Reklama

Wrzutka do Pawła Brożka: o Stiliciu, Cupiale, ofertach z zagranicy…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 stycznia 2015, 18:31 • 13 min czytania 0 komentarzy

Kto w Wiśle najbardziej lubi sobie chlapnąć piwko? Dlaczego Brożek odrzucił ofertę Fulham Londyn? Jaki najlepszy klub kiedykolwiek złożył mu ofertę? W czym Szymkowiak był lepszy od Stilicia i czy tego drugiego uda się zatrzymać w klubie? Kiedy po raz ostatni widział się z Cupiałem, jak wspomina wyjazdowe 0:4 z Barceloną? I jeszcze wiele, wiele innych pytań. Zaproponowaliśmy wam wspólny wywiad z Pawłem Brożkiem. Tak zwaną wrzutkę. Przesłaliście nam więc kilkadziesiąt pytań, które zadaliśmy dziś napastnikowi Wisły.

Wrzutka do Pawła Brożka: o Stiliciu, Cupiale, ofertach z zagranicy…

Oto efekt, zapraszamy.

Marek Wiśniewski: Dlaczego w 2009 roku, będąc w życiowej formie, odrzuciłeś ofertę Fulham?

– Wcale nie odrzuciłem, ja sam byłem wtedy dogadany. Kwestie finansowe były ustalone… To Fulham zrezygnowało. Ja już się żegnałem z chłopakami i szczerze, byłem w lekkim szoku, że ten transfer nagle tak się rozmył. Po prostu Anglicy odpuścili, a ja nigdy nie dociekałem dlaczego tak się stało.

Mariusz Gruszka: Czy miałeś kiedykolwiek ofertę z pierwszej albo drugiej Bundesligi? Ta liga byłaby moim zdaniem dla ciebie idealna, a ty najpierw przeniosłeś się do chaotycznej Turcji, później do siłowej Szkocji, a na koniec dogorywałeś w Hiszpanii.

Reklama

– Konkretnej propozycji z Niemiec nie dostałem nigdy. Jeszcze jako junior, kiedy miałem 18 albo 19 lat, zainteresowany mną był podobno Wolfsburg. Później już o niczym takim nie słyszałem. Oczywiście jeśli mówimy o realnych propozycjach – musimy jednak odróżnić to od plotek, które się pojawiały.

tsWiślak: Czy mocno odczułeś to, że nie wyszło ci za granicą?

– No jasne, wyjeżdżałem z nadziejami – że będę grał regularnie, że będę strzelał bramki – i te nadzieje się niestety nie spełniły. Chociaż w poprzednim pytaniu też było trochę prawdy. Trafiłem do trudnej ligi tureckiej, w której jeśli nie odpalisz albo nie daj Boże doznasz kontuzji, jest po tobie. Taki kraj, taka mentalność ludzi. Tam musisz być zdrowy, silny, musisz strzelać bramkę za bramką. Kiedy ja tam byłem, Burak Yilmaz osiągnął życiową formę. Nie usprawiedliwiam się, ale był w mega gazie. No i przede wszystkim życie tam jest trudne. Szybko się zorientowałem, że chcę zmienić ligę i to za wszelką cenę.

miro88: Czekałeś na ten wyjazd tyle czasu. Dlaczego właśnie Trabzon? 

– Duże znaczenie miały kwestie finansowe – nie będę ściemniał. Po kilku tematach, które wcześniej nie wypaliły, czułem, że to już ostatni dzwonek, żeby po pierwsze wyjechać i spróbować innej piłki, a po drugie zarobić trochę pieniędzy. Miałem 27 lat. Jechałem do drużyny będącej liderem tabeli w mimo wszystko silnej lidze – silniejszej niż nasza. Kusiła Liga Mistrzów, chciałem to wreszcie poczuć.

Mirek Szymkowiak nie ostrzegał cię, jak żyje się w Trabzonie?

Reklama

– „Szymek” był tam sam. Ja wyjeżdżałem razem z bratem, mając już na miejscu Arka Głowackiego, później doszedł jeszcze Adrian Mierzejewski. Myślałem, że będzie nam dużo łatwiej, a szczerze – nawet będąc w czwórkę ciężko znosiliśmy ten pobyt. Dlatego duży szacunek dla „Szymka”.

Marek Wilk: Czy zostałeś kiedyś w jakiś śmieszny sposób pomylony z bratem?

– Hmm, pewnie tak, chociaż częściej to my wykorzystywaliśmy nasze podobieństwo. Zdarzało się, że jakąś rzecz robił Paweł, a później to szło na Piotrka czy na odwrót. Ale to raczej dawno temu.

Maks Krzyżanowski: Jaki był najlepszy klub, który był Tobą realnie zainteresowany?

– Dla mnie takim klubem była chyba Osasuna. Teraz jest w drugiej lidze, ale wtedy – a był to bodajże pierwszy sezon po odejściu „Żurawia”, kiedy zaczynałem grać z Tomkiem Frankowskim w pierwszym składzie – była to dla mnie chyba najlepsza propozycja. Cholera, lubię tę ligę hiszpańską. Pasowałem tam – szczerze powiem. Tylko nie tak, jak w końcu wyszło, że rozwiązałem kontrakt z Trabzonsporem, miałem tydzień czy dwa do zamknięcia okna i żadnego wyboru. Czas mnie gonił, pojawiła się oferta z Recreativo Huelva, ale ja już wtedy byłem trochę porozbijany po poprzednich przygodach.

Gabriel Hawryluk: Dostajesz ofertę ze Wschodu – np. Arabia Saudyjska. Pieniądze bardzo godziwe. Idziesz dorobić na koniec kariery czy zostajesz w Krakowie?

– I co tu powiedzieć? Mam rodzinę, mam swój wiek. Zastanowiłbym się, to na pewno. Chociaż ciągle mam nadzieję, że Wisła stanie jeszcze na nogi i znowu będzie walczyć o trochę wyższe cele.

Edgar: Jak bardzo dokuczliwa, dla takich graczy jak ty, jest sytuacja finansowa Wisły?

– Mnie ona nie dokucza. Jest nas kilku starszych, oddanych temu klubowi zawodników, którzy w dodatku byli już za granicą, trochę w piłkę pograli, więc pieniądze na codzienne życie zarobili. Brak tych wypłat nie jest teraz dla nas odczuwalny. Każdy pracuje dla pieniędzy – to normalne, ale czekamy cierpliwie. Pojawił się nowy prezes. Prezes Cupiał myśli o tym, żeby jak najszybciej odbudować zespół. Nie będę wchodził w szczegóły, bo to prywatne rozmowy, ale jest kilka pomysłów, które dają trochę optymizmu.

Weszło: Co sądzisz o głośnych deklaracjach prezesa odnośnie waszego celu sportowego?

– Biorąc pod uwagę miejsce w tabeli, liczbę punktów, to jasne – europejskie puchary są realne. Natomiast zastanówmy się, co jest realne później, kiedy ma się w składzie szesnastu, siedemnastu piłkarzy. Jednak Legia ma dwie jedenastki, które trener Berg potrafi rozsądnie wymieniać, dobrze rozkładać siły. Mam nadzieję, że nasz prezes, mówiąc o pucharach, miał na myśli też wzmocnienia.

Weszło: Mówił o uzupełnieniach…

– W takim razie bardziej skłoniłbym się ku wzmocnieniom – trójką, czwórką zawodników.

Bartosz Wójcik: Czy Arek Głowacki ma zadatki na przyszłego trenera Wisły?

– Ma charakter, ma charyzmę. To jest po prostu dobry człowiek, który na dodatek ma też wiedzę. Gdyby faktycznie poszedł w tym kierunku, mógłby zostać bardzo dobrym trenerem.

Weszło: A Paweł Brożek?

– Trenerem na pewno nie. Do trenerki kompletnie się nie nadaję. Nie mam jeszcze sprecyzowanej wizji, jak to moje życie po karierze będzie wyglądało, ale to na pewno nie jest ta robota…

Piotr Szkudlarek: Brakuje ci 55 goli, żeby dogonić Frankowskiego. Podejmujesz to wyzwanie?

– Ile „Franek” miał lat, jak kończył? Trzydzieści osiem? Gdybym sam do tego momentu grał, to pewnie mógłbym o tym myśleć, ale mówię wprost – nie mam zamiaru. Na pewno nie będę z serii tych długowiecznych. Chciałbym odejść w takim momencie, w którym będę mógł jeszcze biegać. Nie chcę dogorywać na boisku. „Franek” był trochę innym typem zawodnika. Bazował na sprycie i technice, na wiele mógł sobie pozwolić, różne mankamenty tym maskował. U mnie mogłoby być z tym różnie.

Marek Wilk: Który z obecnych piłkarzy Wisły jest najbardziej niedoceniany?

– Łukasz Burliga. Zrobił bardzo duży postęp, nawet porównując jego grę w poprzednim sezonem. Fajny typ nowoczesnego bocznego obrońcy, który potrafi strzelić bramkę, umie podać, gra agresywnie – czasami aż za bardzo. Ale to jest chłopak, który w naszej drużynie się obroni.

Jan Jelonek: Jak drużyna zareagowała, kiedy światło dzienne ujrzały jego problemy?

– Jak to w szatni…

Weszło: Szyderą?

– Nie robiliśmy mu wywodów. Tak – głównie była to szydera. Później – jasne, już o tym rozmawialiśmy, ale w pierwszej chwili były raczej żarty, dużo śmiechu. Szatnia piłkarska jest bezwzględna, potrafi wykorzystać różne wpadki, nawet te poważniejsze.

Marek Wilk: Przeciwko którym obrońcom w polskiej lidze gra lub grało ci się najtrudniej?

– Wskazałbym Tomka Hajtę, bo po nim zawsze było widać, że to chłop, który ma zdrowie i siłę. Ciężko się z nim walczyło, zwłaszcza pod względem fizycznym. Taki sam był Dickson Choto. Kawał chłopa, dużo silniejszy ode mnie. Z takimi było najbardziej pod górkę. Może trochę ratowało mnie to, że zawsze lubiłem te prestiżowe mecze, podwyższonego ryzyka – z Cracovią, Lechem, właśnie Legią.

Bartek Gągol: Kto z zawodników Wisły najbardziej lubi sobie chlapnać piwko?

– (śmiech) A kto nie lubi? Ja na przykład lubię. Jedyny trunek, jaki z alkoholu toleruję… Tyle powiem.

Jan Jelonek: Uważasz, że Wisła potrzebuje wzmocnień na pozycji napastnika?

– Biorąc pod uwagę słowa prezesa – potrzebuje. Jest Mariusz Stępiński, jest Maciek Jankowski, ale ich jednak trener widzi chyba na innych pozycjach. Jeśli chcemy grać w europejskich pucharach, ta rywalizacja musi być taka jak w zachodnich klubach, gdzie na każdą pozycję masz trzech, czterech ludzi. Dlatego chętnie zobaczę w klubie jeszcze jakiegoś napastnika.

Grzegorz: Co jest dziś największym mankamentem Wisły, poza jej sytuacją finansową?

– Nie potrafimy ustabilizować formy. Gramy bardzo dobre spotkanie, a w następnym zdarza nam się totalnie oddać pole i nie pokazywać tego, co umiemy.

Kamil Nenko: Paweł, czy powalczysz w tym sezonie o koronę króla strzelców?

– W poprzednim mówiłem, że powalczę, a później nie strzeliłem gola w dziesięciu meczach z rzędu, więc chyba lepiej, żebym nie składał już takich deklaracji. Choć wiadomo, że chcę trafiać regularnie. Pierwszy, taki mały cel to dogonienie Tomka Frankowskiego pod wględem liczby bramek zdobytych w Wiśle. Brakuje mi bodajże siedmiu albo ośmiu. Byle unikać takich serii, jak przed rokiem…

Weszło: Ile jeszcze sezonów przed tobą w lidze?

– Dwa i pół roku minimum. Ale też niewiele więcej, chyba.

Bartek Baran: Najlepszy asystent z jakim grałeś…

– Najlepszy, jakiego wykreowałem? (śmiech). No dobra, faktycznie miałem ich zwykle całkiem dobrych. Mirek Szymkowiak, teraz Semir Stilić, kiedyś Jaja w Trabzonsporze. Tam to był naprawdę fantastyczny piłkarz. Później, jak grał już w Metaliście Charków przeciwko Legii i Ruchowi, było go już z sześć kilo za dużo. Ale w Turcji to był mega piłkarz. Nieprawdopodobne rzeczy robił na boisku.

Marek Górski: A najlepsza „dziesiątka”?

– Kurde, Semir chyba mi wybaczy. Mirek Szymkowiak. Umiejętności czysto piłkarskie na podobnym poziomie, może nawet Semir górą, ale „Szymek” był dużo szybszym zawodnikiem.

Czego brakuje Stiliciowi, by zrobić karierę w silnej lidze za granicą?

– Szybkości. Kapitalna lewa noga, umie wziąć na siebie ciężar. Ma wszystko. Mógłby być tylko szybszy.

Kamil Siatka: Czy twoim zdaniem Wiśle uda się przedłużyć z nim kontrakt?

– Tak. Myślę, że się uda. Semir chce tu zostać, odrzucił parę propozycji. Chociaż klub też musi stanąć na wysokości zadania i chcąc walczyć o najwyższe cele, powinien umieć zatrzymać takiego piłkarza.

Kamil Siatka: Stilić na środku, Garguła na boku czy odwrotnie? Jak gra ci się z nimi najlepiej?

– Szczerze mówiąc, wolałbym, żeby obaj grali za mną w środku. To są zawodnicy, którzy mogliby trochę odciążyć mnie w ataku, obaj potrafią się dobrze odnaleźć w grze kombinacyjnej. Gdybym miał wybierać – chciałbym mieć ich obu w pierwszym składzie. No, tylko że musieliby mieć za sobą takiego defensywnego pomocnika, który wyplułby za nich płuca. „Sobola” albo najlepiej dwóch takich jak on.

Krzychu Drużyński: Czy Smuda i jego metody zmieniły się od czasów pracy z kadrą?

– Nie zmieniły się. Jedyna różnica polega na tym, że wtedy miał ludzi od przygotowania fizycznego, cały sztab, a teraz robi wszystko sam. Trenujemy ciężko. Oby to przyniosło skutek w lidze…

dark1991: Myślisz o powrocie do reprezentacji? Czy to realne przed Euro 2016?

– Rozmawiałem z asystentem selekcjonera Bogdanem Zającem. Wszystko zależy ode mnie. Ta moja forma jest, powiedzmy, pewną niewiadomą, ale przykład Sebka Mili, który jest ode mnie o rok starszy, pokazuje, że nigdy nie jest za późno, żeby o tym myśleć. Będąc po trzydziestce jeszcze można…

Marek Wilk: Dlaczego zawsze grasz z numerem 23?

– Bo lubię? W latach dziewięćdziesiątych byłem mocno nakręcony na NBA i mecze Jordana w Chicago Bulls. Zdarzało się zrywać w nocy, mając na przykład 13 lat, i oglądać finały NBA. Sentyment. Lubiłem Jordana. Obok brazylijskiego Ronaldo to mój największy sportowy idol, jakiego miałem.

shark: Kiedy po raz ostatni widziałeś się z Bogusławem Cupiałem?

– Widziałem się z panem Bogusławem na kolacji podsumowującej sezon, po meczu z Ruchem Chorzów. Na krakowskim rynku, jak co roku. Było zabawnie, jak to przy takich spotkaniach.

Bartosz Wójcik oraz Daniel: Jak często Cupiał widuje się z drużyną i jakiego typu to spotkania? Czy najstarsi zawodnicy mają do niego respekt, czy jest to już stopa bardziej koleżeńska?

– Częściej widuje się trener, chyba nawet dzisiaj miał do niego jechać. Generalnie, prezes Cupiał to zajęty człowiek. Spotykamy się przy okazji jakiś uroczystości, raz na kilka miesięcy, bo na co dzień prezes do naszej szatni nie zagląda. Co do stopy koleżeńskiej – nie ma mowy. Jest szacunek, jest respekt. Nawet gdyby kiedyś nalegał to pewnie sami byśmy sobie na takie relacje nie pozwolili.

beka: Dlaczego nieraz nawet nie próbujesz ukryć frustracji związanej z boiskowym zachowaniem Donalda Guerriera i Emmanuela Sarkiego?

– Zdarzyło mi się ze dwa razy, to przyznaję. W jednym z ostatnich meczów, bodajże z Górnikiem, nawet dość wyraźnie, za co Sarkiego przeprosiłem. Wychodziliśmy dwóch na jednego przeciwko bramkarzowi i w takiej sytuacji mi źle podał. A czemu zdarza mi się w taki sposób reagować? Bo widzę, że są to goście, którzy mają naprawdę duży potencjał, ale go do końca nie wykorzystują. Bardzo ich lubię, ale chyba każdy się zgodzi, że trener Smuda czasem ma rację, że są dosyć nieprzewidywalni.

Adam Połonowicz: Jak szatnia reaguje na ich zachowania?

– Jest OK, chociaż nasza szatnia zrobiła się dość specyficzna, więc szyderka wchodzi w grę.

Weszło: Wrócił trochę klimat z dawnej szatni Wisły?

– Wtedy to była inna drużyna i inne sukcesy, które ją napędzały. Ciężko to porównywać. Ale fakt, że nasza szatnia obecnie może być ciężka dla kogoś, kto wchodzi i próbuje się w niej zaaklimatyzować. Za to później można czuć się w niej naprawdę fajnie. Atmosfera jest bardzo dobra.

Michał Goebel: Czy macie od trenera zakaz oddawania strzałów spoza pola karnego? Jedyny, który próbuje to Sadlok.

– No i Semir. Wiesz, ja bym nawet chciał strzelać z dystansu, gdybym tylko miał uderzenie (śmiech). Ale generalnie zgodzę się, że tych prób jest za mało, a tak też można strzelać bramki.

Dudek1981: Czy widzisz jakąkolwiek receptę na to, by młodzi piłkarze nie przepadali w drodze do dorosłych karier, między juniorami a seniorami?

– Nie ma recepty, serio. Tak jak nie ma na to, by powiodło ci się za granicą. Wiele zależy od umiejętności, ale trzeba mieć też furę szczęścia do miejsc i do ludzi, którzy zauważą, zaufają, dadzą szansę.

Wanda Lis: Komu kibicowałeś w meczach Legii z Celtikiem? 

– Oglądałem te mecze, ale bez większych emocji. Celtic bardzo się od moich czasów zmienił, na niekorzyść. Odszedł Wanyama, który jest kapitalnym defensywnym pomocnikiem, nie ma już Hoopera. Potencjał i ofensywny, i ofensywny mocno zmalał.

Robert Wach: Kto jest najbardziej perspektywicznym młodym zawodnikiem Wisły?

– Alan Uryga zrobił duży postęp, jeśli porównać z tym jak przychodziłem do Wisły półtora roku temu. Dobrym zawodnikiem będzie też kiedyś Tomek Zając. Jeśli głowa wytrzyma…

Weszło: A wytrzyma?

– Zrobił dobry ruch. Ja też w taki sposób poszedłem kiedyś do GKS-u Katowice, jak on teraz do Chrobrego Głogów. Tu nie miałby szansy się ogrywać. Wejścia na 5 – 10 minut nic by mu nie dały. Jeśli tam będzie grał po 90 czy nawet 60 – 70 minut, wtedy zobaczymy jak pójdzie w górę.

Mateusz Maślanka: Gdybyś miał typować, gdzie zakończysz swoją karierę?

– Moim zdaniem: w Wiśle Kraków. Wiadomo, że nie chcę składać deklaracji, bo w którymś momencie mogę stać się niepotrzebny. Ale mam już 32 lata i chciałbym grać w Wiśle już do końca. A jeśli byłaby taka szansa, taka propozycja, to może nawet pracować dalej w klubie w jakimś charakterze.

Piotr Szkudlarek i vinci6: Swoją przyszłość wiążesz z Krakowem czy wolisz mieszkać gdzieś, gdzie nie ma smogu? A może wyobrażasz sobie powrót do Korony, w rodzinne strony?

– Wybudowałem dom niedaleko Krakowa, więc wygląda na to, że zostanę. Świętokrzyskie tereny są mi bliskie – mam tam mamę, rodzeństwo – często je odwiedzam, ale swoją przyszłość wiążę z Krakowem.

Paweł Lejkowski: Jak wspominasz mecz na Camp Nou i 0:4 z Barceloną?

– Wtedy rodziła się ta wielka Barcelona, to był pierwszy oficjalny mecz Guardioli. W jakimś sensie staliśmy się historią – moim zdaniem – najlepszego zespołu w dziejach piłki nożnej. Lepszego już nie będzie. Sam mecz był dla mnie męką, czułem jakby trwał cztery godziny. Dotknąłem piłkę może ze dwanaście razy. Śmialiśmy się, że zagrałem na Camp Nou i… już bym więcej nie chciał.

Przygotował PAWEŁ MUZYKA 

Najnowsze

Piłka nożna

Ostre słowa o Amorimie. „Jego miłość, pasja i oddanie były tylko fantazją”

Patryk Stec
0
Ostre słowa o Amorimie. „Jego miłość, pasja i oddanie były tylko fantazją”

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...