– Dziś trenujemy tak, jak trenują profesjonalni piłkarze – mówi w dużej rozmowie z Weszło Zbigniew Przesmycki, szef polskich sędziów. – Z jedną różnicą: nie spędzamy całego czasu razem. Siedemnasty zespół w lidze, czyli my, z wiadomych przyczyn, musi pracować w rozbiciu. Sędziowie muszą być tak samo wytrenowani, jak zawodnicy, by wytrzymywać tempo do ostatniego gwizdka. Wiemy o tym doskonale i dlatego raz na trzy kolejki spotykamy się w Spale. Na dwudniowym mini-obozie organizujemy trening, analizę meczów, odnowę i kolejną sesję z treningiem kończącym. Sędziowie najwyższego szczebla mają indywidualne, szyte na miarę rozpiski. Inaczej ćwiczył choćby Marciniak, który gwizdał Holandia-Meksyk na Amsterdam Arena, a po jednodniowej przerwie na obiekcie West Ham United mecz Kolumbia-Stany Zjednoczone.
W sporej ekipie wyjechaliście na przygotowania do Turcji?
– 59 sędziów i sędziów-asystentów, w tym dwie kobiety. Monika Mularczyk, która awansowała do grupy Elite, i Ewa Augustyn, pierwszoroczna arbiter międzynarodowa. Ewa dodatkowo zbiera, użyteczne również dla nas, materiały do swojej pracy doktorskiej dotyczącej kinematyki i intensywności wysiłku sędziów w trakcie meczu.
Wśród sędziów płci męskiej nikogo w grupie Elite nie mamy. Marciniak miał być, ale go nie ma.
– Pamiętajmy, że on – zaczynając od trzeciej grupy – co roku notował awans. Teraz nie awansował, ale to wąska grupa, nieco ponad dwudziestu ludzi. Większość przesunięć zachodzi na koniec roku, ale zdarzają się też po sezonie. Wierzę, że już w drugiej połowie tego roku Marciniak trafi do grupy Elite.
Niedawno spodziewał się go pan w tym gronie w styczniu.
– Komisja Sędziowska UEFA stwierdziła, że po zakończeniu 2014 roku nie dojdzie do znaczących zmian i awansowano tylko dwóch sędziów. Przekonanie o awansie Szymona opierałem m.in. na bardzo dobrych ocenach za mecze Ligi Mistrzów, Ligi Europy oraz w eliminacjach Euro 2016, w tym także od Pierluigi Colliny.
Marciniak to dziś nasz towar eksportowy. Jest on i długo, długo nikt?
– Kto tak powiedział?
Ja pytam pana.
– Skąd to pytanie?
Bo Marciniak walczy o Elite, ma najwyższe oceny, a inni…
– … nie odkryję Ameryki, mówiąc, że Marciniak jest najlepszy. Nie będzie z nami w Turcji do końca, bo leci do Aten na zgrupowanie czołowych sędziów UEFA– wszystkich z Elite i kilku z pierwszej grupy. Czekają ich kolejne mecze w Europie. Dlatego nie bójmy się słowa: najlepszy. Ale że za nim długo, długo nikt? Może kiedyś tak było, lecz dziś na pewno tak nie jest. Spójrzmy, kto za mojej kadencji wszedł na listę sędziów międzynarodowych. Raczkowski ze Stefańskim awansowali po roku do drugiej grupy, a duży potencjał mają tez Frankowski z Musiałem. Na meczach pucharowych i eliminacji ME 2016, prowadzonych przez naszych sędziów, najniższa nota to 8,3 – czyli na poziomie oczekiwanym przez UEFA. Nie oczekujmy jednak, że wszyscy znajdą się w Elite, bo to niemożliwe. W ostatniej, szóstej kolejce pucharowej mecze dostały trzy nasze zespoły sędziowskie, i w Lidze Mistrzów, i w Lidze Europy. Razem – osiemnastu sędziów w jednym terminie! To sytuacja, jaką jeszcze niedawno ciężko było sobie wyobrazić.
Marciniak jest objętym programem mentoringu, blisko współpracuje z Frankiem De Bleeckere.
– De Bleeckere jest jego coachem, a takich, którym UEFA przydzieliła coacha, jest tylko siedmiu w Europie. W tej grupie dostrzega się ogromny potencjał, Marciniak jest tutaj drugim najmłodszym.
Kojarzy mi się taki wywiad z Marciniakiem, w którym mówi o sędziowaniu Musiała w stylu wyspiarskim. No i że on wraz z Raczkowskim też lubią piłkarzom na więcej pozwolić. Panu podoba się takie promowanie gry?
– W żadnym wypadku nie idziemy w stronę angielskiego stylu. Zresztą, w ogóle nie wiadomo, co się pod tym kryje. Był mecz Chelsea z Arsenalem, prowadził go Martin Atkinson i pokazał żółtą kartkę, kiedy należała się ewidentna czerwona. I co? I potem mi mówił, że trochę mu z tego powodu głupio. To nie tak, że istnieje angielski styl gwizdania –ci chłopcy byli po prostu szkoleni w określony sposób, pozwalali na wiele i dziś muszą się adoptować. Nie może i nie jest już tak, że nie wyrzuca się piłkarza z boiska tylko dlatego, że jest to mecz z Wysp Brytyjskim. Spójrzmy na moich sędziów: o którym można powiedzieć, że jest drobiazgowy? O żadnym.
O Pawle Pskicie mówiło się, że jest drobiazgowy.
– Może się mówiło, ale Paweł … No, może się mówiło, i tyle. Słyszałem, że w ostatniej kolejce drobiazgowy był Jarek Przybył. Jeżeli ktoś uważa, że lekkie pchnięcie w plecy, pociągnięcie za ramię, przez co przeciwnik nie ma możliwości właściwego zagrania piłki, nie jest podstawą do odgwizdania faulu – myli się. Przecież ten przeciwnik wygrał walkę o pozycję. A skoro ty przegrałeś, to popchnięcie przeciwnika prawie zawsze będzie nieostrożnym faulem. Nie szukajmy argumentów, że było to pchnięcie lekkie, że się nie przewrócił. Pytacie, co Przybył gwizdnął w meczu Śląska z Bełchatowem? Gwizdnął czarno-białego, stuprocentowego karnego. To nie było, jak już słyszałem, byle co. Owszem, to mogło by być „byle co”, gdyby zawodnik Bełchatowa miał jakąkolwiek szansę na zagranie piłki.
Jak proszę, byście pokazali mi drobiazgowego arbitra, to nie potraficie wskazać nikogo. A to dlatego, że dziś takiego gwizdania się nie lubi i my to wiemy. To źle wpływa na wizerunek meczu. Problem jest teraz taki, żeby sędziowie nie pozwalali na zbyt wiele.Tym bardziej, że jednym z ich zadań jest dbanie o zdrowie zawodników. Niektórzy i tak mówią, że kiedyś można było pozwolić sobie na więcej. No tak, rola obrońców była wówczas łatwiejsza – jedną nogą wchodził w piłkę, a drugą w ścięgna Achillesa. Teraz taka „męska gra” jest nie do przyjęcia. A właśnie, był ostatnio wywiad z sędzią, ze stwierdzeniem, że jego największym problemem są poważne rażące faule (śmiech).
To Tomek Musiał w rozmowie z Weszło.
– Nie ukrywajmy, zabrzmiało to dość śmiesznie. Dla sędziego najwyższej klasy poważne rażące faule nie mogą być problemem.
Musiał mówi, że są.
– Dlatego nad tym pracujemy.
I jak ta praca wygląda?
– Różnie, może powtórzę o przygotowaniu fizycznym: Marciniak w meczu Meksyku z Holandią przebiegł 14,5 km, miał dzień przerwy i w meczu USA – Kolumbia przebiegł niewiele mniej. Kiedy David Elleray przysłał zaproszenie na ten drugi mecz, miałem wątpliwości, bo to tylko dzień odpoczynku. Uznaliśmy z Davidem, że Szymon będzie sędziował, ale zadecydowała dopiero ocena Szymona: o samopoczuciu, stanie psychicznym, świadomości zwiększonego ryzyka popełnienia błędu. On się na tę propozycję wręcz rzucił! To jest mentalność sędziego na najwyższym poziomie. Fizycznie dał radę bez problemów, psychicznie też.
On umie się odciąć, trzyma dystans.
– Jest mocny. Dla słabych psychicznie nie ma już na tym szczeblu miejsca.
Żartują, że zrobił się z niego celebryta.
– Przesada, wszystko jest pod kontrolą. O naszej pracy – przynajmniej zaraz po meczu – najlepiej, żeby mówiono jak najmniej. Czasem sędziego się pochwali, ale co do zasady chwaleni są zawodnicy i trenerzy. Musimy być więc pełni pokory wobec naszego miejsca w szyku, ale bez żadnych, choćby najmniejszych, kompleksów. A sędzia, który zaczyna być celebrytą – mamy pewien przykład sędziego wysokiej klasy z zagranicy – kończy się jako sędzia. Szymonowi to nie grozi.
(Przesmycki na włączonym laptopie zaczyna pokazywać bazę danych…)
– Widzi pan, na podstawie wszelkich arkuszy i materiałów wideo wystawiamy arbitrom noty. Dzisiejsi obserwatorzy nie mogą już nikomu zrobić krzywdy, mogą tylko sami mieć problemy. Zresztą, to sędziowie przesyłają samooceny i przygotowują mecz w pigułce, wycinając kontrowersyjne sytuacje. Analizujemy je. Wyciągamy wnioski, rozwijamy się. O, weźmy wspomnianego Przybyła z ostatniej kolejki. Jego pracę ilustruje ponad 50 klipów i wszystkie je analizowaliśmy pod kątem tego, czy był bardzo drobiazgowy. Nie – on nie był drobiazgowy, on był bardzo dobry.
Musiał miał taki mecz, w którym jego asystent…
– … tak, trochę przysnął. Chyba na Zawiszy, ale to w poprzednim sezonie.
Jakie konsekwencje za tak rażący błąd?
– Na pewno aż tak rażący. Kojarzy pan to w ogóle?
Nawet panu pokażę…
– Rzeczywiście jest to błąd, jaki nie powinien się zdarzyć. Asystent nie zauważył piłkarza, który wybiegł poza linię końcową.
Co z tymi konsekwencjami?
– Jeżeli sędzia myli się w taki sposób, oznacza to, że w krótkim okresie czasu trzeba ograniczyć do niego zaufanie. Czyli w kolejnych meczach odpoczywa. Tak zresztą, jak i zawodnicy, którzy też siadają na ławce rezerwowych.
Często się zdarza, że musicie wyciągać konsekwencje?
– Nie. Pomówmy o błędach oczywistych. Wie pan, ile co do zagrania ręką było jesienią błędnych decyzji? W naszej ocenie, zero bo przecież decyzje kontrowersyjne to nie błędy. Tak naprawdę to musimy się wstydzić dwóch nieuznanych bramek z powodu spalonego i dwóch innych decyzji z gry, w tym nieodgwizdanego faulu „bramkarza lecącego z nogami w powietrzu w kierunku przeciwnika”. Nie trzeba nawet dobrze widzieć takiej sytuacji, wystarczy zobaczyć sam schemat. Pytaniem jest kolor kartki, a tutaj sędzia nawet nie odgwizdał faulu. Taka sytuacja nie powinna się wydarzyć, a chyba mocno związana była z głową czy – jak kto woli – z psychiką.
Psychiką sędziego?
– Oczywiście. Przy tak jasnych przewinieniach błędu nie można inaczej wytłumaczyć. I pytanie, co w takiej sytuacji z resztą zespołu? Jeżeli arbiter główny ma chwilę słabości, to trzeba mu pomóc. A to, czy faul był na linii, czy pięć centymetrów przed linią, czy był faul, czy może symulacja – trudno mi o takie sytuacje się gniewać.
Co dalej przy takich błędach?
– Analizujemy je wspólnie, szukamy przyczyn ich popełnienia i zastanawiamy się, jak ich uniknąć w przyszłości. Błędów oczywistych w trudnych sytuacjach – takich, których musimy się wstydzić – możemy doliczyć się na palcach jednej ręki. Ich nie wyeliminuje się jednak nigdy, a przynajmniej do czasu wprowadzenia wspomagania technologicznego.
W jednej z rozmów mówił pan, że dziś nie ma za bardzo co dyskutować o kontrowersjach…
– … bo jak mamy dyskutować? Możemy tylko wyjaśniać, dlaczego ta decyzja była dobra. Możemy na przykład powiedzieć, dlaczego ręka na plecach przeciwnika spowodowała przewinienie. Jeżeli jednak ktoś się upiera i powtarza „to było takie lekkie pchniecie”, to nic więcej nie możemy zrobić. Ale nie lekceważymy opinii publicznej, gdy czujemy, że nie mamy racji. Tak było z interpretacją „ręki”.
Sprawa z Wasilukiem.
– Wszystkie wytyczne dyskutujemy z sędziami, bo jeżeli oni ich w jakimś sensie tego nie autoryzują, to będą problemy z ich wdrażaniem na boisku. Opracowując wytyczne do oceny rozmyślności kontaktów piłki z ręką, ustaliliśmy że jeżeli po strzale czy dośrodkowaniu zawodnik zdąży dociągnąć rękę do ciała i piłka trafi go w rękę, to karnego nie ma. Jeżeli jednak zawodnik, mimo ręki przy ciele, pójdzie na piłkę i uderzy ją bokiem ręki – jedenastka, bo miał miejsce ruch ręki do piłki. Gdy jednak po karnym Wasiluka okazało się, że nikomu się to nie podoba, zasadę tą zmieniliśmy. Teraz gdy zawodnik scali rękę z tułowiem, to żaden jej kontakt z piłką nie jest uznawany za rozmyślny.
Dzisiaj takiego karnego by nie było.
– Nie. Jeżeli zawodnik zdąży ręce scalić z ciałem, to – nie powiększając obrysu ciała – może blokować strzał lub nawet taką ręką przy ciele uderzyć nadlatująca piłkę.
Musiał przyznał w wywiadzie, że jego asystent sprawdza w przerwie smsy. To jest w porządku?
– Nie, w żadnym wypadku. Wyciągniemy wnioski, bo nie może być sprawdzania smsów o prawidłowości decyzji w przerwie.
Czyli się wyłożył.
– Nie rozpatrujmy tego w tych kategoriach. Zresztą, pan nie wie, czy on się tymi słowami specjalnie nie wyłożył. Może taka wypowiedź mu pasowała?
Pana zdaniem, nie może być na to miejsca.
– W trakcie meczów? No nie. Sędziów najwyższej klasy w trakcie meczu interesuje tylko to, co przed nimi. Do analizy sytuacji wracają dopiero po meczu. Sędzia, który w przerwie musi dowiedzieć się, czy nie popełnił błędu… A co, jeżeli dowie się, że popełnił? Pomyli się w ramach rekompensaty na korzyść tej drugiej drużyny ?
Nie zwracaliście wcześniej na to uwagi sędziom?
– Nie, nie… Były czasem rozmowy na ten temat, ale brakowało świadomości, że coś takiego ma miejsce. Nie robimy z tego wielkiego problemu, ale skoro już o tym wiemy – skończymy z tą praktyką.
Lecimy z pytaniami z Twittera… Czy to prawda, że poważnie rozważany jest powrót Huberta Siejewicza do sędziowania?
– Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Ale ja sobie przypominam, jak rok temu pan mówił: „Zastanowimy się jeszcze nad tym”.
– Dziś nie ma takiego tematu.
A ostatnio był?
– Pojawiały się w mediach ankiety, różnego rodzaju wymiany zdań… Jednym z naszych osiągnięć jest to, że nawet jak się mylimy, to nikt nie doszukuje się drugiego dna, a tutaj nie uniknęlibyśmy ciągłych wątpliwości.
Pytanie z Twittera. Co pan myśli o niewydrukowanej tabeli i co ma do powiedzenia Probierzowi?
– Nic nie myślę. Jak chcecie, to proszę – róbcie tę tabelę ze mną.
Pan by bronił swoich ludzi.
-Nie o to chodzi. Na przykład tzw. „powracające spalone”, zwłaszcza sprzed nosa asystenta, są trudne do oceny. Napastnik robi krok w kierunku linii środkowej, obrońca w tym samym czasie robi w drugim kierunku i sędzia akcję puszcza, choć kreska pokazuje, że spalony formalnie był. Nie oburzam się o niewydrukowane tabele, to zabawa. Jeżeli jednak mówi się, że Jagiellonia została skrzywdzona i dolicza się jej punkt, kiedy spalony przeciwnik strzela piękną bramkę po przejęciu piłki przy linii bocznej i wkręceniu w murawę dwóch obrońców, to mogę się tylko uśmiechnąć .
A co do przepisu o spalonym, to musi on być. Próbowano grać bez spalonego i źle się to skończyło: dziwne taktyki, napastnik przy samym bramkarzu. Bez sensu. Natomiast „powracający spalony” powinien zostać zlikwidowany – jeśli mamy ofsajd w chwili podania, ale zawodnik cofa się po piłkę, prawie do linii środkowej i w momencie przejęcia piłki ma niekiedy przed sobą pół drużyny przeciwnej, to ofsajdu być nie powinno. Po co podnosić chorągiewkę? Kibice kochają piękne akcje, a nie podnoszone w górę chorągiewki. Moim zdaniem, trzeba zmodyfikować przepisy.
Są prowadzone dyskusje w tej sprawie?
– Tak, bo komu przeszkadzałaby ta zmiana?
Ja się z panem zgadzam.
– No właśnie. Gdyby w meczu Jagiellonii chorągiewka poszła w górę, to nie oglądalibyśmy pięknej akcji zakończonej zdobyciem równie pięknej bramki. Czy to nie jest argument za taką zmianą w przepisach?
To w czym problem?
– Trzeba tylko za tym lobbować i wcześniej czy później zostanie zrobiony, jeżeli chodzi o spalonego, kolejny krok do przodu. Popatrzmy, jak to wyglądało kiedyś – jeśli piłka leciała w kierunku pięciu napastników, którzy nie znajdowali się na pozycji spalonej, i tego szóstego, który się znajdował, to chorągiewka szła w górę. Do ilu pięknych akcji nie doszło z tego powodu? Dziś już tego nie ma. Myślę, że „powracający spalony” też przejdzie wkrótce do historii.
Pytanie z Twittera. Czy ma pan konflikt z Panem Sławkiem?
– Nie mam żadnego konfliktu. Skąd taki pomysł?
Pytanie z Twittera. Kiedy wyjdzie na jaw słynny pański ranking sędziów?
– Chyba chodzi o ranking na podstawie systemu „Triple Checking”, tak?
Chyba tak. Pierwsza trójka za jesień?
– Mogę podać dwójkę z listy, którą zgłosiliśmy do FIFA – Marciniak i Frankowski.To wynik rankingu nie według potencjału, a tego, co pokazywali na polskich boiskach w ostatnim roku. O najgorszych nie mówmy, bo to i tak najgorsi wśród najlepszych.
Pytanie z Twittera. Jak duży potencjał ma Szymon Marciniak?
– Nieograniczony. No, jest to potencjał do sędziowania imprez najwyższej rangi, w tym finału mistrzostw świata.
Rozmawiał PIOTR TOMASIK