Angola, dla przeciętnego Polaka totalna egzotyka, koniec świata i ebola. Oczywiście, kraj ma swoje problemy, z korupcją i inflacją na czele, ale zarazem dzięki ogromnym zasobom naturalnym – ropa, diamenty – znajduje się w ostatnich latach na czołowych miejscach pod względem rozwoju ekonomicznego. W takich warunkach próbuje zakwitnąć też rodzima liga, Girabola, o której poprzednie usłyszeliście, gdy Kabuscorp kontraktował Rivaldo. Teraz i my będziemy mieć w niej swojego reprezentanta w osobie Jacka Magdzińskiego, który zamienił Promień Kowalewo Pomorskie na Académicę Petróleos Clube do Lobito.
Jak myślisz, wielu skautów z Angoli monitoruje niższe ligi polskie?
Jestem przekonany, że mają kupę wysłanników, z czego między innymi narodził się mój transfer (śmiech).
A tak serio, jak trafić do Angoli z kujawsko-pomorskiej czwartej ligi? Dla wszystkich w Polsce to ruch kompletnie od czapy.
Recepta jest bardzo prosta, pierwsze co trzeba zrobić…
To bardzo dobrze grać w piłkę?
Tak, tak (śmiech). Wiesz, wiosnę spędziłem w Puszczy Niepołomice. To był taki okres, który w gruncie rzeczy piłkarsko nic mi nie dał, i po którym myślałem, że trzeba zmienić drogę. Skończyć studia. Osiedlić się w jednym miejscu. Założyć firmę, pomóc bratu i rodzicom. Miałem już plan na kolejne pięć lat życia. A tu otrzymuję telefon od kompletnie nieznanego mi człowieka, który znalazł mnie, bo wyszukiwał w sieci piłkarzy, którzy rozwiązali kontrakt w 1 lidze. Więc nagle to, co wydawało się bezsensowne, okazało się znaczące.
Dostałem zaproszenie na Facebooku. Napisał jakiś Niemiec, mówię – nie znam gościa, dziękuję. Ale pięć minut później dzwoni telefon z niemieckiego numer i się zaczęło. Powiedział, że ma kumpla w Angoli, który szuka zawodników z Europy i czy bym się na to nie pisał. Szczerze powiem, na początku myślałem, że się przejęzyczył i chodzi mu o Anglię, ale jednak nie.
Twoja pierwsza reakcja? Ktoś sobie żarty robi? Nie ma mowy, nie jadę?
Pierwsze co mi się skojarzyło, to hasło, które o sobie przeczytałem kilka lat temu na portalu „Sportowe fakty”. Nazwano mnie tam piłkarskim obieżyświatem. Skoro tak piszą, to trzeba ruszyć (śmiech).
Dbać o reputację.
Dokładnie. Później zobaczyłem jak to wygląda, poczytałem o lidze i kraju, pooglądałem klipy na Youtube. Dostałem informacje o osobach, które to organizują, potem zdjęcia domu, w którym mamy mieszkać – dwa budynki na sześć osób, pani zatrudniona do sprzątania, inna pani gotuje, nasz sponsor ma produkcję jedzenia na całą Angolę, więc raczej nie będziemy umierać z głodu.
Jedyne co, że to jednak była dla mnie zupełnie obca osoba. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Nie wiedziałem, czy nie pojadę tam i nie pokroją mnie na części. Ale wszystko co się zdarzyło później utwierdziło mnie w przekonaniu, że będzie dobrze.
Stadiony w Angoli dobrze obrazują to jak w tym kraju przenika się bogactwo i bieda. Powyżej Narodowy, jedna z kilku aren, które powstały na Puchar Narodów Afryki w 2010, poniżej ten, na którym jeszcze niedawno grał nowy klub Magdzińskiego
Spotkałeś tego gościa?
Przyjechał z rodziną, żoną, córkami. To było fajne, mogłem ich poznać, zbudować zaufanie. Potem dał mi czas do namysłu i uznałem, że co ma być to będzie. Mógłbym jechać samochodem w Polsce, wpaść do rowu i też by mnie nie było. W życiu trafiają się okazje i trzeba z nich korzystać. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Kiedy lecisz do Angoli?
Ruszam trzeciego stycznia. O 11 mój pociąg dojeżdża do Berlina, tam mam umówione jeszcze spotkanie celem dogrania szczegółów, o 18:45 lecę z Berlina do Frankfurtu. Stamtąd lot do Etiopii, następnie do Luandy i jeszcze pięćset kilometrów do Lobito. Przypuszczam, że pełne 48 godzin albo i więcej spędzę w podróży.
Oglądałem dzisiaj zdjęcia Lobito i powiem ci, że brzydko to tam nie jest.
Tak, przylądek podobny do naszego Helu robi różnicę. Na pewno będzie gdzie odpocząć. Na początek czeka mnie jednak nauka tej temperatury, wilgotności, wszystko będzie nowe. Ale przypuszczam, że kolorem skóry będę się wyróżniał góra miesiąc, bo mam tendencję do opalania się na bardzo brązowo (śmiech).
Lobito, miasto liczące sobie około 150.000 mieszkańców. Nazywane „pokojem gościnnym” dla turystów
A tu Luanda. Miasto na 2.5 miliona ludności, a cała metropolia liczy sobie 5 mln mieszkańców.
A czego najbardziej się boisz? To jednak egzotyczne miejsce. Jakieś obawy muszą być.
Chyba tylko malarii, jakiejś choroby. Ale poza tym chyba niczego. Życie jest takie, że różne rzeczy przynosi. Jadę z dużą dozą ciekawości, wiem czego chcę, wiem co chcę osiągnąć, także jestem przekonany, że wszystko się ułoży. Mam mnóstwo przyjaciół o innym kolorze skóry, zawsze to ja byłem w różnych drużynach łącznikiem między czarnoskórymi, aklimatyzacja nie powinna być problemem. Wiesz, szatnia piłkarska to bardzo specyficzne środowisko. Nie jest ono łatwe. Ale jeśli tam się człowiek potrafi odnaleźć, to zniesie wszystko. Ja sam tych szatni zwiedziłem wiele, wiem jacy są piłkarze, że trzeba być mega mega wyluzowanym, bo z wielu stron się na nas patrzy a my za przeproszeniem musimy mieć wszystko w dupie i robić swoje.
No właśnie, czemu aż tyle klubów zaliczyłeś? Już szesnaście. Idziesz chyba na rekord Polski.
To wynikało z różnych rzeczy. W Chojnicach nie zostałem na przykład wyłącznie dlatego, że brakło mi wówczas obycia w kwestii podpisywania kontraktów, z tego powodu na moim kontrakcie był jeden podpis i mówiąc brzydko zostałem wyruchany przez władze. W Zawiszy chciałem zostać, ale szefowie widzieli to inaczej. W Niemczech poznałem świetnych ludzi, w Londynie zaliczyłem przepiękne miasto.
Te wszystkie perypetie nauczyły mnie, że ze wszystkim trzeba umieć sobie samemu radzić. Lubię wyzwania, szukam nowych rzeczy, teraz polecę do Afryki, będzie dużo zabawy, dużo doświadczeń i dużo siana.
Przejdźmy do siana. Jak jesteś umówiony?
Jeśli chodzi o kasę, w kontrakcie mam wpisane, że dostanę miesięcznie trzy krowy. Oni powiedzieli, że u nich to dużo, więc myślę, że będzie okej.
Czyli tak naprawdę nie wiesz ile dostaniesz.
(Śmiech) Powiedzieli, że będę zadowolony, a biorąc pod uwagę to, że Luanda jest drugim najdroższym miastem świata po Tokio, to powinno być okej.
Ale nie będziesz w Luandzie, tylko w Lobito.
Ale gdzieś tam te ceny powinny być porównywalne.
Mały test: kto płaci lepiej: angolska Girabola czy Ekstraklasa?
Jeśli chodzi o te czołowe kluby z obu lig… Biorąc pod uwagę to, że grał tu Rivaldo, a byli zainteresowani Ronaldinho, to chyba nie oferują frytek. Więc chyba Angola, nie?
Rivaldo prezentowany przez angolski Kabuscorp. Kto wie jednak czy większym sukcesem nie było ściągnięcie Meyonga, który był najlepszym strzelcem Primeira Liga (!) w momencie transferu do Angoli.
Tak. Najlepsi jak Meyong czy Tresor Mputu zarabiają ponad milion dolarów. Twój klub za potentata nie uchodzi, ale inny beniaminek, Progresso da Lunda, według Jornal dos Desportos będzie posiadał budżet w wysokości 12 milionów.
Nic tylko grać. Zobaczymy na miejscu jak to będzie zrobione. Ja już teraz widzę, że mój transfer przeprowadzono z głową. Wszystko zaczęto odpowiednio wcześniej, w październiku, więc był czas na przygotowanie się mentalnie i szczepionki. Nasz sponsor z tego co wiem też ma z czego wykładać, nie muszę więc koniecznie teraz mieć dużo siana, jak zwiększą się ambicje i zobaczy, że płacenie mi ma sens, a ja jestem ich wart, to może z czasem się zwiększą.
Czyli nie jest tak, że jedziesz na wycieczkę, posiedzisz tam rok i wracasz? Rozważasz pozostanie?
Jeśli z jakichś przyczyn, czy to przez niezadowolenie klubu, moje własne, przez klimat bądź temperaturę przyjadę wcześniej, to trudno. Moja teoria jest jednak taka, że jeśli pojadę i wypełnię kontrakt, to nie zakończy się na jednym sezonie.
Znasz takiego gościa jak Lutz Pfannanstiel? Zagrał w 42 klubach i zwiedził z piłką wszystkie kontynenty poza Antarktydą. Widziałbyś siebie w roli takiego obieżyświata?
Tak, jak najbardziej. Tylko musiałbym znaleźć kobietę, która by to wszystko zaakceptowała, a wtedy byłbym gotów na taką przygodę. Uważam, że osiemdziesiąt lat życia na ziemi to nie jest tak dużo i trzeba brać garściami ile tylko można, oczywiście nie krzywdząc nikogo. Jeśli taka ścieżka by się otworzyła przede mną, to byłbym otwarty. Marzy mi się w sypialni tapeta z kulą ziemską, a na niej milion kropek oznaczających miejsca, w których byłem.
Leszek Milewski
PS: Jeśli chcecie na bieżąco śledzić przygody Jacka w Angoli, ma swój fanpage na facebooku.