Nike wysłała go na mundial, by był ich głównym fotografem. Nie odpuszcza mu również Adidas, dla którego też realizuje prestiżowe projekty. Od dziesięciu lat jeździ na największe imprezy sportowe, a współpracuje z renomowanymi agencjami, markami i magazynami, wśród których są choćby Sports Graphic Number, Footballista, Howler, Clay, Toyo Keizai. Tej zimy wydał książkę, “No Hands Book“, przedstawiającą mundial spod jego obiektywu.
Poznajcie Ryu Voelkela, jednego z najbardziej rozchwytywanych fotografów sportowych na świecie. W wywiadzie dla Weszło opowiada o swojej filozofii fotografowania, o doświadczeniach mundialowych, a także specyfice i trudnościach branży. Zapraszamy.
Żeby zostać fotografem sportowym, trzeba robić przeraźliwie nudne zdjęcia. Zgadnij czyj to cytat?
Pamiętam, ja tak powiedziałem. Wiesz, agencje, gazety i magazyny, gdy chodzi o sport, wybierają banalne fotografie: kto strzelił, kto dostał czerwoną kartkę, tego typu rzeczy. Każą ci fotografować w określony sposób, innych obrazów nie chcą.
Ale jest druga strona medalu. Jeśli idziesz tą drogą, robisz to co wszyscy. Gdy spróbujesz być inny, za pierwszym, drugim i trzecim razem pokażą ci drzwi, ale mój przykład pokazuje, że na dłuższą metę może się to opłacić. Nie dotyczy to zresztą tylko branży fotograficznej: jeśli to czym się zajmujesz wymaga kreatywności, nie bój się odróżniać od innych, nawet jeśli początkowo stworzy ci to problemy.
W fotografii problemem jest akurat to, że nie ma zbyt wielu miejsc pracy. Mało kto zatrudnia. To trudny biznes.
Trudny do wykonywania, czy trudny żeby się do niego dostać?
Nie powiedziałbym szczerze mówiąc, że to praca trudna. Ale branża jest nasycona. Chciałbym, żeby więcej osób zostawało fotografami sportowymi, ale zwyczajnie nie ma zapotrzebowania na większą ilość zdjęć, rozumiesz?
Postawmy na przykład: jeśli New York Times chce fotografii z finału Champions League, to nie da zdjęcia ptaka i gościa siedzącego na trawie. Będą chcieli zdjęcia uwieczniającego podnoszenie pucharu. A takie ma sto osób. Każdy fotograf na stadionie, niemal to samo. Jeśli natomiast zrobisz inne, nie znajdziesz kupca.
Z tego powodu ciężko się dostać. Kreatywność, możliwość odróżniania się, jest gaszona w zarodku. Konkurencja duża, a żeby się liczyć potrzeba dobrego sprzętu. Same obiektywy potrafią kosztować nawet po 10.000 euro. Dlatego nie powiem, żebym widział wiele nowych twarzy.
Błędne koło.
Wiele osób pyta mnie co zrobić, żeby zostać zawodowym fotografem sportowym. I wiesz co im mówię? Żeby szli do szkoły biznesu. Robienie dobrych zdjęć to, mniej więcej, 20% pracy fotografa. Reszta to biznes. Umiejętność przebicia się, poradzenia sobie na trudnym rynku. Nie robimy tego przecież charytatywnie. Musisz jeść, musisz zarabiać. Jak ktoś w sobotę pójdzie na mecz, a w niedzielę fotografuje wesele, by w poniedziałek pracować w restauracji, no to umówmy się, nie jest profesjonalistą. Profesjonalista to ktoś, kto zarabia na fotografii tyle, by było to jego główne źródło dochodu.
To jak ty wbiłeś się do branży, skoro jest tak ciężko, szczególnie początkującym?
To niebanalna historia. Studiowałem psychologię prawa (forensic psychologist – ang), czyli związki pomiędzy prawem i psychologią. Zrobiłem magistra w Ameryce, a potem wyjechałem do Japonii, żeby zrobić doktorat. Nie wchodząc w szczegóły powiem tylko, że nie wyszło tak, jak chciałem. Pojechałem więc do Londynu i pracowałem przez sześć lat w firmie, mógłbyś powiedzieć: jako biznesmen.
W wieku 29 lat postanowiłem, że to nie dla mnie. Zakładanie codziennie krawata, garnituru, zajmowanie się ciągle tym samym, spotykanie dzień w dzień tych samych ludzi przez kolejne trzydzieści lat – czy to jest to, co chciałbym robić? Nie. Czas na zmiany.
Nie mówię, że to zła praca, po prostu nie chciałem jej robić, nie spełniałem się w tym. Rozmawiałem nawet o tym z dobrym kolegą, spytałem go, czy odpowiada mu to co robi. Czy nie uważa, że jest to robota monotonna. Powiedział, że może robić w kółko jedno i to samo, tak długo jak daje mu to dużo pieniędzy.
Był 2005 rok, rzuciłem pracę postawiłem na fotografię, to była moja pasja jeszcze od czasów szkolnych. Jestem samoukiem, nie chodziłem na żadne kursy, szczerze mówiąc uważam, że szkoły fotograficzne to strata pieniędzy. Dziś jest tyle darmowych możliwości, tyle kapitalnych witryn w sieci, a nawet samo przeglądanie i inspirowanie się tym, co robią inni, jest wielce kształcące.
Co było dalej? Rzucasz fach, masz prawie trzydziestkę, jesteś znowu w punkcie zero.
Któregoś dnia poszedłem na lunch z kumplem z dawnej pracy, a on spytał jak mi idzie z tą fotografią. Powiedziałem, że nie idzie wcale, bo nie mam pracy. Załatwił mi kontakt do znajomego, zjawiłem się, a oni dali mi szansę. Powiedzieli: w tym roku odbywa się Puchar Konfederacji. Chcemy, żeby ktoś dla nas go fotografował. Zajmowałeś się kiedykolwiek sportową fotografią? Nie, nigdy, odpowiedziałem. Wysłali mnie więc najpierw na lokalny mecz, w formie testów, a moje zdjęcia im się spodobały i poleciałem do Niemiec. Impreza się udała, miałem fuchę. Złapałem też kontakt z japońską agencją i trzy lata latałem do Szkocji fotografować Nakamurę.
Trzy lata, tydzień w tydzień, zdjęcia Nakamury? Szaleństwo.
Był najpopularniejszym japońskim piłkarzem, a wówczas pierwszym Japończykiem, który szedł do dużego klubu. Ludzie w Japonii zwariowali na punkcie futbolu, szczególnie jeśli chodzi o reprezentantów grających w Europie.
Tak czy inaczej miałeś na początku sporo szczęścia.
W tej branży trzeba mieć szczęście, szczególnie na starcie. Ale wiesz, trzeba też już od razu mieć umiejętności. Tu nie ma czasu na naukę. Choć właśnie zaczynasz, już musisz być gotowy działać na wysokim poziomie. Jeśli pojechałbym na Puchar Konfederacji i nawalił, nie byłoby mnie tutaj.
Ale nie trzeba jechać na mundial, żeby zrobić dobre zdjęcie sportowe. W niższej lidze możesz na swój sposób mieć więcej możliwości. Zbudujesz personalną więź z drużyną, wejdziesz z nią do szatni. Jeśli zwiążesz się z nią, zaczniesz żyć z nimi meczem, odczuwać te same emocjonalne wzloty i upadki, twoje zdjęcia mogą opowiedzieć znacznie ciekawszą historię, niż foto z finału Ligi Mistrzów.
Pogadajmy więc o twojej filozofii fotografowania.
Wierzę, że sportowe wydarzenie, takie jak na przykład mecz, to o wiele więcej niż gole. Tak, edytorzy chcą zdjęć bramek, ale na meczu dzieje się tak wiele interesujących innych rzeczy. Trybuny, cała otoczka, tu znajduję świetne tematy.
Raz powiedziałeś, że im bardziej skupisz się na detalach, tym bardziej zwiążesz oglądającego ze zdjęciem.
Tak, to jedna z metod. Większość fotografii to po prostu, wiesz, piłka tu, piłka tam. A można znaleźć szczegół. Fragment trawy. Strużkę potu. Znaczący ruch ramieniem. Ekspresję na twarzy zawodnika. Coś, co umyka oglądającym zwyczajnie, a uczyni zdjęcie innym, wyrazistszym.
Podobało mi się zdjęcie, o którym już mówiłeś: ptak na linii, a w tle mecz.
Tak, to było na Arsenalu. Ale rozumiesz: nie mogłem po prostu sfotografować ptaka. Jeśli bym to zrobił, cóż, to byłoby po prostu zdjęcia jakiegoś ptaka i nic więcej. Musiała być jakaś akcja w tle. Czekałem, aż coś się zdarzy, licząc, że w tym czasie ptak nie odleci. Ostatecznie jedyne, do czego doszło, to gość odnoszący kontuzję i leżący na murawie.
Gdyby w tle działo się coś piłkarsko wyjątkowego, fotografia byłaby jeszcze mocniejsza.
Mniej więcej na tym to polega. Lubię też eksperymentować z obiektywami i stylami. Moim idolem jest James Nachtwey, który robi piękne i mocne fotografie wojenne. Przeglądam też blogi fotografii mody, portretów, krajobrazów, i zawsze zadaję sobie pytanie: dlaczego ja miałbym nie spróbować podobnych soczewek i metod przy fotografii sportowej? Co z tego wyniknie?
Teraz zamierzam poeksperymentować na przykład z kamerą termowizyjną. Mam nadzieję efekty będą interesujące nie tylko dla mnie, ale i dla innych.
Ty dziś już możesz sobie pozwolić na większą wolność, nie jesteś tak obowiązany zasadami cykania wyłącznie banalnych fotografii.
Sporo osób w branży mnie już zna, kojarzy mój styl, dają mi wolną rękę. Ale wiesz, nie oznacza to, że zamykam się w swoim świecie i koniec. Wydaje mi się, że wiele osób, które w fotografii sportowej straciło pracę, myślały właśnie w ten sposób. Nie potrafiły się zaadaptować do nowego świata. A świat na ciebie nie poczeka, nie dostosuje się, musisz się do niego przystosować, dla niego zmienić.
Moim zdaniem fotografia sportowa będzie wymagać coraz więcej kreatywności. Dlatego próbuję cały czas nowych rzeczy. Ale z drugiej strony, zawsze myślę też pod tym kątem, by moje zdjęcia były czytelne w odbiorze.
Fotografia sportowa zbyt ceniona przez krytyków jednak nie jest. Nie znajdziesz zbyt wielu wystaw o niej. Nie postrzega się jej jako materiału na sztukę.
Absolutnie, potwierdzam, tak właśnie jest. Byłem swego czasu na Paris Photo, jednej z najbardziej prestiżowych imprez fotograficznych na świecie. Tak się złożyło, że zostałem zaproszony przez słynną fotograf, bo moja matka, która jest impresario w Japonii, organizowała jej tam wystawę. Zapytała mnie: chcesz się z nią skontaktować? Powiedziałem, że tak. A potem obejrzałem jej pracę.
Naprawdę bardzo, ale to bardzo mi się nie podobały. Nudziarstwo. Zastanawiałem się nawet: o czym ja będę z nią rozmawiać? Byle nie o fotografii, bo to się nie skończy się za dobrze. Okazała się jednak bardzo fajną osobą, a większość wieczoru przegadaliśmy o komiksach, jej wielkiej pasji.
No więc poszliśmy wtedy razem na Paris Photo. Ona: super sławna, wszyscy ją znali, po wszystkim poszliśmy na drinka z jej znajomymi, z których każdy, ale to każdy był jakimś znanym fotografem. Zaczęli pytać mnie czym się zajmuję, co fotografuję, bo byłem jedynym przy stoliku, którego nie kojarzyli.
Gdy powiedziałem, że robię fotografie sportowe, wszyscy zamilkli (śmiech).
Pomyślałem: mój Boże, nawet nie znacie moich prac, a już wystawiacie im ocenę. Ja widziałem ich zdjęcia i powiem szczerze, niektóre były nieprawdopodobnie nudne. Jedna dziewczyna fotografowała kominki we Włoszech czy coś w tym stylu.
Ale tak to jest. Ostatecznie wszystko możesz nazwać sztuką. Dlatego to nie do mnie należy ocena, a do odbiorców.
Wyraźnie próbujesz artystycznego podejścia do fotografii.
Tak, chciałbym, żeby fotografia sportowa była bardziej ceniona i znaczyła w świecie sztuki więcej. Nie sądzę jednak, by było na to wielkie zapotrzebowanie. Wydaje mi się, że niewiele osób jest zainteresowane postrzeganiem sportu w ten sposób. Ale będę próbował przesuwać granice, uświadomić jak największe grono osób, że sportowa fotografia może być sztuką, a nie tylko zwykłym zdjęciem. To dziś dzięki internetowi łatwiejsze, bo łatwiej dotrzeć do odbiorcy, ale mimo znalezienie kogoś, kto zapłaci za takie fotografie i je opublikuje nie jest sprawą łatwą.
To trochę jak z filmami w sieci: większości nie zależy na najwyższej jakości, tylko żeby jako tako było widać obraz. Myślę, że w przyszłości ludzie i od sportowej fotografii będą wymagać większej jakości, ale w tym momencie? Większość chce po prostu obejrzeć bramki.
Ale udało ci się zebrać dość dużą sumę (20.000 funtów), by wydać własną książkę. Chyba jednak są więc już teraz i tacy, którzy doceniają taką robotę.
Byłem tym strasznie zaskoczony. Celem było 6500 funtów, minimum potrzebne, aby wydać mój album. W dniu, gdy założyłem kickstartera, byłem na drinku z osobami, które miały mi pomóc w prowadzeniu zbiórki. Rozmawialiśmy o tym, jak długo zejdzie by zebrać całą kwotę. Mówili: dwa, trzy, może cztery tygodnie. A ja szczerze mówiąc opowiadałem się za tym, że się nie uda. Że to droga i niszowa książka, na którą nie znajdzie się dość wielu chętnych.
Po 24 godzinach mieliśmy całą kwotę.
“No Hands Book” to książka dokumentująca mundial przez twój aparat. Masz tu zdjęcia podnoszących Puchar Świata mistrzów, czyli byłeś w roli fotografa na tej największej scenie, przez wizjer oglądając najważniejsze wydarzenie piłkarskie zeszłego roku. Jakie to uczucie, być częścią tych wielkich piłkarsko chwil?
To bardzo dziwne, bo gdy byłem w Brazylii, nie mogłem się doczekać żeby stamtąd uciec. Miesiąc mieszkania u różnych ludzi, podróżowanie każdego dnia – sfotografowałem łącznie dwadzieścia meczów, a więc niemal każdego dnia pracowałem, i po prostu byłem już zmęczony. Finał, mój pierwszy w życiu, wygrywają Niemcy, co powinno mnie jako Niemca cieszyć, ale nie miałem ani czasu ani ochoty na świętowanie. Trzeba było pracować, robić zdjęcia, wysyłać je redakcjom, a potem choć na chwilę odpocząć.
Dopiero teraz, po kilku miesiącach, doceniam jak bardzo interesujące było to doświadczenie. W porównaniu do RPA, gdzie rugby jest sportem numer jedwn i pełno ludzi jest niezainteresowanych piłką, piłkarska kultura Brazylii jest wyjątkowa. Idziesz na stadion i autentycznie widzisz różnicę. To naprawdę ciekawe, jak bardzo futbol sprzęgnięty jest z życiem Brazylijczyków. Najlepsze swoje zdjęcia w Brazylii, moim zdaniem, zrobiłem poza stadionem, fotografując grających bądź bawiących się piłką w kompletnie dziwnych miejscach przypadkowych ludzi.
Między innymi dlatego bardzo jestem ciekaw mundialu w Katarze. Nie zrozum mnie źle: jestem przeciwko i tak dalej, ale z punktu widzenia fotografa, to interesujące. Mundial w miejscu tak mało piłkarskim, nie posiadającym futbolowej tradycji, w dodatku bez kobiet na trybunach… To może być przedziwne doświadczenie, aż nie mogę sobie wyobrazić.
Mieszkasz w Paryżu, pochodzisz z Japonii, jesteś Niemcem. Zaczynałeś w Londynie i Szkocji, a rozmawiamy o Katarze i Brazylii… Podróż to chyba twoje drugie imię.
Coś w tym jest. Wczoraj zabukowałem bilety na Kubę. Opracowujemy tam z kolegą, który jest pisarzem, temat baseballu na Karaibach. Ciekawi nas jak to możliwe, że te małe państewka są tak dobre w baseball i powiem ci, że każdy ma swój wyjątkowy powód. Latem pojadę Copa America, z dużych imprez są też mistrzostwa jazdy figurowej na lodzie, to dla fotografa dobry temat. Do tego oczywiście wiele meczów: zaraz jadę na swój pierwszy w tym roku, Real – Atletico. Tylko w lutym będę natomiast na czterech meczach Champions League.
Nie odpuszczaj tylko szachowego boksu. Widziałem te zdjęcia.
(śmiech) Tak, to niezła abstrakcja. Sport mówiąc szczerze nieciekawy, ale myślę, że dla fotografa mający potencjał. Zamierzam dalej próbować go zgłębiać. Pojechać do Iranu, bo tam jest podobno bardzo popularny. Podobnie jest ponoć w Indiach, pewnie zjawię się i tam.
A, kto wie, może niedługo będę też i w Polsce. Chciałbym zrealizować projekt o piłkarskich derbach. Uniknąć tych najbardziej znanych, jak choćby Madrytu, a skupić się na pojedynkach z Europy Wschodniej.
Które derby by cię interesowały?
Myślę, że derby Warszawy.
Teraz może być o to ciężko, bo Polonia jest w niższej lidze. Nie wiem kiedy zamierzasz przyjechać, ale polecam ci derby Łodzi, jeśli akurat Widzew i ŁKS znalazłyby się na tym samym poziomie. A może jeszcze bardziej derby Krakowa, tam na pewno miałbyś co fotografować.
Będę musiał rozeznać temat, teraz to tylko luźny pomysł. Na pewno jednak prędzej pojadę na derby Bukaresztu, niż derby Rzymu.
Na zakończenie: jakie jest najlepsze zdjęcie, jakie zrobiłeś?
Powiem ci, że znajduję błędy we wszystkich swoich zdjęciach. Oczywiście, lubię niektóre swoje prace, na przykład to z Podolskim podczas finału MŚ, gdzie niesie on Puchar Świata do góry nogami, ale nawet jest kilka rzeczy, które mi się nie podobają.
A jeśli kiedyś zrobię perfekcyjne zdjęcie, takie, w którym nie znajdę skaz, chyba rzucę tę robotę. Jak sięgniesz ideału, to od tej pory możesz iść już tylko w dół. Szczególnie w sporcie. Tu nie możesz jak w fotografii mody czy portretu powiedzieć piłkarzowi: ej, Zlatan, możesz zapozować jeszcze raz? Wszystko rozbija się o moment. Gdy przeminie, nie ma już szans do niego wrócić. To jest ten aspekt fotografii sportowej, który jest niedoceniany, a czyni ją wyjątkową. Tam, gdzie inni mają całą sesję, ty masz ułamek sekundy.
Rozmawiał Leszek Milewski
Zdjęcia: Ryu Voelkel. Jeśli chcecie obejrzeć więcej prac Ryu, zapraszam TUTAJ