Wypracowanie jakiegokolwiek kompromisu z zabetonowanymi działaczami jest dość karkołomnym zadaniem. Nie tak dawno na naszych łamach Zbigniew Boniek tłumaczył, dlaczego jego zdaniem każdy okręgowy związek powinien mieć tyle samo głosów. Mówił, że to podstawa demokracji i że kiedy wybiera się prezydenta UEFA czy FIFA, to też Gibraltar ma tyle samo głosów (jeden), co Anglia.
No ale „teren” wie swoje i „teren” odezwał się ustami Zbigniewa Lacha (to ten od: „Potok się, kurwa, skompromitował tym wystąpieniem doszczętnie”). Na łamach krakowskiej „Gazety Wyborczej” powiedział tak: – Dziś duże okręgi, tj. łódzki, dolnośląski, małopolski, śląski i mazowiecki, mają po pięć mandatów. Mniejsze po cztery, a podlaski tylko dwa. Moim zdaniem powinno być proporcjonalnie – jeden mandat na 100 klubów. U nas byłoby więc osiem, a na Podlasiu jeden. To, co proponuje Boniek, czyli cztery mandaty dla każdego okręgu, jest żenujące.
Czyli Kraków nie chce zachowania przywileju posiadania pięciu mandatów. Kraków chce jeszcze trzech dodatkowych!
To bardzo ciekawe podejście do wszelkich głosowań. Gdyby liczba zarejestrowanych klubów miała decydować, to w europejskich strukturach zbyt wiele nasz kraj by nie znaczył. Bo na przykład…
Anglia – 40 000 klubów
Niemcy – 26 000 klubów
Francja – 18 000 klubów
Polska – 6 000 klubów
Zbigniew Lach chce więc, aby nasz kraj miał na europejskiej i światowej arenie trzy razy mniej do powiedzenia niż Francja, cztery razy mniej niż Niemcy i siedem razy mniej niż Anglia. Mówiąc krótko – zamiast walczyć o swoje w świecie, pan Lach chciałby nas marginalizować. A potem tylko czekać, aż Chińczycy wprowadziliby program „klub piłkarski w każdej wsi” i wybierali swojego prezesa FIFA do znudzenia (tzn. do momentu, aż nie wkurzyłyby się Indie).
Oczywiście rozumiemy, że pan Lach jest konsekwentny i chciałby, aby ustawowo ograniczyć liczbę parlamentarzystów z Małopolski (3,3 miliona mieszkańców), by zrobić miejsce np. dla polityków z Mazowsza (5,3 miliona) oraz Śląska (4,6 miliona). To dokładnie ten sam model zarządzania.
OK, ten ostatni akapit nam nie wyszedł. Skompromitowaliśmy się nim, kurwa, doszczętnie.
Fot. FotoPyK