Kiedy przed sezonem Bytovia Bytów ściągnęła do siebie kilku rozpoznawalnych piłkarzy, eksperci prawie pospadali z krzeseł. „Trzeba się będzie z nimi liczyć”, „Gierszewski i Janas montują ekipę na Ekstraklasę!” – słyszeliśmy. Dziś drużyna z Bytowa błąka się po dolnych rejonach tabeli. Potrzeba więcej czasu? Może i tak, ale dla nas to dobry przykład jak przeceniamy możliwości niektórych zawodników. Idąc tym tropem stworzyliśmy jedenastkę „nieanonimowych” piłkarzy (plus rezerwowi), którzy okazali się największymi niewypałami w tym sezonie pierwszej ligi. Mieli być czołowymi postaciami zaplecza Ekstraklasy, a znaczą na nim naprawdę niewiele.
Rzućcie okiem na grafikę poniżej. Kogo na niej widzicie? Po kolei:
a) doświadczonych piłkarzy z naprawdę przyzwoitą przeszłością
b) zawodników, którzy zaistnieli w Ekstraklasie i nie byli w niej popychadłami
c) reprezentantów kraju (najczęściej kadr młodzieżowych) i piłkarzy, którzy o reprezentację się otarli
d) grajków w przedziale wiekowym 20-25 lat, o których jeszcze niedawno eksperci od młodzieżowej piłki mówili: „Będzie z niego piłkarz, kwestia 2-3 sezonów!”
Może brzmi to niedorzecznie – możecie się z nami spierać, zapraszamy – ale biorąc pod uwagę dzisiejszą formę tych zawodników, posiadanie takiej drużyny nie dawałoby gwarancji utrzymania w pierwszej lidze!
Na bramce Seba Małkowski, który miał rozwiązać wszelkie problemy Bytovii z obsadą bramki, które pojawiały się po odejściu Macieja Gostomskiego do Lecha. Efekt? Między słupkami cały czas stoi niepewny Mateusz Oszmaniec, który w klubie jest od 6 lat i grał w nim jeszcze, gdy na piłkarskiej mapie Polski znaczył niewiele. A Seba jest już na zielonej trawce po alkoholowym wyskoku.
W obronie były kolega z drużyny, doświadczony Marcin Kikut. Teoretycznie gwarancja pewnego poziomu, w praktyce – pomimo tego, że obrona Bytovii do najsolidniejszych nie należy – nie gra zbyt wiele. Dwa razy zdarzyło się nawet, ze Paweł Janas ściągał go z boiska już w przerwie. Obok Krystian Nowak. Zbierał od nas nie najgorsze recenzje w Ekstraklasie (poza tym, było nawet zainteresowanie jego osobą ze strony klubu z Serie B), więc po sezonie wymieniliśmy go w gronie piłkarzy, którzy mogliby zmienić klub i zostać na tym poziomie. Pomyłka. W Widzewie gra wszystko, co przy tej sytuacji klubu nie jest wielkim wyczynem, ale wygląda bardzo źle. Na dokładkę Julien Tadrowski. Jeszcze niedawno najlepszy boczny obrońca pierwszej ligi i członek kadry Marcina Dorny, a teraz kojarzy nam się tylko szturchaniem jakiegoś sędziego w okręgówce.
W pomocy po dwa asy z Zagłębia i Widzewa. Najpierw ci drudzy, przypadki podobne do Nowaka, ale ich za grę w Ekstraklasie ocenialiśmy jeszcze wyżej. Bartłomiej Kasprzak (średnia not 4.38) i Piotr Mroziński (4.11). Biorąc pod uwagę to, jaką padakę grał wtedy Widzew, to naprawdę świetne wyniki. Dziś ta dwójka na boisku walnie przyczynia się do tego, że łódzki klub jest na dnie. Duet skrzydłowych: Łukasz Janoszka i Miłosz Przybecki. Ich zjazd trwa od dłuższego czasu i wiąże się poniekąd z kontuzjami, ale trzeba być wyjątkowo naiwnym, by uważać to za alibi na wszystko. Przybecki w Ekstraklasie był odkryciem, powstawały peany na temat jego szybkości i skoczności, a dziś nie brakuje głosów, że powinien zostać lekkoatletą, a nie piłkarzem. Młody Ecik w barwach Ruchu miewał występy spektakularne, prócz tego zawsze gwarantował kilka goli i asyst w sezonie. W pierwszej lidze ta dwójka ustrzeliła łącznie… 1 bramkę (słownie: jedną) w 23 występach! A za grosze zapewnie nie grają…
W pierwszej lidze doświadczeni napastnicy zawsze byli w cenie, sprawdzali się. Na to samo liczyły zapewne władze Wigier, Arki i Bytovii zatrudniając kolejno: Darvydasa Sernasa, Pawła Abbotta i Daniela Gołębiewskiego. I dupa. Sernas trafił raz (i to z karnego), generalnie częściej jest rezerwowym w beniaminku pierwszej ligi, niż gra w pierwszym składzie. Abbott albo się leczy, albo zawodzi. Raz trafił do siatki, ale z Gdyni dochodzą do nas głosy, że nie byłby nawet wzmocnieniem dla drużyny rezerw. Gołębiewski dalej czeka na gola. „Czeka” to idealne stwierdzenie, bo prócz tego niewiele robi, by go w końcu zdobyć. Teraz Janas nawet nie widzi dla niego miejsca w pierwszym składzie.
Mamy też „mocną” rezerwę. Łukasz Sapela – kto wie, gdyby nie „brudy za paznokciami”, być może dalej byłby w Bełchatowie, a klub nie myślałby o ściąganiu Zubasa i Malarza. W Grudziądzu gra w miarę regularnie, ale na tyle niepewnie, że Kubicki dawał już szansę Wróblowi i ostatnio Fabiniakowi. Paweł Oleksy – obiektywnie bardzo dobry w Zawiszy (Andrzej Iwan, który zna się na rzeczy, widział w nim nawet – w przyszłości – rozwiązanie problemów z lewą defensywą reprezentacji) i dobry w Piaście Gliwice, a w Zagłębiu – cały czas beznadziejny. Wyróżniliśmy też Keona Daniela z Miedzi. Fajne CV (MLS, reprezentacja Trynidadu i Tobago), ale kompletny niewypał. Prócz tego tzw. młodzi-zdolni. Gdyby stare prognozy dla Olka Jagiełło się sprawdziły, to dziś wychodziłby na Lokeren. A jest w Arce, na zakręcie kariery. Patryk Mikita? Szkoda klawiatury. Mariusz Rybicki? Jeszcze bardziej szkoda.
Łącznie ta siedemnastka ma ponad 1000 występów i prawie 100 bramek w Ekstraklasie. Brzmi jak żart, prawda?
Fot. FotoPyK