Aston Villa po jedenastu godzinach w końcu strzeliła gola. Chelsea zwiększyła przewagę nad Manchesterem City do siedmiu punktów, a Tottenham zagrał kapitalny mecz z Arsenalem. Za nami całkiem niezła sobota w Premier League. Żeby było szybko, miło i przyjemnie zrobiliśmy przegląd w pięciu krokach. Nudne jak flaki debry Liverpoolu na samym końcu.
1. White Hart Kane
Bohater weekend w Anglii może być tylko jeden. Nazywa się Harry Kane i w skali od 1 do 10 znajduje się… poza skalą. To był mecz jak wiaderko witamin. Jak dobre kino, które z każdym kwadransem coraz mocniej wciska w fotel, a na koniec zostawia z milionem pytań. Kane – chłopak, który w wieku 8 lat otarł się o Arsenal strzelił dziś Kanonierom dwa gole. Odwrócił losy meczu. Wygrał wszystko w pojedynkę. A na koniec zrobił rundę honorową wokół boiska i dostał owacje na stojąco. – White Hart Kane – powiedział w pewnym momencie komentujący to spotkanie Andrzej Twarowski i ten tekst – jak mówi młodzież – wygrywa dziś internety. To najlepsze podsumowanie tego, co zobaczyliśmy.
2. Interwencje Ospiny
Pisaliśmy ostatnio, że Arsene Wenger ma ból głowy. Chciał dać Szczęsnemu nauczkę, przywrócić go za jakiś czas do składu, ale nie może, bo przecież głupio byłoby sadzać na ławie Ospinę, gdy ten nie puścił jeszcze gola, a Arsenal wygrał wszystko, co było do wygrania. Dzisiaj Kolumbijczyk puścił dwa gole, ale gdyby nie Kane, pewnie to o nim mówilibyśmy w kontekście sobotniego popołudnia. To był dla niego test, na który czekał. I trzeba mu oddać, że zdał. Tottenham momentami straszliwie napierał. Druga połowa to była dominacja gospodarzy. A Ospina bronił. Kilka razy naprawdę wybitnie, nawet, jeśli najlepszą interwencją meczu popisał się wtedy, gdy akurat sędzia odgwizdał spalonego. A zatem w bramce Kanonierów chyba niewiele się zmieni. Mecz kadry w Dublinie tuż, tuż. Szczęsny ma problem.
3. Sensacja na Villa Park
10 godzin i 57 minut. Brzmi nieprawdopodobnie, ale tyle trwała passa Aston Villi bez strzelonego gola. Doszło do tego, że nawet kibice wzięli się za pomoc w sforsowaniu muru, biorąc ze sobą na mecz specjalne strzałki. No i udało się. Drogę znalazł Okore, ale Aston Villa i tak przegrała z Chelsea. Chociaż trzeba oddać zawodnikom Paula Lamberta, że zagrali niezłe spotkanie. Jose Mourinho pierwszy raz wygrał na Villa Park, ale Chelsea trochę się męczyła. Fatalnie grał Drogba (zmieniony w 60 min.), zagadką była dyspozycja Oscara. Zabawne, że wszystko rozstrzygnął… Ivanović. Z rzeczy wartych wspomnienia: zadebiutował Cuadrado, ale na podstawie dziesięciu minut nie będziemy udawać, że można napisać o tym debiucie coś przełomowego. Aha, City zremisowało z Hull (1:1), a to oznacza, że przewaga Chelsea wynosi już siedem punktów.
4. Mina Ivanovicia
W tamtym roku Serb strzelił 4 gole i zaliczył 3 asysty. Jest jednym z tych piłkarzy, którzy grając na obronie nagle potrafią znaleźć się w ataku i dziś było tak samo. Przyjął, przymierzył, dał Chelsea zwycięstwo. W ogól jest w kozackiej formie, bo w ciągu ostatnich pięciu meczów strzelił gola i zaliczył 3 asysty. Ale najbardziej zaskoczyła nas ta fotka poniżej. Spójrzcie na tego pana po prawej. Radość 10/10!
5. Nuda w derbach Liverpoolu
To była piękna derbowa sobota w Europie. Trzęsienie ziemi w Londynie, poprawka w Madrycie i gdy wszyscy czekali na deser w Liverpoolu, okazało się, że deseru… nie będzie. To znaczy momentami nie był to zły mecz, w końcówce fantastyczną interwencję miał Simon Mignolet, ale ogólnie wynik 0:0 mówi wszystko o tym spotkaniu. Gdyby taki mecz rozgrywany byłby na stadionie Pogoni Szczecin, powiedzielibyśmy: nieudacznicy i przełączyli kanał. Nie wywrócił do góry nogami tego spotkania nawet debiut Aarona Lennona. Zresztą wywrócić nie mógł, bo były piłkarz Tottenhamu miał minę taką samą jak na oficjalnej prezentacji.