Reklama

Trener Termaliki: Sam jestem ciekaw, jak udźwigniemy tę presję

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 stycznia 2015, 18:24 • 6 min czytania 0 komentarzy

Dobrze pan ostatnio sypia?
– Ja zawsze sypiam dobrze.

Trener Termaliki: Sam jestem ciekaw, jak udźwigniemy tę presję

Pytam, bo sporo się w tym roku dzieje – ze środkowymi obrońcami chociażby. Miał wracać do Zabrza Kopacz, a Czerwiński związał się z Pogonią od lata i chcą go tam już dziś.
– Z Kopaczem mieliśmy problem na początku stycznia, ale od pierwszego treningu, czyli od niedzieli, jest z nami.

Czerwiński z kolei mówi, że wiosną chciałby grać w Pogoni.
– Kuba poinformował mnie, że już teraz chciałby odejść. Do tego potrzeba jednak zgody wszystkich zainteresowanych stron. Dziś mogę powiedzieć, że podpisał kontrakt z Pogonią od 1. lipca i tego dnia na pewno tam będzie. Kuba ma w kontrakcie zapisaną kwotę odstępnego i wszyscy zainteresowani wiedzą, ile za niego trzeba zapłacić, by sprowadzić go wcześniej.

Wiadomo, że pół roku przed końcem kontraktu nikt z takiej klauzuli nie skorzysta.
– My, jako klub, zajmujemy stanowisko, że chcemy, by Kuba dograł ten sezon u nas.

A nie martwią pana takie wypowiedzi Czerwińskiego? Jesteście w końcowej fazie realizacji celu, awans macie na wyciągnięcie ręki, a kluczowy element w pańskiej układance mówi, że chciałby odejść.
– Nie mam wpływu na wszystko. Znam Kubę Czerwińskiego i wiem, że to pełen profesjonalista. Jeżeli zostanie z nami do końca sezonu, będzie dawał z siebie maksimum. To sytuacja podobna do tej z piłkarzem innego formatu, Robertem Lewandowskim – on, mając podpisany kontrakt z Bayernem, grał jak najlepiej dla Borussii. I zdobył koronę króla strzelców. O Kubę naprawdę jestem spokojny. To też będzie sytuacja z korzyścią dla niego: młody chłopak, na fali wznoszącej, ale ma pewne rzeczy do poprawy. Jeśli ma zaistnieć w Ekstraklasie, niech to zrobi z przytupem.

Reklama

Z drugiej strony, plan na tę zimę był, aby Termalikę wzmocnić. Tymczasem ani Jakub Bąk, ani Łukasz Grzeszczyk nie zdecydowali się na transfer. Woleli wylądować w Tychach, gdzie cele w tym sezonie są trochę inne.
– No tak, oni byli w naszym kręgu zainteresowań. Piłkarz sam ma prawo decydować, gdzie chce grać. Oni wybrali w ten sposób i mam nadzieję, że nie będą żałowali za pół roku. Mnie nie pozostaje nic innego, jak przejść nad tym do porządku dziennego. Na niektórych pozycjach mamy pewne niedobory ilościowe, ale nie oznacza to, że nikt inny już do nas nie trafi. Okienko jest otwarte jeszcze przez długi czas.

Pan jest zaskoczony takim obrotem spraw? Patrząc na przykład Grzeszczyka, wyraźnie przegraliście finansową licytację.
– Pan stara się ciągnąć mnie za język, a ja w negocjacjach nie brałem udziału. W Termalice wszystkie finanse są poukładane, klub ma określoną strategię. Zostało ustalone, że nie powstaną tutaj żadne kominy płacowe, że nie będzie od tej reguły wyjątków. Kierownictwo klubu ma swoje widełki, w których się porusza. Chodzi o to, żeby zapłacić to, co się obiecało, a nie obiecywać coś, czego się nie zapłaci.

Zazdrości pan zagranicznego obozu Wiśle Płock? Albo Widzewowi? Oni wyjeżdżają, a wy macie powtórkę sprzed roku, czyli dwa ośrodki w Polsce.
– Myślę, że każdy trener chciałby jechać zimą na obóz zagraniczny. Raz, że w finalnym okresie można trenować na trawie. Dwa – że jest szansa na dobrych sparingpartnerów. W tym czasie o takich rywali nie jest w Polsce łatwo, bo wielu wyjeżdża. Wybór jest więc mocno ograniczony. Na szczęście pogoda jest dziś bardziej wiosenna niż zimowa, cały tydzień trenowaliśmy na trawie. A tego obozu zagranicznego nie traktuję w kategoriach zazdrości. Klub ma określoną politykę, której się trzyma, a ja jako trener musze się w nią wpisać.

Wiosnę mieliście bardzo udaną. Pójdzie pan tym samym trybem przygotowań, co przed rokiem?
– Przygotowania będą trochę inne. A do dlatego, że jestem o rok doświadczenia pracy z drużyna bogatszy. Piłkarze są silniejsi fizycznie, bardziej wydolni, przez co nieznacznie możemy podnieść im obciążenia treningowe, by weszli na jeszcze wyższy poziom piłkarskiego wtajemniczenia. Wprowadzam też trochę modyfikacji, by uniknąć monotonii.

Nie ma pan wrażenia, że poprzeczka może zostać zawieszona zbyt wysoko? Nawet pan któregoś razu stwierdził, że szkoda, że nie gracie systemem wiosna-jesień, bo wiadomo, co by się w klubie teraz działo.
– Było to spowodowane czysto statystycznym wyliczeniem. Trafiłem do Niecieczy w styczniu, zespół prowadziłem przez kilka miesięcy i pod koniec jesieni mieliśmy ponad 60 punktów na koncie. Plus kilka meczów do końca! Stwierdziłem więc, że w grze takim systemie bylibyśmy już w Ekstraklasie.

Ja to rozumiem. Zastanawiam się natomiast, czy po takim roku nadzieje i oczekiwania trochę zbyt mocno nie napuchną? Ostatecznym wyznacznikiem będzie dopiero ta runda.
– Jestem świadom, że o powtórkę wyników sprzed roku nie będzie łatwo. Umówmy się: my też jesteśmy przez przeciwników rozpracowywani. Oni coraz częściej nastawiają się, by ograć lidera, tak jak w Ekstraklasie każdy spina się na Legię. Poprzeczka jest wysoko zawieszona.

Reklama

W trakcie rundy mówił pan, że o wszelkich celach będzie można mówić dopiero po jesieni. Domyślam się, że nie muszę tego pytania w ogóle zadawać.
– Zostałbym posadzony o wariactwo, gdybym z pozycji lidera zimą mówił o czwartym miejscu. Oczekiwania są wysokie, ale postaramy się im sprostać. To jest tylko sport. Wystarczy kilka urazów i kartek czy zwykłej niedyspozycji, która każdemu może się trafić… Zobaczymy. Spróbujemy odeprzeć ataki innych – zwłaszcza tych, którzy grę o Ekstraklasę traktowali przed sezonem priorytetowo.

A próbował pan – poprzez rozmowy z piłkarzami czy np. panią prezes – dociec, dlaczego w przeszłości na tej ostatniej prostej zdarzyło się Termalice aż tak wyrżnąć?
– Nie. Nie chciałem drążyć tematów, które bezpośrednio mnie nie dotyczy. Poza tym, zadra u tych, którzy w tamtej drużynie występowali, została pewnie spora. A dziś to i tak jest drużyna mocno zmieniona, niewielu z tamtej ekipy zostało.

Zbyt doświadczonych piłkarzy pan nie ma. Jarecki, Nowak i Biskup trochę w Ekstraklasie pograli, ale reszta co najwyżej delikatnie ją liznęła. Nie jest to wielki bagaż doświadczeń.
– Nie jest, to prawda. I, porównując do innych zespołów, doświadczenie na pewno nie jest naszym atutem. Sam jestem ciekaw, jak udźwigniemy presję w grze o Ekstraklasę. Myślę, że w poprzednich latach coś mogło być tutaj na rzeczy – że drużyna nie wytrzymała tych oczekiwań.

Jesienią powtarzano, że jesteście faworytem konkretnych spotkań, ale w świadomości zostało przekonanie: pewnie zaraz i tak się potkną. Dziś, kiedy zimujecie jako lider, traktowani jesteście znacznie poważniej.
– Dorobek z jesieni pokazuje, że nie można nas lekceważyć. Ale nie tylko my jesteśmy dziś widziani w roli faworyta. Średnia dwóch punktów na mecz – a takim wynikiem legitymuje się i Wisła, i Zagłebie – gwarantowała zawsze awans. W tym roku, przynajmniej na dzień dzisiejszy, tej gwarancji nie ma. Zakładam, że potrzeba będzie wielu punktów, żeby nie znaleźć się za pierwszą dwójką. Może się też okazać, że ktoś inny wcieli się w rolę czarnego konia i namiesza.

Wiemy, że pierwsza trójka do gry o Ekstraklasę przystąpi w zbliżonym składzie personalnym. Co, pana zdaniem, będzie więc kluczowe w tej fazie sezonu? Sfera mentalna czy może to głównie wasz problem, bo w Lubinie – z racji doświadczenia zawodników – aż tak się oto nie martwią?
– Też tak do końca nie jest. Zagłębie przed sezonem było traktowane jako murowany kandydat do awansu i zimuje nie na tym miejscu, na którym oczekiwano. Tam presja jest bardzo duża. Myślę, że decydująca – oprócz odpowiedniej psychiki – będzie długość ławki rezerwowych. To będzie kluczowe.

Ale pan zbyt długiej ławki to w Termalice nie ma.
– Nie mam, rzeczywiście.

I co w związku z tym? Ma pan jakieś zapewnienia co do liczby zawodników, którzy dołączą?
– Czynimy starania, aby tę kadrę jeszcze poszerzyć. Najważniejsza jest jakość piłkarzy, nie ilość. Nie chcę tej ławki poszerzać na siłę, tylko tą ilością. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będziemy sobie wiosną radzili w tym składzie osobowym, jaki jest.

Nie brzmi pan zbyt entuzjastycznie.
– Wie pan, każdy trener wolałby mieć więcej piłkarzy niż mniej. Czasami jednak chcieć to nie znaczy móc.

Rozmawiał PT

Najnowsze

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
0
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Komentarze