Mam do Parmy sporą słabość. Sam nie wiem skąd się wzięła, być może z jakiejś dziwnej sympatii wobec klubów, które osiągają znacznie lepsze wyniki, niż teoretycznie powinny. A taka właśnie była Parma w czasach, gdy zaczynałem interesować się piłką – odstawała od bogatych klubów Serie A, a jednocześnie osiągała świetne wyniki i w pewnym sensie kreowała przyszłe gwiazdy piłki, jak Asprilla, Buffon czy Cannavaro. Potem pojawiły się problemy finansowe i zjazd w przeciętność. W poprzednim sezonie wiele wskazywało na to, że Parma w końcu będzie w stanie nawiązać do lepszych czasów, niestety ta nadzieja prysła jak mydlana bańka. Bo w Crociatich panuje obecnie burdel, jakiego jeszcze nie było.
Historia Parmy przez kilka pierwszych dekad była dość miałka. Ot – zwykły klub, który plątał się po niskich ligach, czasem zajrzał do Serie B, co było dla jego kibiców okazją do świętowania. Do pewnego momentu największą ciekawostką był fakt, że klub pod koniec lat siedemdziesiątych prowadził Cesare Maldini. Zresztą Parma miała w tamtym okresie szczęście do szkoleniowców, którzy później robili spore kariery – prowadzili ją także Arrigo Sacchi, czy Zdenek Zeman, jednak poczciwy Czech wytrwał w roli trenera Crociatich zaledwie siedem spotkań. Powodów można się domyślić.
Jednak trenerem, któremu Parma zawdzięcza najwięcej, był legendarny Nevio Scala. To on, w 1990 roku, jako pierwszy wprowadził parmeńczyków do Serie A. Dzięki wsparciu finansowemu lokalnego koncernu Parmalat klub już w inauguracyjnym sezonie zagwarantował sobie udział w Pucharze UEFA, a w sezonie 1991/92 zdobył historyczne, pierwsze trofeum – Puchar Włoch, w którego finałowym dwumeczu Crociati pokonali Juventus 2:1. Scala prowadził Parmę przez siedem lat i można powiedzieć, że to głównie dzięki niemu klub ten stał się w latach 90-tych czołowym włoskim zespołem. W ciągu tych siedmiu lat Parma wygrała Puchar Włoch, Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy. Jak na zespół, który wcześniej balansował między Serie C i Serie B – niesamowite osiągnięcia. Złote lata, zwieńczone dzięki bramkom Dino Baggio triumfem nad Juventusem w finale Pucharu UEFA w sezonie 1994/95.
Po Nevio Scali Parmę przejął nie kto inny jak Carlo Ancelotti i był nawet o krok od wygrania Serie A – w sezonie 1996/97 jego piłkarze byli słabsi tylko od Juventusu i to o zaledwie dwa punkty. Zresztą to właśnie dzięki świetnej grze Parmy Ancelotti wyrobił sobie nazwisko w światku włoskich trenerów – stamtąd trafił do Juventusu, a potem Milanu. Gianluigi Buffon, ówczesny bramkarz Crociatich, do dzisiaj twierdzi, że gdyby Parma była wówczas bardziej doświadczonym klubem, to zdobyłaby w tamtych czasach znacznie więcej trofeów – i nie sposób się z nim nie zgodzić, wystarczy spojrzeć na to jacy piłkarze występowali w tych latach na Stadio Ennio Tardini.
W tamtym okresie przez Parmę przewinęli się między innymi Gianluigi Buffon, Fabio Cannavaro, Nestor Sensini, Lillian Thuram, Dino Baggio, Juan Sebastian Veron, Mario Stanić, Enrico Chiesa, Hernan Crespo, Gianfranco Zola, czy Faustino Asprilla. Zbieranina przyszłych gwiazd nie tylko włoskiego calcio, ale także europejskiej piłki, przyszli mistrzowie Europy i świata. Największe osiągnięcie? Zdecydowanie kolejny zwycięski finał Pucharu UEFA, tym razem przeciwko Olympique Marsylia. Genialny mecz Chiesy, Crespo i Verona.
Wszystko wówczas wskazywało na to, że Parma na dobre zagości wśród wielkich włoskiej piłki i regularnie będzie pojawiała się na europejskich salonach. Niestety, marzenia kibiców Crociatich prysły na początku XXI wieku.
Zaczęło się od wielkiej wyprzedaży – najpierw sprzedano Stanicia do Chelsea, Baggio i Crespo do Lazio, potem do Turynu za 93 miliony euro powędrowali Thuram i Buffona, a następnie pozbyto się między innymi trzymającego defensywę Fabio Cannavaro. Parma przestała się rozwijać, regularnie opuszczały ją największe gwiazdy, kuszone grą dla wielkich zespołów, jednak ciągle utrzymywała się w czołówce Serie A – powiększyła grono ‘sześciu sióstr’ włoskiej piłki, dołączając do Milanu, Juventusu, Interu, Fiorentiny, Romy i Lazio, drużyn które regularnie walczyły wówczas we Włoszech o najwyższe cele.
Niestety piękny sen Parmy nie trwał wiecznie – w 2004 roku wyszły na jaw machlojki prezesa Parmalatu, którego oskarżono o defraudowanie pieniędzy, sam koncern zaczął chylić się ku upadkowi – a wraz z nim, także Parma. Jak się okazało, włoski klub był zadłużony na 220 miliony euro. Jakim cudem? Dzięki fenomenowi znanemu we Włoszech jako plus-valenze. Było to kreatywne księgowanie finansów klubu, na wiele różnych sposobów. Najprostszą metoda było kupienie piłkarza za, powiedzmy, 30 milionów i sprzedanie go od razu za 60 baniek – w księgach zapisywano wpływ 60 milionów, natomiast wydatek rozkładano na kilka kolejnych lat, co w znacznym stopniu ‘uzdrawiało’ finanse klubu – niestety tylko na papierze. Była to wówczas we Włoszech praktyka niezwykle popularna, sięgały po nią największe kluby, ponieważ umożliwiała ona wydatki ponad stan przy jednoczesnym domknięciu budżetu na cały sezon. Gdy wyszło to na jaw kilka klubów – w tym m.in. Roma, Lazio i Napoli – stanęło przed widmem bankructwa. A wraz z nimi także Parma.
Parma wyprzedała swoich najlepszych piłkarzy i nie była już w stanie konkurować na najwyższym poziomie – sezon 2004/05 zakończyła na 18 miejscu i tylko cudem uniknęła spadku do Serie B – uratował ich dosłownie jeden punkt przewagi nad Brescią i wygrany dwumecz o utrzymanie z Bologną.
Potem było z nimi raz lepiej, raz gorzej, aż w końcu w 2008 roku po 18 latach nieprzerwanej, pełnej sukcesów gry opuścili Serie A. Powrót nastąpił już po jednym sezonie i wiele wskazywało na, że w końcu finanse parmeńczyków zostały doprowadzone do porządku. Przeszli przez czyściec i planowali na nowo, tym razem na zdrowych zasadach, spróbować nawiązać do swoich najlepszych lat. I wyglądało na to, że ich plan przynosi skutki – na swoje stulecie, sezon 2013/14 zakończyli na szóstym miejscu, gwarantującym udział w Lidze Europy, wymyślili także ciekawy sposób na zarabianie pieniędzy poprzez przeprowadzanie w każdym okienku transferów w ilościach wręcz hurtowych – szczerze mówiąc bardziej przypominało to handel mięsem, niż zarządzanie klubem. Pisał o tym na naszych łamach Leszek Milewski:
299 transakcji transferowych. 165 przybyło, 134 odeszło. Tak wygląda bilans Parmy za poprzednie letnie okienko. Ktoś, a konkretnie Pietro Leonardi, dyrektor generalny klubu, najwyraźniej w dzieciństwie bardzo dużo grał w piłkarskie menadżery. I Parma powinna być za to losowi wdzięczna, bo najważniejszy bilans to ten finansowy, a wspomniane okienko zakończyła z około dziesięcioma milionami euro zysku.
Cały tekst możecie znaleźć tutaj.
Niestety okazało się, że w ten sposób Parma wpędziła się – po raz kolejny – w problemy finansowe. Nie spłacili na czas podatków od transferów, przez co zostali wykluczeni przez UEFA z rozgrywek Ligi Europy. A to był tylko początek ich tarapatów. Crociati zaliczyli fascynujący zjazd w jakości gry – z jednej z lepszych drużyn Serie A stali się nagle najgorszą. Ich gra to w obecnych rozgrywkach jedna wielka indolencja napastników i nieporadność obrońców, brak pomysłu i… obojętność. Czemu trudno się dziwić, bo właściciel klubu, Tommasso Ghirardi, postanowił sprzedać Parmę. I tu zaczyna się przedziwna historia.
Parma została kupiona przez konsorcjum cypryjsko-rosyjskie, którego oficjalną twarzą został Ermir Kodra. Pojawiły się naturalnie obietnice odbudowania Parmy i nawiązania do wielkich sukcesów, niestety jak się okazało były to zwyczajne bajki.
Kontrakt z Parmą rozwiązał najlepszy strzelec Antonio Cassano. Powód? Klub od kilku miesięcy nie wypłacał mu pensji i wisiał mu już ponad 4 miliony euro. – Dzień w dzień powtarzali nam, że dostaniemy pieniądze następnego dnia. Nowi właściciele pojawili się 15 dni temu, ale nic się nie zmieniło. Miałem już tego dosyć. A odejście Włocha było tylko początkiem exodusu – kilka dni później jego śladem podążył Dias Felipe, który powiedział, że powodem jego decyzji były nie tylko zaległości finansowe jakie miał wobec niego klub, ale także ogarniające Parmę chaos i absurd.
Przejęcie klubu było o tyle dziwne, że po pierwsze początkowo nie wiadomo było kto go przejmuje, a po drugie – w jakim celu. Trener Roberto Donadoni otwarcie twierdził, że ma wrażenie, iż wokół Parmy zaczęły krążyć sępy. Potem dodał, że sprzedano bez jego wiedzy Gabriela Palettę, ale nie wie za ile i do kogo, a nikt nie konsultował z nim tej decyzji. Klub opuścili w ciągu paru dni także De Ceglie, Afriyie Acquah, Lucas Vieira, Andrea Rispoli i Nicola Pozzi. W skrócie – uciekli dwaj najlepsi strzelcy i trzech podstawowych obrońców. Brzmi to jeszcze gorzej kiedy weźmiemy pod uwagę, że nawet przy najlepszych obrońcach Parma miała najgorszą defensywę w Serie A. Finansowe i piłkarskie dno, na które zareagowali kibice – po przegranym meczu z Ceseną wywołali piłkarzy z powrotem na boisko i opieprzyli ich za brak zaangażowania, padły także słowa o tym, że jeśli już mają spaść z ligi, to niech chociaż zrobią to z godnością.
Koniec problemów? A skąd. Parma została sprzedana po raz drugi w przeciągu zaledwie kilku tygodni, a tym razem kupcami są anonimowi Włosi i Słoweńcy. Okazało się, że poprzedni właściciele przejmując klub nie zostali w pełni poinformowani na temat zaległości finansowych Parmy i gdy dowiedzieli się jak naprawdę wygląda sytuacja w klubie, doszli do wniosku, że nie dadzą rady go podźwignąć. Więc sprzedali Parmę. Za 1 (jeden) euro. Byle tylko pozbyć się nieudanej inwestycji…
Jeden wielki chaos, a przy okazji – smutek. Smutek, ponieważ w tej chwili utrzymanie Parmy w Serie A byłoby prawdziwym cudem – w klubie zostali już tylko przeciętni i słabi piłkarze, nadal nieuregulowana jest kwestia zaległych pensji, a nad Crociatimi wciąż krąży widmo długów. Wiele wskazuje więc na to, że wizja nawiązania do czasów wielkiej Parmy już na zawsze pozostanie tylko marzeniem. Choć w tym wypadku naprawdę bardzo chciałbym się mylić.
Michał Borkowski