Reklama

Gdyby nie Berg, temat trenera jesieni mielibyśmy zamknięty

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 grudnia 2014, 13:53 • 3 min czytania 0 komentarzy

Tadeusz Pawłowski w niespełna dziesięć miesięcy drużynę znajdującą się trzy punkty nad strefą spadkową wyciągnął na pozycję wicelidera tabeli. Gdyby nie Henning Berg i Legia świetnie radząca sobie na dwóch różnych frontach – choć kadrowo i finansowo będąca już w trochę innej lidze niż Śląsk – temat najlepszego trenera jesieni mielibyśmy zamknięty.

Gdyby nie Berg, temat trenera jesieni mielibyśmy zamknięty

Właściwie to jeszcze tylko jeden na przestrzeni kilkunastu ostatnich miesięcy zaskoczył nas bardziej – i był to Jan Kocian. Z drugiej strony, z kilku powodów trudno te dwie historie ze sobą zestawiać. Kocian przejął Ruch we wczesnej fazie sezonu, zaledwie po siedmiu kolejkach i w ciągu kilku miesięcy totalną bylejakość zamienił w Chorzowie w drużynę, która zajęła trzecie miejsce w tabeli i z powodzeniem zagrała w europejskich pucharach. Gdyby dokładnie spojrzeć na bilans punktowy to na przestrzeni mniej więcej 30 kolejek Pawłowski ma nawet lepszy niż Kocian (1,88 pkt. na mecz do 1,77), tylko że…

a) Ruch obiektywnie dysponował słabszą kadrą od Śląska
b) bilans Ruchu pogorszyły występy w grupie mistrzowskiej poprzedniego sezonu, podczas gdy Pawłowski grał ze Śląskiem tylko w spadkowej
c) Kocian z Ruchem coś konkretnego osiągnął, a Pawłowski JESZCZE nic.

Dlatego dziś nieco większym „wow” ciągle reagujemy jeszcze na wspomnienie pierwszego sezonu Słowaka. Chociaż nie zmienia to postaci rzeczy – Pawłowski wykonuje we Wrocławiu świetną robotę. Spójrzmy na fakty. Najpierw liczbowe, a później trochę więcej stricte o piłce.

Kiedy „Teddy” po 23. kolejce poprzedniego sezonu przejmował zespół od Stanislava Levego (po domowej porażce z Ruchem 2:3), Śląsk był na 13. miejscu, w towarzystwie Korony oraz Zagłębia. Miał na koncie marne 5 zwycięstw w 23 meczach i w sumie nie można było wykluczyć, że w strefie spadkowej może stać mu się krzywda. Śląsk Pawłowskiego jednak tę grupę roztrzaskał w pył – wygrywając pięć razy, remisując dwa i zajmując na koniec sezonu dziewiąte, czyli najwyższe możliwe miejsce w tabeli.

Reklama

Dziś z kolei jest już pewien tego, że święta spędzi jako wicelider tabeli.

Podoba nam się, że Pawłowski potrafił zrobić to, co nijak nie wychodziło Levemu, czyli uczynił twierdzę z własnego stadionu. Śląsk nie przegrał we Wrocławiu ani razu od meczu, po którym Levy został zwolniony. Passa trwa więc 16 kolejek, a rywalom udało się wbić w tym czasie tylko siedem goli.

Gdyby stworzyć tabelę i policzyć punkty właśnie od momentu powrotu Pawłowskiego do Polski, bilans Śląska jest gorszy jedynie od Legii i bardzo podobny do Lecha. Cała reszta stawki – co ciekawe, w pierwszej kolejności Jagiellonia i Podbeskidzie – zostaje daleko w tyle.

Zrzut ekranu 2014-12-14 o 13.16.23

Tak jak napisaliśmy na wstępie, Śląsk niczego jeszcze nie wygrał, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, jest na najlepszej drodze, żeby to zrobić.

Przypominamy sobie, jak Levy non stop, przy okazji każdej konferencji prasowej i każdego wywiadu, płakał, że bez wzmocnień ten zespół nie jest w stanie nic więcej osiągnąć. Cóż, Pawłowski nie płacze. Dostał Pawełka, Celebana i Danielewicza, ale całą resztę – zwłaszcza całą ofensywę – sam musiał wymyślić. Nie popadamy w przesadę, ciągle nie jest to jeszcze żadna piłkarska perfekcja, ale wystarczy zobaczyć, jak gigantyczny skok w ciągu roku zaliczył Paweł Zieliński, jaką drogę przeszedł Sebastian Mila. Flavio Paixao pod nieobecność brata stał się najlepszym strzelcem ligi. A są jeszcze inne, drugoplanowe postaci. Machaj w Lechii wyglądał na piłkarskie zwłoki. Teraz może nie błyszczy, ale gra regularnie, jest postęp. Nawet taki Lukas Droppa, którego nikt chyba nie traktował do końca poważnie, w tym sezonie w 15 z 19 meczów wyszedł w podstawowym składzie i trafił na celownik selekcjonera Czech.

Reklama

Były momenty, na samym początku, kiedy patrzyliśmy na Pawłowskiego trochę przez palce. Przez to jak się zachowywał, co i jak mówił, jak dziękował swoim piłkarzom za każde pierdnięcie. Ale przy bliższym kontakcie ten facet aż uderza wiedzą. No i codzienną pracą póki co broni się świetnie.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...