Był kiedyś taki piłkarz. Wielki talent, o którym w samych dobrych słowach wypowiadał się choćby Harry Redknapp. Otarł się nawet o występy w Premier League, ale angielskie boiska błyskawicznie zweryfikowały jego umiejętności. Spędził tam zaledwie pół roku. Wczoraj też zadebiutował, ale w… GKS-ie Bełchatów. Jedenaście lat temu Sebastian Olszar zagrał pierwszy mecz dla Portsmouth. Pierwszy i ostatni.
– Debiut na Anfield? To byłoby coś fantastycznego i specjalnego. Gra przeciwko piłkarzom takim jak Michael Owen to na pewno wielkie przeżycie – mówił dzień przed meczem Pucharu Anglii z Liverpoolem. Olszar został powołany drogą wyjątku, bo na urazy narzekali Teddy Sheringham i Lomano Lua Lua. Szanse na występ w tym meczu miał raczej znikome, ale sprawę ułatwił mu kolejny kolega – Chorwat Ivica Mornar – który… również złapał kontuzję. Dzięki takiemu oto szczęśliwemu dla niego splotowi okoliczności w 56. minucie na boisku pojawił się 22-letni, kompletnie nikomu nieznany Polak.
Spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Gola dla Liverpoolu strzelił Michael Owen, a 90 minut w bramce rozegrał Jerzy Dudek. Jakim cudem Olszar w ogóle znalazł się w Portsmouth? Harry Redknapp szukał wzmocnień w napadzie. Oprócz niego kontrakty mieli podpisać Mornar i Landon Donovan. Z tym drugim nie wyszło. Olszar był tani, a jednocześnie uważany za utalentowanego. Wcześniej grał w austriackiej Admirze Wacker.
W Portsmouth był to jego pierwszy i ostatni mecz. Nigdy nie zadebiutował w Premier League. Potem trafił na kilkumiesięczne wypożyczenie do Coventry City, ale i tam spisywał się poniżej oczekiwań. – To mądry piłkarz. Jestem pewien, że będzie z nim tylko lepiej. Mam nadzieję, że kibice przekonają się o jego umiejętnościach. Ostatnio grał niewiele, ale mimo wszystko pokazywał się z dobrej strony – mówił menedżer Coventry, Eric Black.
Niestety. Przygoda Olszara z Wyspami Brytyjskimi skończyła się po zaledwie pół roku i była kompletnym niewypałem.