– Rzeczywiście już w październiku 2012 roku, zaraz po wyborach, postanowiłem nie komentować działań Zbigniewa Bońka. Ale pod jednym warunkiem: jeśli nowa władza nie będzie przekręcać faktów. Dlatego mam do niej prośbę: zostawcie mnie w spokoju, bo… ja wiedzę mam naprawdę ogromną. Ten jeden raz muszę się odezwać, bo nie godzę się, by manipulowano kwotami – mówi w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Grzegorz Lato, były prezes PZPN. Zapraszamy na środową prasówkę.
FAKT
Dzisiejszy przegląd prasy otwiera wywiad z Grzegorzem Krychowiakiem. Real to nie tylko Cristiano Ronaldo – czytamy nagłówek. Liczymy, że w treści jest coś ciekawszego…
Wkrótce do Sevilli przyjedzie w odwiedziny Adam Nawałka…
– Cieszę się. Komunikacja z trenerem jest bardzo ważna – telefoniczna czy bezpośrednia. Wyjazdy do zawodników pozwalają selekcjonerowi na szersze spojrzenie, jak funkcjonuje zawodnik w drużynie – jak żyje, jakie ma zadania w zespole, czego oczekuje od niego trener klubowy. Obejrzenie meczu w telewizji, a ze stadionu to inna bajka.
Jest pan jednym z najbliższych reprezentacyjnych kolegów Wojciecha Szczęsnego, który stracił miejsce w bramce Arsenalu. W kontekście marcowego meczu kadry z Irlandią mamy się czym martwić?
– O Wojtka jestem spokojny. Jest kwestią czasu, kiedy odzyska miejsce w bramce Arsenalu.
Tekst o Polakach zmieniających kluby, by grać, odpuszczamy. Tymczasem w ramkach:
– Kuba spotka się z pechowym Augsburgiem
– FIFA myśli nad czwartą, dodatkową zmianą
Huth w Leicester. Problemy Wasyla?
Marcin Wasilewski (35 l.) może mieć kłopoty z utrzymaniem miejsca w podstawowym składzie. Do kadry Leicester dołączył Robert Huth (31 l.), były piłkarz m.in. Chelsea. Huth ostatniego dnia okna transferowego został wypożyczony do końca sezonu ze Stoke City. Niemiec jest doświadczonym zawodnikiem, w Premier League gra już od 14 lat. W sumie w angielskiej ekstraklasie rozegrał 240 meczów, to tylko o 91 mniej niż cały zespół Lisów w swojej historii występów w tej lidze. Menedżer Nigel Pearson (51 l.) liczy więc, że swoim bogatym doświadczeniem Huth pomoże Leicester w walce o utrzymanie. – Jeśli tylko będzie w pełni zdrowy, myślę, że będzie grał w podstawowym składzie kosztem Wasilewskiego. I to mimo tego, że Polak gra bardzo dobrze – twierdzi dziennikarz „Leicester Mercury” Rob Tanner.
Pawłowski rządzi w Śląsku twardą ręką.
Piłkarze Śląska trenowali na zgrupowaniu w Turcji bardzo ciężko, a podczas obozu w Side obowiązywała żelazna dyscyplina. Dzięki temu wiosną zespół ma walczyć o awans do europejskich rozgrywek. – Porządek musi być – przyznaje trener Tadeusz Pawłowski (62 l.). Zawodnicy wicelidera ekstraklasy nie mieli lekko podczas zgrupowania. Śniadania jedli o siódmej rano, czyli najwcześniej ze wszystkich drużyn przebywających w tym samym hotelu. Oprócz treningów i siłowni, po kolacji drużyna udawała się na wieczorną odprawę. Zawodnicy przed każdym posiłkiem stawiali się na zbiórce i razem zasiadali do stołów. (…) – Trenujemy naprawdę mocno, nie ma odpuszczania. Nie mam z tym problemów. Wiadomo, że robimy to wszystko, aby wiosna w naszym wykonaniu była jeszcze lepsza – przyznaje bramkarz Mariusz Pawełek (34 l.).
Teksty z Faktu znajdziecie też na sport.fakt.pl
RZECZPOSPOLITA
Co z Deadline Day? To dzień desperata.
Tej zimy spektakularnych transferów nie było. Napięcie budowano sztucznie na potrzeby mediów. Ostatni dzień okna transferowego to fenomen nowych czasów. W Anglii zrobiono z tego telewizyjne wydarzenie – z łączeniem się na żywo z dziennikarzami stojącymi pod siedzibami kolejnych klubów. Przypomina to zbyt często słynny skecz z reporterem nadającym z „miejsca, gdzie nic się nie dzieje”, i żółtymi paskami na dole ekranów. To dzień futbolowych desperatów, gdy bogaci, korzystając z tego, że jeszcze można, wykładają pieniądze na niepotrzebnych im do niczego zawodników, a biedni, łatając dziury w składach, próbują wyprosić u bogatych wypożyczenia. W ciągu ostatnich czterech lat podczas „Deadline Day” doszło, jak wyliczyli dziennikarze „Guardiana”, do zaledwie 74 transferów. To daje jeden zakup na godzinę transmisji w SkySports i innych telewizjach prześcigających się w opakowywaniu produktu w złoty papierek. Niewiele.
Teksty z Rzeczpospolitej znajdziecie też na rp.pl
GAZETA WYBORCZA
Zaczynamy królewskim egzaminem Krychowiaka.
– Stawiam na to, że Grzegorz zagra kiedyś w klubie z absolutnego topu – mówi Pablo Villanueva, asystent trenera Sevilli. Drużyna Polaka zmierzy się w środę z Realem Madryt. (…) Mecz z Sevillą to spotkanie zaległe, przełożone z grudnia, gdy Real grał w klubowych mistrzostwach świata. Mimo jednego spotkania mniej “Królewscy” są liderem ligi, mają punkt przewagi nad Barceloną i cztery nad Atlético Madryt. Dla Sevilli spotkanie w Madrycie to szansa, by umocnić się na czwartej pozycji, ostatniej dającej miejsce w eliminacjach Ligi Mistrzów. Ale zespół z Andaluzji nie zdobył punktu na Santiago Bernabéu od grudnia 2008 r., gdy wygrał 4:3. W futbolu to prehistoria, wystarczy przypomnieć, że czerwoną kartkę dostał wtedy Holender Arjen Robben. Po kilku miesiącach w Madrycie doszło do rewolucji. Wrócił prezes Florentino Pérez, zesłał Robbena do Bayernu, kupił Ronaldo, Benzemę, Kakę i Xabiego Alonso, tworząc prototyp dzisiejszej drużyny.
A Chelsea królową futbolowego biznesu.
Kiedyś tylko wydawała na piłkarzy setki milionów funtów, teraz nauczyła się także na nich zarabiać. W poniedziałek, tuż przed zamknięciem zimowego okna transferowego, londyńczycy kupili skrzydłowego Fiorentiny Juana Cuadrado za 26,5 mln funtów. To dużo, nawet jeśli wiemy, że 27-letni Kolumbijczyk był jedną z gwiazd brazylijskiego mundialu, w pięciu meczach miał cztery asysty (wspólnie z Tonim Kroosem najwięcej na turnieju). Biorąc pod uwagę, że latem Chelsea wydała na transfery 85 mln funtów, teoretycznie powinna mieć problem ze zmieszczeniem się w zasadach Finansowego Fair Play UEFA, które pozwala klubom wydawać tyle, ile zarobią. Ale Chelsea doskonale się do nowych regulacji przystosowała. Nie chodzi tylko o sprzedawanie z zyskiem uznanych piłkarzy, którzy na Stamford Bridge nie pasują, choć i tutaj odnosi ostatnio same sukcesy: Juana Matę kupiła za 23 mln funtów – sprzedała za 37 mln; Davida Luiza dostała za 18 mln funtów – oddała za 50 mln; Andre Schuerrle kosztował 18 mln, a odszedł za 22 mln. Wyjątkowe jest też to, ile Chelsea dostaje za zawodników, których kupowała jako nastolatków, a którzy na występy w pierwszej drużynie nie mają żadnych szans.
Teksty z Gazety Wyborczej znajdziecie też na sport.pl
SUPER EXPRESS
Oj, słabo dziś prasie. Superak proponuje jedynie kolejną odsłonę „Złotę Setki”, czyli polskich sportowców, którzy najwięcej zarobili w 2015 roku. W następnej szesnastce nie brakuje piłkarzy…
67. Sebastian Mila – 1 300 000
65. Jakub Wawrzyniak – 1 400 000
61. Marcin Kowalczyk – 1 400 000
60. Tomasz Jodłowiec – 1 400 000
59. Tomasz Cywka – 1 400 000
58. Radosław Cierzniak – 1 400 000
55. Grzegorz Wojtkowiak – 1 500 000
54. Janusz Gol – 1 500 000
Teksty z Super Expressu znajdziecie też na se.pl
SPORT
Oto okładka z piłkarzami ręcznymi w roli głównej.
A dalej Kraków skarży Wisłę.
Wisła zalega zarządzającemu obiektem przy Reymonta Zarządowi Infrastruktury Komunalnej i Transportu dwa miliony złotych. Przed rokiem klub, by zmniejszyć koszty, zrezygnował z wynajmowania pomieszczeń biurowych na stadionie i przeniósł się do Myślenic. Dziś Wisła korzysta z obiektu tylko w dniach meczów. Zaległości jednak pozostały. ZIKiT najpierw wysłał do klubu wezwanie do zapłaty, aż wreszcie skierował sprawę do sądu. Wczoraj odbyła się pierwsza rozprawa. Urzędnicy żądają przede wszystkim sporządzenia harmonogramu spłaty zaległości, po to by mieć większą pewność, że kwota w końcu do nich trafi. – W ciągu miesiąca ma być decyzja. Zwróciliśmy się do sądu, by mieć większą pewność odzyskania pieniędzy – przyznaje Piotr Hamarnik z biura prasowego ZIKiT. We wtorek doszło do spotkania Mirosława Jankowskiego, wiceprezesa Wisły, z Krzysztofem Kowalem, dyrektorem ZIKiT. (…) Klub zapewnił też, że zamierza spłacić zaległości, prawdopodobnie w 12 ratach. W przyszłym tygodniu spotkamy się znowu i będziemy rozmawiać wyłącznie o nowej umowie najmu. Chciałbym, by ta sprawa została pomyślnie zakończona do końca marca – zaznacza. Już na styczniowym spotkaniu z kibicami Robert Gaszyński, prezes Wisły, zapewniał, że klub będzie się starał wprowadzić trochę życia do “martwego” obiektu przy Reymonta.
Ligowe teksty z ramek:
– Cernych nie grał w żadnym sparingu
– Testowany Przystalski ma zostać w Śląsku
– Ruch tej zimy jest niepokonany
– Łańcuszek bramkarzy, czyli transfery Malarza, Budziłka i Treli
Książki, studia i ławka – Carles Martinez, piłkarz Piasta, z innej strony.
Druga twarz jest mniej znana. Carles prywatnie jest bardzo spokojnym, ułożonym i inteligentnym człowiekiem. Można z nim porozmawiać na wiele tematów. Dobrze zna język angielski, uczy się także polskiego. Kompletnie nie przypomina wojownika z zielonej murawy. Pół roku temu uzyskał licencjat na uniwersytecie w Madrycie (Universidad Camilo Jose Cela). Co ciekawe – na tym samym wydziale studia w 2011 roku skończył Juan mata. Teraz hiszpański pomocnik robi „magisterkę”. Ma już nawet tytuł pracy dyplomowej: „Efekt treningu plyometrycznego na poprawę szybkości u zawodników piłki nożnej. Konikiem Martineza jest jednak prawidłowe odżywianie sportowców. Zawodnik Piasta każdą wolną chwilę poświęca na odrabianie studenckich zaległości.
Wysychające źródełko, czyli spory tekst o transferach Górnika Zabrze.
Klub z Roosevelta w ciągu dwóch lat eksportował siedmiu piłkarzy poza granice Polski. Pod tym względem jest w czołówce ligi. Na trzech z nich nie zarobił nawet euro. Dwa lata temu wyjechał z Zabrza Arkadiusz Milik. Bayer Leverkusen kupił napastnika Górnika za ponad dwa miliony euro. Podanie konkretnej kwoty w wypadku Milika nie jest proste, bowiem w umowie z klubem z Leverkusen było kilka bonusów. Faktem jednak jest, że 19-letni wówczas napastnik był jednym z najdroższych piłkarzy sprzedanych w historii, nie tylko z Górnika. Tej kwoty zabrzanie później za piłkarza już nie dostali, ale odejście Milika zapoczątkowało passę, jakiej w Górniku nie było od blisko dwudziestu lat. W stosunkowo krótkim czasie z Roosevelta wyjechało sześciu zawodników. Od Chin przez Turcję do Włoch. (…) Przez dziesięć lat chyba z żadnego klubu nie wyjechało poza Polskę tylu piłkarzy, co z Zabrza. Zaczęło się gdzieś w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, kiedy wyjechali Pałasz, Matysik, potem Wandzik i Komornicki. Granice nie były już tak szczelne, a w Górniku grali najlepsi polscy piłkarze, którzy rok w rok grali w pucharach. Każdy szukał swojej szansy. Jedni w lepszych klubach, inny w słabszych. Ja wyjechałem do Francji, do klubu z niższej ligi, ale nigdy tego nie żałowałem. Trwało to blisko dziesięć lat, w końcu źródełko wyschło – mówi Marek Kostrzewa. Kiedy opuszczał Polskę miał na koncie cztery tytuły mistrza Polski. (…) Posucha trwała kilkanaście lat. Właśnie do chwili odejścia z Zabrza wspomnianego Milika. – Dziś każdy sprzedaje, wiele klubów z tego żyje, a piłkarze chcą zarabiać jak najwięcej i grać w coraz lepszych klubach. Raz robi się lepszy, a raz gorszy interes. Przykład pierwszy to Skorupski. Drugi? Olkowski, za którego nie dostali nawet złotówki – mówi Grzegorz Mielcarski, były napastnik Górnika. – Dobrze, że Górnik jest wśród piłkarzy kojarzony, jako klub, z którego stosunkowo łatwo wyjechać na zachód, a przecież nie gra w pucharach. To jednak jest problem, bo obniża wartość piłkarzy. Gdyby w ostatnich 2-3 latach udało im się pokazać w Europie, być może sprzedawaliby piłkarzy za jeszcze wyższe kwoty. Rozumiem jednak dlaczego tak się dzieje. Chcąc zarobić musisz zainwestować, a na to Górnika dziś nie stać – to jeszcze raz Mielcarski.
Teksty ze Sportu znajdziecie też na katowickisport.pl
PRZEGLĄD SPORTOWY
A tak zaprasza PS.
Pierwszy piłkarski materiał zwraca uwagę – wywiad z Grzegorzem Lato. Niech ekipa Bońka zostawi mnie w spokoju.
Przez półtora roku unikał pan wypowiedzi o nowym PZPN, ale ostatnio chyba coś w panu pękło?
– Rzeczywiście już w październiku 2012 roku, zaraz po wyborach, postanowiłem nie komentować działań Zbigniewa Bońka. Ale pod jednym warunkiem: jeśli nowa władza nie będzie przekręcać faktów. Dlatego mam do niej prośbę: zostawcie mnie w spokoju, bo… ja wiedzę mam naprawdę ogromną. Ten jeden raz muszę się odezwać, bo nie godzę się, by manipulowano kwotami.
Stąd wypowiedzi dla „Piłki Noznej”, w której mówi pan zupełnie inaczej o stanie związkowych finansów na koniec pana kadencji, niż przedstawia to obecny prezes Zbigniew Boniek. Niech więc pan wyjaśni, ile pana ekipa zostawiła na koncie swoim następcom?
– Zbyszek Boniek niedawno publicznie stwierdził, że po nas zostało na koncie związku 44 mln złotych. Czuję się tak, jakby ktoś chciał mnie wykiwać. Ile? 44 miliony? A czy przypadkiem nie było to 100 milionów? A nawet trochę więcej.
Skąd taka rozbieżność?
– Najgorsze jest to, że na kilometr pachnie tu manipulacją faktami. Faktycznie, zaraz po wyborach na związkowym koncie było 44 miliony złotych.
A więc jednak prawda.
– Niech pan sobie nie żartuje z poważnych spraw. Owszem, prawda. Tyle że cząstkowa, wyrwana z kontekstu i odpowiednio podana. Otóż na koncie leżały 44 miliony, przy czym już wtedy było jasne, że do związku spłyną kolejne należne kwoty. To wynikało z dokumentów księgowych, na wszystko są twarde papiery. I nowa ekipa doskonale o tym wiedziała, bo od razu przeprowadziła audyt. Pieniądze oczywiście zaczęły spływać, w ciągu paru miesięcy około 70 milionów złotych. (…)
Inny fragment rozmowy – a mamy też wywiad z Masłowskim z Legii – z Krychowiakiem. Tutaj tytuł: Maszyna czasem się zepsuje.
Z najlepszymi Sevilla sobie nie radzi. Przegraliście z Barceloną 1:5, Atletico 0:4, Valencią 1:3…
– Widać, że do najlepszych trochę nam brakuje. Trzeba dalej pracować. Mecz z Realem to dobra okazja, żeby przełamać słabą passę. Jestem człowiekiem dużej wiary – nawet z Królewskimi możemy sobie poradzić. Chociaż faworyt takiej konfrontacji zawsze będzie jeden.
(…)
Czuje się pan taką perełką ligi hiszpańskiej? Dużo mówi się o pana specyficznej jak na La Liga agresywnej grze…
– Nie przesadzałbym. Faktycznie, to liga, w której jest dużo niskich piłkarzy, opierających swoją grę na technice i szybkości. Wymienność podań i szybkość akcji to tutaj podstawy do odniesienia sukcesu. Ale nie jest tak, że inne zespoły nie mają piłkarzy o mojej charakterystyce – twardych i grających dość agresywnie. Niemal każdy zespół ma zawodników, którzy w taki sposób odpowiadają za destrukcję.
I na koniec jeden tekst z krajowego podwórka – o Lechu. O Kamińskiego pytały Bari i Derby County.
Latem Marcin Kamiński już pakował się do wyjazdu, bo miał bardzo poważną propozycję z Palermo i między klubami toczyły się nawet negocjacje. Włosi niemal na ostatniej prostej zrezygnowali z transferu i 22-latek został w Kolejorzu. Dla środkowego obrońcy najbliższa runda będzie jednak prawdopodobnie ostatnią w barwach poznańskiego zespołu. – Tak – w ten sposób wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski odpowiada, kiedy pytamy, czy znów na jego biurku pojawiły się zapytania o reprezentanta Polski. Nazw klubów nie chce zdradzić, ale wiemy, że chodziło o włoskie Bari z Serie B oraz angielskie Derby County z Championship, czyli w obu przypadkach z zaplecza najwyższej klasy rozgrywkowej. – Ten ruch wokół Marcina był podobny, jak latem, ale uznaliśmy, że zostanie w Poznaniu. On zresztą powiedział, że musi wreszcie coś wygrać – dodaje Rutkowski. Kamiński zachowuje się podobnie jak Dawid Kownacki czy Karol Linetty. Młodzi piłkarze Kolejorza budzą spore zainteresowanie na rynku transferowym, ale postanowili pomóc Lechowi w wywalczeniu mistrzostwa. W przypadku Kamińskiego był jeszcze jeden ważny aspekt – zdanie trenera Macieja Skorży. Szkoleniowiec sprzeciwiał się oddawaniu piłkarza już teraz.
Teksty z Przeglądu Sportowego znajdziecie też na przegladsportowy.pl