Zazwyczaj na transfery narzekamy patriotycznie – czyli lokalnie, ekstraklasowo, stękając i jęcząc nad kolejnymi Ouattarami i innymi Rybanskymi ściąganymi taśmowo do naszej ukochanej najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej. Tym razem łamiemy schemat – ponarzekamy sobie globalnie, na to jak potężne pieniądze spalają, wyrzucają w błoto i zwyczajnie marnują giganci europejskiego futbolu. Trzynaście inwestycji na miarę późnego “Amber Gold”. Trzynaście strzałów w stopę. Trzynaście transferów, które z perspektywy czasu wyglądają irracjonalnie, albo przynajmniej nierozsądnie. Słowem – kolejny ranking. Tym razem największych niewypałów z letniego okienka transferowego.
*
13. Eliaquim Mangala (FC Porto -> Manchester City)
Nie zrozumcie nas źle – Mangala nie gra jakoś strasznie słabo, raczej przeciętnie. Tyle tylko, że przeciętna gra to trochę za mało jak na kogoś, kto kosztował latem 40 milionów euro. Miał wznieść defensywę City na wyższy poziom, a tymczasem nie widać jakiejś niesamowitej różnicy w jakości między nim, a chociażby Demichelisem. Tak, tym Demichelisem, którego zgodnie wyśmiewano jako element kompletnie niepasujący do plejady gwiazd z błękitnej części Manchesteru. Jest nerwowy, często zagubiony na boisku, więc biorąc pod uwagę to, ile kosztował – nie ma szału. Były już za to: czerwona kartka, gol samobójczy i to wejście w Eto’o. 40 grubych baniek za tego typu przyjemności. Masochizm.
12. Siem de Jong (Ajax -> Newcastle United)
Działacze znad rzeki Tyne zdecydowanie nie mają szczęścia do de Jongów. Najpierw kompletnie zawiódł wypożyczony z Borussii Mönchengladbach Luuk de Jong, a teraz nadziali się na Siema. Holender zagrał tylko w dwóch meczach ligowych, po czym doznał kontuzji uda i od sierpnia nie pojawił się jeszcze na boisku. I tak naprawdę nie wiadomo kiedy wróci do gry, ani w jakiej będzie formie. Wiemy, to raczej pech, niż błąd działaczy, ale i tak – nie da się go pominąć w takim rankingu jak nasz. Oczywiście, może de Jong odpali po powrocie, może gdyby Newcastle nie skusiło się latem, Siem rozsadziłby Eredivisie i właśnie szykował się do transferu do o wiele mocniejszego klubu, niż “Sroki”. Tak czy owak jednak – na ten moment utopione pieniądze.
11. Ashley Cole (Chelsea -> AS Roma)
Przejście Cole’a do Romy początkowo spotkało się ze sporym zadowoleniem ze strony kibiców. W końcu transfery z najlepszych angielskich klubów do Serie A to nie jest raczej proza życia i chleb powszedni każdego okienka transferowego. Cole to jednak marka, Cole to rozpoznawalność i – jak wydawało się latem – pewien gwarantowany poziom. Niestety, entuzjazm ten gasł z każdym kolejnym występem Anglika, który w najlepszym wypadku grał solidnie, a zazwyczaj po prostu zawodził. Brakowało w jego grze jakiegokolwiek błysku i wsparcia dla ofensywy – ot, porobił trochę wiatru, odebrał piłkę, podał do boku. I tyle, koniec jego wkładu w grę Rzymian. Jego miejsce na lewej obronie zajął w końcu Holebas, a Cole może już zająć się szukaniem nowego klubu. W Rzymie zapamiętamy go ze słynnego zdjęcia z drużyną, na którym stoi kilka metrów obok całego składu, które stało się przedmiotem dowcipów połowy piłkarskiego świata, łącznie z samą Romą, która momentami parodiowała swoją fotkę sprzed sezonu.
Wynajęcie go jedynie do tego hapenningu byłoby chyba jednak mimo wszystko tańsze, niż ściągniecie Anglika, by normalnie biegał po boisku….
10. Remy Cabella (Montpellier -> Newcastle United)
Kiedy Sroki ściągnęły Cabellę za 10 milionów euro wydawało się, że właśnie dopięli kolejny świetny transfer na linii Francja-Newcastle. W końcu Francuz wcześniej zaliczył świetny sezon w Ligue 1 zdobywając aż 14 bramek i 7 asyst – jak na ofensywnego pomocnika to naprawdę niezły wynik. Start w Anglii… Całkiem niezły, przyznajemy. Kibice, którzy skupiali się w tym okresie głównie na protestach przeciw właścicielowi i menedżerowi klubu, nie mieli zbyt wielu powodów, by narzekać właśnie na tego konkretnego zawodnika. Potem jednak – co zbiegło się z coraz lepszą grą całego zespołu – sam Caballa dość mocno przygasał. Dość powiedzieć, że wybiegał na angielskich boiskach już ponad tysiąc minut, a ma na swoim koncie zaledwie jedną asystę i zero bramek. Może jeszcze zdoła się odnaleźć w nowym środowisku, na ten moment jednak to z pewnością pewny członek ekipy z naszego rankingu transferowych wtop.
9. Lazar Marković (Benfica -> Liverpool)
Serb jest wciąż młodym zawodnikiem, ma w końcu zaledwie 20 lat, ale i tak spodziewaliśmy się po nim znacznie więcej. Jakkolwiek spojrzeć – był podstawowym graczem drużyny mistrza Portugalii i finalisty Ligi Europy, a do tego kosztował 25 milionów euro. Tymczasem nawet w zawodzącym oczekiwania Liverpoolu Marković nie jest w stanie wywalczyć sobie miejsca – regularnie przesiaduje na ławce, a gdy wchodzi na boisko, to i tak nie ma z niego żadnego pożytku. Do tego ta czerwona kartka w meczu z Basel… Kto oczekiwał fajerwerków godnych jednej z największych nadziei zawsze silnego serbskiego futbolu… Musi jeszcze poczekać. A patrząc na obecne tempo rozwoju Markovicia – może się nie doczekać.
8. Shane Long (Hull City -> Southampton)
Long to jeden z dziwniejszych transferów letniego okienka. Zwykły napastnik, który nie wykręcił w poprzednich rozgrywkach jakichś niesamowitych liczb, a tymczasem Southampton postanowił za niego zapłacić aż 15 baniek. Efekty? Bez szału. Czasem gra więcej, czasem mniej, póki co strzelał tylko w jednym meczu ligowym przeciwko Leicester. Trudno nie mieć wrażenia, że Święci mogli tę kasę wydać znacznie lepiej.
7. Brown Ideye (Dynamo Kijów -> West Bromwich Albion)
Nigeryjczyk miał niezłe wejście do the Baggies – kosztował ich 10 milionów euro i tym samym stał się najdroższym piłkarzem w historii klubu. Problem w tym, że na razie zawodzi na każdej linii – zdobył tylko jedną bramkę w lidze, nie potrafi nawet wywalczyć sobie mocnej pozycji w zespole i zazwyczaj mecze rozpoczyna na ławce. W sumie nie powinno nas to nawet specjalnie dziwić – trener Alan Irvin przyznał jakiś czas temu, że przed transferem widział go tylko na nagraniach DVD. Szczerze gratulujemy. Dziesięć melonów za piłkarza z YouTube’a. Tego nie powstydziłaby się Wisła Kraków i jej Sorin Oproiescu.
6. Dejan Lovren (Southampton -> Liverpool)
Chorwat to jedna wielka zagadka. W tamtym sezonie – absolutny wymiatacz, świetny w defensywie, przydatny przy stałych fragmentach gry. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy Liverpool postanowił zapłacić za niego 25 milionów. Utalentowany, ograny, w miarę młody – czemu nie, wydawało się, że to pewne wzmocnienie defensywy “The Reds”. Niestety odkąd założył na siebie czerwoną koszulkę trudno go poznać na boisku. Jest niepewny, popełnia głupie błędy i trudno w tej chwili wyobrazić sobie, by Liverpool był w stanie zbudować w oparciu o niego defensywę na lata.
5. Fernando Torres (Chelsea -> AC Milan)
Torres był spalony już przed odejściem do Milanu, jednak nikt chyba nie spodziewał się, że będzie grał tak słabo. W teorii przejście do rossonerich było dla niego świetnym wyjściem – mediolańczycy nie narzekali na nadmiar dobrych dziewiątek, zdołali też zgromadzić kilku kreatywnych graczy ofensywnych, którzy mieli stwarzać Torresowi sytuacje bramkowe. Innymi słowy nic, tylko się odbudować i raz za razem trafiać do siatki. Tymczasem Hiszpan wystąpił w dziesięciu spotkaniach w których strzelił zaledwie jedną bramkę, w większości meczów był po prostu miałki i bezużyteczny. A pamiętajmy, że mowa o Serie A. To nie jest w tym momencie najbardziej wymagająca liga świata.
W tej chwili zresztą Torres przenosi się już do Madrytu, gdzie zamieni się miejscami z…
4. Alessio Cerci (Torino -> Atletico Madryt)
Ciężko powiedzieć, co się stało pomiędzy Cercim a Simeone, ale coś się musiało wydarzyć. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że rojiblancos ściągnęli za 15 milionów piłkarza, który zaliczył w średnim Torino aż 13 bramek i 12 asyst, a nagle w Madrycie oduczył się gry w piłkę i zaczął być traktowany jak ktoś, kto nadaje się co najwyżej do tego, by wejść na ostatnie kilkanaście minut? Cerci opuszczał Włochy z nadzieją na podbicie ligi hiszpańskiej, a tymczasem już po kilku miesiącach wraca na tarczy – może w Milanie uda mu się odbudować formę. Ale znamy jednego takiego, który już tego próbował. Jest w naszym rankingu dokładnie jedno miejsce wyżej.
3. Nemanja Vidić (Manchester United -> Inter Mediolan)
Mogło się wydawać, że doświadczony, twardy serbski obrońca to właśnie to, czego brakuje niepewnej obronie Interu. Niestety, Vidić nawet nie tyle dopasował się do poziomu prezentowanego przez resztę stoperów, co sprawił, że w porównaniu do niego zaczęli wyglądać na niezłych obrońców. Debiut – faul na rzut karny, potem czerwona kartka. Kolejny występ – idiotycznie zawalona bramka. W tej chwili Serb siedzi na ławce, a grają Ranocchia i Juan Jesus – to chyba wystarczy za podsumowanie jego gry we Włoszech. A szefowie Interu już próbują wypchnąć go do innego klubu…
2. Thomas Vermaelen (Arsenal -> FC Barcelona)
Cóż, Vidić przynajmniej pojawił się na boisku, czego nie można powiedzieć o Vermaelenie. Belg był kontuzjowany już w momencie transferu i miał szybko wrócić do pełnej sprawności… jednak mamy już koniec roku, a były zawodnik Arsenalu nadal zwiedza barcelońskie kliniki. Wydanie 10 milionów euro za wiecznego rekonwalescenta to nie był raczej najlepszy sposób na wzmocnienie drużyny. Oby tylko Vermaelen nie okazał się katalońskim odpowiednikiem Jonathana Woodgate’a, który zaliczył bardzo podobny początek w Realu Madryt.
1. Mario Balotelli (AC Milan -> Liverpool)
Crème de la crème wpadek transferowych, ulubiony piłkarski obiekt kpin w sezonie 2014/15. Nie mamy zamiaru bronić Włocha – gra słabo, a jego licznik bramek w lidze wskazuje nadal tyle samo, co przed startem rozgrywek – okrągłe zero. I to mimo tego, że jest jednym z najczęściej strzelających piłkarzy w lidze. Na plus na pewno zapisać można mu to, że jest póki co w miarę spokojny i niczego wielkiego jeszcze nie odwalił, ale nie oszukujmy się – biorąc pod uwagę, że kosztował 20 baniek jest to dość kiepskie pocieszenie.