14 stycznia 2010. Podczas gdy najlepsze kluby ekstraklasy przywoziły kompletnych ogórków typu Donga Fangzhuo (Legia) czy Issy Ba (Wisła), najciekawszych piłkarzy sprowadzała… ostatnia w tabeli Odra Wodzisław. Jednym z piłkarzy, który gigantycznym doświadczeniem i wysokimi umiejętnościami miał wyciągnąć klub z pozycji niemal pewnego spadkowicza był Arkadiusz Onyszko. W większej piłce znany głównie ze względu na swoje skrajnie homofobiczne poglądy, z wyrokiem za pobicie żony.
– Podpisałem kontrakt do końca sezonu. Na dłużej nie ma sensu, bo przecież nie wiem, czy się utrzymamy. Chciałem wrócić do Polski, bo na Zachodzie byłem spalony, a nie chciałem iść do krajów egzotycznych. Miałem oferty z Iranu i Omanu. W Wodzisławiu mam się stawić w niedzielę, w poniedziałek jedziemy na obóz do Bełchatowa – mówił po podpisaniu kontraktu.
Rzeczywiście, wcześniej był na testach w angielskim Plymouth. Piłkarsko ponoć spisał się całkiem nieźle. Poleciał do Anglii i podpisanie kontraktu było formalnością, ale transfer zablokował wpływowy w tamtejszym środowisku gej. Jego ewentualny powrót do Polski, jeszcze przed dołączeniem do Odry, również wzbudził burzliwą dyskusję. Głos zabrał chociażby Robert Biedroń, który wymachiwał szabelką i groził pozwem do FIFA i UEFA. – Niech sobie pan Arkadiusz jedzie do krajów muzułmańskich albo do Zimbabwe czy Ugandy, tam mają poglądy podobne do niego – mówił polityk w wywiadzie dla „Super Expressu”.
Oprócz Onyszki do Odry trafiło wielu innych, ciekawych piłkarzy, którzy na pierwszy rzut oka zdecydowanie nie pasowali do drużyny niemal pewnego spadkowicza. Przykłady? Mauro Cantoro, który po wielu latach opuścił Wisłę Kraków, czy ściągnięty z ligi japońskiej Brasilia – również były gracz Białej Gwiazdy. Jedynym celem było utrzymanie. „Mission impossible” – jak pisały gazety – ostatecznie się nie powiodło, chociaż zabrakło zaledwie jednego punktu. Onyszko był jednak jednym z najlepszych bramkarzy w lidze. W pierwszych pięciu meczach puścił zaledwie jedną bramkę i otwarcie przyznawał, że marzy o powrocie do prowadzonej przez Franciszka Smudę reprezentacji Polski.
Potem było jednak już tylko gorzej. Odra spadła, a Onyszko trafił do Polonii Warszawa, w której z powodu poważnych problemów z nerkami nawet nie zadebiutował. Niedługo później zakończył karierę.