To już tuż, tuż. Jeszcze w listopadzie poinformowaliśmy: Lechia chce Sebastiana Milę! I to bardzo chce – tak bardzo, że oferuje mu 5,5-letni kontrakt piłkarsko-pracowniczy. Od tamtej pory wiele się działo: od obśmiewania tej informacji, po pierwsze potwierdzenia, nieśmiałe rozmowy pomiędzy klubami, aż po impas. W ostatnim tygodniu sprawa już miała umierać, zniecierpliwieni gdańszczanie złożyli nawet ofertę Semirowi Stiliciowi, który tylko do lipca ma kontrakt z Wisłą Kraków.
I nagle: BUM.
Sebastian Mila nie leci ze Śląskiem na zgrupowanie do Turcji, ponieważ wyruszy w innym kierunku – na testy medyczne w Lechii. A skoro testy, to wiadomo, że porozumienie pomiędzy klubami w praktyce zostało już osiągnięte. Śląsk długo się targował i wygląda na to, że utargował swoje: ponad milion złotych za 33-letniego zawodnika, będącego jednocześnie ogromnym obciążeniem dla budżetu (z tego względu wcześniej brano pod uwagę pozbycie się go za darmo). Lechia z kolei pozyskuje zawodnika mocno identyfikującego się z klubem, co jest miłą odmianą, biorąc pod uwagę sprowadzoną nad morze armię zaciężną.
Nie chcemy niczego przesądzać, ale wygląda na to, że musiałby wydarzyć się jakiś kataklizm, by Mila nie zagrał w barwach ukochanego klubu. Różne zdarzały się przypadki podczas testów medycznych, ale bądźmy szczerzy – zalicza je 99/100 piłkarzy. Tym bardziej Mila, który w tak dobrej fizycznej jeszcze nigdy nie był. — Nigdy nie ukrywałem, że to mój klub. Chodzi mi po głowie powrót do Gdańska. Mam już starszych rodziców i chciałbym mieszkać bliżej nich. Może nie jest to główny powód, ale jeden z czynników, które każą mi się zastanowić nad powrotem do Lechii. Tam zaczynałem, tam chciałbym skończyć – opowiadał nam Mila w listopadzie.
Wiadomo, że Lechia będzie chciała sprowadzić jeszcze bramkarza oraz środkowego obrońcę.
Fot. FotoPyK