Reklama

Jak co czwartek… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

15 stycznia 2015, 12:35 • 5 min czytania 0 komentarzy

Poważnie zastanawiam się, czy do tradycyjnych życzeń “zdrowia, szczęścia i pomyślności” nie dodawać: i oby twojemu klubowi przytrafił się ktoś taki, jak Francesco Totti. Ciężko mi sobie w tej chwili wyobrazić zawodnika, który byłby aż tak… idealny. Nie chodzi naturalnie tylko o gole, asysty i wpływ na grę zespołu, chodzi o całokształt, jakiś unikalny miks umiejętności piłkarskich, niesamowitej wręcz lojalności oraz nieco infantylnego, ale przez to wyjątkowo uroczego zachowania.

Jak co czwartek… JAKUB OLKIEWICZ

Który kibol nie chciałby mieć takiego u siebie? Zawsze w różnych menedżerach komputerowych moją ambicją było odchowanie od zera i poprowadzenie do największych sukcesów mieszkańca mojego miasta, autentycznie zakochanego w klubie i tych kilku ulicach wokół stadionu. Niezależnie od szerokości geograficznej – gdy w zespole trafia się taki Totti, lokalny patriota, kibic swojego klubu, a do tego niesamowity gracz – czuję, że to właśnie dlatego kochamy piłkę nożną. Mam wrażenie, że do stworzenia takiej legendy trzeba nie tylko umiejętności, korzystnych okoliczności w klubie, stabilności finansowej i zapewniania kolejnych sukcesów, by piłkarz nie rozglądał się za nowymi wyzwaniami. Do tego trzeba też trochę… Głupoty? Dziecięcej naiwności? Wspomnianej infantylności?

Murawa nie pozostawia wątpliwości. Zdenek Zeman swego czasu ogłosił, że Romę od piętnastu lat nosi na plecach wyłącznie Totti, zaś poproszony o wymienienie pięciu najlepszych włoskich piłkarzy odpowiedział szczerze: Totti, Totti, Totti, Totti, Totti. Nie ma w ogóle sensu dyskutować o sprawach tak oczywistych, jak jego kunszt piłkarski. To na co zwróciłbym uwagę, to dość unikalne relacje Tottiego z całym światem. Mam wrażenie, że w odróżnieniu od wielu innych legend różnych klubów, u których lojalność była skutkiem splotu różnych czynników, od sportowych sukcesów przez pensję, u “Il Capitano” lojalność miała kompletnie inne podłoże. Prosty chłopak. Rzymianin, który nawija wyłącznie w rzymskim dialekcie. Nawet swoją książkę napisał właśnie w ten sposób. No właśnie. Książka. Ta, w której przyznaje, że przez kilka tygodni męczył się z puzzlami dla dzieci. Sporo w tym ironii, ale wydaje się, że ani Totti, ani nikt, kto w miarę uważnie śledzi jego życie i wypowiedzi nie zaprotestuje przeciw stwierdzeniu: nie jest to tytan intelektu.

Może właśnie dlatego jest tak kochany? Gdyby był sprytniejszy, bardziej cwany – może byłoby mu łatwiej opuścić Rzym dla któregoś z europejskich gigantów? Może gdyby nieco lepiej radził sobie z nowymi sytuacjami, może gdyby był trochę bardziej lotny, gdzieś w jego pięknej karierze pojawiłaby się myśl o zmianie klubu? Mam jednak wrażenie, że Totti – trochę jak my, kibice – nie do końca zgadza się na bezwarunkowe stawianie logiki na miejscu numer jeden. Zamiast rzetelnego spojrzenia, szczere wyznanie – zdradzałem wszystkie kobiety, które do tej pory miałem, ale nigdy nie zdradziłem AS Romy. Zamiast refleksji, krótka myśl: w Realu pewnie wygrałbym ze trzy razy Ligę Mistrzów i może nawet zdobył Złotą Piłkę, ale ja nie żałuję żadnej z moich decyzji. W świetnym artykule Piotrka Borkowskiego w tym miejscu jeszcze jedna kapitalna wypowiedź prosto od kapitana Romy: “Jestem rzymianinem. To dla mnie wielki honor. Najpierw jest Roma, dopiero potem Totti. Jestem kibicem, który strzela gole dla ukochanego klubu. Czy istnieje większe szczęście? Od dziecka marzyłem, żeby spędzić tu całą karierę”.

Wiara w podobną deklarację u jakiegokolwiek piłkarza to naiwność. Ale u Tottiego? Zresztą, ten film jest tak przekonujący, że uwierzyłbym mu nawet, gdyby zadeklarował, że jutro wylatuje na Księżyc, by włączyć go w granice administracyjne swojego ukochanego miasta.

Reklama

Swoją drogą – właśnie te relacje ze “swoimi ludźmi”. Z kibicami Romy. Z rzymianami. Selfie z derbowego meczu sprzed paru dni zostało zrobione na tle młyna, w którym płonęły race. Totti wygląda na faceta, który tak jak Reiss i Djuka po zakończeniu kariery stanie razem z ultrasami, z flarą w ręku. Z charakterystycznym dla siebie, bardzo prostodusznym wdziękiem.

Tak, bez dwóch zdań. Choć w sumie bliżej mi do Lazio, w 2015 życzę wam zdrowa, szczęścia, pomyślności i by do waszej drużyny pukał już ktoś na miarę Tottiego, kto karierę zakończy najwcześniej w 2035. W tych samych barwach naturalnie.

*

Sprawę “Charliego”, którą komentowałem tydzień temu definitywnie zakończył francuski prezydent, Francois Hollande. Stwierdzenie, że te zbrodnie “nie miały nic wspólnego z islamem” świadczą o tym, że tamta część świata jest już stracona. Wszelkie dalsze dyskusje straciły sens. Jak z Rosją, Hitlerem, wieloma innymi tyraniami, tak i z wojującym islamem polityka uległości ma taki sam efekt, jak wywieszenie od razu białej flagi. Do tego jeszcze przerażające doniesienia o chrześcijanach w Syrii, czy w Nigerii, które nakazują przyjąć kompletnie inną optykę wobec wydarzeń z Francji… Smutne, że tak kończy państwo, które jeszcze niecałe 250 lat temu dało Europie Napoleona.

*

Reklama

Zachęcam wszystkich do śledzenia AKCJI KOLORUJEMY, której celem jest wyremontowanie przez kiboli domów dziecka. Do dziś udało się wykonać ogromną, wręcz tytaniczną robotę, przede wszystkim dzięki zaangażowaniu w mediach społecznościowych. Warunkiem, by akcja trwała jest jednak utrzymywanie zainteresowania całym projektem. Firmy, które są partnerami akcji przekazują materiały na drodze “zakładów”, w których w zamian za określoną liczbę fanów na Facebooku, czy “klików” na stronie internetowej samej inicjatywy, domy dziecka otrzymują konkretne materiały budowlane.

Aktualnie trwa zakład dotyczący płytek dla czterech domów dziecka. Szczegóły znajdziecie W TYM MIEJSCU. Warto pomóc, szczególnie już teraz widząc namacalne efekty wysiłków organizatorów z ubiegłego roku.

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...