Dążenie do poziomu Ajaksu, rotacja i problemy młodych piłkarzy. Relacje z Orlando Sa, transfery Żyry, Bielika i Dudy, stagnacja Koseckiego i transfer Piecha. Przegrane ze słabszymi rywalami w lidze i dominacja w Europa League. Korzystanie z produktów akademii i pozycja na rynku trenerów. O tych tematach porozmawialiśmy z Henningiem Bergiem.
Przejmując Legię pewnie nie spodziewał się pan, że po roku będzie aż tyle powodów do radości.
W piłce nie ma gwarancji. Nie można snuć zbyt dalekich planów. Jestem zadowolony z tego, co osiągnęliśmy, cieszę się, gdy nasi piłkarze zbierają indywidualne nagrody lub chwali się trenera, ale nad wszystkim pracujemy razem. Zawodnicy, sztab i ludzie z klubu. Pamiętam też, że mojemu zatrudnieniu towarzyszyło bardzo dużo krytyki. Potem krytyka też się zdarzała i zdarzać się będzie dalej. Taką mam pracę. Przyzwyczaiłem się.
Był pan zaskoczony, że ta krytyka była aż tak ostra?
Nie. Obcokrajowiec trafia do wielkiego klubu o bogatej historii i olbrzymich oczekiwaniach. Jaka mogła być reakcja? Najważniejsze, że zaakceptowali mnie wszyscy w klubie. Wiedziałem też, że fani – po odejściu utytułowanego polskiego trenera – byli ciekawi mojej osoby i nie wiedzieli, czego się spodziewać, ale nigdy nie poczułem, by byli niezadowoleni z faktu, że Legia na mnie postawiła. Media? Legia budzi sporo emocji, więc emocje były skrajne. To cieszy. Utrzymujemy wysokie zainteresowanie wśród kibiców. O tym klubie powinno się mówić.
Najcięższa krytyka pod pana adresem spadła po pierwszym meczu z Saint Patrick’s. Co było trudniejsze – przekonanie drużyny do siebie w tamtym momencie czy podniesienie się po takich ciosach jak Celtic czy nawet Jagiellonia, kiedy nie miał pan wpływu na te wydarzenia?
Z Saint Patrick’s nie zagraliśmy najlepiej – przyznaję – ale takie sytuacje muszą się zdarzać. Po porażce z Łęczną też tak powiedziałem zespołowi. Kilka dni wcześniej wygraliśmy z Trabzonsporem, klubem złożonym z piłkarzy na europejskim poziomie, który w ostatnim okienku wydał 30 milionów euro. Nie można wyciągać daleko idących wniosków z jednego występu.
Trudno jest zmotywować piłkarzy na Łęczną lub Piasta? Mają problem z podejściem?
Nie, nie sądzę. Zmierzam do tego, że rozumiem niezadowolenie wszystkich po remisie z Saint Patrick’s czy przegranej z Piastem, ale pojedyncze mecze nic nie zmieniają. Najważniejsze, jak wyglądasz po 10-15-20 występach. Najważniejsze, czy potrafisz utrzymać poziom.
Jak pan się zachowuje po takich meczach jak z Łęczną? Guardiola twierdzi, że w takich momentach nigdy nie krzyczy i ostrzejsze reakcje zachowuje na te momenty, gdy w drużynie wszystko wygląda dobrze, by nie dopuścić do fali samozadowolenia. Pan też nie wygląda na krzykacza.
Piłkarze są inteligentni. Rozumieją, o co chodzi. To też normalni ludzie i czasem trzeba też próbować ich zrozumieć. Zgadzam się z Guardiolą. Niekiedy warto wstrzymać się od mocnych słów. Łatwiej jest ostrzej reagować, gdy mimo kiepskiej gry zwyciężasz. Co innego, kiedy przegrywasz po słabej grze. Futbol to sport pełen emocji, a reprezentowanie Legii wiąże się z wysoką odpowiedzialnością. W większości przypadków piłkarze radzili sobie z nią bardzo dobrze, ale zauważyłem, że miewaliśmy problemy przed przerwami na mecze reprezentacji albo po nich. Z różnych powodów nasz poziom wtedy czasem spadał.
Z jakich?
Mamy pewne pomysły, rozmawiamy o nich ze sztabem i piłkarzami, ale nie wszystko chcemy przekazywać mediom. Nie ma jednak wymówek. Mogę zwrócić uwagę, że kiepskie wyniki muszą się zdarzyć, ale nie traktuję tego jako usprawiedliwienia. Szukamy powodów, dla których tak się dzieje. By jednak pokazać optymalną dyspozycję w czwartek wieczorem, drużyna musi być na najwyższym poziomie fizycznym i mentalnym. Wciąż nie doszliśmy tam, gdzie planujemy.
Ile procent zrealizowaliście?
Nie potrafię powiedzieć. Z Pogonią na wyjeździe graliśmy bardzo dobrze. Stworzyliśmy wiele sytuacji, ale daliśmy im strzelić dwa gole. Sami powinniśmy zdobyć ich więcej. Nawet z Łęczną mieliśmy sporo okazji, ale nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Tam też sprezentowaliśmy rywalowi takie szanse, jakich zwykle nie dajemy.
Problem z koncentracją?
Możliwe, ale – podkreślam – to się zdarza. Łęczna zastosowała większy pressing. Raz im wyszło, potem próbowali dalej i dało to efekt. Czynników może być wiele. Część znamy, część próbujemy odkryć.
Pana praca nad przygotowaniem fizycznym polega na zwiększaniu intensywności w ciągu sezonu. Piłkarsko skupia się pan natomiast na maksymalnym wykorzystaniu największej zalety danego zawodnika.
Musisz wiedzieć, co czyni piłkarza wyjątkowym. Pracujemy nad całą podstawą, by stworzyć odpowiednią bazę, ale jednocześnie pracujemy nad konkretną cechą, która wyróżni zawodnika na tle innych. W przypadku Kucharczyka – są to np. kontrataki, czyli bieganie i odpowiedni timing. „Kuchy” doskonale wie, kiedy wystartować do akcji zza pleców obrońcy.
Stąd taka różnica pomiędzy jego występami w Ekstraklasie i Lidze Europy?
Każdy przeciwnik jest inny, ale w Ekstraklasie staramy się dominować, a w Europie częściej graliśmy z kontrataku. Kucharczyk nadaje się jednak do obu typów gry. Z Wisłą i Lechem też świetnie wyglądał.
Duże wahania formy ma także Michał Żyro. Jeden z głównych towarów eksportowych. Sam pan jednak powiedział, że Michał nie jest jeszcze gotowy do wyjazdu. Jak to zmienić?
Jeśli ktoś kupi Żyrę teraz, to kupi potencjał. To młody, rozwijający się piłkarz i musi mieć wahania formy. Raz gra dobrze, raz po prostu zwyczajnie. Nie ma 30 lat, by można było wymagać pewnej stabilizacji. Jego główna zaleta to lewa noga. Potrafi strzelić, zaliczyć asystę i świetnie odnajduje się w grze kombinacyjnej.
Prezes Leśnodorski twierdzi, że Legia po transferach Wolskiego i Furmana potrzebuje success stories, by zagraniczne kluby nie postrzegały was jedynie jako eksportera, ale też drużynę, z której odchodzą piłkarze gotowi do rywalizacji za granicą.
Zgadzam się w stu procentach. Chcemy mieć pewność, że taki zawodnik będzie prezentował wystarczającą jakość, by w TOP-5 lig Europy walczyć o miejsce w jedenastce od razu po transferze.
Ilu takich macie?
Jeszcze niewielu. Ale plus jest taki, że większość naprawdę robi postępy. To klucz, bo widzimy, że praca idzie w odpowiednim kierunku. Mamy topowe talenty, ale potrzeba stabilizacji, utrzymania formy. Gdyby Żyro zawsze grał tak jak ostatnio z Górnikiem Zabrze, byłby gotowy do wyjazdu. On jednak idzie tak (Berg pokazuje sinusoidę). By wywalczyć miejsce za granicą i utrzymywać tam poziom, najpierw musi złapać stabilizację w Polsce. Jakość jest, potencjał też, stabilizacji jeszcze brakuje, dlatego podkreślam – kupując Żyrę, kupujesz potencjał, a nie gotowego zawodnika. Polskie kluby z powodów finansowych są kuszone, by sprzedawać zawodników, zanim ci zakończą swój rozwój w Ekstraklasie, ale nam chodzi o coś innego. Piłkarze Legii powinni czekać z wyjazdem do tego momentu, gdy będą mieli przekonanie, że nie jadą za granicę, by być zmiennikiem. Mają jechać do pierwszego składu.
Jedyni pozornie kompletni zawodnicy, którzy zaliczyli pod pana okiem olbrzymi postęp, to Broź i Jodłowiec. Obaj są już jednak blisko trzydziestki.
I nie muszą odchodzić.
Jest pan zaskoczony przemianą, jaka się w nich dokonała przez ten rok?
Nie, to normalny, dobry rozwój. Efekt pracy z Kazem i Paco. Szczególnie jestem zadowolony z Brozia. Nie licząc pojedynczych meczów, gdy zastępował go Bartczak – rozegrał prawie całą rundę w pierwszym składzie. Gdyby nie kontuzje, dałbym mu odpocząć częściej. „Jodła” to topowy poziom, a najbardziej się podciągnął pod kątem czytania gry. Czy jestem zaskoczony ich rozwojem? Nie, bo widzę ich codzienne podejście.
Czego brakuje Dudzie, by być produktem gotowym do wyjazdu?
Potencjał ma. Grał też bardzo dobrze.
Użyłby pan w tym przypadku określenia wonderkid?
Lepiej top talent. Ale jeżeli ktoś kupi Ondreja, to też kupi potencjał. Niech zagra rok, rozwija się i złapie większą stabilizację. Nie ma pośpiechu. Wszystkie kluby w Europie i tak już o nim wiedzą.
Jego główna zaleta to inteligencja piłkarska?
Inteligencja, balans, technika, podanie, zmiany kierunku biegi z piłką. Wie pan, te twists and turns… Ondrej świetnie rozumie grę.
Na tapetę trafił też temat transferu Krystiana Bielika. W Polsce utarło się, że powinieneś wyjeżdżać albo jako kompletny produkt, albo – jak Szczęsny lub Krychowiak – gdy masz 15-16 lat i chcesz się przygotować do dorosłej piłki za granicą. Ale po pana minie już widzę, że nie jest pan zwolennikiem tej drugiej opcji.
Krystian to utalentowany piłkarz. Rozumiem, dlaczego zagraniczne kluby go chcą, ale on sam musi przemyśleć, co jest dla niego najlepsze i gdzie się rozwinie. Musi się zastanowić, w jakich meczach będzie grał – czy w rezerwach, czy w U-21, czy w seniorach. Po tym jak trafił do nas Poznania, nie był blisko pierwszego składu. Od początku jednak codziennie trenował u boku Vrdoljaka i Jodłowca. Codziennie! Błyskawicznie się rozwinął i w debiucie w Ekstraklasie był jednym z najlepszych na boisku. Jako 16-latek! Tutaj Bielik na pewno poszedłby do przodu. Za granicą też, bo to bardzo dobry piłkarz, ale…
Od razu widać, że nie jest pan przekonany do transferu.
Widziałem, ile dzieci wyjechało z Norwegii w wieku 15-16 lat. Trzy lata później większość wróciło do kraju i musiało czekać na kolejną szansę. Niewielu udaje się przebić za granicą. To bardzo, bardzo rzadkie przypadki. Zdarzają się wyjątki…
… jak Martin Odergaard?
To wyjątkowy talent. Może trafić do każdego klubu na świecie. Do Bayernu, Barcelony… Chcą go wszyscy. Było jednak wielu 15-16-letnich Norwegów, którzy przenieśli się do Manchesteru United, City, potrenowali dwa-trzy lata z juniorami lub w rezerwach, a potem – gdy chcieli zrobić krok do przodu i trafić do Premier League – było im bardzo ciężko. Szli na wypożyczenie do innych klubów w Anglii albo w Europie, a potem wracali. I w Norwegii od nowa musieli pracować na transfer.
Stracili jednak okres spędzony w Anglii między 16. a 18. rokiem życia.
Nie powiedziałbym, że stracili, bo warunki stoją tam na najwyższym poziomie.
Ale mogli ten czas wykorzystać lepiej.
Rozwinęliby się bardziej, gdyby zostali w tym klubie, gdzie w wieku 16-17 lat mogliby grać w pierwszym składzie. Chodzi o konkurencję, rywalizację z dorosłymi i pracę z trenerami pierwszej drużyny. Dla większości piłkarzy to lepsza opcja. Same sparingi nie wystarczą.
Ostrzega pan Bielika przed wyjazdem?
Nie. On sam musi podjąć decyzję.
To jeszcze dziecko.
Ale ma rodzinę i ludzi, którzy mu doradzają. Muszą podjąć odpowiednią decyzję Krystiana, którą my oczywiście uszanujemy i zrozumiemy. Moim zdaniem powinien jednak zostać w Legii. Ma tu zresztą kontrakt.
Powiedział pan przed rokiem w naszym wywiadzie, że młody nie będzie grał w Legii Berga dlatego, że jest młody. Przed Bielikiem niektórzy panu wytykali, że nie stawia na wychowanków akademii. Rozczarował się pan poziomem?
Absolutnie. Jestem bardzo zadowolony. Latem trenowało z nami wielu młodych. W Ekstraklasie zagrali już Bartczak, Wieteska, Kalinkowski, Ryczkowski, Moneta czy właśnie Bielik. Mamy pięciu-sześciu dzieciaków, którzy nie tylko grali dla grania, ale byli częścią zwycięskich składów. To wielki sukces. Kiedy byli potrzebni, spełnili oczekiwania.
Za duży talent w juniorach uchodzi też Tomasiewicz.
Dobry piłkarz, ale pamiętajmy, jak wysokie standardy panują w Legii. Mamy co roku walczyć o mistrzostwo i stawiać kolejne kroki w Europie. Tu wymaga się wyższego poziomu niż w Ekstraklasie. Konkurencja też jest wyższa, szczególnie, że na pozycji Tomasiewicza może zagrać Duda, „Rado” czy Szwoch. Najlepiej, żeby Grzesiek odszedł do innego klubu w Ekstraklasie lub pierwszej lidze, zapoznał się z dorosłą piłką i miał przekonanie, że odpowiednio wykorzystuje swój czas. To bardzo utalentowany piłkarz. Braki fizyczne i siłowe nadrabia inteligencją.
Nie zlekceważył pan Piasta, Bełchatowa lub Korony wystawiając w tych meczach drugi skład i dzieciaków?
Nie. Szanujemy każdego rywala, ale czasem chcemy dać odpocząć niektórym zawodnikom. Poza tym z Bełchatowem zagrali Saganowski, Piech, Lewczuk czy Dossa. To nie są rezerwy.
Ta Korona czy nawet docelowo Piast to nie miały być pokazy siły na zasadzie – wystawiam na was młodych, a i tak nie macie szans?
Nie. Podkreślamy – mamy do nich szacunek. Wiemy, jak grać. Z Łęczną przegraliśmy po wystawieniu najmocniejszego na tamtą chwilę składu. Po prostu nie wszyscy byli gotowi na sto procent po starciu z Trabzonsporem. Między latem a Bożym Narodzeniem rozegraliśmy 34 mecze. Niektóre drużyny grają 37 przez cały sezon, a my tyle mamy po połowie. Musimy stosować rotację. Konkurencja jest ogromna i cieszy fakt, że gdy wchodzą dzieciaki, to też sobie radzą.
Kto z tej wspomnianej piątki jest najbardziej gotowy do dorosłej piłki?
Każdy przypadek jest inny, ale wszystkich stać na grę w Ekstraklasie.
Kolejny temat, który wywołuje ostatnio spore emocje – Orlando Sa. Czy to, co od jakiegoś czasu mówi się o waszych relacjach, nie wynika z faktu, że był pan zwolennikiem sprowadzenia Marco Paixao, a nie Orlando?
Nie. Sa nie byłoby tutaj, gdybym go nie chciał.
Paixao nie był pierwszym wyborem?
Na początku mówiło się o bardzo, bardzo wielu piłkarzach, w tym Orlando. Ściągnęliśmy tych, na których nam zależało. Sa na początku miał ciężko. Przyszedł w połowie sezonu z innej ligi i nie był fizycznie gotowy na sto procent. W tym samym czasie trafił do nas Ondrej i konkurencja jeszcze bardziej się podniosła. Z przodu mieliśmy top-top players, a graliśmy raz w tygodniu. Orlando dodatkowo potrzebował czasu na aklimatyzację do polskiej piłki i naszych warunków, ale kiedy dostał szansę, sprawdził się. Był dobry, strzelał gole i stwarzał szanse kolegom. Latem wybiegł w jedenastce na Saint Patrick’s, ale szybko doznał kontuzji. Musiał zejść, to trochę wyhamowało jego rozwój, a z Celtikiem Duda i Radović spisali się świetnie. Orlando trudno było wrócić, ale graliśmy tak często, że – gdy poczułem, że jest przygotowany fizycznie – znów dostał szansę. Dziś jest lepszym piłkarzem niż w lutym. Co oczywiste, jest też ambitny i chce grać. Byłbym rozczarowany, gdyby siedzenie na ławce go zadowalało.
Zdenerwował się pan po tym, jak nie świętował zdobycia czwartego gola z Górnikiem?
Piłkarze to ludzie. Jasne, chcielibyśmy, by świętowali razem, to normalne, ale…
A jak pan zareagowałby w jego sytuacji? Potrafiłby pan skakać z radości?
Grałem z bardzo wieloma piłkarzami. Jedni postępują tak, drudzy inaczej. Trzeba próbować ich zrozumieć.
Ferguson ukarał kiedyś Welbecka po tym, jak ten nie świętował gola.
Nie było mnie wtedy w Manchesterze, więc nie znam szczegółów. Piłkarze powinni cieszyć się razem i dziękować temu, który asystował. Orlando postępuje tak w większości sytuacji, a w Zabrzu wyszła z niego frustracja. Chciał grać, ale – jako że konkurencja jest olbrzymia – zdecydowałem się na inny scenariusz. Cieszyłem się, że wszedł i strzelił gola, ale taka jest piłka. Czasem radość, czasem frustracja.
Była awantura w szatni?
Czytałem takie artykuły. Praca w Legii musi wywoływać wiele spekulacji. Doskonale to rozumiem. Mamy jednak z Orlando dobre, otwarte i pełne szacunku relacji. Wiemy, na czym stoimy. To najważniejsze.
Nie trzyma pan Portugalczyka na ławce, by wpuszczać go na boisko podwójnie zmotywowanego?
Nie bawię się w takie gierki. Zawsze wystawiam drużynę, która w danym momencie jest najlepsza. Orlando z Trabzonsporem był fantastyczny. Rozegrał pierwsze 90 minut od dłuższego czasu, wiele biegał, kopał, walczył… Miał udział przy pierwszym golu, a drugiego sam strzelił. To jednak duży gość i miewa problemy mięśniowe. Z Pogonią na wyjeździe nie zagrał, z Saint Patrick’s musiałem go zmienić. Z Bełchatowem też zszedł po 60 minutach. Czy wytrzymałby 90 minut z Łęczną po takim wysiłku i tak świetnej grze z Trabzponsorem? Nie wiem. Możliwe, że tak. Wystawienie go od początku byłoby jednak ryzykowne. Przedyskutowałem to ze sztabem i uznaliśmy, że połowa będzie okej. Powstało pytanie – pierwsza czy druga? Saganowski to dobry piłkarz, był świeży, grał rzadziej, więc zdecydowaliśmy, że wybiegnie w jedenastce, a Orlando wejdzie na 45 minut. Taki był nasz plan. Pamiętajmy też o konkurencji – „Rado” w zeszłym sezonie został uznany za jednego z najlepszych pomocników ligi, a od dłuższego czasu jest świetnym napastnikiem. Trzeba znaleźć miejsce dla niego, Dudy, Orlando, Żyry, Kucharczyka… Dla wszystkich. Wszyscy jednak nie mogą grać na raz.
Trudno panu zarzucać, że wystawia pan „Rado” kosztem Sa, bo obaj przewyższają tę ligę poziomem, ale zastanawiam się, zresztą pewnie nie tylko ja, czy zastanawiał się pan nad wariantem z trójką – Radović-Orlando-Duda w wyjściowej jedenastce.
Oczywiście, że o tym myślałem. To możliwe. Mieliśmy wiele dyskusji o tym, jak zbudować najlepszy skład. Zawsze jednak, gdy ktoś mówi: „chcę tego w składzie”, od razu pytam: „w porządku, ale kogo zdejmiemy? Ivo, „Jodłę”, Ondreja czy „Rado”? A może Żyrę lub Kucharczyka?”. Najważniejsza jest drużyna – to sprawa numer jeden. Możliwe, że zagramy z Ondrejem, Radoviciem i Sa. Nie wykluczam tego. Moim zadaniem jest wybranie najlepszego scenariusza w określonych okolicznościach. Niezależnie od nazwisk.
Dwa „pańskie” transfery to Lewczuk i Piech. Na tych zawodnikach wyjątkowo panu zależało i – o ile Igor zaczął się sprawdzać – o tyle Arek przepadł zupełnie.
Klasowi zawodnicy, którzy przez wiele lat dobrze grali w Ekstraklasie i pukali dla reprezentacji. Mieli być uzupełnieniem naszej kadry. Igor z Trabzonsporem zagrał jednak fantastycznie. Pokazał, że radzi sobie nawet na wysokim, europejskim poziomie jako stoper, a wcześniej grywał też na prawej i lewej obronie.
Jednym słowem – lepiej takiego Lewczuka mieć niż nie mieć.
Oczywiście. Arek miał mniej szczęścia. Proszę zwrócić uwagę, jak długo rozmawialiśmy o Sa. Mamy „Rado”, Ondreja”, Orlando, ale też „Sagana”, który strzelił w tym sezonie cztery gole i zaliczył cztery asysty. Jaka to konkurencja? Kupując Piecha, byliśmy przekonani, że jego jakość pozwoli mu się dostosować do naszego poziomu. Mam też stuprocentową pewność, że gdyby grał regularnie, to strzeliłby masę goli i uznawalibyście go za jednego z najlepszych napastników ligi. Byłoby tak w każdym klubie Ekstraklasy. U nas jednak brakuje mu regularności, co musi wpływać na poziom występów.
Jedyny piłkarz, po którym nie widać ostatnio wyraźnego rozwoju – być może z powodu kontuzji – to Kuba Kosecki.
Gdy wiosną po kontuzji wrócił Żyro, sam doznał urazu. Od tamtej pory „Kosa” się jednak rozwinął. Poprawił rozumienie gry i ustawianie się. Z Trabzonsporem zagrał nieźle, z Metalistem na wyjeździe super, a – o ile się nie mylę – z Jagiellonią na prawym skrzydle też sobie radził. Kuba ma jeszcze sporo do pokazania. Może nie każdy to docenia, ale naprawdę się rozwija.
Ma jeszcze potencjał, by pokazać coś w Europie?
Oczywiście. Pokazał to mecz z Metalistem.
Ostatnio pojawiły się spekulacje, że mógłby pójść do Lechii. Abstrahując od tego, czy były prawdziwe – to pokazało, jak zmieniła się pozycja Koseckiego w piłce przez ostatnie dwa lata.
Dlaczego? Proszę mi powiedzieć – po co odchodzić z Legii? Jak można w ogóle tak myśleć? Sprawdźmy, z kim będziemy grali po świętach. Czeka nas tyle meczów, że… nie rozumiem. Jeśli Kosecki chciałby odejść, to kompletnie nie rozumiem takiego myślenia.
Ostatnia kwestia personalna – lewa obrona. Będzie pan mocno nalegał na ściągnięcie konkurenta dla Brzyskiego czy Guilherme panu wystarcza?
Guilherme po kontuzji zaczął grać na nowej pozycji i chyba nikt nie ma wątpliwości, że spisał się bardzo dobrze. Ofensywny piłkarz z doświadczeniem z zagranicy, super dryblingiem, może występować na dwóch pozycjach…
Ściągacie go na stałe?
Oczywiście, że chcemy go zatrzymać. Myślę też, że sam Guilherme będzie chciał zostać. Taka decyzja byłaby najsensowniejsza. Po świętach – jak wspomniałem – czeka nas tyle meczów, że nie ma sensu odchodzić. Liga, Puchar Polski, Ajax…
Czysto teoretycznie – co byłoby lepsze dla rozwoju zespołu – gra w Lidze Mistrzów nawet przy czterech porażkach czy to, co osiągacie teraz w Lidze Europy? Na czym drużyna bardziej by skorzystała?
Z piłkarskiego punktu widzenia każdy marzy o Lidze Mistrzów. To wyzwanie zmierzyć się z największymi potęgami. Do tego dochodzą olbrzymie pieniądze. Nie wiadomo jednak, czy po przejściu Celtiku zakwalifikowalibyśmy się do Champions League. Nie udało nam się z wiadomych względów, ale obecny poziom Legii, bardziej adekwatny do umiejętności, to właśnie Liga Europy. Tutaj, gdy każdy gra na sto procent, stać nas na wygrywanie. Pięć zwycięstw w sześciu meczach to fantastyczny wynik, ale – proszę zwrócić uwagę – większość spotkań była wyrównana. Czy między Metalistem a nami była taka różnica? Nie. Podobny poziom. Na wyjeździe byliśmy trochę lepsi, u siebie spotkanie było wyrównane, ale oni mają zero punktów, a my piętnaście.
Podniósł pan oczekiwania do maksymalnego poziomu. Leśnodorski, możliwe że pół żartem, ale mówi przed Ajaksem, że Legia jest faworytem, a kilku piłkarzy po Celtiku twierdziło, że powalczycie o finał Ligi Europy. Ambicję trzeba docenić, bo nie da się ukryć, że idziecie do przodu, ale ciekaw jestem jak pan – osoba bardzo zrównoważona – podchodzi do takich opinii.
Dobrze, że wszyscy są pewni siebie, ale spójrzmy na fakty. Za Ajaksem stoi historia, doświadczenia i wiedza z corocznej gry w pucharach. Teraz porównajmy naszych przeciwników z tego sezonu. My graliśmy z Trabzonsporem, Lokeren i Metalistem, a oni z Barceloną, PSG i APOEL-em. Ajax jest na tym poziomie, do jakiego Legia dopiero dąży. Ich akademia – może nawet najlepsza na świecie – produkuje topowych piłkarzy, sprzedają do Premier League takich zawodników, jak Eriksen i co roku zdobywają mistrzostwo w silniejszej lidze niż Ekstraklasa. To inny poziom. Postaramy się zrobić, co w naszej mocy, by awansować, ale same fakty wiele mówią.
Na kogo chciał pan trafić w 1/16?
Największe szanse na awans mielibyśmy przy Aalborgu. Może też przy Young Boys, ale ich nie znam tak dobrze. W Ajaksie cieszą się, że wylosowali Legię. Sam trener powiedział, że to dobre losowanie i mogło być gorzej. My natomiast mogliśmy trafić na Inter lub Tottenham. Niesamowity test, ale szanse na 1/8 finału malutkie.
Ma pan z Frankiem de Boerem rachunki do wyrównania… (więcej TUTAJ)
(śmiech) Nie mam nic przeciwko Frankowi. Trener zdecydował, że potrzebujemy stoperów, pokłóciliśmy się o to, bo ostatecznie ściągnął Holendra. To był mój ostatni rok w Rangersach i musiałem powiedzieć to, co powiedziałem. Byłem emocjonalnym piłkarzem i czułem, że nie jestem traktowany fair. To jedyny moment w karierze, kiedy tak postąpiłem, ale wiedziałem, że po trzech miesiącach nie będzie mnie już w Glasgow.
Nie miał pan wiele do stracenia?
Wcześniej dyskutowałem o tym z trenerem w klubie. Dopiero potem sprawa ujrzała światło dzienne. Może nie powinienem tak postępować, ale to przeszłość. Teraz zmierzę się z Frankiem w innych okolicznościach.
Wspomniał pan, że Ajax to poziom, do jakiego Legia dąży. Słyszałem, że wzorujecie się też na FC Basel.
Oba przykłady są warte naśladowania. Po stronie Ajaksu stoi dłuższa historia i filozofia budowana przez lata. Są wytrwali we wszystkim, co robią. Legia powinna iść w tym kierunku – zdominować Polskę, produkować piłkarzy, sprzedawać gotowych zawodników za granicę i spisywać się coraz lepiej w Europie.
Jak zareagowałby pan, gdyby dostał ofertę z zagranicy? A może wyobraża pan sobie pracę w Legii przez lata?
Istnieje taka możliwość, ale żebym pracował tu przez lata, muszę osiągać sukcesy. W przeciwnym razie nie będą mnie chcieli w Legii. Nie zastanawiam się nad żadnym innym klubem. Liczy się tylko Legia. Chcę pracować z klubem, który ma realistyczne ambicje, by coś osiągnąć. Pod tym względem Legia jest idealna i nie mam powodu, by gdziekolwiek odchodzić. Jedyne, czego mi brakuje, to rodzina. Żona i dzieci jeszcze nie mieszkają w Warszawie, chciałbym to zmienić, ale nie jest łatwo. Dzieci chodzą do szkoły za granicą, mają przyjaciół i nie mogę ich zawsze zmuszać do przeprowadzki. Ze sportowego i zawodowego punktu widzenia – nie mogę jednak narzekać.
Czuje pan jednak, że wartość na rynku trenerskim idzie w górę?
Teraz może i w górę, ale zaraz może pójść w dół. Jak było przed Saint Patrick’s? Wtedy wielu uznało mnie za bezwartościowego. Ale to dobrze. Takie sytuacje utrzymują człowieka na ziemi. Trzeba pracować każdego dnia, a nie odpływać w przeszłość.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA