Reklama

Eden Hazard, Joe Cole i… Irek Jeleń. Tak pożegnał się z wielką piłką

redakcja

Autor:redakcja

07 stycznia 2015, 10:33 • 5 min czytania 0 komentarzy

Lille w Pucharze Francji gra z VI-ligowym US Chantilly. Trudno wierzyć w to, że amatorzy są w stanie zagrozić mistrzowi Francji. Wówczas, czyli dokładnie trzy lata temu, Lille miało naprawdę mocną paczkę. Zwyciężają bez problemu. Pierwszym w karierze hat-trickiem popisuje się wypożyczony z Liverpoolu Joe Cole. Z karnego trafia Eden Hazard, a dwie kolejne bramki zdobywa Ireneusz Jeleń. Gasnący w oczach gwiazdor Ligue 1, dla którego były to ostatnie trafienia za granicą.

Eden Hazard, Joe Cole i… Irek Jeleń. Tak pożegnał się z wielką piłką

Nieco ponad cztery miesiące wcześniej Jeleń, po niemal dwóch miesiącach na bezrobociu, w końcu zdecydował się na podpisanie kontraktu z Lille – mistrzem Francji. Miał być to krok do przodu właściwie pod każdym względem. Ile ryzykował? Właściwie niewiele. Jego marka, dzięki udanym sezonom w AJ Auxerre, była naprawdę mocna. Wydawało się, że jedyną przeszkodą mogą być kontuzje. Niewidzialny wróg, z którym walczył od kilku ładnych lat. Z tego powodu nie chciał ryzykować też sam klub, który zabezpieczył się, asekuracyjnie oferując zaledwie jednoroczny kontrakt. Wydawało się, że robią świetny interes. W końcu sprowadzili za darmo napastnika uznawanego za jednego z najlepszych w lidze. Numer “27” na koszulce odziedziczył po Gervinho, który niewiele wcześniej ruszył na podbój Premier League, podpisując kontrakt z Arsenalem.

– Opowieści o tym, że Jelenia nikt nie chce, i dlatego tak długo pozostaje bez klubu, nie były prawdziwe. Owszem, nie miał ofert z całego świata, ale kilka odrzucił – m.in. z klubów szwajcarskich, tureckich, rosyjskich. Interesował się nim np. Olympiakos Pireus, lecz Irek wspólnie z żoną zdecydowali, że chcą pozostać we Francji – mówił agent Jelenia, Tomasz Kaczmarczyk.

Ponoć w grę wchodziła też Bundesliga, konkretnie Borussia Dortmund i Schalke, ale Jeleń uznał, że w wieku 30 lat nie ma sensu rzucać się na rozgrzaną patelnię i pchać w nieznane. Warto wspomnieć o jego rozstaniu z Auxerre. Klubem, dla którego przez pięć lat w 140 spotkaniach zdobył 48 bramek. To tam po raz pierwszy dane mu było posmakować piłki z tej najwyższej półki. Kiedy Jeleń grał w Lidze Mistrzów przeciwko Milanowi na San Siro, Robert Lewandowski w Borussii oglądał plecy Lucasa Barriosa. Wówczas to on był naszym pierwszym, eksportowym napastnikiem w wielkiej piłce.

Reklama

W Auxerre urósł do statusu klubowej gwiazdy, ale końcówka była burzliwa. Z końcem sezonu 2009/10 kończył mu się kontrakt. Co chwilę pojawiało się sakramentalne – przedłuży, czy nie przedłuży? Sprawa ostatecznie upadła w maju, kiedy trener Jean Fernandez stwierdził, że kontuzje Jelenia są efektem niesportowego trybu życia. Panowie mocno się poróżnili, po czym Polak powiedział: Tak? W takim razie odchodzę. – Nie żałuję, że tam trafiłem. Jedyne, czego żałuję, to nękające mnie urazy. Gdyby nie one, być może zrobiłbym większą karierę i wcześniej trafiłbym do uznanego klubu – wspominał w jednym z ostatnio udzielonych wywiadów.

Podpisał kontrakt z mistrzem Francji. Zarabiał bardzo godnie, bo na poziomie 90 tys. euro miesięcznie. Wszystko pięknie, oprócz tego, co działo się na boisku. Jeleń już nie był tym Jeleniem z Auxerre. Tym, który jeśli tylko nic go nie bolało, potrafił odjechać przeciwnikowi w ułamku sekundy i na spokoju trafić do bramki. W Lille trafił na gigantyczną konkurencję. Z gwiazdy stał się szarakiem. Przez kilka pierwszych miesięcy, zanim odszedł do Fenerbahce, w klubie był król strzelców Ligue 1 – Moussa Sow. Po jego sprzedaży zostali jeszcze Tulio De Melo i Dimitri Payet. Szans na grę, co oczywiste, nie było też na skrzydłach. Tam brylowali wspomniani wcześniej Hazard i Cole.

W styczniu, jeszcze przed przeprowadzką Sowa do Turcji, przed Jeleniem otworzyła się szansa. Jego największy rywal wyjeżdżał na Puchar Narodów Afryki. Plan Jelenia był prosty. – Robert Lewandowski wykorzystał wyjazd na Copa America i kontuzję Lucasa Barriosa. Grał tak, że kiedy Paragwajczyk się wyleczył, trener stawiał już na Roberta. Chcę to powtórzyć – mówił. Niestety. Polak rzeczywiście dostał szansę, choćby w meczu z Olympique Marsylia. Lille przegrało 0:2, a Jeleń został wybrany najgorszym piłkarzem na boisku. “Nie potrafił zrobić różnicy. Dostał szansę pod nieobecność Sowa, ale nie wykorzystał szansy. Miał problemy z wyczuciem rytmu gry zespołu.” – komentowały francuskie media.

Jak nie trudno się domyśleć, jego przygoda z Lille zakończyła się po zaledwie jednym sezonie. W sumie zagrał tam 19 meczów, zdobywając cztery bramki. Potem narzekał, że trener Rudi Garcia nie dawał mu wystarczającej ilości szans. Wielkim celem Jelenia była gra na Euro 2012. Kiedy Franciszek Smuda z wiadomych przyczyn pominął go przy powołaniach, coś w nim pękło.

– Chciałem być częścią reprezentacji, ale wiem, że na to nie zasłużyłem. Mogę winić siebie, ale też trenera Garcię. Tej zimy naprawdę chciałem zmienić klub i przygotować się do mistrzostw Europy. Miałem konkretną ofertę ze Stade Brestois, ale powiedział, że mnie nie puści, bo jestem mu potrzebny. Nie dostawałem szans. Byłem sfrustrowany siedzeniem na ławce. Nawet, gdyby zaoferowali mi przedłużenie kontraktu, to na pewno bym odmówił – mówił.

Reklama

Propozycja się nie pojawiła. Jeleń długo pozostawał bez klubu, aż w końcu trafił do Podbeskidzia Bielsko-Biała. Francuzi śmiali się, że teraz będzie kopać za 5 tys. euro. Potem był jeszcze epizod w Górniku Zabrze, ale już wtedy nie sprawiał wrażenia profesjonalnego piłkarza, tylko kopacza-amatora.

– Po opuszczeniu Lille wróciłem do Polski. Wziąłem sobie kilka miesięcy wolnego. Chciałem znaleźć klub, ale wiedziałem, że ponowne wskoczenie na wysoki poziom będzie niezwykle trudne. Za namową prezesa trafiłem do Podbeskidzia, żeby pomóc im się utrzymać w ekstraklasie. Z perspektywy czasu to był największy błąd w mojej karierze. To było jak mission impossible. Trafiłem tam kompletnie bez przygotowania. Wszyscy oczekiwali ode mnie cudów, a wtedy, w tamtych warunkach, to było niemożliwe.

To był jeden z najbardziej brutalnych i najszybszych zjazdów polskiej piłce. Z gwiazdora Ligue 1 i gościa, który grał w Lidze Mistrzów i ładował po kilkanaście goli w lidze, z miesiąca na miesiąc stał się absolutnym przeciętniakiem. Jedyne pocieszenie jest takie, że chociaż skończył w doborowym towarzystwie, strzelając razem z Hazardem i Cole’m.

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...