Gdyby przewidywania piewców jego talentu sprawdziły się w stu procentach, dziś walczyłby z Cristiano Ronaldo i Leo Messim o Złotą Piłkę. Gdyby były choćby w połowie uzasadnione, byłby gwiazdą solidnego europejskiego klubu. Gdyby był w nich jedynie cień słuszności, po prostu grałby w piłkę. Freddy Adu miał być drugim Pele – ba! – jego fenomen miał daleko wykraczać poza świat futbolu („najsłynniejszy Freddy od czasów Mercury’ego!”), a właśnie jest na wylocie z serbskiej FK Jagodiny.
Czy można się bardziej stoczyć?
25-letni Amerykanin w tym sezonie ani razu nie przebił się do pierwszego składu siódmej drużyny ligi serbskiej na mecz ligowy. Cztery razy usiadł na ławce rezerwowych, ale trener nie odważył się wpuścić go na boisko. Wystąpił raz, w Pucharze Serbii. Całe 14 minut.
Najśmieszniejsze jest w tym to, że taki a nie inny bilans, nie szokuje absolutnie nikogo. Podajemy to tylko w ramach ciekawostki. Nawet sam Adu siedzenie na ławce i wylatywanie z klubów powinien mieć opanowane do perfekcji. Po kolei: DC United, Real Salt Lake City, Benfica Lizbona, AS Monaco, OS Belenenses, Aris Saloniki, Caykur Rizespor, Philadelphia Union, Bahia, FK Jagodina. 10 lat w dorosłym futbolu i 10 klubów. Tylko dwa razy udało mu się zagrać więcej niż 20 spotkań w sezonie. Ostatnią bramkę strzelił 23. września 2012 roku.
HISTORIA PEWNEGO HYPE’U. SCENY Z ŻYCIA Z FREDDY’EGO ADU…
Równia pochyła. Można upaść jeszcze niżej, zapewne tak się w przyszłości stanie, wszystko przed Adu. Łatka największego talentu wszech czasów – mimo 135 niepowodzeń w dekadę – to w dalszym ciągu świetna karta przetargowa w piłkarskim trzecim świecie. Gdybyśmy byli szczególnie złośliwi, napisalibyśmy, że kolejnym przystankiem może być Lechia. Odejdzie Aleksić/Hoffmann/Kacajew/Malbasić i zrobi się wakat na stanowisku: nikomu niepotrzebny szrot z zagranicy.
Dokładnie taki status ma dziś Freddy Adu.