Mateusz Piątkowski nie jedzie na inaugurujący wiosnę mecz Jagiellonii z Legią. – Zadecydowały względy sportowe – mówi Michał Probierz. I tak, to jest dokładnie ten moment, żeby zrobić wielkie oczy. Najlepszy strzelec ekstraklasy nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych. Co takiego mogło się wydarzyć? Poszedł w długą? Przytył zimą osiem kilogramów? Skłócił się z trenerem? Trzeba się przecież odrobinę nagimnastykować, żeby w hierarchii zawodników zjechać tak brutalnie. Za Tuszyńskiego, Pawłowskiego czy 18-letniego Świderskiego. Spróbujmy rozwikłać tę zagadkę.
Chociaż od razu zastrzegamy, że ani sam zainteresowany, ani jego trener nie bardzo w tym pomagają. Probierz opowiada o tym, że ma 30 zawodników w kadrze i żeby nie doszukiwać się kwadratowych jaj. Piątkowski, że „jego komentarze w niczym nie pomogą. Ale wszystkie informacje, które przedstawiają go w negatywnym świetle, wynikają chyba z tego, że ktoś usłyszał coś piąte przez dziesiąte”.
No to po kolei.
Piątkowski, jak się pewnie domyślacie, nie wypadł z kadry wcale przez to, że poszedł w długą albo przytył osiem kilogramów, ale przez to, że w Jagiellonii doszło do konfliktu. W jakimś sensie – konfliktu interesów. Wszyscy, włącznie z samym zawodnikiem, byli mocno nastawieni, że ten zimą odejdzie do zagranicznego klubu. Czyli – zarobi klub i jego udziałowcy, a Piątkowski będzie miał nowy zespół.
Miał oferty, które przypadły mu do gustu. Choćby tę z Erzgebirge Aue, o której tyle pisało się w mediach. Jagiellonia przeszarżowała jednak z oczekiwaniami finansowymi i transfer, który jak najbardziej mógł się odbyć, nagle zupełnie się rozmył. Co więcej, nie był to jedyny wyjazd, który Piątkowskiemu tej zimy nie wypalił. Niestety, trudno się negocjuje tak, by wszystkie strony były zachwycone – kiedy klub chce wyszarpać jeszcze parę groszy (jego prawo by próbować), a kontrakt zawodnika wygasa za pół roku.
Co się stało później?
Piątkowski zadeklarował, że jest otwarty na dalszą grę w Jagiellonii. Można przypuszczać, że wręcz pogodził się z faktem, że zimą za granicą nie wyjedzie, ale zrobi to latem, nikogo już o to nie pytając. Tylko wówczas Jagiellonia żadnych pieniędzy nie zarobi. Choćby drobnych stu tysięcy euro.
Pojechał z zespołem na obóz do Turcji, ale nawet jeśli prześledzimy kolejne sparingi, trudno nie odnieść wrażenia, że w którymś momencie postawiono na nim krzyżyk. W ostatnim test-meczu w ogóle nie pojawił się na boisku. Wcześniej grał z azerskim Neftçala, ale w drużynie rezerwistów. Z FK Koszyce wszedł na boisko w 70. minucie zmieniając Mystkowskiego. Nie były to jednostkowe przypadki.
Probierz za moment z pewnością skupi na sobie dużą presję. Bo jak to? Nie widzi w składzie najlepszego strzelca? Działa na niekorzyść drużyny? Przegra jeden, drugi mecz, Tuszyński z Pawłowskim nie odpalą i zacznie się ciśnienie. Ale na dziś sprawa jest oczywista – nie poszło o względy sportowe, lecz o transfer.
I każdy może mówić co chce, ale sytuacja, w której najlepszy strzelec ligi nie siada nawet na ławce rezerwowych, jest patologiczna.