Tomasza Brzystkiego, nic nie wnosiły, a przecież jesienią, do momentu kontuzji zawodnika, był to atut. Helio Pinto znowu zwalniał grę wtedy, kiedy nie powinien, jego słabego występu nie zmieni zdobyta bramka. I tak długo można jeszcze wymieniać. Na krytykę decyzji Berga jeszcze nie czas, jego zweryfikuje dwumecz z Ajaksem. Norweg ma plan, dzięki reformie ligi i dzieleniu punktów, może bez konsekwencji przegrać kilka spotkań. Jednak jest bardzo istotna kwestia – kibice. Legia walczy o wyższą frekwencję, organizuje kolejne akcje promocyjne, stara się ściągnąć ludzi na stadion przy Łazienkowskiej. Ci przychodzą, płacą sporo za bilety, a muszą oglądać w większości tych zawodników, którzy przegrali rywalizację o miejsce w składzie. Może to nie lekceważenie tych ludzi, ale poważnym traktowaniem także nie można tego nazwać.
Nie będziemy kopią Legii – mówi prezes Robert Gaszyński.
Wielu ostrzegało pana przed podjęciem pracy w Wiśle. Jest lepiej niż panu mówiono, czy gorzej?
– Wiedziałem, w co wchodzę. Pod względem sportowym nie jest gorzej, niż przypuszczałem. Od strony organizacyjnej pewne sprawy wymagają uporządkowania, natomiast w kwestiach sponsorskich czeka nas wielkie wyzwanie. Dla mnie jest niezrozumiałe, że taka marka jak Wisła Kraków jest w tym miejscu, w którym jest.
Wiśle potrzebny jest prezes, który będzie nie tylko wydawał, ale też zarobi pieniądze dla klubu.
– Nie jestem inwestorem. Główne oczekiwania, jakie miała wobec mnie rada nadzorcza, dotyczyły pracy menedżerskiej. Nikt nie stawiał sprawy tak, że wraz moim zatrudnieniem od razu w kasie klubu ma przybyć kilkanaście milionów.
A Jerzy Dudek w międzyczasie stał się również ekspertem od Bundesligi: W Niemczech będą się czepiać Roberta.
W niemieckich mediach głośno było ostatnio o Robercie Lewandowskim, który zdaniem niektórych dziennikarzy, nie pasuje do Bayernu Monachium. Patrzę na to z drugiej strony i uważam, że nasz najlepszy napastnik wykonuje tam bardzo pożyteczną robotę. Bayern prowadzony przez trenera Guardiolę gra jak zespoły hiszpańskie i reprezentacja tego kraju. W tej taktyce nie ma sztywnego przywiązania do pozycji. Robert w Borussii Dortmund był przyzwyczajony, że dostaje w czasie meczu 10 podań, a osiem z nich kończy strzałem w bramkę. W Monachium tak to nie działa. Lewandowski musi częściej schodzić po piłkę do boku, rozgrywać, dlatego nie jest już klasycznym snajperem. Patrząc na historię, Guardiola zazwyczaj nie potrzebował napastnika stojącego w polu karnym i czyhającego na zagrania od kolegów. Widocznie Hiszpan uznał, że Lewy poradzi sobie w takim systemie. Moim zdaniem Robert wywiązuje się z zadań powierzonych przez trenera bez zarzutu, a na jego grze korzysta również reprezentacja Polski. Lewandowski się rozwija, nabiera nowych nawyków, dzięki czemu w spotkaniach kadry może brać na siebie większą odpowiedzialność za rozegranie akcji. W drużynie narodowej również zdarzało mu się nie strzelić gola w kilku meczach z rzędu, ale mimo to skupiał na sobie uwagę obrońców rywali, co ostatnio bezbłędnie wykorzystywali nasi pozostali zawodnicy. W Niemczech będą się czepiać Roberta, kiedy tylko nadarzy się okazja. Tym bardziej że Polacy są rywalami ich reprezentacji w eliminacjach EURO 2016.