W Ekstraklasie odnosili wiele sukcesów, zarówno indywidualnych, jak i zespołowych. Okazało się jednak, że w krajach wyżej rozwiniętych piłkarsko nie czekano na nich z otwartymi ramionami. Ich losy poza granicami Polski raczej nie prowadzą do zbyt optymistycznych wniosków. Ci, którzy wywalczyli sobie miejsce w nowych zespołach, nie potrafili wznieść się ponad poziom typowego przeciętniaka. A niektórzy zostali momentalnie odpaleni i najbliższe święta spędzą na rozmyślaniu nad zmianą pracodawcy.
Wzięliśmy pod lupę ośmiu najlepszych obcokrajowców, którzy latem lub – jak w przypadku Daniego Quintany – wczesną jesienią opuścili naszą Ekstraklasę. Jak potoczyły się ich losy? Jeżeli mielibyśmy doszukać się jakiejś prawidłowości, to napisalibyśmy, że po prostu niczym się nie wyróżnili. Nikt nie odgrywa wiodącej roli w nowym klubie, a żaden nowy klub nie odgrywa wiodącej roli w swojej lidze. Jedni grają regularnie, inni są zmiennikami, ale nikt nawet nie zbliżył się do pozycji, jaką zajmował w Ekstraklasie. Jedyna wymierna korzyść to oczywiście korzyść finansowa.
Jak wyglądała runda jesienna w wykonaniu poszczególnych zawodników?
Największy sukces Prejuce’a w Mersin to oczywiście kontrakt, który według różnych źródeł opiewa na 300-500 tysięcy euro. Chociaż i tu pasowałoby postawić znak zapytania, bo nowy klub Nakoulmy słynie z wielomiesięcznych zaległości z wypłatami, o czym dwa lata temu na własnej skórze przekonał się Marcin Robak. Z kolei statystyki „Prezesa” pozostawiają już wiele do życzenia. Dość napisać, że poprzedniej jesieni skrzydłowy został przez nas wybrany najlepszym piłkarzem Ekstraklasy z dorobkiem dziewięciu goli i sześciu asyst, a obecnie ma na koncie jednego gola i dwie asysty. Trzeba jednak przyznać, że Nakoulma pomału się rozkręca, bo jeszcze na początku listopada nie brał udziału przy żadnym trafieniu swojego zespołu. W ostatnią sobotę były gracz Górnika popisał się efektowną asystą w wyjazdowym starciu z Galatasaray. Poza tym Prejuce ma pewne miejsce w podstawowym składzie, a jego klub nieźle sobie radzi w krajowych rozgrywkach, gdzie zajmuje wysokie szóste miejsce.
Gruzin odszedł do Odense, by złapać drugi oddech, ale szybko okazało się, że i o to nie będzie mu łatwo. Zaczął podobnie jak ostatnimi czasy w Legii, czyli na ławce rezerwowych. Później zdołał wywalczyć sobie miejsce w wyjściowym składzie, ale jeszcze ani razu nie wytrwał na boisku przez pełne 90 minut. Jak dotąd zdobył dwa gole, a jego klub cieniuje w słabiutkiej lidze duńskiej, gdzie plasuje się tuż nad strefą spadkową. Najlepszy mecz Dwaliszwilego to spotkanie z Nordsjaelland, w którym trafienie Gruzina zapewniło Odense trzy punkty. Sposób zdobywania goli zasadniczo nie uległ zmianie – z najbliższej odległości i niezbyt przekonująco. Oceńcie zresztą sami.
W przypadku Akahoshiego moglibyśmy posłużyć się fragmentem naszego tekstu z początku września. Przypomnijmy: Głównym celem klubu Akahoshiego jest utrzymanie, a poza Japończykiem pomóc w tym ma dwunastu nowych zawodników, w tym Emmanuel Frimpong z przeszłością w Arsenalu. Póki co były pomocnik Pogoni nie ma zbyt silnej pozycji w klubie i zagrał tylko w dwóch spotkaniach. W meczu z Zenitem wszedł na całą drugą połowę, a w starciu z Rubinem wybiegł nawet w podstawowej jedenastce. Nie poszło mu jednak najlepiej, bo został zdjęty z boiska już w 36. minucie gry, bynajmniej nie z powodu urazu. Jak sam tłumaczył po meczu, jego gra musiała nie spodobać się trenerowi.
Jak się okazało, jego gra nie spodobała się trenerowi na tyle, że ten nie wpuścił go więcej na boiskow lidze. Japończyka jest nam szczególnie żal, bo jeszcze niedawno koledzy po fachu wymieniali go w naszej ankiecie „Weszło z butami” w kategorii najlepszego zawodnika ligi. Dziś można powiedzieć, że był piłkarz i nie ma piłkarza.
Jeszcze niedawno Stevanović cieszył się z kolegami ze Śląska z tytułu mistrza Polski, a w Rosji nawet nie spogląda w stronę czołówki. Torpedo Moskwa i ostatni w tabeli FK Rostov dzielą zaledwie trzy punkty. Trzeba jednak oddać Słoweńcowi, że jest najczęściej grającym zawodnikiem z całego zestawienia. Cztery dni po podpisaniu kontraktu zagrał 78 minut w meczu z Uralem, tydzień później zaliczył 83 minuty przeciwko Krasnodarowi, po czym rozegrał jedenaście spotkań w pełnym wymiarze czasowym. Opuścił tylko jeden mecz, z powodu pauzy za żółte kartki. Jak na defensywnego pomocnika Stevanović ma też niezłe statystyki – dwa gole i jedną asystę. To lepiej niż wspomniani, zdecydowanie bardziej ofensywni Dwaliszwili i Nakoulma.
Quintanę stosunkowo najtrudniej ocenić, bo jego transfer nie miał za wiele wspólnego z aspektem sportowym. Kasa z pewnością się zgadza, ale forma już niekoniecznie. Spójrzmy na liczby Daniego przed wyjazdem, czyli sześć meczów, gol i trzy asysty. W barwach Al-Ahli Hiszpan zaliczył siedem spotkań, w których również raz trafił do siatki i wykonał tylko jedno decydujące podanie. Dodajmy, że Dani strzelił swojego gola w debiucie, więc już od przeszło dwóch miesięcy czeka na kolejne trafienie. Dotychczas regularnie grał w podstawowym składzie, ale zazwyczaj był pierwszym zawodnikiem do zmiany. W skrócie – ligi arabskiej jeszcze nie podbił, choć początkowo rozbudził spore nadzieje.
Ojamaa w większym wymiarze czasowym zagrał w trzynastu meczach Motherwell, w których aż dziesięciokrotnie schodził z boiska jako pokonany. Nowy-stary klub Estończyka zajmuje trzecie miejsce od końca w słabiutkiej Scottish Premiership, a „Heniek” swoją grą specjalnie drużynie nie pomaga. Nie zmienia to faktu, że wypożyczony z Legii skrzydłowy wciąż ma bardzo wysokie notowania u szkockich kibiców. Wydaje się, że Ojamaa po wyjeździe zrobił się jeszcze bardziej „kwadratowy”, a wśród fanów Motherwell zaczęła nawet funkcjonować ksywka „Estonian hero”.
Slavia z Balajem świetnie weszła w sezon. W trzech pierwszych spotkaniach Albańczyk wybiegał w podstawowym składzie, a drużyna zanotowała komplet zwycięstw. Bilans byłego napastnika Jagiellonii był całkiem obiecujący, bo strzelił dwa gole i zaliczył jedną asystę. Później przyszła jednak seria porażek, podczas której Balaj nie był w stanie niczego zdziałać pod bramką rywala. Zakończyło się to w sposób łatwy do przewidzenia – ławką rezerwowych i grywaniem ogonów. Trzeba jednak przyznać, że Albańczyk nieźle się czuje roli zmiennika, a w meczu z FK Příbram do zdobycia gola wystarczyło mu ledwie sześć minut gry. Fakty są jednak takie, że Balaj zaczął rundę jako piłkarz pierwszej jedenastki, a skończył na ławce rezerwowych. Znacznie lepiej idzie mu w reprezentacji, w której między innymi przyczynił się do wyjazdowego zwycięstwa Albanii nad Portugalią w eliminacjach EURO 2016.
Saidi zaczął z przytupem, bo już w debiucie zaliczył gola i asystę, dzięki którym jego drużyna zanotowała pierwsze wyjazdowe zwycięstwo. A potem, jak to Saidi, doznał urazu, po którym długimi tygodniami odzyskiwał formę. Na przemian grywał w pierwszym składzie lub wchodził z ławki rezerwowych, ale za wiele z tego nie wynikało. Dość napisać, że po jedenastu ostatnich meczach były zawodnik Cracovii może się pochwalić tylko jedną asystą w przegranym meczu z Galatasaray. Jak tak dalej pójdzie, cierpliwość sztabu szkoleniowego w Akhisarze zacznie się do Burundyjczyka kończyć.
MICHAŁ SADOMSKI
Fot. FotoPyK