Na treningach zasuwam, wszyscy w klubie klepią mnie po plecach i powtarzają, że są ze mnie zadowoleni. Dlatego nie bardzo rozumiem, dlaczego nie gram. Początek grudnia, a u mnie na liczniku zero. Może dzieje się tak dlatego, że od dwóch i pół miesiąca trener przygotowuje mnie do występów na nowej pozycji. Trener uczy mnie gry na prawej obronie. O miejsce na boku pomocy rywalizowałem z naprawdę dobrymi piłkarzami – Brazylijczykiem Ederem i reprezentantem Włoch Gabbiadinim. Dlatego trener uznał, że zrobi ze mnie… drugiego Łukasza Piszczka, tłumaczył, że gracz Borussii też zaczynał w ataku, a teraz jest jednym z najlepszych prawych obrońców w Europie – mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Paweł Wszołek. Zapraszamy na środowy przegląd najciekawszych piłkarskich materiałów w codziennej prasie. Pięć gazet przed wami.
FAKT
Lecimy po kolei, zaczynając oczywiście od kar dla Legii. Padają mocne słowa – Słono zapłacą za idiotów. W tytule, bo akurat w samym tekście Faktu nie ma niczego odkrywczego. Zacytujemy go szerzej z Przeglądu Sportowego, a teraz – znany pierwszy transfer Lecha.
Nowym stoperem Kolejorza od stycznia będzie Antonijs Černomordijs. Łotysz co prawda od kilku miesięcy przebywa już w poznańskim klubie, ale grać w oficjalnych spotkaniach nie może. Szefowie Lecha zapewniają, że taką zgodę od poprzedniego klubu piłkarza – BFC Daugavpils wkrótce otrzymają. Černomordijs był polecany przez swojego rodaka Artjoma Rudniewa, który w Lechu spisywał się znakomicie. Napastnik HSV niedawno przyjechał do Poznania i zapewniał, że cały czas interesuje się losem swojego rodaka. – Doskonale znamy się z Artjomem. Mieszkaliśmy w tym samym mieście, przychodził na nasze treningi – mówi obrońca z Łotwy. Černomordijs świetnie porozumiewa się w języku polskim, zatem problemów z aklimatyzacją mieć w drużynie nie powinien. Młody piłkarz wpadł w oko Skorży podczas sparingu z Pogonią (1:1), który odbył się we Wronkach. – Unikam chwalenia piłkarzy po meczu kontrolnym, ale jestem pod wrażeniem…
Na dole strony drobiazg o tym jak 18-letni Marcin Urynowicz z Gwarka Zabrze mógł potrenować z Borussią Dortmund Do drugiego zespołu polecił go na tygodniowy rekonesans Artur Płatek. Największą ciekawostką tej historii jest fakt, że w Gwarku chłopak strzelił 45 goli w 16 meczach.
Lecimy dalej. W ramkach:
– Dobra frekwencja na meczu z Lechem ma pomóc Wiśle
– Steinbors musi przejść zabieg wyjmowania śrub z twarzy
– Szymon Marciniak znów posędziuje w Lidze Mistrzów.
A my zacytujemy jeszcze dwa materiały. Zero tolerancji dla hazardzistów. PZPN zmienia przepisy – walczy z obstawianiem wyników meczów przez piłkarzy, trenerów, działaczy i sędziów.
Wzorując się na FIFA oraz UEFA i ich akcji zero tolerancji Polski Związek Piłki Nożnej dokręca śrubę w przepisach zakazujących ustawiania meczów u bukmacherów przez piłkarzy, trenerów, sędziów i działaczy. Od tej pory ma być tak jak z dopingiem w sporcie. Osoba podejrzana będzie musiała udowodnić, że kierowane pod jej adresem zarzuty są bezpodstawne. Właśnie powstają nowe zapisy. Sprawa Łukasza Burligi przyłapanego pół roku temu w oddziale bukmacherskim ma swój dalszy ciąg. PZPN koniecznie chce uniknąć podobnych sytuacji, dlatego zamierza stworzyć odstraszające prawo w kwestii tzw. match-fixingu. Nie chodzi zresztą tylko o przypadek zawodnika Wisły Kraków czy jeszcze wcześniejszy Huberta Siejewicza, który nierozsądną wizytą w punkcie bukmacherskim zepsuł sobie sędziowską karierę. Okazuje się, że jednym z powodów energicznych działań federacji w tej sprawie jest niezwykła historia, choć piłkarska centrala nie ujawnia konkretów ze względu na dobro śledztwa. – W III lidze dwudziestu piłkarzy zrzuciło się po 5 złotych i postawiło u buków 100 złotych na zwycięstwo swojej drużyny w meczu z faworytem. Kurs był 15:1, więc trochę można było zarobić. Władze klubu zgodziły się uznając, że to fajna forma motywacji.
Arkadiusz Onyszko zapewnia z kolei, że Górnik Łęczna nie spadnie z ligi.
Na tysiąc procent nie spadniemy. Za dobrze gramy w piłkę, żeby tak się stało. To jest niemożliwe – mówi. Po meczu z Ruchem był dumny z Sergiusza Prusaka. – To był taki „Serek” jak sobie wymarzyłem. Nie miał dużo pracy, ale widziałem w nim ogromną pewność siebie. To był jego najlepszy mecz, jaki widziałem – mówi Onyszko, który pracuje w Łęcznej od lata 2013.
GAZETA WYBORCZA
Na łamach GW bez niespodzianek. Najpierw tekst o karach dla Legii. Fajnie napisany.
– Sami kibice muszą usunąć ze swojego grona tych, którzy robią takie rzeczy. Z kibicami będziemy dalej współpracować i rozmawiać – mówił współwłaściciel klubu Dariusz Mioduski. Dla klubu, który w tym sezonie miał rekordową w historii polskiej piłki serię dziewięciu zwycięstw w Europie, to kolejny bolesny cios finansowy. Poprzedni niemal skończył się nokautem. Latem pracownicy administracji Legii podstawili nogę piłkarzom, nie rejestrując Bartosza Bereszyńskiego na dwumecz eliminacji Ligi Mistrzów z Celtikiem Glasgow. Nie zdając sobie z tego sprawy, trener Henning Berg skorzystał na kilka minut z piłkarza, a UEFA ukarała Legię walkowerem. Mistrz kraju na tamtej pomyłce stracił około 10 mln zł, w teorii mógł jeszcze zarobić dodatkowe 50 mln zł, gdyby w ostatniej rundzie kwalifikacji Legia ograła kolejnego rywala. Teraz przez kilkudziesięciu chuliganów warszawski klub traci kolejne miliony. Sankcja wymierzona w Legię należy do najsurowszych w Europie w ostatnich latach. UEFA od poprzedniego sezonu ostro karze występki rasistowskie. Wprowadziła trójstopniowy taryfikator kar. Za pierwsze rasistowskie przewinienie zamyka sektory. Za drugie – cały stadion na jeden mecz. Za kolejne – więcej niż na jeden. W poprzednim sezonie warszawski klub był dwukrotnie karany z artykułu 14. regulaminu dyscyplinarnego. Dwa razy za obecność na meczach eliminacji Ligi Mistrzów transparentów, na których delegaci UEFA dopatrzyli się symboli rasistowskich. Gdy UEFA dostrzegła je po raz drugi (po pierwszym incydencie nie informując klubu), ukarała Legię zamknięciem obiektu na jeden mecz i na kolejny w zawieszeniu na pięć lat. Prezes Leśnodorski tłumaczył wtedy, że w klubie nie zdawali sobie sprawy, że można tak interpretować transparenty. Flagi od razu zniknęły.
– Przymilanie się nie jest opłacalne. Opłaciłoby się zacząć poważną akcję edukacyjną – z całą siłą i autorytetem najważniejszego polskiego klubu, ze stanowczością w stosunku do kiboli rozwalających własny klub – pisze oczywiście o tej samej sprawie Radosław Leniarski.
Legia ma za sobą długą walkę z kibolstwem pod patronatem poprzedniego właściciela – ITI. Potem był okres przymilania się z czasów szefowania klubem przez Bogusława Leśnodorskiego, czego symbolem było zapraszanie herszta kiboli do klubowego samolotu. Grzywny za przestępstwa stadionowe w pierwszym okresie wynosiły średnio mniej niż milion zł za sezon. Teraz rosną gwałtownie – nie tylko, jeśli chodzi o bezpośrednie kary finansowe, lecz także o straty związane z zamykaniem stadionu dla publiczności. Od czasu, gdy szefem Legii jest Leśnodorski – wliczając najnowszy zakaz – będzie już pięć meczów bez udziału kibiców. Jedno takie spotkanie przy komplecie to około 1,5 mln zł w kasie. Więc przymilanie się nie jest opłacalne. Opłaciłoby się zacząć poważną akcję edukacyjną – z całą siłą i autorytetem najważniejszego polskiego klubu, ze stanowczością w stosunku do kiboli rozwalających własny klub (na przykład wreszcie surowo karząc za Lokeren, wyrzucając winnych ze stadionu), inspirującą do aktywności bierną na razie większość. Jeśli Legia zrobi to z energią, starannością i konsekwencją, z jaką pracuje nad częścią sportową swojego biznesu, sukces może nie będzie natychmiastowy, ale przyjdzie na pewno. Na trybunach siedzi na każdym meczu od 12 do 24 tysięcy ludzi. Znakomita większość powiedziałaby o zadymiarzach “karygodni idioci”. Ich złość, że nie obejrzą meczu z Trabzonem, a potem jeszcze jednego – być może z Celtikiem – można wykorzystać. Taka klubowa akcja uświadamiająca jest potrzebna także piłkarzom Legii, skoro kapitan drużyny Ivica Vrdoljak stwierdził, że UEFA stać na wszystko, w domyśle: wszystkim krzywdom klubu winna jest europejska federacja…
Rafał Stec ma na głowie inne problemy, konkretnie te Borussii Dortmund.
W niedzielę, gdy po porażce we Frankfurcie ocknęli się na ostatnim miejscu w tabeli. Ostatnio Borussia była tam w 1985 roku. W zapaść wpędziła ją, jak niemal zawsze w futbolu, kombinacja czynników. Być może najważniejszy to dortmundzki styl gry. Przybywa powodów, by podejrzewać, że piłkarzy wykańcza. Idee Kloppa są powszechnie znane. Uprawiamy futbolowy heavy metal – tłumnie dopadamy do przeciwnika nie wtedy, gdy ma piłkę, ale wtedy, gdy właśnie ją odzyskał (sławny kontrpressing zamiast pressingu), zrzucamy na niego ścianę dźwięku i zanim ogłuszony się pozbiera, ponawiamy własny atak. Zasuwamy do upadłego, bo nasz trener pragnie widzieć nas umorusanych, półżywych, “niezdolnych do kopnięcia piłki przez następne cztery tygodnie”. W finale LM z 2013 roku dortmundczycy wypruli z siebie bodaj dwa kwadranse gry fenomenalnej, ale narzucili tempo, którego nie zniósłby nikt. I przegrali. A potem Subotić mówił o pressingu w amoku, wyniszczającym kondycyjnie prześladowaniu rywali na ich połowie. Dzisiejsza Borussia już nie pulsuje energią. Albo inaczej – pulsuje incydentalnie, w takie święta jak szlagier z Bayernem, przegrany minimalnie. 11 z 17 ligowych goli straciła w końcowej półgodzinie gry.
SPORT
Czy Starzyński zmieni Stilicia?
Ruch już szuka alternatywy. Interesuje się… Grzegorzem Piesio.
Teraz Starzyńskim poważnie zainteresowana jest krakowska Wisła i ten kierunek przeprowadzki wydaje się bardzo realny. Jak udało nam się dowiedzieć – Ruch przygotowując się na stratę dwukrotnego reprezentanta kraju – poważnie interesuje się Grzegorzem Piesio z Dolcanu. 26-letni środkowy pomocnik od pięciu sezonów broni barw zespołu z Ząbek. Piłkarz szczególnie udany miał poprzedni sezon, gdy w 31 spotkaniach zdobył 13 bramek. Nic więc dziwnego, że latem zainteresowało się nim wiele klubów, a najbardziej chciał go trener Robert Podoliński, który sam zamienił Dolcan na Cracovię. Szkoleniowiec ściągnął do Krakowa napastnika Dariusza Zjawińskiego. Piesia już nie udało się sprowadzić do Krakowa, bowiem weto postawił prezes podwarszawskiego klubu. – Cracovia dostała Zjawińskiego i więcej nie dostanie. Nie będę rozwalał drużyny dla Cracovii – mówił latem Jerzy Szczęsny. W rundzie jesiennej Piesio strzelił 5 goli.
Tekstu o karach dla Legii nie warto cytować. Kolejkę ligową ocenia Zdzisław Podedworny – to też przeczytają głównie desperaci. Może lepiej będzie z rozmową z Maciejem Małkowskim.
Jak pan dba o formę fizyczną?
– Nie ma mowy, bym się zapuścił. W Mysłowicach, gdzie teraz mieszkam, codziennie chodzę do siłowni, biegam na bieżni. Równocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że moja sytuacja jest mało komfortowa. Ale zaręczam, że decyzja o chęci rozwiązania kontraktu z Górnikiem Zabrze nie była pochopna. Wszystkie za i przeciw rozważałem przez dwa miesiące.
No i zapewne czeka pan na propozycje kontraktu.
– Przesadziłbym mówiąc, że potencjalni pracodawcy walą drzwiami i oknami, ale też nie jest tak, że nikt się mną nie interesuje. Ujmę to tak – jest kilka tematów otwartych, chociaż nie mogę powiedzieć, że jest już blisko do porozumienia.
Otrzymał pan ofertę z Piasta Gliwice?
– Nie będę wdawał się w szczegóły, ale faktem jest, że jest wstępne zainteresowanie klubów z ekstraklasy. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że grudzień będzie dla mnie wyjątkowo długim miesiącem. Rozgrywki w ekstraklasie kończą się dopiero 15 grudnia i do Świąt Bożego Narodzenia pozostanie tylko kilka dni. Muszę zatem uzbroić się w cierpliwość i czekać…
Gracze Piasta walczą o premie za awans do czołowej ósemki.
– Wierzyłem, że wygramy wszystkie mecze w ostatnich tygodniach roku. Mogliśmy pokonać Wisłę i Górnika Łęczna, ale tak się niestety nie stało. Stać nas jednak na wygranie w Gdańsku – podkreśla Brazylijczyk Hebert. Najlepszy strzelec drużyny – Kamil Wilczek, stawia sprawę jasno: – Chcemy przezimować w pierwszej ósemce. Cel sportowy wiąże się oczywiście nierozerwalnie z ekonomią. Zespół z władzami klubu ustalił przed sezonem, że solidna premia czeka jedynie w przypadku awansu do grupy mistrzowskiej. – Została ustalona premia i zawodnicy wiedzą, że mają o co walczyć – przyznaje prezes Piasta, Adam Sarkowicz. Odnotujmy, że po pierwszej kolejce Piast był… ostatni, a najwyższą lokatę zajmował między 14 a 16 kolejką. Był wtedy dziewiąty.
Marcina Bochynka oceniającego grę Górnika Zabrze może sobie pominiemy. Zobaczmy, co dzieje się w GKS-ie Tychy, który przejmuje Tomasz Hajto. Wypowiada się prezes Alina Sowa.
– Nie wyobrażam sobie sytuacji, by zespół spadł do drugiej ligi i grał potem mecze na nowym stadionie. Ta wizja do mnie nie dociera – mówi prezes, Alina Sowa, która nie ukrywa, że grudzień będzie szalenie pracowitym miesiącem dla działaczy, a struktury organizacyjne i sportowe klubu czeka gruntowna przebudowa, zmiany będą miały wręcz rewolucyjnych charakter. – Cała sekcja wymaga gruntownego refreshu – mówi prezes GKS Tychy, Alina Sowa. – W ciągu półtora roku-dwóch lat przy zmianie trzech trenerów zespół nie zrobił żadnego postępu, o czym doskonale informuje nasza obecna pozycja w tabeli. To bardzo niepokojąca sytuacja, świadcząca o głębszym kryzysie w drużynie. Musimy więc sięgnąć niżej. Dojść do korzeni, tam, gdzie zostały popełnione błędy. Grudzień będzie też czasem dla nowego trenera (najprawdopodobniej zostanie nim Tomasz Hajto, choć klub oficjalnie jeszcze o tym fakcie nie poinformował – przy. red.). Jego wizja budowy silnego zespołu i odwrócenia negatywnych tendencji natychmiast otrzyma od zarządu klubu zielone światło. Trener też określi ostateczny skład kadry zespołu, która wiosną powalczy o I ligę.
SUPER EXPRESS
Do Super Expressu warto dzisiaj zajrzeć dla dwóch materiałów. Pierwszy z nich to wywiad z Pawłem Wszołkiem. Nie gra, ale oczywiście się nie załamuje i wierzy, że odpali. Standardzik.
W ogóle nie pojawiasz się w składzie Sampdorii…
– Latem przeszedłem operację przepukliny, ale już czuję się świetnie. Na treningach zasuwam, wszyscy w klubie klepią mnie po plecach i powtarzają, że są ze mnie zadowoleni. Dlatego nie bardzo rozumiem, dlaczego nie gram. Początek grudnia, a u mnie na liczniku zero. Może dzieje się tak dlatego, że od dwóch i pół miesiąca trener przygotowuje mnie do występów na nowej pozycji.
Co wymyślił Sinisa Mihajlović?
– Uczy mnie gry na prawej obronie. O miejsce na boku pomocy rywalizowałem z naprawdę dobrymi piłkarzami – Brazylijczykiem Ederem i reprezentantem Włoch Gabbiadinim. Dlatego trener uznał, że zrobi ze mnie… drugiego Łukasza Piszczka, tłumaczył, że gracz Borussii też zaczynał w ataku, a teraz jest jednym z najlepszych prawych obrońców w Europie. Mam brać z niego przykład. Przystosowuję się do nowej roli i muszę przyznać, że coraz lepiej się w niej odnajduję. Szkoleniowiec też jest chyba zadowolony, bo mam zadebiutować jako defensor w czwartek…
Drugi z materiałów to rozmówka z Arturem Jędrzejczykiem o jego rekonwalescencji po zerwaniu wiązadła. Dzisiaj leci do Monachium, gdzie jutro czeka go operacja.
Jak się teraz czujesz?
– Poruszam się o kulach i w usztywniaczu. Chodzę na zabiegi, które mają mnie przygotować do operacji. W środę lecę do Monachium, gdzie w czwartek przejdę zabieg.
Zerwałeś więzadło, a na 27 grudnia zaplanowałeś ślub. Zatańczysz na weselu?
– Postaram się. Nawet o kulach, ale ten pierwszy taniec musi być. Wesela nie odwołuję, goście zostali już powiadomieni. Zaprosiłem około 200 osób, nie z takimi urazami ludzie do ślubu szli.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Głupcy okradają Legię.
Kij zawodził, marchewka też. Legia od dwóch lat współpracuje z kibicami. Miało być dobrze, a reasumując – straciła już na tej współpracy około 10 mln złotych.
Grupy kibicowskie miały otwarte drzwi do gabinetu prezesa. Legia, jako jedyny klub w Polsce, planując budżet, zakładała w nim kwotę na ewentualne kary. Wiadomo było, że trzeba będzie je płacić. Nikt jednak nie spodziewał się, że w ciągu dwóch lat z kasy wyparuje 10 mln zł – piąta część rocznych wydatków na pensje dla piłkarzy. Ta liczba jasno pokazuje, że polityka klubu względem kibiców to porażka. Problem Legii polega na tym, że w środowisku fanów tej drużyny nie ma jedności. Jest za dużo grup, każda z nich chce mieć dużo do powiedzenia. Kibice nie są skupieni w jednej czy dwóch organizacjach, co ma wpływ na poziom wewnętrznej kontroli. Świetnym przykładem jest obecny sezon europejskich pucharów. Przed każdym spotkaniem na trybunie najbardziej zagorzałych fanów przy Łazienkowskiej, czy w sektorze dla gości na wyjazdach wysyłany jest jasny sygnał: jakiekolwiek pohukiwanie czy inne podobne gesty są zabronione. Zawsze znajdzie się jednak ktoś, kto zechce wyjść przed szereg, jak w Lokeren.
Parę osób udziela krótkich komentarzy. Na przykład Sylwester Czereszewski.
Czy ta kara cokolwiek zmieni? Oprócz osłabienia zespołu i dotkliwych strat finansowych, efektów nie będzie żadnych. Skończy się na lamentowaniu i biadoleniu, a za kilka miesięcy znów przydarzy się podobny incydent. To jest kwestia podobna do sytuacji z pijanymi kierowcami. Państwo cały czas z nimi walczy, ale nie jest w stanie wytępić wszystkich. Tutaj podobnie. Jeżeli policja schwyta 100 kiboli, a 90 z nich wypuści bez żadnych konsekwencji, to efektów nie będzie żadnych. Grupa kilkudziesięciu bandytów szkodzi klubowi. Nie obchodzi ich, że przez nich Legia i jej kibice uważani są za jednych z najgorszych i najbardziej agresywnych w Europie.
Z Faktu cytowaliśmy fragment tekstu mówiący o zaostrzeniu przepisów dotyczących gier bukmacherskich. No to w takim razie kawałek o możliwym powrocie do Polski Waldemara Soboty.
Trenuję cały czas na tych samych obrotach, ale nie przynosi to skutku. Pojawiają się różne myśli, ale staram się zachować spokój. Dwa miesiące grania w kratkę nie są jeszcze takim wielkim dramatem. Pamiętajmy, że nie należę już do najmłodszych piłkarzy. Myślę, że dlatego warto, abym uzbroił się w cierpliwość – komentuje Sobota. – Transfer? Słyszałem, że krążą takie plotki. To tylko plotki, choć nie ukrywam, że myślę o wypożyczeniu. Wszystko zależy od tego, jak moja sytuacja rozwinie się do zimowego okna transferowego. Do zakończenia rundy mam jeszcze miesiąc. Na pewno po ostatnim meczu będę chciał porozmawiać z trenerem. Dobrze mi tu, mój kontrakt jest ważny jeszcze przez 2,5 roku i z przyjemnością bym go wypełnił. Wolałbym odbudować pozycję
W ramkach::
– Łotysz Cernomordijs będzie grał w Lechu
– Korona pożegna się z Chiżniczenką
– Fornalik zainteresowany Piesiem
– Grzeszczyk z Sandecji czeka na oferty.
Niewykluczone, że do Zagłębia Lubin trafi Piotr Leciejewski.
Brann Bergen, drużyna 29-letniego bramkarza, właśnie spadła z norweskiej ekstraklasy. Polak prawdopodobnie rozwiąże kontrakt, bo Skandynawów nie będzie na niego stać. Piotr Leciejewski pochodzi z Zagłębia, dlatego jest lubinianom doskonale znany, mimo że nigdy nie grał w ich klubie. Rok temu został wybrany na najlepszego bramkarza Tippeligaen (ligi norweskiej). Wyrobił sobie niezłą markę, zasłynął kilkoma wywiadami z racji niewyparzonego języka. Zagłębie szuka golkipera, bo nie może dogadać się z Konradem Forencem. 22-latek dopiero tej jesieni, po pięciu sezonach spędzonych na wypożyczeniach i jeżdżeniu po południowo-zachodniej Polsce z rezerwami, dostał prawdziwą szansę w pierwszym zespole i – jak twierdzą w klubie – już ceni się za wysoko.
Na koniec, jako że niedługą rozmowę z Onyszką sygnalizowaliśmy już przeglądając Fakt, jeszcze jeden drobiazg. Podbeskidzie – banda zbójców.. W Bielsku coraz więcej kartek.
Po ponad roku pracy trenera w Bielsku-Białej można stwierdzić, że Podbeskidzie jest już w stu procentach jego drużyną. Taką, na której widać rękę szkoleniowca. Górale od momentu awansu do ekstraklasy słynęli z waleczności, ale jednocześnie zawsze byli w czołówce klasyfikacji fair play. Przez ponad dwa lata gry w najwyższej lidze zebrali tylko pięć czerwonych kartek. O jedną mniej niż w… rok pracy Ojrzyńskiego. Podbeskidzie stało się w tym roku najbrutalniej grającą drużyną.