Nie jest żadną tajemnicą, że polscy trenerzy nie cieszą się poważaniem w Europie. Z poważnymi klubami kontakt mają z reguły tylko na stażach, podczas których – czasami tylko przez płot – obserwują, jak pracują bardziej znani koledzy po fachu. Zdarzają się oczywiście wyjątki, polska myśl szkoleniowa poza granicami jednak istnieje, ale z reguły dotyczą one peryferii futbolu. I właśnie z takiego miejsca mamy dla was ciekawostkę – Marek Zub, człowiek który w naszym kraju praktycznie nie zaistniał, został wybrany najlepszym trenerem na Litwie.
Prowadzona przez niego drużyna Żalgirisu Wilno, już po raz drugi, została najlepszą ekipą tamtejszej ligi. O ile w zeszłym roku stawka była wyrównana i trumfie zadecydowała różnica dwóch punktów, o tyle tym razem Żalgiris zdeklasował konkurencję (18 punktów przewagi nad drugą Kruoją Pokroje). Marek Zub w trenerskim CV ma również Puchar (a nawet trzy) i Superpuchar Litwy.
Żeby nie było – doceniamy jego osiągnięcia. Miał ambicję być najlepszym, udało się pod taką a nie inną szerokością geograficzną, gratulujemy. Polscy piłkarze pod jego skrzydłami również nie wyglądają najgorzej – Kamil Biliński wypromował się grając u niego na tyle, że dziś strzela dla poważnej rumuńskiej drużyny, a Jakub Wilk jest jedną z gwiazd Żalgirisu (10 goli w tym sezonie, trzeci strzelec w drużynie mistrza kraju).
Wszystko ładnie, pięknie, zajebiście, ale jednak radzimy zachować zdrowy rozsądek oraz odpowiednie proporcje. Nie róbmy z Zuba gwiazdy trenerki. To cały czas tylko liga litewska, rozgrywki dla pół-amatorów, w których największą gwiazdą jest emeryt, 36-letni Deividas Semberas. Darujcie sobie przypomnienia o tym, że Żalgiris wyrzucił z pucharów Lecha. Rok później pewien zespół z Islandii pokazał, ile waży takie osiągnięcie. Zdania nie zmienimy – Zub jest po prostu najpoważniejszym trenerem w niepoważnym gronie.
W zasadzie na tym moglibyśmy zakończyć tę wzmiankę, ale zaciekawiło nas to, w jaki sposób Polak skomentował swoją nagrodę. Podajemy za portalem 90minut.pl.
– Kiedy zaproponowano mi pracę z Żalgirisem, chciałem osiągnąć jeden cel – być najlepszym. Działacze klubu najprawdopodobniej zapomnieli mi powiedzieć, że będąc Polakiem, będę musiał starać się podwójnie i wygrać ligę dwa razy, aby to osiągnąć. Nie mógłbym zdobyć tej nagrody bez moich przyjaciół i bez moich współpracowników. Chcę wam powiedzieć – jesteście najlepszym sztabem szkoleniowym. Dziękuję wam i wszystkim zawodnikom.
Dość ostro, prawda? Wyobrażacie, żeby w Polsce takie słowa wypowiedział któryś z zagranicznych trenerów? Wielka dyskusja na temat uprzedzeń w zasadzie gwarantowana. Tymczasem Zub nie pierdoli się w tańcu i wali prosto między oczy: w zeszłym roku też byłem najlepszy, ale nie zostałem uhonorowany, tylko dlatego, że jestem Polakiem.
Niby można próbować zestawić taką wypowiedź z opiniami innych przedstawicieli naszego środowiska futbolowego, którzy doświadczyli życia na obczyźnie i jednym chórem mówią: żeby tam zaistnieć musiałem kilka razy lepszy od miejscowego. Nie ma w tym wielkiego podtekstu politycznego. OK, zgoda, ale to tylko jedna z interpretacji. Znając burzliwe stosunki polsko-litewskie, bardziej prawdopodobna jest inna, dotycząca zaszłości historycznych. Idąc w tym kierunku, Zub wyartykułował problem, z jakim na co dzień zmagają się nasi rodacy żyjący w tym kraju.
„Litewski chamie, klęknij przed polskim panem” – przemówiły niedawno trybuny w Poznaniu. W kontekście wyniku całość wypadła przede wszystkim groteskowo, ale bez dwóch zdań, mówimy też o kompromitacji Lecha i jego kibiców, którą słusznie zajęła się prokuratura. Zarzut – znieważenie ze względu na narodowość. Dziś, jeśli Zub mówi jak jest, mamy do czynienia z taką samą kompromitacją, tylko drugiej strony. W połączeniu z sytuacją choćby w polskich szkołach na Litwie – może ten wyśmiewany przez kibiców Widzewa i traktowany trochę jak odludek z egzotycznej ligi z drugiego końca świata Zub zacznie poważną dyskusję na niesłychanie poważny temat?
Fot. FotoPyK