CIES Football Observatory. To dzięki ich raportowi dowiedzieliśmy się, że Podbeskidzie ma jedną z najstarszych szatni w Europie, mało kto tak często wprowadza młodzieżowców do pierwszej drużyny co Legia, a Lechia pod względem ilości transferów jest w niechlubnej europejskiej czołówce. Tym razem specjaliści od analiz pochylili się nad efektywnością drużyn z pięciu topowych lig: Premier League, La Liga, Serie A, Bundesligi i Ligue 1.
Już na pierwszy rzut oka jest ciekawie, bo czołówkę rankingu zdominowały hiszpańskie ekipy. Real bezdyskusyjnie najlepszy, co biorąc pod uwagę ich siłę rażenia specjalnie nie dziwi. Na drugim miejscu Valencia, a uwagę zwraca fakt, że nikt nie jest tak zabójczy jak „Nietoperze” przed przerwą, dalej Atletico i Barcelona. Nie ukrywamy, że chętnie zgłębilibyśmy temat szerzej. Możliwe, że taki rezultat wynika z wypadkowej jakości piłkarzy, ale i specyfiki gry tych ekip – nieustanne ostrzeliwanie bramki rywala z dystansu raczej nie należy do ich charakterystyki.
Po nazwie klubu: liczba strzałów/jednego gola kolejno w pierwszej połowie, drugiej i ogółem w meczu
Bardzo wysoko przeżywający renesans Olympique Lyon, dość sensacyjny lider Ligue 1. I tu tym bardziej należy docenić lidera ich ataku, Alexandre Lacazette, który już załadował 21 bramek w tym sezonie (!). Nie zdziwimy się, jeśli dla dwudziestolatka będzie to ostatni sezon w barwach Lyonu. Warto też podkreślić, że aktualnie Francuz złapał kontuzję, bardzo możliwe więc, że niedługo osuną się w rankingu.
Mała sensacja natomiast tuż za pierwszą dziesiątką. Na dwunastym miejscu znajdziemy bowiem… Eibar. To tu więc kryje się tajemnica dobrej formy małego klubiku, przed sezonem skazywanego na pożarcie w Primera Division, a radzącego sobie nad wyraz dobrze. Eibar jest diabelnie skuteczny, a co najśmieszniejsze: najlepszym strzelcem tej bandy jest Mikel Arruabarrena. Trochę zajęło mu udowodnienie swoich umiejętności, ale chłop przeżywa właśnie najlepszy okres w swojej karierze.
Eibar znajduje się w rankingu przed choćby Bayernem, totalnym dominatorem Bundesligi. Jak to możliwe? Można założyć teorię: jak rozbijasz rywala niemal co kolejkę, to w pewnym momencie wkrada się w poczynania pewien luz, nie ma tego ciśnienia, by każda akcja kończyła się golem. Bayern zwyczajnie nie potrzebuje super skuteczności, by wygrywać mecze.
Nie dziwi nas natomiast stosunkowo niska pozycja Romy (24.) czy Manchesteru City (29.). To ekipy, które stwarzają sobie sporo szans, ale mają notorycznie problemy z ich wykańczaniem. To wszystko jednak nic w porównaniu z najgorszymi w tym zestawieniu. Aż trudno uwierzyć, ale biorąc pod uwagę tylko drugie połowy, Aston Villa potrzebuje… 54 strzałów, by trafić do siatki. Dramat.
Na samym dnie dwie ekipy Polaków. Obecność, osieroconego przez Immobile i Cerciego, Torino specjalnie nie dziwi – w końcu u „Byków” to Kamil Glik często musi brać się za strzelanie i jest jednym z najlepszych snajperów drużyny. Właściwie to zestawienie pomaga nam go docenić, bo przecież mimo tak marnej skuteczności Torino dna tabeli Serie A nie szoruje, czyli prosty wniosek: ma naprawdę bardzo szczelną defensywę. A tą zarządza oczywiście Polak.
A jeśli potrzebowaliście jeszcze więcej dowodów kryzysu w Borussii, to proszę bardzo. Na palcach jednej ręki można policzyć w czołowych ligach zespoły, które mają większy problem z wykorzystywaniem okazji. BVB owszem, kreuje całkiem sporo, ale nie ma zabójcy w polu karnym, który by ładował do siatki to, co koledzy wypracują. O ile wyżej w tym zestawieniu byliby, gdyby wciąż w ich kadrze znajdował się Lewy? Pewnie bliżej kilkudziesiąt, niż kilku pozycji.
Pełny raport TUTAJ