17 stycznia 1948. Dzisiejsza kartka z kalendarza Weszło będzie zupełnie inna niż dotychczasowe. Przeniesie was w czasy, kiedy nikt nie dbał o to, czy ktoś stoi na schodach, albo czy tarasuje przejście ewakuacyjne. Dokładnie 67 lat temu padł rekord frekwencji na “domowym” meczu Manchesteru United. Przeciwnikiem był Arsenal, ale wcale nie na Old Trafford. Rekordowa publiczność oglądająca Czerwone Diabły, co ciekawe, zebrała się na… stadionie Manchesteru City – Maine Road.
Było to dokładnie 83260 ludzi. Dlaczego nie korzystali z Old Trafford? Ponieważ “Teatr Marzeń” ucierpiał przez bombardowania podczas drugiej wojny światowej i wówczas nie był jeszcze gotowy na przyjęcie piłkarzy. Mecz Manchesteru United z Arsenalem zakończył się remisem 1:1. Bramkę dla gospodarzy zdobył ich legendarny napastnik – Jack Rowley – na którego przewrotnie wołali… “The Gooner”, czyli “Kanonier”.
Maine Road
Co ciekawe, wspomniane prawie 84 tysiące ludzi nie jest rekordem wszech czasów angielskiej piłki klubowej. 3 marca 1934 roku, wciąż na Maine Road w Manchesterze, już prawowitych gospodarzy, czyli City, w meczu FA Cup ze Stoke City oglądało 84569 ludzi. I ta frekwencja do dziś pozostaje najwyższa w historii. Jeśli pod uwagę wzięlibyśmy jednak całą Wielką Brytanię, to bezwzględny prymat należy do Szkotów i ich Old Firm Derby, czyli starcia Glasgow Rangers i Celticu Glasgow. 2 stycznia 1939 na Ibrox Park upchnięto nieprawdopodobną liczbę – 118567 kibiców. To więcej, niż dwa pełne Stadiony Narodowe w Warszawie.
Wracając do meczu Manchesteru United z Arsenalem – dziś stadion na którym go pobito już nie istnieje. W 2003 roku Maine Road zostało zastąpione przez świeżutki i pachnący nowością City of Manchester Stadium (teraz Etihad Stadium). Na miejscu starego obiektu postawiono blisko trzysta nowoczesnych, ekologicznych domków.
Co ciekawe, główną drogę osiedla nazwano Blue Moon Way, na cześć jednej z popularniejszych przyśpiewek kibiców City. Jeszcze dwa lata temu w planach było pokolorowanie asfaltu na kolor błękitny i nazwanie pozostałych ulic nazwiskami klubowych bohaterów. Na przykład Shauna Goatera. Czy rzeczywiście tak zrobiono, nie wiadomo. Prawdopodobnie nie, bo w pewnym momencie zgubiliśmy trop.