9 stycznia 2013: Warunki były uzgodnione. Na biurku leżały gotowe do podpisania papiery, a lekarze czekali na przeprowadzenie testów medycznych. Transfer Pawła Wszołka z biednej Polonii Warszawa do solidnego klubu Bundesligi – Hannoveru 96 – był właściwie przesądzony. Wystarczyło wsiąść w samolot i złożyć podpis. W ostatniej chwili piłkarz… rozmyślił się. Stwierdził, że do Niemiec przeniesie się dopiero latem, a teraz woli jechać na obóz do Cetniewa.
– Paweł nagle zmienił zdanie. Ja swoją pracę przy tym transferze wykonałem, ale nic na siłę. Jeśli on nie chce teraz iść do Bundesligi, to go przecież nikt nie zmusi. Po prostu czekam, czy nie zmieni zdania jeszcze raz. To jego decyzja – mówił jego zdziwiony agent, Jarosław Kołakowski.
Kolejne newsy na temat “Wszołek gate” pojawiały się niemal każdego dnia. Raz, że boi się tego, co wykażą testy medyczne. Innym, że agent nakręcił spiralę tak szybko, że biedny piłkarz nie miał czasu na namysł. Pod adresem Kołakowskiego trafiały zarzuty o to, że swojego klienta traktował wręcz nieludzko. Sam Wszołek, w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, powiedział: – Przy okazji transferu do Hannoveru nikt nie liczył się z moim zdaniem. Nikogo nie obchodziło czy ja w ogóle chce tam iść. Kiedy poinformowałem ich, że zostaję w Warszawie, usłyszałem, że “pan prezes będzie bardzo zły”. Czułem się, jak prostytutka sprzedawana na Zachód.
My komentowaliśmy tak:
“Sytuacja wygląda więc tak, że z transferu chyba nici i problem nie wynika z jakiejś działalności osób trzecich – np. menedżera, jak wcześniej sugerowano – tylko wynika z wichury, jaką ma w głowie skrzydłowy KSP. Albo kupy w gaciach. Oczywiście, jutro Wszołek może się rozmyślić jeszcze raz i polecieć. Oby tylko zdania nie zmieniał w trakcie lotu, ponieważ za próbę otwarcia drzwi zostałby obezwładniony i przekazany policji.”
Później okazało się, że Niemcy interesowali się nim od dobrych kilku miesięcy. Nic nie działo się w kilka godzin. Przed świętami Bożego Narodzenia dzwonił do niego Edward Kowalczuk, trener przygotowania fizycznego w Hannoverze. Wszołek był zachwycony. Wcześniej powiedział “tak” samemu trenerowi, Mirko Slomce. 8 stycznia wszystko było już dopięte na ostatni guzik. 1,2 miliona euro dla Polonii i 30 tys. euro miesięcznie podstawy dla Wszołka. Zostały jedynie formalności. Bilety zabukowane, ale dzień później piłkarz pojawia się w klubie i stwierdza, że może jednak nie ma sensu lecieć. Dlaczego? Nikomu nie potrafił tego wytłumaczyć.
Z Polonii rzeczywiście wyjechał latem, ale już nie do Hannoveru. Władze niemieckiego klubu – nie ma się czemu dziwić – poczuły się wykiwane przez 20-latka. Ostatecznie trafił do Sampdorii, gdzie w podstawowym składzie grywa raczej sporadycznie. Mówi się o tym, że prawdopodobnie zostanie wypożyczony.