– Trzy miliony złotych w ratach albo dwa miliony w gotówce – tak brzmią wciąż nieoficjalne warunki Śląska, które powinna spełnić Lechia, jeśli chce pozyskać Sebastiana Milę. A to oznacza, że klub, który na razie zaoferował 200 tysięcy złotych, musi drastycznie zmodyfikować swoją ofertę. Do tej pory jednak tego nie zrobił, choć pierwszą propozycję, odrzuconą przez wrocławian, zgłosił już ponad miesiąc temu. Na razie wygląda to jednak tak, że na zmianie klubu najbardziej zależy piłkarzowi. Mila miał publicznie ogłosić swoją decyzję jeszcze przed Świętami, jednak ciągle się z nią wstrzymuje – czytamy dzisiaj w Fakcie i w Przeglądzie Sportowym. Zapraszamy na piątkowy, pierwszy w nowym roku, przegląd najciekawszych artykułów piłkarskich w prasie codziennej. Pięć tytułów przed nami.
FAKT
Fakt wita nas dziś krótką wzmianką o tym jak szampańsko w sylwestra bawiły się gwiazdy polskiego sportu. Umówmy się, że sobie to opuścimy, bo wiadomo o tych imprezach mniej więcej tyle, ile widać na zdjęciu. Mila na raty i w gotówce – Śląsk stawia twarde warunki dotyczące jego sprzedaży.
Trzy miliony złotych w ratach albo dwa miliony w gotówce – tak brzmią wciąż nieoficjalne warunki Śląska, które powinna spełnić Lechia, jeśli chce pozyskać Sebastiana Milę. A to oznacza, że klub, który na razie zaoferował 200 tysięcy złotych, musi drastycznie zmodyfikować swoją ofertę. Do tej pory jednak tego nie zrobił, choć pierwszą propozycję, odrzuconą przez wrocławian, zgłosił już ponad miesiąc temu. Na razie wygląda to jednak tak, że na zmianie klubu najbardziej zależy piłkarzowi. Mila miał publicznie ogłosić swoją decyzję jeszcze przed Świętami, jednak ciągle się z nią wstrzymuje. Najwyraźniej – zamiast presji na pracodawcę – może w ten sposób zaszkodzić trudnym rozmowom.
W ramkach:
– Były prezes Korony z zarzutami
– Górnik powoli spłaca stare długi
– Cracovia zainaugurowała rok samobójem.
Mateusz Zachara chce wyjechać za granicę.
Być może już w przyszłym tygodniu będzie wiadomo, gdzie wiosną zagra Mateusz Zachara (25 l.). – Dalej jest zainteresowanie z klubów z Belgii, Holandii czy Włoch – mówi osoba będąca blisko piłkarza. O transferze napastnika Górnika głośno było już zimą zeszłego roku, kiedy to w pierwszej części sezonu strzelił dla jedenastki z Zabrza 10 bramek. Mówiło się wtedy o zainteresowaniu klubów z Holandii, Vitesse Arnhem czy SC Heerenveen. Latem sprawa odżyła. Zachara był wtedy o krok od przenosin do grającego w Serie B FC Bari. Nieudolni Włosi spóźnili się jednak wtedy w ostatnim dni okienka transferowego z przesłanie dokumentów na czas i z transferu nic nie wyszło. W ostatnim czasie głośno było z kolei o tym, że napastnik Górnika może trafić do Lecha czy Lechii. Sam zawodnik stawia jednak sprawę jasno. – W marcu kończę 25 lat. To dobry okres, żeby się sprawdzić i wyjechać za granicę. Do wszystkiego podchodzę jednak za spokojem, bo pamiętam co było w letnim okienku transferowym. Przejście do innego klubu zależy od wielu czynników – mówi Zachara.
Mamy też ciekawą rozmowę z Dusanem Kuciakiem i Ondrejem Dudą. Ale w niej ani słowa o Legii, więcej o Warszawie czy Słowacji. Jeden był dla drugiego niczym ojciec.
Warszawa da się lubić?
DUŠAN KUCIAK: Bardzo da się lubić. Ondrej chyba też nie ma powodów do zmartwień.
ONDREJ DUDA: W żadnym wypadku. Mieszkam tutaj już dziesięć miesięcy i nie mogę narzekać. Widać, że jest tu dużo możliwości. Przede wszystkim, żeby grać w piłkę i się rozwijać.
To przy Łazienkowskiej, ale czy znacie też miasto?
KUCIAK: Znam lepiej od Ondreja, bo jestem tu już trzy i pół roku. Jednak i tak nie powiem, że nie jest mi obca każda ulica. Do centrum rzadko zaglądam głównie ze względu na brak czasu. Ktoś się pewnie uśmiechnie, ale naprawdę go brakuje, szczególnie jesienią. Rozgrywamy wtedy po dwa mecze w tygodniu, do tego dochodzą treningi. Jak tylko mogę, uciekam do domu, a jeśli już poznaję Warszawę, to spacerując z córką.
DUDA: No i bary czy kluby to nie dla nas.
Mówi się, że Polacy narzekają.
KUCIAK: Tym bardziej jesteście mi bliscy, przecież ja też ciągle narzekam.
DUDA: Nie ma znaczenia, czy ktoś jest Polakiem, Słowakiem, Australijczykiem albo jaki ma kolor skóry. Liczy się tylko to, czy ktoś jest dobrym czy złym człowiekiem. Jednak faktycznie z wami łatwo się dogadać. Pewnie z racji podobnych języków. Nie miałem problemów z nauką polskiego. Szybko łapałem słowa, dużo pomógł mi Michał Żyro, z którym dzieliłem pokój.
GAZETA WYBORCZA
W Gazecie Wyborczej ogólnopolskiej tylko sporty zimowe, więc w ramach drobnej rekompensaty sprawdzimy, jak krakowscy dziennikarze relacjonowali trening noworoczny Cracovii.
Tradycja meczu 1 stycznia w wykonaniu piłkarzy Cracovii sięga lat 20. XX wieku. To właśnie o bramce, która padnie przy ul. Kałuży, mówi się, że to pierwszy gol w Polsce w danym roku. Strzelił gola, ale do własnej bramki Mateusz Żytko. Pierwsza drużyna Cracovii pokonała rezerwy 4:3. Tradycyjnie pierwszy zespół Cracovii grał z rezerwami. Tym razem strzelcem pierwszego gola i to bardzo pechowym okazał się Mateusz Żytko, bo trafił do własnej bramki. Była godzina 12.06. Musi pamiętać, że pierwszy gol w roku sprowadza na strzelca klątwę. Potem szybko do głosu doszli piłkarze trenera Roberta Podolińskiego. Wyrównał i dał prowadzenie Marcin Budziński, który zagrał w… kaloszach. Po golu Dariusza Zjawińskiego było 3:1, ale rezerwy zdołały wyrównać. Jednak tuż przed końcem mecz rozstrzygnął oczywiście Budziński. – Już teraz jest w ligowej formie – śmiał się Podoliński. – Buty? Podpisał kontrakt chyba ze Stomilem i będzie nich grał. Zresztą idealnie nadawały się na stan murawy.
SPORT
Dzisiejsza okładka Sportu.
Na początek rozmowa z Jackiem Zielińskim. Przewidywania na nowy rok.
Przez cały rok 2015 żyć będziemy kwalifikacjami do finałów Euro 2016. Łatwiej wyobrazić sobie triumfalny marsz na francuskie areny czy katastrofę na finiszu eliminacji?
– Łatwiej przychodzi mi stworzenie w wyobraźni zwycięskiego marszu. Ale też łatwo być dobrym prorokiem po tym, co zobaczyliśmy w poprzednim roku. Bardzo mnie cieszą sukcesy reprezentacji. Nareszcie weszliśmy na właściwe tory. Nasi piłkarze wspaniale zadbali o promocję polskiej piłki, a przy tym nie przestali twardo stąpać po ziemi. Podobały mi się słowa Roberta Lewandowskiego, który na pytanie, ile procent planu wykonała drużyna narodowa, odpowiedział: zero. To prawda, bo gratulacje będziemy mogli składać dopiero po awansie do finałów mistrzostw Europy. Każde potknięcie na drodze do Francji może się okazać bardzo kosztowne. Pierwsza próba już pod koniec marca w Dublinie. Jeśli chcemy zachować wartość tego, co ugraliśmy w starym roku, trzeba zacząć od mocnego uderzenia.
Kibicowi, który wciąż żyje historycznym zwycięstwem nad Niemcami i widzi kadrę na pierwszym miejscu w tabeli bez porażki, trudno przyjąć do wiadomości, że najłatwiejszy etap eliminacji za nami…
– Jesteśmy liderem grupy, więc nikt nawet przez moment nie zastosuje wobec nas taryfy ulgowej. Nie mówię jednak, że do tej pory rywale traktowali nas niepoważnie. Niemcy są profesjonalistami zawsze i wszędzie. To nie w ich stylu, żeby komuś pofolgować. Z nimi i ze Szkotami szło nam bardzo ciężko. Fortuna była jednak po naszej stronie. Ale jest ona w sporcie potrzebna nawet najsilniejszym. Nikt nie zostaje mistrzem bez odrobiny szczęścia. Należy tylko pamiętać, że trzeba polegać przede wszystkim na sobie i swoich umiejętnościach. Dopiero potem można liczyć na dobry dzień.
Nic ciekawego.
Generalnie, mamy do czynienia z dość dziwnym numerem Sportu, typowo wspominkowym. Sporo podsumowań. A nas na odwrót – interesują newsy i sprawy bieżące. Jakub Bąk w GKS Tychy.
Z dotychczasowych transferów GKS-u Tychy największym zaskoczeniem jest pozyskanie Jakuba Bąka. Ofensywny pomocnik właśnie w Tychach miał swój najlepszy okres gry, dzięki czemu dostał się do ekstraklasy. 21-latek bronił barw śląskiej drużyny w sezonie 2012/2013 i jego dobrą grę zauważyli przedstawiciele Pogoni. – Na pewno będzie mi łatwiej wejść do zespołu, bo przecież grałem tutaj, znam otoczenie i kilku zawodników. Dla mnie wypożyczenie do Tychów jest szansą, aby znów przypomnieć się ludziom w polskiej piłce. Tutaj czułem się bardzo dobrze, można powiedzieć, że z tego klubu wybiłem się dalej. Ten ruch nie będzie krokiem w tył. Myślę nawet, że gra w I lidze jest trudniejsza.
Carles Martinez na tropie Juana Maty?
Już latem hiszpański pomocnik Piasta ukończył studia licencjackie. Uzyskał licencjat na Wydziale Kultury Fizycznej i Sportu Universidad Camilo Jose Cela w Madrycie. W 2011 roku studia tam skończył dużo słynniejszy piłkarz, a mianowicie pomocnik reprezentacji Hiszpanii i Manchesteru United – Juan Mata. Martinez postanowił pójść za ciosem i w ostatnich miesiącach dzielił czas na treningi i naukę. Obecna przerwa to także odpowiedni moment na zerknięcie do akademickich podręczników. – Aktualnie zakasałem rękawy i dokształcam się w celu zdobycia tytułu magistra na Universidad Internacional de la Rioja. Temat mojej pracy dyplomowej brzmi: “Efekt treningu plyometrycznego na poprawę szybkości u zawodników piłki nożnej”, lecz teraz najważniejszy jest na moich studiach temat właściwego odżywiania się sportowców takich jak my, piłkarze Piasta – wyjaśnia 26-letni zawodnik.
Jak pewnie wiecie, kiepsko ten rok zainaugurował Wojtek Szczęsny.
Dziennikarze SkySports byli bardzo surowi i jego grę wycenili na czwórkę. Równie niską ocenę otrzymał jedynie Laurent Koscielny. Francuski obrońca polskiego pochodzenia również nie popisał się w niektórych sytuacjach. Jak padały bramki? Najpierw do długiego podania z głębi pola wystartował Sadio Mane. Polak pobiegł w jego kierunku, na skraj pola karnego. Kiedy Senegalczyk opanował piłkę, Szczęsny zaczął się cofać w kierunku bramki, ale nie zdążył, bo piłkarz Southamptonu, świetnym lobem z ostrego kąta, posłał piłkę do siatki. Przy drugim golu po dośrodkowaniu z prawej strony futbolówka – zagrywał w kierunku Szczęsnego kolega z zespołu – znalazła się pod nogami leżącego bramkarza Arsenalu. Ten podjął wówczas przedziwną decyzję i… kopnął ją do Duszana Tadicia. Serbski pomocnik skorzystał z prezentu. A Szczęsny? Po chwili pojawił się na ekranach telewizorów na Wyspach, zdezorientowany i sfrustrowany popijał z bidonu wodę.
A jeśli interesują was wspomniane podsumowania – to screen na zachętę.
SUPER EXPRESS
Na łamach Superaka dzisiaj temat, o którym głośniej w sieci zrobiło się przed świętami. Jacek Magdziński, grający ostatnio w czwartej lidze polskiej, zamierza występować w Angoli.
– To będzie przygoda życia – ekscytuje się napastnik.Magdziński był ostatnio jedną z czołowych postaci czwartoligowego Promienia Kowalewo Pomorskie. – Piłka była już dla mnie dodatkiem, a nie źródłem utrzymania. Studiuję kierunek “menedżer sportu” w Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy i chciałem skupić się na nauce, aż pewnego dnia zadzwonił do mnie pewien niemiecki menedżer… – tłumaczy Magdziński. Był to Ersan Parlatan, który grał w 2014 roku w pierwszoligowej Puszczy Niepołomice. – Powiedział mi, że jego znajomy trener po wygraniu angolskiej Serie B szuka wzmocnień przed nowym sezonem. Nie mam dziewczyny, więc pomyślałem sobie, że kiedy spróbować, jak nie teraz? Podpisałem więc kontrakt, poznam nową kulturę, pozwiedzam, a przy tym zarobię całkiem niezłe pieniądze – śmieje się Jacek.Transfer do Afryki wywołał mieszane uczucia w rodzinie piłkarza. – Tata na początku bardzo się ucieszył, ale potem wybuchła afera z ebolą i zmienił zdanie. Przeszedłem wszystkie szczepienia i jestem pewien, że nic mi nie będzie – uspokaja Magdziński.
Inny oryginał to Andrzej Lenard. Maluje piłką i korkami.
Ostatni hit Lenarda to portret Mario Balotelliego, namalowany na zamówienie brytyjskiego internetowego kanału piłkarskiego Copa 90, którego dziennikarze przylecieli z Londynu, aby nakręcić reportaż o polskim artyście. Film z zapisem tego, jak powstaje dzieło, zrobił furorę, obiegając cały internetowy świat. Skąd tak oryginalny pomysł na uwiecznianie gwiazd? – Wszystko zaczęło się przed Euro 2012 – opowiada nam Lenard, goszcząc dziennikarzy “SE” w swojej pracowni niedaleko stadionu Legii. – Jedna z firm poprosiła mnie o taki pokaz w strefie dla sponsorów. Miałem malować podobizny piłkarzy i właśnie wtedy pomyślałem, że fajnie robić to… piłką i korkami.
Nie brakuje też wzmianki o szampańskiej sylwestrowej zabawie gwiazd polskiego sportu.
Elegancją błysnęła najpiękniejsza para polskiego sportu, czyli Anna i Robert Lewandowscy. Małżonkowie sfotografowali się na tle strzelających w Nowy Rok sztucznych ogni z lampkami szampana w dłoniach. Pani Ania jak zwykle zrobiła furorę piękną czerwoną kreacją sylwestrową. Nie próżnowali reprezentanci Polski w piłce nożnej. Uroczy wieczór ze swoją sympatią Celią Jaunat spędził gwiazdor Sevilli Grzegorz Krychowiak. Świetnie bawił się także jego kolega z kadry, ostatnio leczący kontuzję Kamil Grosicki. Jest w coraz lepszej formie, co udowodnił podczas sylwestrowego szaleństwa.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tak wygląda pierwsza okładka PS w nowym roku:
Tu również, jak w Fakcie, zaczynamy od rozmowy z Kuciakiem i Dudą. Cytujemy fragment:
Dušan od razu zaopiekował się panem po przyjeździe do Warszawy?
DUDA: Od samego początku. To chyba naturalne, w końcu pochodzimy z tego samego kraju. Na starcie nie było jednak łatwo. Nowe miasto, nowy klub, nowe twarze w szatni. Nawet Dušana osobiście nigdy wcześniej nie znałem. Największe obawy dotyczyły znajomości języka. Na szczęście szybko minęły.
KUCIAK: Byłoby dziwne, gdybym mu nie pomagał. Mówiono, że traktowałem go jak brata. W odpowiedzi żartowałem, że to nieprawda, bo jak syna. I byłem surowym ojcem. Ondrej najpierw musiał się dziwić, że w czasie wyjazdów specjalnie nie chcę być z nim w pokoju. Jednak dziś to pewnie docenia, bo dzięki temu szybciej nauczył rozmawiać się w waszym języku. Teraz radzi sobie zupełnie sam.
Nie jest tak, że duże miasto, duże problemy?
DUDA: Jak piłkarz chce zrobić karierę, wielkość miasta nie robi na nim wrażenia.
Czujecie się tutaj popularni?
DUDA: Tak, pierwszy raz zetknąłem się z taką sytuacją. Jednak zupełnie mi to nie przeszkadza. To bardzo miłe, kiedy wiesz, że ktoś się przejmuje twoją grą.
Fragment tekstu o Sebastianie Mili również cytowaliśmy…
Lider Śląska w poprzednią noc spędził na wrocławskim Rynku, skąd TVP transmitowała imprezę sylwestrową. Chwilę był nawet obecny na scenie, na której występowali artyści. Stanowił szczególną atrakcją wieczoru, bo traktowano go niczym bohatera narodowego, który golem przyczynił się do historycznego zwycięstwa nad Niemcami. Jeden z członków Kabaretu Skeczów Męczących przy aplauzie publiczności pocałował go nawet w… lewą nogę, którą Mila strzelił gola Manuelowi Neuerowi. Mogło się wydawać, że to dobry moment, by pomocnik wreszcie ujawnił swoje piłkarskie plany związane z przenosinami do Lechii, ale piłkarz ograniczył się tylko do podziękowań…
W sporych tarapatach jest tymczasem były prezes Korony Kielce Tomasz Ch., któremu grozi osiem lat więzienia. Chodzi m.in. o przywłaszczenie 200 tysięcy złotych. Nie przyznaje się do winy.
W marcu ubiegłego roku Tomasz Ch. – wówczas prezes jednoosobowego zarządu Korony Kielce – podpisał umowę ze znaną w mieście hurtownią sprzętu sportowego. Na jej mocy, właściciel firmy, Łukasz O., miał dostarczyć klubowi niepotrzebny nikomu sprzęt piłkarski na kwotę 150 tys. zł. Realizacja umowy ze strony Korony była natychmiastowa. Dzień po złożeniu na dokumencie autografów cała suma została przelana na konto firmy. Zaraz potem były prezes poprosił swojego kontrahenta o pożyczkę przelanej na konto firmy kwoty. Pieniądze miały pójść na organizację wyjazdu do Włoch i znalezienie sponsora strategicznego dla Korony. Łukasz O. bez namysłu się zgodził się. Dlaczego? Dziś nie chce oficjalnie komentować tego, co zaszło. Nieoficjalnie mówi o szansie rozwoju firmy, którą prowadzi, o złapaniu znakomitego kontrahenta, a co za tym idzie – perspektywach zarobku niezłych pieniędzy. Po dokonaniu wszystkich operacji finansowych obaj panowie z gotówką w reklamówce pojechali do Mediolanu, gdzie Ch. miał dograć sprawy związane z pozyskaniem nowego sponsora. Bez powodzenia. Mało tego – nie oddał Łukaszowi O. nawet złotówki! Do dziś!
Sebino Plaku. Leń czy ofiara mobbingu?
– Piłkarz domaga się rozwiązania kontraktu z klubem, a także opatrzenia decyzji klauzulą natychmiastowej wykonalności. Najbliższe posiedzenie w tej sprawie odbędzie się 14 stycznia – mówi PS Agnieszka Olesińska, przewodnicząca Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych. Plaku został jesienią odsunięty od pierwszej drużyny z powodu niezadowalającej formy. Dostał indywidualny program treningowy i według naszych informacji z jego realizacją było kiepsko. Ponoć piłkarz często wykręcał się problemami zdrowotnymi, a przy tym miał słabe wyniki badań wydolnościowych.
Wspominaliśmy już o tym, że:
– Budziński strzelił hat-tricka w gumiakach
– Zachara chce wyjechać za granicę
– Martinez jak Mata – kończy studia.
Dzisiejsze wydanie zamyka wywiad z Marcinem Krzywickim.
Gdyby nie pana aktywność na Twitterze, pewnie byśmy dziś nie rozmawiali.
– Twitter wiele zmienił w moim życiu, jeśli chodzi o popularność. Początkowo się przed nim broniłem, założyłem konto, ale w ogóle z niego nie korzystałem. Po napisaniu pierwszego tweeta poszło z górki, bardzo często pisałem podczas mundialu. Muszę przyznać, że Twitter uzależnia.
Miał pan kiedyś kłopoty przez swój tweet?
– Kiedyś napisałem, że fani Stoke cały czas wspierają swojego zawodnika Petera Croucha, a mnie na każdym stadionie kibice wygwizdują od pedałów, mimo że ich kobiety mógłbym mieć w 30 sekund. To zdanie szybko rozniosło się wśród kibiców, odebrali je bardzo osobiście, zdecydowanie za bardzo. Następnego dnia prezes Wisły pofatygował się do szatni, żeby porozmawiać ze mną o mojej karierze w internecie. Dał mi do zrozumienia, abym skupił się na piłce, a nie pisaniu w sieci. Ja jednak uważam, że można to połączyć. Zakazu używania Twittera nie otrzymałem, ale pracownicy Wisły pewnie każdego dnia trzęsą się z nerwów, sprawdzając co napiszę o klubie. Za bardzo mnie to bawi, bym z tym skończył. Zresztą uważam, że moja aktywność jest w pewnym stopniu promocją dla Wisły.
To tyle od nas, ale warto zajrzeć, bo jest w tej rozmowie jeszcze sporo innych wątków – o chęci powrotu na boiska ekstraklasy, pracy z psychologiem, braku prawa jazdy. No, jest dość ciekawie.