Jak wiadomo sensem piłki nożnej, cechą nieodzowną, niezbędną, by w ogóle można było mówić o tym sporcie jest przerażająca, kompletnie irracjonalna, często zwyczajnie idiotyczna naiwność. Nie ma piłki nożnej bez naiwności – zawsze jedna ze stron wierzy, że wbrew wszelkiej logice uda jej się pokonać rywali. To nie problem. Ten zaczynamy dostrzegać dopiero wówczas, gdy oderwanie od rzeczywistości grozi utknięciem w stratosferze. Gdy w grę zaczyna wchodzić Liga Mistrzów, spiski sędziowskie i tysiąc innych podobnych teorii. Gdy zaczynamy się zastanawiać, czy te nasze futbolowe ananasy nie są czasem w grupie osób, które wciąż wierzą w Świętego Mikołaja…
No, powiedzcie sami. Czy Stawowy – wierząc w Ligę Mistrzów na Widzewie – mógłby nie wierzyć w najsłynniejszego z katolickich biskupów? A przecież wcale nie jest takim olbrzymim wyjątkiem. Zapraszamy na naszą dziesiątkę, która z pewnością wciąż wierzy w Świętego Mikołaja.
*
Janusz Filipiak
Nie ukrywajmy, to zdecydowanie inspiracja do napisania tego artykułu. Janusz Filipiak, człowiek zarządzający potężną firmą, profesor, oczytany, elokwentny, gość, który spokojnie może mówić o sobie – osiągnąłem sukces. A mimo to nie jesteśmy w stanie pozbyć się wrażenia, że wczoraj siedział z nosem w oknie wypatrując, czy przez komin nie przepycha się czasem biskup w czerwonej czapce. Dlaczego? Cóż, Filipiak wierzy w:
– prolegijny spisek całego polskiego futbolu
– w Niemczech frekwencja jest coraz słabsza
– gra w tym sezonie o mistrzostwo
Wcześniej wierzył m.in. w sens 10-letniego kontraktu dla Stawowego, więc zasadniczo wiara w Św. Mikołaja to jedno z najbardziej powiązanych z rzeczywistością złudzeń.
Wojciech Stawowy
Człowiek, który zapowiadał Ligę Mistrzów już w trzech klubach, w których pracował, w GKS-ie Katowice ponadto zastrzegł, że celuje najpierw w Ligę Europy. Dziś jest w Widzewie, pracując z ludźmi, którzy bardziej nadają się do chodzenia po centrach handlowych w przebraniu Św. Mikołaja, niż grania w piłkę. Mimo to Stawowy wyznacza prostą ścieżkę – utrzymanie, awans, Liga Mistrzów.
Jesteśmy pewni, że już dawno wysłał swój list do Laponii i w napięciu oczekuje na odpowiedź od Świętego Mikołaja.
Emmanuel Sarki
Zastanówmy się, kto mógłby wierzyć w Świętego Mikołaja, badania ufoludków w polskich ośrodkach CIA, rządy rasy reptilian, płaską Ziemię i 180-letnich staruszków, o których zapomniała śmierć? Oczywiście Emmanuel Sarki, jedyny w swoim rodzaju, absolutnie unikalny człowiek, który zapewnia że afrykańska dieta i tamtejszy bezstresowy tryb życia pozwoliły jego pradziadkowi przeżyć okrągłe 132 lata. Naturalnie nie możemy jeszcze z całą stanowczością wykluczyć, że dziadek – jak to z Afryką bywa – miał podkręcone papiery i w rzeczywistości zmarł dożywając przynajmniej 150 lat.
Jako że podobne cuda pamiętamy wyłącznie ze Starego Testamentu, nie przyjmujemy do wiadomości, że Sarki mógłby kwestionować istnienie Świętego Mikołaja.
Rafał Pawlak
Człowiek, który wierzy, że zrobił w tej rundzie z Widzewem naprawdę dobrą robotę. Człowiek, który wierzy, że bardziej od wyników liczy się to, jak wspominają współpracę z nim piłkarze z Łodzi. Człowiek, który wierzy, że kiedyś jeszcze dostanie trzecią szansę i znów zostanie trenerem Widzewa. Jesteśmy jeszcze w dodatku przekonani, że gość wciąż ufa wizjonerskim decyzjom Sylwestra Cacka.
Wiara w Św. Mikołaja pasuje do niego jak on sam do Widzewa.
Jacek Bednarz
Tu sytuacja jest nieco odmienna – Bednarz to przecież słynny „Mecenas”, człowiek, którego głowa z pewnością nie wędruje gdzieś tuż obok niepowstrzymanych wizji Sarkiego, powiedzielibyśmy raczej, że trzyma się mocno na karku. A jednak, jego upór, bezwzględność, mina szeryfa z kiepskiego spaghetti westernu i przede wszystkim wiara w sens walki na – nomen omen – noże z krakowskimi kibolami miała w sobie coś z dziecięcego idealizmu. Bednarz uznawał, że może prowadzić swoją (nie oceniamy, może i słuszną) wojnę w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości i bez dwóch zdań – mocno się przeliczył.
Bierzemy pod uwagę, że czeka na przybysza w czerwonym kubraczku, podobnie jak na wyeliminowanie idiotów z dowolnej grupy społecznej. Jeśli od lat nie udało nam się odinstalować pacanów z polityki, trudno oczekiwać, że jeden człowiek pozbędzie się ich z tak różnorodnej grupy jak piłkarscy kibice. Tak, coraz wyraźniej widzimy łysinę byłego prezesa odbijającą się w szybie. Czeka, może nie tak bezrefleksyjnie jak Sarki, może nie tak marzycielsko jak Stawowy, ale pewnej naiwności mu odmówić nie można.
Mariusz Rumak
Tu nieco inaczej – po prostu Rumakowi nic innego, niż wiara w Mikołaja już nie zostało.
Osoby odpowiedzialne za list Legii
Dear Saint Nicholaus
I hope you are well
I am writing to you with one important issue.
*
Jeśli wierzyli, że Żyrę da się ocyganić za pięć melonów przy pomocy korespondencji, to wiara w Świętego Mikołaja nie jest niczym nadzwyczajnym.
Angel Perez Garcia
Jesteśmy pewni, że Angel Perez Garcia wierzy we wszystko i we wszystkich. Mamy ku temu mocne przesłanki. Pomijając już najbardziej banalny i jaskrawy przykład – trener Piasta wierzy, że media społecznościowe mu pomagają a nie szkodzą – da się łatwo znaleźć w Internecie również inne dowody na sporą wiarę sympatycznego przybysza z Malediwów. Ironia i szyderstwo to nie jego słownictwo. Na Twitterze poda dalej i zareklamuje dowolną wypowiedź, która zawiera zrozumiałe dla niego pochlebstwo. Nieistotne, że tuż za nim czai się „sprzedam Opla” czy „Resultado fantastico. Paprikanos slowacki kabanos bez szans z ekipa Angela”. Dalej? Wiara w to, że Paint jest najlepszym programem do obróbki grafiki. Wiara w to, że wrzucenie do sieci obrazka walczących tygrysów z podpisami typu „Piast” i „our rivals” dorobionymi właśnie w cudownym wynalazku firmy Microsoft zwiększa prestiż całego klubu.
Jest w tym coś niesłychanie uroczego. Totalna afirmacja życia. Garcia całą swoją postacią mówi: wierzę w was, wierzę w wasze szczere intencje, wierzę w ludzi, wierzę w każde ich słowo. Bylibyśmy naprawdę zaskoczeni, gdyby ta potężna, niesłychanie sympatyczna naiwność, była wyłączana na czas rozmowy o Świętym Mikołaju. Zresztą, po tych wszystkich resultados historicos też byśmy na jego miejscu uwierzyli w prezenty od biskupa z Miry.
Wszyscy fanatycy talentu Michała Janoty (obaj)
Świętego Mikołaja ponoć ktoś gdzieś widział, ba, ten oryginalny chyba naprawdę żył, wprawdzie półtora tysiąca lat temu, ale jakieś przekazy na temat jego działalności dotarły do historyków, którzy mogli umiejscowić go w poczcie postaci historycznych, które zostały włączone w poczet Świętych.
Talent Janoty zaś nigdy nie został przez nikogo choćby w najmniejszym, minimalnym stopniu zbadany. Powiedzielibyśmy, że jest jak Yeti, ale to nadal nadużycie – w legendach o Yeti da się doszukać tego słynnego „ziarenka prawdy”, podczas gdy przekazywane ustnie baśnie o talencie skądinąd sympatycznego zawodnika Korony to czysta fikcja, zrodzona w głowach osób, które dały się oczarować magii marki Feyenoordu Rotterdam. Nie czarujmy się – ci, którzy wciąż wierzą w Janotę, nie mają wręcz prawa nie wierzyć w Świętego Mikołaja. Na tle wspomnień o dobrych występach tego zawodnika (pewne źródła sugerują, że być może w czwartym wieku przed Chrystustem Janocie przytrafił się istotnie całkiem przyzwoity mecz), nasz biskup jawi się postacią niemal współczesną, a przy tym zdecydowanie bardziej rzeczywistą. Pewnym pokrzepieniem jest fakt, że ta sekta wielbicieli Janoty jest dość skromna liczebnie, a przy tym i sam Janota zdaje się być zdecydowanie bardziej pragmatyczny, aniżeli jego wierni fanatycy.
My sami. Skazani na Ekstraklasę
Nie czarujmy się. Wierzymy, że odpalając telewizor, kupując bilet na stadion i tłukąc się rozklekotanym pociągiem gdzieś w Polskę, by obejrzeć mecz piłkarski, spotka nas coś dobrego. Chyba nie jesteśmy masochistami? Na co więc liczymy? Co nami kieruje w momencie, gdy pomimo doskonale wrytego w pamięć (takie rzeczy ciężko zapomnieć…) poniedziałkowego meczu, my w piątek znów gromadzimy się stadnie, by obejrzeć kolejne fantastyczne inaczej widowiska piłkarskie?
Jeśli wierzymy, że warto się w tym cały czas babrać, warto się w tym zanurzać i co tydzień spędzać cztery dni… Chyba za rok wypada wyczekiwać również Świętego Mikołaja?
Oby przynajmniej był bogaty. Wesołych Świąt!