– Lechia zagięła parol na 23-krotnego reprezentanta Polski, któremu w czerwcu wygasa umowa z TSV 1860 Monachium. Piłkarz, po zmianie trenera w tym klubie pod koniec września, nie miał miejsca w składzie niemieckiego drugoligowca. W wyjściowej jedenastce po raz ostatni pojawił się w październiku ubiegłego roku i otwarcie wspominał o chęci zmiany barw klubowych już tej zimy. Zwłaszcza że jego kontrakt z Lwami na pewno nie zostanie przedłużony. Lechia przystąpiła więc do działania. Jest wielce prawdopodobne, że i ten piłkarz wkrótce wyląduje w Gdańsku. Trwają rozmowy w tej sprawie między klubami, bo być może Lechia będzie musiała coś zapłacić za przejście Wojtkowiaka z Monachium. – Na zawodników Bayernu nas nie stać, ale na graczy TSV, przynajmniej niektórych, już tak – stwierdził Mandziara. O tym czytamy dziś w Fakcie i Przeglądzie Sportowym. Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd najciekawszych materiałów piłkarskich. Sporo przymiarek transferowych.
FAKT
Dziś na łamach Faktu najmniej piłki od dawna. Jedynie dwie strony. Najpierw tekst pt. Lechia ściąga reprezentantów. Jakub Wawrzyniak przechodzi testy medyczne.
O krok od podpisania kontraktu z biało-zielonymi jest Jakub Wawrzyniak. Piłkarz rozwiązał już umowę z Amkarem Perm, gdzie występował od lutego 2014 roku. Rosję opuszcza ze względu na kłopoty finansowe klubu, w którym ostatnio i tak nie pojawiał się na boisku z powodu kontuzji kolana (co zakończyło się zresztą operacją). Teraz jednak z łękotką wszystko jest już w porządku. Wawrzyniak, 43-krotny reprezentant Polski, w poniedziałek stawi się w Gdańsku na testy medyczne. I jeśli przejdzie je pomyślnie, złoży podpis pod umową i rozpocznie przygotowania do rundy wiosennej pod okiem trenera Lechii Jerzego Brzęczka. – O piłkarskich umiejętnościach Kuby nie trzeba nikogo przekonywać. Pozyskanie Wawrzyniaka ma nie tylko wzmocnić zespół, ale także wzmóc rywalizację na lewej obronie. Naszym jedynym zawodnikiem na tej pozycji był Nikola Leković, który w dodatku nie prezentował jesienią najwyższej formy. Walka o miejsce w składzie z Wawrzyniakiem powinna pomóc także jemu – mówi prezes Lechii Adam Mandziara. Wzmocnienie linii obronnej to zadanie numer jeden dla Lechii.
Dlatego nie można wykluczyć też transferu Grzegorza Wojtkowiaka…
W ramkach:
– Zmarł 86-letni Leszek Snopkowski
– Gwałciciel Chad Evans zagra na Malcie?
– Zimą rozbiorą Koronę.
Fakt twierdzi, że piłkarze z Kielc szukają ucieczki z tonącego okrętu. Blisko przejścia do Pogoni Szczecin jest Michał Janota. Mocno interesuje się nim również Śląsk Wrocław. I to w sumie tyle o zapowiadanym w tytule rozbiorze drużyny. Malarczyk na odwrót – zostaje w Kielcach.
Na drugiej stronie – Orlando Sa trenuje mimo urlopu.
Orlando Sa spędza urlop w Portugalii. Napastnik planował co prawda wakacje w Miami, ale ostatecznie postanowił pozostać w ojczyźnie. – Cieszę się, że mogę spędzić trochę czasu z rodziną i przyjaciółmi. Dzięki temu wrócę do Warszawy w świetnej formie psychicznej – mówi PS snajper Legii. W trakcie urlopu Orlando Sa nie próżnuje. Niedawno pochwalił się zdjęciem z przejażdżki rowerowej, podczas której razem ze znajomymi pokonał 40 kilometrów. Wcześniej Portugalczyk rozegrał mecz z grupą kolegów. – Lubię aktywnie spędzać wolny czas. Dla mnie to przyjemność, dlatego w wakacje nie leżę do góry brzuchem – tłumaczy legionista. Poprzedni rok był dla niego udany. Po transferze do stołecznej drużyny wywalczył z nią mistrzostwo, a w tym sezonie strzelił we wszystkich rozgrywkach 10 goli. Mimo tego Portugalczyk odczuwa niedosyt, głównie jeśli chodzi o liczbę swoich występów. Pełni rolę dżokera.
Z kolei z więzienia wychodzi Uli Hoeness, szef Roberta Lewandowskiego. Sami pisaliśmy o tym przed kilkoma dniami. Nie ma tu niczego nowego.
Aha, Jerzy Dudek wspomina Stevena Gerrarda. Jeden fragmencik:
Świetnie pamiętam mecz z Boltonem. Nasi rywale mieli rzut wolny i kapitalnie wykonał go Jay-Jay Okocha. Nie miałem większych szans. Gdy zszedłem do szatni, usłyszałem głos Gerrarda. Fucking Dudek! Fucking goal! Fucking mistake – coś takiego wykrzykiwał. W końcu nie wytrzymałem. Odpowiedziałem mu w podobnym stylu. Podbegliśmy do siebie, prawie doszło do bójki, ale interweniował trener bramkarzy. Ale wiecie co, następnego dnia? Podchodzi do mnie Stevie i mówi: „Jurek, przepraszam za tę sytuację. Poniosło mnie. Jesteś świetnym bramkarzem”.
Tak więc kończymy happy-endem.
GAZETA WYBORCZA
Poniedziałkowy Sport.pl Extra gwarantuje sporo czytania, choć tym razem najwięcej akurat o sportach zimowych. Azja, kontynent skopany. „Puchar Azji będzie najsłabiej obsadzoną piłkarską imprezą 2015 r. Dlaczego drużyny z największego kontynentu nie mogą się zbliżyć do czołówki?”
Plan jest taki: dziewięciolatki i starsi obowiązkowo uczą się futbolu w szkołach przynajmniej trzy godziny w tygodniu. 10 proc. najlepszych przechodzi do drugiego etapu, w którym treningi – w liceach i na uniwersytetach – trwają dwie godziny dziennie cztery razy w tygodniu. Program wystartował w 2009 r., uczestniczy w nim 126 miast, 6,2 tys. szkół i 2,3 mln dzieci. W Chinach to rewolucja, jeszcze kilka lat temu piłkę kopało tam ledwie 8 tys. 18-latków. Ale na Puchar Azji Chińczycy wystawią jeszcze zawodników szkolonych po staremu, czyli źle – ich reprezentacja od dekady nie doskoczyła do mundialu, dwa ostatnie mistrzostwa kontynentu kończyła na fazie grupowej. To zresztą nie tylko problem najludniejszego kraju świata (1,3 miliarda mieszkańców), Puchar Azji wygląda na najsłabiej obsadzoną piłkarską imprezę 2015 r. W Copa América zobaczymy dwóch półfinalistów mundialu (Brazylię i Argentynę), na Złoty Puchar CONCACAF przyjadą trzy drużyny z fazy pucharowej (Kostaryka, Meksyk i USA), nawet Puchar Narodów Afryki ma jeden zespół z 1/8 finału MŚ (Algierię). W Azji rywalizują natomiast drużyny, które w Brazylii nie wygrały meczu (na 12 prób) – Iran, Japonia, Korea Płd. i Australia w komplecie upadły na ostatnie miejsca w grupach. A wszystko 12 lat po pierwszym azjatyckim mundialu, który miał spowodować, że futbol – przynajmniej we wschodniej części kontynentu – wymyśli się na nowo. Korea i Japonia importowały trenerów z Europy, profesjonalizowały szkółki.
Spory tekst Stevenowi Gerrardowi poświęca Rafał Stec.
Nie ośmieliłbym się obwołać Stevena Gerrarda, który właśnie ogłosił rychłe rozstanie z Liverpoolem, piłkarzem histerycznym, bo to przymiotnik kojarzący się negatywnie, ale od ochoty na użycie tego określenia aż mnie skręca. Kiedy bowiem rozmyślam, co wyróżniało go spośród innych wybitnych pomocników współczesnejligi angielskiej, to widzę przede wszystkim niepohamowaną, eksponowaną w każdym geście emocjonalność. Emocjonalność jakże doskonale wyrażającą ducha całego klubu, rozsławionego tyleż boiskowymi triumfami, co szarpiącą za kibicowskie serca balladą „You’ll Never Walk Alone”, uchodzącą za najbardziej romantyczny hymn futbolowy. I emocjonalność przejawiającą się w stylugry, by tak rzec, wulkanicznym, opartym na erupcjach energii, które rozpalają wiarą w sukces całą drużynę. Ikoniczny obraz znają wszyscy kibice – Liverpool przegrywa z Milanem 0:3, kapitan wbija gola, wystrzelanymi w powietrze ramionami unosi cały stadion w Stambule, jego natchnieni koledzy zasuwają po ostatnią sekundę dogrywki, wieczór kończy się największą finałową sensacją w dziejach Ligi Mistrzów. Pomniejsze ikonki też pamiętamy – Gerrard albo sam przemieszcza się od pola karnego do pola karnego jak pocisk, albo zamienia w rakietę kopniętą z dystansu piłkę, albo rozpędza atak dłuuugim podaniem. Gra wszystkimi trzewiami, wywołuje czasami wrażenie, jakby walczył ze łzami w oczach, ba, niejednokrotnie mogłem przysiąc, że już z szatni wychodzi z przyspieszonym pulsem, że w jego żyłach nie płynie ani kropelka zimnej krwi. Nic dziwnego, że o wynikach rozstrzyga strzałami, które Anglicy nazywają „wrzaskiem” („screa-mer”) – dzięki ciosom zza pola karnego zdobył aż 31 proc. swoich goli w lidze angielskiej, to odsetek wśród bramkostrzelnych zawodników rekordowy, przebijający wyniki innych specjalistów od uderzeń dalekiego zasięgu – Lamparda, Shearera i Hasselbainka.
No i na koniec Wojciech Kuczok w swoim felietonie. O Southampton.
Kościelna drużyna piłkarska niebawem stała się klubem całego miasta i choć imieniem najświętszej panienki uhonorowano już tylko stadion, przydomek pozostał. „The Saints” niezbyt żarliwie modlili się widać o opiekę swojej niebiańskiej protektorki, bo Matka Boska Southamptońska dotąd nie zasłynęła z cudownej szczodrobliwości. „Święci” są w Anglii synonimem przeciętniactwa, raz udało im się zdobyć Puchar Anglii, raz też sięgnęli po wicemistrzostwo kraju – na sto trzydzieści lat istnienia to diabelnie mało. W ubiegłym sezonie narozrabiali bardziej niż zwykle, skończyli sezon w górnej połówce tabeli, a ich lider Adam Lallana tak się rozhulał, że skończył w kadrze mundialowej i w Liverpoolu. Czyli niby wszystko po staremu: Southampton zawsze był w Anglii dostarczycielem talentów i punktów. Tyle że miniona jesień w hrabstwie Hampshire przyniosła pasmo sukcesów, o jakich nie śnili najstarsi dzwonnicy w mieście. Drużyna sprzedała największe gwiazdy ekipom, które teraz bezczelnie ogrywa i w tabeli trzyma się tuż za podium. Dniom chwały miały położyć kres kluby londyńskie. Przewidywano, że podczas świątecznego maratonu Southampton jako ostatni z nieproszonych gości odczepi się od czołówki…
SPORT
Dzisiejsza okładka Sportu.
Zacznijmy od dwóch zwięzłych informacji transferowych.. Grodzicki w Ruchu?
Do Chorzowa w poniedziałek ma przyjechać Słowak Jan Chovanec. – Piłkarz nie będzie uczestniczył w treningu – przyznaje dyrektor Mirosław Mosór. Zawodnik przyjedzie na Górny Śląsk, aby dograć szczegóły rozwiązania umowy.”Niebiescy” walczą z Cracovią o podpis pod kontraktem Rafała Grodzickiego. „Grodek” bardzo cenił sobie współpracę z trenerem Fornalikiem, lecz nigdy nie ukrywał, że gra w Cracovii byłaby jego marzeniem. zobaczymy którą opcję wybierze.
Damian Chmiel z kolei graczem rundy w Podbeskidziu.
Piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała wznawiają treningi 7 stycznia badaniami wydolnościowymi w Szczyrku. Przerwę w treningach podsumowała niejako… sonda, jaka została przeprowadzona na oficjalnej stronie internetowej klubu. Kibice wybierali najlepszego gracza rundy jesiennej. Niespodzianki nie było, triumfował Damian Chmiel. 27-letni pomocnik w zasadzie zmiażdżył konkurencję. Otrzymał 40 procent głosów i wyprzedził Macieja Iwańskiego (12 procent) oraz Roberta Demjana (10 procent). Tak spora przewaga Chmiela to efekt przede wszystkim znakomitej w jego wykonaniu pierwszej części rundy jesiennej. Tylko w sierpniu piłkarz zdobył cztery gole. Później dołożył jeszcze dwa trafienia, a większość jego bramek dawała góralom wymierne efekty w postaci punktów. Bramka w Bydgoszczy, dwa gole przeciwko Cracovii i trafienie w Szczecinie gwarantowały bielszczanom zwycięstwa. Dodatkowo Chmiel dołożył do swego dorobku cztery asysty. Jeżeli wiosną piłkarz ten będzie w podobnej dyspozycji…
Obok mamy rozmówkę z Bogusławem Leśnodorskim, przeprowadzoną przez PAP. Niezbyt ciekawą, bo tyczącą się zachowań kibiców, kar, Lokeren – wszystko to było już wielokrotnie wałkowane. Jan Woś uważa, że Kamil Wilczek znalazł się w optymalnym momencie, aby przenieść się do silniejszego, może nawet zagranicznego klubu. No wszystko pięknie, ale pada nawet hasło „liga angielska”.
Gdybym był na miejscu Kamila, nie wahałbym się. Gra przecież w średniej klasy zespole i powinien z niego odejść, jeżeli chce się rozwijać. Nie powinien osiadać na laurach, bo ma fundament ku temu, by zrobić kolejny krok do przodu. Mam na myśli stabilną formę. Czy dałby sobie radę w klubie zagranicznym? Moim zdaniem Kamil pasuje do ligi angielskiej bądź Bundesligi. Jest agresywny, pewny siebie, nie stroni od walki w powietrzu, ma ciąg na bramkę przeciwnika. Powinien podnosić poprzeczkę.
Na koniec mamy w Sporcie jeszcze dwa inne tematy. Wywiad z Sebastianem Milą.
Odetchnęliście przy Tadeuszu Pawłowskim i od razu pojawiły się wyniki.
– Lewy i Pawłowski to ludzie z innych planet. Trener Pawłowski jest uśmiechnięty, komunikatywny, o wysokiej kulturze osobistej i wielkiej fachowości. Może niezbyt wilewny, le cieszący się respektem i szacunkiem zawodników.
(…)
To kolejny wspaniały człowiek, jakiego miałem szczęście spotkać w życiu. Na początku w szczerej rozmowie do bólu powiedział, że mam wybór – albo będę odcinał kupony od kariery, albo podejmę walkę. Nie ukrywał, że muszę schudnąć, nabrać siły i mocy, a potem uwierzyć w siebie. Przede wszystkim zaczął jednak wymagać ode mnie, tłumaczył, że stać mnie na więcej.
Klamrę spinającą pana karierę dzierży teraz w dłoniach selekcjoner?
– Trener Nawałka podjął ogromne ryzyko powołując mnie do kadry, ale dzięki temu preżyłem najwspanialszy moment mojej kariery. Ale jak przyjechałem pierwszy raz na kadrę to od razu poczułem tą rodzinno – przyjacielską atmosferę reprezentacji, gdzie obowiązuje zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Trener Nawałka dba o detale, ma swój pomysł na drużynę, dobrał sobie świetnych, oddanych asystentów. Chce się umierać za trenera, wszyscy jednakowo pragniemy sukcesu.
Poczytać można, ale przełomowe stwierdzenia nie padają. Na koniec zaś tekst o trzech królach śląskich miast. Wilczku, Kuświku i Zacharze. Takie trochę ble, ble, ble, że jeszcze niedawno niewielu zwracało na nich uwagę, a już niebawem wszyscy mogą grać w innych klubach. Odpuszczamy.
SUPER EXPRESS
Na dwa materiały z dzisiejszego Superaka warto zwrócić uwagę. Zaczniemy od tego, na który warto mniej – chodzi o tekst o Aniemarii Prodan, agentce Łukasza Szukały.
W piątek działacze Al-Ittihad przylecieli do Bukaresztu i zakontraktowali Rumuna Sanmarteana, też piłkarza ze stajni pani Prodan. Z Szukałą nie idzie im jednak tak łatwo. Polak odrzucił pierwszą ofertę, w wysokości 600 tysięcy euro za sezon. – Łukasz ma kilka innych propozycji, między innymi z Eintrachtu Frankurt, więc oferta Al-Ittihad musi być naprawdę fantastyczna – stwierdziła Prodan, która ma na koncie współpracę z czołowymi rumuńskimi piłkarzami na czele z Adrianem Mutu. Dla Szukały oferta Arabów to z jednej strony szansa na kontrakt życia (w Rumunii zarabia niecałe 300 tysięcy euro za sezon), ale z drugiej niebezpieczeństwo, że straci miejsce w reprezentacji Polski, bo poziom tamtejszej ligi jest na tyle niski, że ciężko byłoby mu zbudować formę na decydujące mecze eliminacji EURO 2016.
Wszystko zdobi bardzo charakterystyczna fotka.
Ale piłkarski materiał numeru tyczy się wizyty w rodzinnych stronach Ondreja Dudy.
Rodzina Dudów żyje w Sninie, 25-tysięcznym mieście położonym 50 km od granicy z Ukrainą. Tam na własne oczy przekonaliśmy się, jak dużą popularnością 21-letni Słowak cieszy się w ojczyźnie. Podczas spaceru co chwilę był zaczepiany i pozdrawiany przez kibiców. Gdy chcieliśmy zobaczyć galerię sportowych trofeów w szkole podstawowej młodego Dudy, ta – mimo wolnej soboty – po jednym telefonie od ojca została dla nas otwarta. Wśród pucharów i koszulek słowackich gwiazd futbolu na honorowym miejscu wisi trykot Evertonu przekazany przez Jana Muchę, byłego bramkarza Legii, wychowanka Dudy seniora w sninskiej akademii piłkarskiej. – Świadomie nigdy nie trenowałem Ondrejka w klubie ani nie wtrącałem się do zajęć prowadzonych przez innych trenerów. My ćwiczyliśmy w domu. Codziennie od trzeciego roku życia syna – zdradza ojciec piłkarza. – Musieliśmy tylko czekać, aż mama wyjdzie do pracy albo do sklepu, bo zdarzało się, że coś w domu stłukłem piłką i nie była zadowolona – opowiada Ondrej, którego matka, pani Bibiana, jest nauczycielką gry na pianinie. Starsza siostra Aleksandra studiuje medycynę. – Wazony, przedmioty z kryształu, zdarzało się, że pękały i szyby. Dopiero kilka dni temu Ondrej przyznał się, że stłuczony flakon ze szkła zakopał w ogródku – opowiada Duda senior.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na koniec PS, w którym wątki piłkarskie dostajemy dopiero od 21. strony. Na początek ranking – mecze, które w minionym roku przeszły do historii. Oto czołówka:
1. Brazylia – Niemcy 1:7
2. Real – Barcelona 3:4
3. Real – Atletico 4:1
4. Hiszpania – Holandia 1:5
5. Crystal Palace – Liverpool 3:3
Co ciekawe, w dziesiątce nie widać finałowego meczu mistrzostw świata, który najwyraźniej zostął uznany za nie dość spektakularne wydarzenie.
Dalej temat, który sygnalizowaliśmy z Faktu. Wojtkowiak i Wawrzyniak w Lechii?
Na obu tych pozycjach może grać Grzegorz Wojtkowiak. I Lechia zagięła parol na 23-krotnego reprezentanta Polski, któremu w czerwcu wygasa umowa z TSV 1860 Monachium. Piłkarz, po zmianie trenera w tym klubie pod koniec września, nie miał miejsca w składzie niemieckiego drugoligowca. W wyjściowej jedenastce po raz ostatni pojawił się w październiku ubiegłego roku i otwarcie wspominał o chęci zmiany barw klubowych już tej zimy. Zwłaszcza że jego kontrakt z Lwami na pewno nie zostanie przedłużony. Lechia przystąpiła więc do działania. Jest wielce prawdopodobne, że i ten piłkarz wkrótce wyląduje w Gdańsku. Trwają rozmowy w tej sprawie między klubami, bo być może Lechia będzie musiała coś zapłacić za przejście Wojtkowiaka z Monachium. – Na zawodników Bayernu nas nie stać, ale na graczy TSV, przynajmniej niektórych, już tak – stwierdził Mandziara. Z kolei jeśli chodzi o środkowych obrońców, klub rozgląda się raczej zagranicą. – Mamy kilka kandydatur. Na pewno na kogoś się zdecydujemy – mówi Mandziara. Niewykluczone, że także na bramkarza. Lechia interesuje się bowiem Słowakiem Dobrivojem Rusovem, uchodzącym w swoim kraju za bardzo duży talent. W przypadku golkipera Spartaka Trnawa w grę wchodzi nie tylko transfer definitywny, ale także wypożyczenie.
W ramkach:
– Orlando Sa trenuje mimo urlopów
– Piast przesunął powrót z wolnego
– Piotr Leciejewski może zagrać w Miedzi.
Blisko Wisły Słoweniec Boban Jović.
Wisła może ogłosić w tym tygodniu podpisanie kontraktu z nowym piłkarzem. Nie jest jednak przesądzone, że już wiosną Słoweniec przeniesie się do Krakowa. Z Olimpiją Lublana ma ważny kontrakt do czerwca tego roku. Dlatego Biała Gwiazda będzie musiała ustalić ze słoweńskim klubem kwotę odstępnego. Jeżeli żądania będą zbyt duże, krakowianie poczekają do czerwca i dostaną piłkarza za darmo. 23-letni Jović już przeszedł w Kakowie testy medyczne. Były one bardzo dokładne, bo zawodnik przeszedł jakiś czas temu operację. Jest prawym obrońcą.
Ile zaległości wobec zawodników ma Korona? To dwie niewypłacone pensje oraz premie i wejściówki za poprzedni sezon. Nieoficjalnie mówi się, że to około 4 mln złotych. Zawodnicy zachowują jednak spokój w kwestii miejskiego dofinansowania. Są wręcz pewni, że klub je dostanie.
Co jeszcze? Szymon Marciniak ma wielkie szanse gwizdać na Euro 2016.
Marciniak może przejść do historii, bo nigdy wcześniej żaden polski sędzia nie prowadził meczów Mistrzostw Europy (do tej pory trzech Polaków było arbitrami technicznymi: Michał Listkiewicz – RFN 1988, Grzegorz Gilewski – Austria i Szwajcaria 2008 oraz Marcin Borski – Polska i Ukraina 2012). – Szymon stoi przed ogromną szansą. Ostatnio zaczepił mnie Massimo Busacca, szef wydziału sędziowskiego FIFA i rozpoczął rozmowę o Marciniaku. Chwalił go i za postawę podczas zeszłorocznego zgrupowania w Zurychu i za prowadzone mecze w europejskich pucharach – mówi Michał Listkiewicz, członek Komisji Sędziowskiej FIFA. – Komplementy od takiego człowieka wiele znaczą. Jeśli niczego nie zepsuje w najbliższych miesiącach, jego nazwisko znajdzie się w książce najlepszych sędziów. To może oznaczać tylko jedno: wyjazd na EURO 2016 – dodaje Listkiewicz. Według byłego szefa PZPN wiele wyjaśni się w marcu. Wtedy zostaną wyznaczeni arbitrzy na zbliżające się finały mistrzostw świata U-17 (w Chile) oraz U-20 (w Nowej Zelandii). – Te turnieje w sensie szkoleniowym zostaną potraktowane jako test sędziów europejskich, którzy są brani pod uwagę do prowadzenia EURO. Powołanie na jeden z tych turniejów młodzieżowych praktycznie w dziewięćdziesięciu procentach oznacza nominację.
Śląsk Wrocław ma apetyt na rumuńskiego snajpera – jest nim Andrei Ciolacu z Rapidu Bukareszt. Najprawdopodobniej od środy rozpocznie w Polsce testy sportowe i medyczne. Ostatniej jesieni jednak nie błyszczał. Zagrał w 15 meczach, strzelił jednego gola i miał trzy asysty. Czy o to chodzi?
Na koniec – niewykluczone, że do Zawiszy trafi Jakub Świerczok.
Jakub Świerczok od 1 stycznia jest wolnym zawodnikiem, bowiem rozwiązał umowę z 1. FC Kaiserslautern. Po piłkarza zgłosił się bydgoski klub, który chce poważnie wzmocnić kadrę. Jak twierdzi Mariusz Rumak, z obecnymi piłkarzami nie ma szans na utrzymanie w ekstraklasie. 22-letni napastnik ma rozpocząć testy w klubie. – Obie strony dają sobie szansę. Dla Zawiszy zawodnik jest dużą niewiadomą, bo długo leczył kontuzję i grał tylko w czwartoligowych rezerwach. Ale i dla piłkarza przejście do bydgoskiego klubu, który zajmuje ostatnie miejsce w tabeli jest sporym ryzykiem…