6 lutego 1958. Z lotniska w Monachium startuje samolot z piłkarzami, klubowym personelem, dziennikarzami i kibicami Manchesteru United. Byli w drodze do domu z Belgradu, gdzie zremisowali z Crveną Zvezdą 3:3 w spotkaniu Pucharu Europy. Szalała gigantyczna śnieżyca. Przy kolejnej próbie samolot rozbija się. Życie traci 23 pasażerów.
Maszyna wyjechała poza pas startowy, przebiła ogrodzenie. Skrzydłem uderzyła w dom. Kokpit w drzewo, a kadłub wjechał wprost w garaż… wypełniony paliwem. Nastąpił samozapłon. Wybuch. Dzień później światową prasę obiegły zdjęcia samolotu. A raczej bezładnego kształtu, który z niego pozostał. Ocaleni byli w szoku. Nie zdawali sobie sprawy z następstw katastrofy. Kiedy wychodzili ze szpitala, spytali o pozostałych. – Inni? Nie ma innych. Wszyscy są tutaj – odpowiedziała pielęgniarka.
– Pamiętam, że nagle wskaźnik prędkości zaczął opadać. Kolega krzyknął: Jezu, nie uda nam się! Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że na naszej drodze jest śnieg, drzewa i dom, z którym chwilę później żeśmy się zderzyli – relacjonował kapitan lotu.
W weekend mieli grać na Old Trafford z Wolves, liderami Premier League. Pomimo długiej podróży dziennikarze przewidywali, że United spokojnie dadzą radę i zniwelują czteropunktową stratę do pierwszego miejsca. Na nagłówki gazet trafili jednak z zupełnie innego powodu. Na drukarce telegrafu pojawiła sę niewiarygodna wiadomość. “Samolot z graczami Manchesteru United rozbił się podczas startu… Jest wiele ofiar.” Stacja BBC przerwała popołuudniowy program, nadając nadzwyczajne wydanie wiadomości. Ludzie słuchali, ale to, co płynęło z odbiornika, było jakby poza nimi. Nie wierzyli. Wielu Dzieciaków Bussby’ego już nie było.
Kilka dni później Manchester pogrążył się w żałobie. Do miasta przewieziono ciała ofiar i na noc złożono w wielkim pomieszczeniu pod trybuną główną na Old Trafford. Dziś w tym miejscu znajduje się pokój, w którym piłkarze obu rywalizujących na boisku drużyn spędzają czas po meczach. Tysiące kibiców oddawało cześć tragicznie zmarłym. Na pogrzebach, które na prośbę rodzin były prywatne, czekali z dala od grobu i kwiaty składali po cichu, już po ceremonii. Wszystkie mecze rozpoczynały się minutą ciszy.
Kilkanaście dni później futbol ponownie zawitał w Teatrze Marzeń. Na przełożone spotkanie FA Cup z Sheffield Wednesday przyszło 60 tys osób. Był zimny, lutowy wieczór. Wielu płakało, eksponując biało-czerwone szaliki z czarną wstęgą. W programie meczowym pod nazwą Manchester United było puste pole. Z zamierzenia kibice mieli wpisać tam nazwiska piłkarzy. Nikt jednak tego nie zrobił, symbolicznie oddając cześć ofiarom.