Zamieszania w Koronie ciąg dalszy, a jego pierwszą ofiarą – Piotr Malarczyk. 23-letniemu wychowankowi, który jesienią zagrał w lidze w 18 meczach, a pod nieobecność Pawła Golańskiego nosił nawet opaskę kapitana, z końcem grudnia wygasł kontrakt. Mimo woli zarówno ze strony klubu, jak i zawodnika, póki co nie ma mowy o podpisaniu nowego. Póki nie znajdą się pieniądze.
– Usłyszałem, że w związku z zawieszeniem finansowania klubu przez miasto, do momentu wyjaśnienia sytuacji prezes nie może zaciągać żadnych zobowiązań czy to z piłkarzami, czy też jakichkolwiek innych – mówi nam Malarczyk. – Sytuacja nie jest komfortowa. Za chwilę zaczynają się treningi, są wyjazdy na obozy. Trudno sobie wyobrazić, że miałbym w tym uczestniczyć bez ważnej umowy. Bo co na przykład, gdybym na początku stycznia doznał jakiejś kontuzji?
Tutaj zastanawiamy się teoretycznie: a co gdyby Korona jednak upadła?
Wbrew pozorom nie jest jednak tą sytuacją ani specjalnie zdziwiony, ani zmartwiony.
– Myślę, że to kwestia dni, kiedy radni jednak zdecydują się dofinansować Koronę. Decyzja odmowna wiązałaby się ze zbyt dużą stratą. Zawodnicy, którzy są w Kielcach nowi, na pewno spokojnie tych dni z widmem upadłości nie spędzają, ale ja tu już chwilę jestem i wiem, że to nie jest nowość. Spór trwa od dłuższego czasu. Problemy były i rok, i dwa lata temu, tyle że nie tak bardzo rozdmuchane. Słyszałem już różne głosy – na przykład, że jeśli nie będzie decyzji, może nie być wyjazdu na zgrupowanie, ale sądzę, że z uwagi na dobro klubu w ciągu kilku dni sprawa się wyjaśni.
Wtedy też Malarczyk najpewniej podpisze nowy kontrakt. – Główne punkty umowy ustaliliśmy. Do doprecyzowania zostały szczegóły. Gdybym miał odejść, to już od letniego okna mógłbym się rozglądać – mówi. – Jestem jednak wychowankiem. Nie twierdzę, że spędzę w Koronie całe życie, ale musiałbym dostać naprawdę korzystną ofertę, robiącą znaczącą różnicę, a takiej nie było.