Reklama

Szmata, głupia biała Polka. Czyli jak Goulon znęcał się nad dziewczyną

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 stycznia 2015, 10:27 • 11 min czytania 0 komentarzy

Herold Goulon (27 l.), jeszcze do niedawna gwiazdor Zawiszy Bydgoszcz, ma drugie, mroczne oblicze. To fizyczna i psychiczna przemoc wobec kobiet. Jego była partnerka, Daria z Poznania, oskarża Francuza o znęcanie się. – Nazywał mnie k., dziwką, szmatą, głupią białą Polką – opowiada „Super Expressowi”. Goulon był już w przeszłości skazany za bicie i podtapianie poprzedniej dziewczyny… Taki oto fragment możecie znaleźć w dzisiejszej prasie. Zapraszamy na sobotnią prasówkę.

Szmata, głupia biała Polka. Czyli jak Goulon znęcał się nad dziewczyną

FAKT

Bielik w Londynie to wielka niewiadoma – pisze w felietonie Mateusz Borek.

Krystian Bielik w Arsenalu Londyn. Nie oszukujmy się – gdyby Legia była w stu procentach przekonana co do jego wyjątkowych umiejętności, już teraz regularnie grałby w pierwszym składzie. Spójrzmy na fakty – Bielik ma 17 lat i za sobą kilka ligowych występów w Legii. Pamiętam chłopaków z kadry Janusza Wójcika, którzy zdobywali srebrny medal na igrzyskach w Barcelonie. Kilku z nich, będąc w tym wieku, grało już regularnie w pierwszym składzie w lidze polskiej, która była silniejsza niż dziś. Wszyscy chwalili Bielika za mecz przy Łazienkowskiej z Koroną Kielce, kiedy nieoczekiwanie wybiegł w pierwszym składzie, tymczasem ja uważnie oglądałem tamto spotkanie i pamiętam wiele świetnych sytuacji dla gości, które wynikały z wielkiej dziury w środku pola Legii.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Z informacji transferowych: Jevtić zostaje w Lechu.

To hit transferowy i majstersztyk działaczy Lecha! Wypożyczony do tej pory z FC Basel Darko Jevtić (22 l.) nadal będzie występował przy Bułgarskiej. Władze Kolejorza podpisały z nim 3,5-letni kontrakt. Szwajcar związał się z wicemistrzem Polski do czerwca 2018 roku! (…) – Chyba możemy powiedzieć, że co na przełomie listopada i grudnia wydawało się niemożliwe, stało się możliwe. To nasz wielki sukces – przyznaje wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski (32 l.).

Poza tym:
– Śląsk i Lechię w sprawie Mili dzieli pół miliona złotych
– Legia ma nowy wypasiony autokar
– Furman wraca do Legii
– Zachara poleciał do Chin
– Kasperczak gra o Puchar Narodów Afryki

Image and video hosting by TinyPic

Z kolei Robert Podoliński wyznaje, że w Cracovii czuł się jak wśród Indian.

Powiedział pan, że jesień w Cracovii była okresem narzeczeństwa między panem a piłkarzami. Dziś można nazwać ten związek już małżeństwem?
– Młodym małżeństwem. Na początku trudno było cokolwiek z nich wydusić. To byli zawodnicy o kamiennych twarzach. Jakbym prowadził reprezentację rezerwatu indiańskiego. Dziś jest już zdecydowanie lepiej. Dopóki się nie poznaliśmy, ich oczekiwania wobec mnie były inne, moje wobec nich bywały zbyt wygórowane. Złapałem się na tym, że dwa lata pracy w Dolcanie mnie uśpiły, zapomniałem, jak wygląda budowa zespołu. Padłem ofiarą swojej pychy. Na szczęście szybko zszedłem na ziemię.

Reklama

Dobry, szczery wywiad Podolińskiego to ciekawa propozycja na dziś.

Teksty z Faktu znajdziesz również na sport.fakt.pl

GAZETA WYBORCZA

Bielik w fabryce marzeń – tym razem tekst spod pióra Rafała Steca.

Image and video hosting by TinyPic

Właśnie dołączył do nich Krystian Bielik. 4 stycznia skończył 17 lat, młodość ma bajkową – poleci na renomowany futbolowy uniwersytet w Arsenalu, do najpopularniejszej ligi świata, na którą jego rówieśnicy patrzą jak na świat trochę nierzeczywisty – jeśli nie z pogranicza naładowanej efektami specjalnymi ekranizacji komiksu o superbohaterach, to na pewno niedostępny dla zwykłych śmiertelników. I jeszcze będą chłopakowi płacić za te przyjemności 2 tys. funtów tygodniowo, czyli przeszło 50 tys. zł miesięcznie. Fabryka marzeń. Nie mam pojęcia, czy osiągnie również sukces sportowy. Nie sposób prorokować i dlatego, że z seniorami pokopał ledwie parę chwil, i dlatego, że wśród cudownych dzieci futbolu przeważają te, które wyrastają na przeciętniaków – szczególnie drastyczne przypadki to Freddy Adu czy Armand Ella Ken – i dlatego, że Bielik musi najpierw nie zwariować. Choć nie tylko prezes Bogusław Leśnodorski widzi w nim młodzieńca przytomnego, roztropnie planującego karierę, to o ludziach wiemy tyle, ile ich sprawdzono, a byłego legionisty nie sprawdzały jeszcze ani hipnotyzująca bezlikiem atrakcji metropolia o rozmiarach Londynu, ani samotne życie w obcej kulturze, ani gigantyczne dla nastolatka pieniądze. Można jedynie wierzyć, że w Arsenalu mu pomogą. Londyńczycy, którzy od lat werbują zdolnych chłopców ze wszystkich kontynentów, są znani z tego, że opiekują się także głowami piłkarzy – mentalni trenerzy w pewnym sensie uczą ich, jak żyć. Wygrają tylko najbardziej pojętni.

Teksty z Gazety Wyborczej znajdziesz również na sport.pl

SUPER EXPRESS

Goulon znów pokazuje przemoc wobec kobiet. Tym razem, tylko psychiczną. Swoją historię Superakowi opowiedziała Daria, jego była dziewczyna.

Herold Goulon (27 l.), jeszcze do niedawna gwiazdor Zawiszy Bydgoszcz, ma drugie, mroczne oblicze. To fizyczna i psychiczna przemoc wobec kobiet. Jego była partnerka, Daria z Poznania, oskarża Francuza o znęcanie się. – Nazywał mnie k., dziwką, szmatą, głupią białą Polką – opowiada „Super Expressowi”. Goulon był już w przeszłości skazany za bicie i podtapianie poprzedniej dziewczyny. Daria O. (29 l.) prosi, aby nie podawać jej pełnych danych. Twierdzi, że przez kilka miesięcy była partnerką Goulona. – Poznaliśmy się w poznańskim klubie „Pacha”. Na początku był miły i kochany, nic nie wskazywało, że może się zmienić. Kiedy pierwszy raz zaprosił mnie do Bydgoszczy, gościł tam również Bernardo Vasconcelos, jego kolega z Zawiszy. Była z nimi Polka, której rozkazywali. Zapytałam ją, dlaczego godzi się na takie traktowanie. Herold wściekł się, że z nią rozmawiam. Stwierdził, że rozumie po polsku i że ich obrażam. „Jesteś dziwką. Polską k.. Zerem. Śmieciem. Ja jestem kimś, a ty nikim” – tak się wtedy do mnie odezwał – relacjonuje Daria. – Chwilę potem powiedział, żebym się wynosiła. Nie chciałam, było późno. Położyłam się i stwierdziłam, że mogę wyjść rano. Złapał mnie za ubrania i wypchnął za drzwi. Nie odzywał się dwa tygodnie. Pasowało mi to. Potem przysłał SMS-a, że przeprasza i chce się spotkać. Opowiedział o trudnym dzieciństwie, jak ojciec bił jego i matkę. Pokazywał ślady na ciele. Narzekał, że w Zawiszy mu źle. Że prezes i trener, ten Rumak, się na niego uwzięli. Mówił, że Rumakowi to w pysk chce dać, tak go nie znosi. Uspokajałam go. Bo był znów taki kochany – kontynuuje Daria.

Co ciekawego w Legii? Rozmówka z Leśnodorskim.

Odszedł Bielik, Arkadiusza Piecha oddaliście do Bełchatowa, a wzmocnień, poza bramkarzem Arkadiuszem Malarzem, nie widać.
– Piecha nie oddaliśmy, tylko wypożyczyliśmy. Liczę, że wróci do nas silniejszy i skuteczniej niż dotąd powalczy o miejsce w składzie. W kwestii incydentu w Świdnicy (piłkarz jest podejrzany o pobicie lekarza w tamtejszym szpitalu – red.) nie zastosowaliśmy kar, bo sprawa nie jest jednoznaczna i nie mamy powodów, by nie wierzyć w wersję zawodnika. Niech to rozstrzygnie sąd. A co do wzmocnień, to rozmawiamy z dwoma zawodnikami, ale jest za wcześnie na podawanie ich personaliów. Poza tym zdradzę panu, że finalizujemy powrót do Legii Dominika Furmana. W sobotę sprawa powinna być zamknięta.

Teksty z Super Expressu znajdziecie również na gwizdek24.pl

SPORT

Oto okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Pierwszy tekst w Sporcie to wyjazd Zachary do Chin.

Mateusz Zachara żegna się z Zabrzem. Piłkarz wraz z menedżerem wyleciał do Chin na rozmowy z jednym z tamtejszych klubów. Napastnik przechodzi tam badania i jeżeli testy medyczne zda pozytywnie, to niebawem rozpocznie z nowym pracodawcą przygotowania do sezonu. Przypomnijmy, że niemal dokładnie rok temu do Chin wyjechał z Zabrza Krzysztof Mączyński. Zachara nie będzie jednak grał w tym samym klubie, co jego były kolega. Dla Górnika sprzedaż Zachary to potrzeba chwili. Można założyć, że druga strona zapłaci zabrzanom między 300 a 350 tysięcy euro.

Co nowego w Ruchu? Właściwie to niewiele, a przynajmniej Fornalik wiele nie zdradza.

Klub pozyskał Rafała Grodzickiego. Czy będzie, tak jak dwa lata temu, tworzył duet w obronie z Piotrem Stawarczykiem?
– Jego przyjście zwiększyło pole manewru. Niewykluczone, że Marcin Malinowski, który w ostatnim sezonie był przypisany do linii obrony, zacznie ponownie grać na pozycji środkowego pomocnika. To są moje przemyślenia, a nie decyzje, które już zapadły. Wszystko będzie się dopasowywało w trakcie gier.

Ilu zawodników jeszcze pozyskacie w tym okienku transferowym?
– W przypadku bramkarza Matusa Putnockyego zostały do dogadania już tylko szczegóły. Poza nim do drużyny dołączy jeden lub maksimum dwóch piłkarzy. Nie chciałbym zwiększać kadry na siłę. Jeśli kogoś pozyskujemy to musi być to piłkarz, który nie będzie tylko uzupełnieniem kadry. Mamy młodych chłopaków. Oni solidnie pracują i chcą być w pierwszym zespole.

Image and video hosting by TinyPic

Zaglądamy do PZPN, tytuł: Ale to już było!

Im bliżej będzie terminu walnego zgromadzenia delegatów PZPN (9 czerwca 2015 rkou), tym bardziej podzielone może być środowisko piłkarskie. (…) Dyskusja, jaka rozgorzała w ostatnich dniach nad paroma proponowanymi punktami, nie jest więc niczym nowym. Już półtora roku temu zwracano uwagę na nadzwyczaj silne umocowanie w projekcie Komisji ds. Nagłych (czyli prezesa i wiceprezesów), skupiających w rękach raptem kilku ludzi kompetencje dotychczas przynależne zarządowi. Do tego dochodzą zapisy zmieniające wymogi kandydowania na prezesa PZPN: zamiast kategorii „stałego zamieszkania na terenie RP” wprowadzony miałby być obowiązek posiadania obywatelstwa polskiego. No i nie wolno byłoby kandydatowi być np. europosłem, posłem czy senatorem. Nawet na sali obrad komentowano wówczas próbę wprowadzenia takiego zapisu jako „zamach” na ewentualne prezesowskie ambicje Romana Koseckiego.

Teksty ze Sportu znajdziecie również na katowickisport.pl

PRZEGLĄD SPORTOWY

On musi bronić – okładka ze Szczęsnym zwraca uwagę.

Image and video hosting by TinyPic

A w sobotnim Magazynie Lig Zagranicznych na temat polskiego bramkarza wypowiada się Bob Wilson, legenda Arsenalu. On nie zasłużył na ławkę.

Szczęsny zasłużył, by wylądować na ławce po spotkaniu z Southampton?
– Najbardziej zdenerwowała mnie po tym meczu ocena gry Polaka w mediach. Wszyscy, przynajmniej w Anglii, naskoczyli na niego i oskarżyli o błędy przy obu golach. Ja, jako był bramkarz i trener bramkarzy, widziałem, że Wojtek zawinił tylko przy pierwszym. Nie miał powodu, żeby w tej sytuacji wychodzić tak daleko. Pewnie trochę mu się w tej akcji zagotowało w głowie. Obwinianie go jednak o stratę drugiego gola jest absolutnie nieuzasadnione, bo Wojtek zrobił wszystko, co powinien – leżąc na ziemi, wykopał piłkę. W 9 na 10 podobnych sytuacji trafiłaby ona do zawodnika Arsenalu. Kilka dni wcześniej Szczęsny uratował drużynie trzy punkty w meczu z West Ham (2:1), ale o tym już mało kto wspomniał. Szum zrobił się dopiero po spotkaniu z Southampton.

Ojciec Wojtka był piłkarzem, nawet bardzo dobrym.
– Mimo to wygaduje kompletne bzdury. Jego komentarze są głupie. Nie jestem w stanie pojąć, jak ojciec, do tego były piłkarz, może nie zdawać sobie sprawy, że takimi wypowiedziami zaognia sytuację między synem a jego kolegami z drużyny. Co taki Mertesacker może sobie pomyśleć, czytając te słowa? Nie wiem, jak często Wojtek widuje swojego ojca, jakie są między nimi relacje, ale takie wypowiedzi są najokropniejszą rzeczą, jaką może zrobić synowi. To absolutne szaleństwo. Wojtek musi wziąć to wszystko na klatę, wyjść na boisko i pokazać swoim krytykom, jak bardzo się mylili. Absolutnie nie jest mu potrzebna taka pomoc ze strony ojca. Jedyną osoba, której Wojtek powinien teraz posłuchać, jest Arsene Wenger.

Image and video hosting by TinyPic

Kasperczak, selekcjoner Mali, mówi, że jak nie awansuje z grupy to odejdzie. Najpierw mamy jednak wspomnienie z przeszłości.

Pan już od tylu lat pracuje w Afryce, że dobrze się odnajduje w tych klimatach. W Pucharze Narodów Afryki poprowadzi pan drużynę po raz piąty. Ostatni pana start zakończył się jednak klapą, z reprezentacją Senegalu nie odniósł pan sukcesu i musiał odejść jeszcze w trakcie turnieju. Nadal uważa pan, że główną przyczyną niepowodzenia była postawa zawodników?
– Oczywiście. Trafiłem na ludzi zupełnie niepoważnych.

Co takiego dokładnie robili?
– Zajmowały ich wódka, panienki, czyli wszystkie te sprawy, których profesjonalni piłkarze robić nie powinni.

I tak się zachowywali nawet ci znani i doświadczeni zawodnicy jak El Hadji Diouf i jego koledzy, którzy przecież w 2002 r. doszli do ćwierćfinału mistrzostw świata?
– Oczywiście, oni cały czas imprezowali. Piłka w ogóle nie była im w głowie. A ci doświadczeni wykazywali najgorsze podejście. Byli zmęczeni drużyną narodową. Tam nacierała już nowa generacja, ale wciąż byli jeszcze starsi zawodnicy. Miałem ich dość. Przed Pucharem Narodów zdecydowałem, że zrezygnuję. Działacze poprosili mnie jednak, bym został. Po drugim meczu były takie kłótnie w związku i zła atmosfera, że odszedłem.

Zaglądamy w sobotnie felietony, tutaj Stanowski pisze: Niech ogon kręci psem. Kierunek: Barcelona.

I teraz mamy Messiego. Najlepszego piłkarza świata, być może najlepszego piłkarza wszech czasów. Człowieka, który pobił wszystkie możliwe rekordy i który… w 2014 roku nie zdobył z Barceloną żadnego trofeum. Kariera piłkarska jest krótka. Ten drobny Argentyńczyk nie jest już dzieckiem, a czasami wciąż tak się go postrzega. Ma 27 lat. Oczywiście – w domu pełna gablota z trofeami, ale wciąż jednak ma dużo czasu, by kilka pucharów do niej jeszcze wcisnąć. Dużo, albo niedużo. Pewnie sześć, siedem lat gry na bardzo wysokim poziomie. Myślę, że Messi – dorosły facet, coraz bardziej świadomy swojej klasy, a co za tym idzie coraz bardziej wymagający – wie, iż licznik bije i szkoda tracić kolejne miesiące na bylejakość. Jest zbyt genialnym piłkarzem, by pozwolić sobie na sezony bez spektakularnych triumfów. Dał Barcelonie bardzo dużo, wygrał dla niej wszystko, co było do wygrania i teraz miałby prawo żądać: stwórzcie mi warunki, bym notował wyniki na miarę talentu.

Image and video hosting by TinyPic

Padłem ofiarą własnej pychy – wyznaje Podoliński. Cytujemy inny fragment niż w Fakcie.

Dobra gra i integracja nie są ze sobą ściśle powiązane?
– Nie jest to konieczny warunek, by osiągnąć dobry wynik. Widziałem w wielu klubach z sukcesami, że gdy jedni zawodnicy wykonywali jeszcze dodatkowe ćwiczenia, inni wsiadali już do samochodów i odjeżdżali. Również w Dolcanie nie piliśmy sobie z dziubków. Pojawiały się małe konflikty. Uważam, że w zespole zbyt spokojnie i sielankowo być nie może. Bo gdy później chce się odświeżyć kadrę, to pojawia się problem.

Mówił pan, że praca z Marcinem Budzińskim jest wyzwaniem dla każdego trenera. Zdołał pan dotrzeć do tego zawodnika?
– Marcin jest ewenementem. Bardzo sympatyczny, fajny chłopak, z dobrym charakterem, który nie udaje, nie ma w nim zadęcia. Charakteryzują go jednak ogromne wahania nastrojów. Każdego ranka pytam go w żartach, jaki ma biorytm, bym wiedział, jak reagować. Powoli daje się przekonać, by mniej marudził, a więcej dawał na boisku. Zobaczcie, że on nigdy nie miał tak dobrych statystyk ja teraz. Docieramy się, ale nie ma do niego klucza. Gdyby ktoś go znalazł, Budziński grałby na Zachodzie, bo umiejętności ma ogromne.

Teksty z PS znajdziecie również na przegladsportowy.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...