Reklama

Kuba vs Lewy – runda kolejna. „W powietrzu czuć burzę”

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 listopada 2014, 11:01 • 13 min czytania 0 komentarzy

– W powietrzu czuć burzę. Robert Lewandowski rozpaczliwie chce pozostać kapitanem reprezentacji, a Jakub Błaszczykowski rozpaczliwie chce opaskę odzyskać. Zwarcie jest kwestią czasu. Niestety, coraz bardziej odnoszę wrażenie, że będzie to zwarcie dwóch Gollumów. Nie będzie miejsca na refleksję, spojrzenie z dystansu, spokojną rozmowę. Ktoś odejdzie bardzo rozczarowany i niepogodzony z losem – pisze dziś na łamach Przeglądu Sportowego Krzysztof Stanowski. A Mateusz Borek w innym tekście dodaje: – W ostatnim czasie pojawiają się głosy, że wcześniejsze gorsze wyniki kadry brały się stąd, że kapitanem był Błaszczykowski, a te lepsze są konsekwencją tego, że opaskę ma Lewandowski. To bzdura. Poza tym w ogóle nie powinniśmy rozpatrywać tego w tych kategoriach.

Kuba vs Lewy – runda kolejna. „W powietrzu czuć burzę”

FAKT

Image and video hosting by TinyPic

To super móc grać co tydzień – oto tytuł wywiadu z Fabiańskim.

Sergio Agüero jest najlepszym napastnikiem Premier League?
– W obecnej dyspozycji on, Diego Costa i Alexis Sanchez to na pewno ligowa czołówka. Agüero ma tę cechę, że od początku pobytu w Anglii w każdym sezonie gwarantuje najwyższą jakość i przede wszystkim skuteczność. Z poprzednich lat oprócz niego ceniłem jeszcze Didiera Drogbą i Fernando Torresa. Tego drugiego z czasów gry w Liverpoolu. No i oczywiście Robina van Persiego. To kompletny zawodnik.

Reklama

W tym sezonie Diego Costa ustrzelił panu hat tricka. Kiedy ten sam piłkarz strzela bramkarzowi trzy gole, boli bardziej?
– Jeśli chodzi o mnie, to nie, bo w trakcie meczu nawet nie zwracam uwagi na to, kto zdobywa bramki. Oczywiście irytuje mnie, kiedy puszczam gola, ale nie patrzę na to, kto akurat mnie pokonał. Z reguły dowiaduję się o tym dopiero po meczu. Nie mogę obiecać, że Agüero nie strzeli mi trzech goli, ale postaram się jak najlepiej pomóc drużynie.

Pięć razy grał pan dotychczas przeciwko Manchesterowi City. Coś szczególnego zapadło w pamięć z rywalizacji z tym zespołem?
– Naprawdę aż tyle? Nawet nie wiedziałem, że uzbierałem pięć spotkań przeciwko City. Pierwsze skojarzenie to kontuzja. Doznałem jej jeszcze na rozgrzewce. W ostatniej fazie przygotowania do meczu koledzy strzelali na bramkę i po uderzeniu Wojtka wyciągnąłem mocno rękę. Obroniłem, ale poczułem ból w barku. Wziąłem tabletki przeciwbólowe i rozegrałem cały mecz, ale na drugi dzień miałem problem, by podnieść rękę. Później się okazało, że coś jest uszkodzone i potrzebna jest operacja, po której pauzowałem osiem miesięcy. A w trakcie gry, jak pamiętam, nie miałem wiele pracy. Chyba nawet rywale nie oddali strzału w moim kierunku, więc pewnie dlatego wydawało mi się, że z barkiem jest wszystko w porządku.

Obok mamy komentarz Borka, który zastanawia się nad sprawą kapitana reprezentacji i pyta, czy jest sens go zmieniać.

W ostatnim czasie pojawiają się głosy, że wcześniejsze gorsze wyniki kadry brały się stąd, że kapitanem był Błaszczykowski, a te lepsze są konsekwencją tego, że opaskę ma Lewandowski. To bzdura. Poza tym w ogóle nie powinniśmy rozpatrywać tego w tych kategoriach. Dla mnie najważniejsze pytanie w tej chwili brzmi: „Czy Błaszczykowski będzie w 100 procentach gotowy na starcie 26 marca w Dublinie?”. Niektórzy teraz trochę o tym zapominają, ale to wciąż jeden z najlepszych naszych piłkarzy. Jeżeli ktoś przypuszcza, że drużyna z Błaszczykowskim na boisku może być słabsza, nie zna się na piłce.

Image and video hosting by TinyPic

A co w piłce krajowej, zwłaszcza że mamy już kolejną kolejkę w Ekstraklasie?

Reklama

Mistrz kontra uczeń, czyli parę słów o potyczce Jerzego Brzęczka i Macieja Gajosa, wprowadzanego do seniorskiej piłki właśnie przez tego pierwszego.

– To będzie jedyny mecz, w którym nie będę kibicował trenerowi. Po raz pierwszy staniemy po różnych stronach barykady. To będzie ciekawe doświadczenie – przyznaje Gajos, którego Brzęczek kiedyś wprowadzał do pierwszej drużyny Rakowa Częstochowa. – Debiut zaliczyłem w wieku 17 lat, jeszcze za trenera Leszka Ojrzyńskiego (42 l.). Jednak na dobre do pierwszego zespołu Rakowa wskoczyłem z juniorów, kiedy zespół prowadził już Jerzy Brzęczek. Jemu bardzo dużo zawdzięczam. To on doradzał mi transfer do Jagiellonii. W 2012 roku miałem dużo ofert. Zgłaszała się m.in. Wisła Kraków. Trener podpowiedział, żebym wybrał Jagę, bo w niej będę grał, i się nie pomylił. Do tej pory jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym. Często rozmawiamy na temat moich występów. O propozycji Lechii dla trenera jednak nie wiedziałem i przyznam szczerze, że informacją o angażu byłem pozytywnie zaskoczony – dodaje pomocnik białostockiego klubu.

No cóż, na pewno ciężko się to czyta i niewiele w tym tekście wartości. To może coś o rewolucji w Zawiszy?

Właściciel Zawiszy Radosław Osuch (46 l.) zapowiedział zimowe trzęsienie ziemi, jeśli jego piłkarze w czterech ostatnich meczach w tym roku nie zdobędą co najmniej 10 punktów. Pierwsze wstrząsy w bydgoskim klubie miały już jednak miejsce. Przerwę na reprezentację były agent piłkarski wykorzystał, by pożegnać piłkarzy, którzy zawiedli go najbardziej. Najpierw rozwiązał umowę z Joshuą Silvą (24 l.), w piątek los portugalskiego obrońcy podzielił jego rodak Bernardo Vasconcelos (35 l.).

RZECZPOSPOLITA

Stefan Szczepłek podsumowuje rok polskiej reprezentacji i stwierdza, że kadra jest na dobrej drodze.

Pierwsze miejsce piłkarskiej reprezentacji Polski w grupie eliminacyjnej do Euro na koniec roku to miła niespodzianka. Ostatni raz było tak 12 lat temu. 14 listopada w Tbilisi Polacy odnieśli trzecie zwycięstwo w eliminacjach i wciąż są liderem grupy D. Jako jedyni nie przegrali jeszcze żadnego z czterech meczów. Są na dobrej drodze do awansu, jak żadna inna reprezentacja Polski od eliminacji do mundialu w Korei i Japonii (2002). Tamta drużyna powstawała podobnie jak dzisiejsza. Janusz Wójcik jako trener pierwszej reprezentacji nie był już tak skuteczny jak olimpijskiej. Najpierw nie odrobił strat poniesionych przez drużynę Antoniego Piechniczka w eliminacjach do mistrzostw świata we Francji (1998), a potem przegrał eliminacje do finałów mistrzostw Europy w Belgii i Holandii (2000). PZPN pozwolił Wójcikowi dokończyć eliminacje, mimo że reprezentacja była kompletnie rozbita. Nie wygrała czterech ostatnich meczów, stracha napędził jej nawet Luksemburg. Gołym okiem widać było, że trener nie ma żadnego pomysłu. Pierwszym wyborem PZPN na jego następcę był Franciszek Smuda. Jednak Legia, w której wtedy pracował, nie zgodziła się na jego odejście. Wtedy, późną jesienią 1999 roku, prezes PZPN Michał Listkiewicz wymyślił Jerzego Engela. Jest kilka podobieństw jego pracy do sytuacji, w jakiej znalazł się Adam Nawałka. Obydwaj musieli odbudowywać drużynę po poprzednikach, obydwaj mieli dylematy, kogo zostawić, na jakich nowych zawodników postawić.

GAZETA WYBORCZA

Jako że Sevilla gra z Barceloną, można być pewnym, że o Krychowiaku kilka materiałów w prasie dziś będzie. W GW nagłówek niezbyt twórczy: Barcelona zweryfikuje Krychowiaka.

Image and video hosting by TinyPic

Będąca w przeciętnej formie Barcelona sprawdzi w sobotę o godz. 20 na Camp Nou aspiracje Sevilli. Dla Grzegorza Krychowiaka to kolejny z gatunku najpoważniejszych egzaminów. Zespół Unaia Emery’ego uważany jest za rewelację rozgrywek, na początku listopada był nawet bliski wdrapania się na pierwsze miejsce. Pytany o znakomity start swoich graczy trener drużyny mówi jednak przewrotnie, że to nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Dodaje, że klasę zespołu będzie można ocenić nie po kilku, ale po kilkudziesięciu meczach. Sevilla co roku jest przebudowywana, latem Barcelona zabrała jej lidera środka pola Ivana Rakiticia. Za to wypożyczyła pomocnika Denisa Suáreza oraz napastnika Gerarda Deulofeu i obaj spisują się świetnie. Ten pierwszy jest rewelacją rozgrywek, jego zasługi podkreśla się równie często jak wspierającego go za plecami Krychowiaka. Polak zaczął grę w lidze hiszpańskiej od bardzo wysokiego poziomu. Od początku dostawał od “Marki” noty 6 lub 7, w wygranym spotkaniu z Realem Sociedad wyróżniono go nawet ósemką, co znaczyło, że był bezdyskusyjnie najlepszy na boisku. Zimny prysznic przyszedł zaledwie trzy dni później, gdy Sevilla pojechała do Madrytu na Vicente Calderón, gdzie broniące tytułu mistrzowskiego Atlético rozbiło ją 4:0. Krychowiak i cała defensywa gości dostali fatalne noty – 4. Dalej zespół Polaka grał zgodnie z regułą, która ustaliła się od początku sezonu. Bił mniejszych od siebie, ale gdy przychodziło do rywalizacji z większymi, tak jak z Realem w Superpucharze Europy, na którym Krychowiak debiutował w Sevilli, drużyna nie dawała sobie rady. Dlatego wyprawa na Camp Nou jest tak ważna – Barcelona, choć jest w nie najwyższej formie, zweryfikuje aspiracje zespołu Emery’ego.

SUPER EXPRESS

Zaczyna się tekstem dotyczącym wczorajszych meczów i tego, że Legia rozbiła bełchatowski mur. Wybaczcie, idziemy dalej – Krychowiaka w Hiszpanii nazywają szaleńcem.

Image and video hosting by TinyPic

Jak mówią na ciebie kibice i koledzy z drużyny?
– Raczej po imieniu. Bo nazwiska nie są w stanie wymienić, próbują mówić „Kricho”. Czasami też nazywają mnie „loco”, czyli po hiszpańsku szaleniec.

Dlaczego?
– Nie ma zbyt wielu zawodników, którzy uderzają w metalową bandę, jak im piłka ucieknie poza boisko (śmiech). To był moment, w którym mogliśmy zrównać się punktami z Barceloną, była końcówka meczu z Villarreal. Taka sportowa złość się przydała, bo strzeliliśmy gola i wygraliśmy. Ale z drugiej strony Ronaldo czy Messi nie muszą walić pięścią w metal, żeby kibice ich kochali. Muszę jeszcze sporo pracować.

Image and video hosting by TinyPic

I jeszcze typowo tabloidowy temat: co napędza Milika? Urocza Jessica. Ciekawsze fotki niż tekst.

Arkadiusz Milik (20 l.) błyskawicznie wyrósł na gwiazdę reprezentacji Polski. Napastnik Ajaksu Amsterdam trafił do siatki w czterech ostatnich meczach kadry. Z trybun oklaskuje go piękna sympatia – Jessica Ziółek (18 l.), która urodą nie ustępuje żonie Roberta Lewandowskiego (26 l.) – Annie (26 l.). Milik już jest gwiazdą, a jego piękna dziewczyna dopiero o tym marzy. Chce zostać dziennikarką sportową albo modelką. Ma duże szanse osiągnąć sukces w obu zawodach. Jako partnerce Milika z pewnością nie zabraknie jej informacji z pierwszej ręki, a wywiad z gwiazdą reprezentacji będzie mogła zrobić o każdej porze dnia i nocy. Z kolei karierę modelki już właściwie zaczęła. Mimo zaledwie 18 lat brała udział w kilku efektownych sesjach zdjęciowych. Prezentuje się na nich wyśmienicie. Równie pięknie i seksownie wygląda na trybunach podczas meczów reprezentacji i Ajaksu. Milik zdecydowanie ma więc dla kogo strzelać piękne gole. Warto choćby po to, by po meczu odbierać gratulacje w postaci buziaków od pięknej Jessiki.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładkę PS kradnie dziś Legia.

Image and video hosting by TinyPic

W polskiej piłce ciekawie, bo trwa właśnie awantura o Sebastiana Milę.

Lechia Gdańsk chce pozyskać Sebastiana Milę i oferuje mu kontrakt na 5,5 roku. Rozmowy trwają – donosi portal weszlo.pl. Śląsk dementuje jakoby nawiązał kontakt z gdańszczanami. – Nie prowadzimy żadnych rozmów z Lechią, nie dostaliśmy od tego klubu jakiejkolwiek pisemnej oferty. Sebastian Mila ma jeszcze półtora roku umowy ze Śląskiem. Trudno mi uwierzyć, że tak poważny klub mógłby prowadzić rozmowy z zawodnikiem za naszymi plecami – komentuje prezes Śląska Paweł Żelem. – Nie jesteśmy zainteresowani sprzedażą pomocnika – dodaje. (…) – Rozmowa jakiegokolwiek klubu z Milą bez zgody macierzystego pracodawcy jest złamaniem przepisów – mówi rzecznik Śląska Michał Mazur. – My nawet nie mamy zamiaru ruszać tej sprawy. Dla nas tematu „Mila w Lechii” nie ma – ucina rzecznik Mazur.

Image and video hosting by TinyPic

Felieton Mateusza Borka już cytowaliśmy, Tomasza Włodarczyka odpuszczamy, spójrzmy więc co pisze Krzysztof Stanowski – tematem znów opaska w kadrze.

Sebastian Mila, który pół godziny meczu ze Szwajcarią był kapitanem reprezentacji, mówi, że noszenie opaski to orgia dla zmysłów. Święcą mu się oczy, mocno gestykuluje – widać, że ta orgia jeszcze trwa i że euforia szybko nie uleci. Zawodnik Śląska nie potrafi zdefiniować, co takiego ma w sobie ten skrawek materiału, ale dobrze wie: to obiekt pożądania każdego zawodnika. Jak we Władcy Pierścieni, gdzie Gollum muska palcami pierścień i szepcze: my precious, my precious. Kiedy opaska kapitańska jest spełnieniem marzeń, zwieńczeniem kariery – to wspaniale. Gorzej, gdy piłkarz przemienia się właśnie w Golluma, któremu żądza posiadania odbiera rozum, zatruwa mózg, wykrzywia twarz, prowadzi na manowce. Jakkolwiek kręcące jest uczucie bycia kapitanem, trzeba zachować zdrowy dystans. Zatracić się łatwo, powiedzieć o kilka słów za dużo – też. Zrobić zawieruchę, gdy tak naprawdę potrzeba spokoju i niczego więcej. W powietrzu czuć burzę. Robert Lewandowski rozpaczliwie chce pozostać kapitanem reprezentacji, a Jakub Błaszczykowski rozpaczliwie chce opaskę odzyskać. Zwarcie jest kwestią czasu. Niestety, coraz bardziej odnoszę wrażenie, że będzie to zwarcie dwóch Gollumów. Nie będzie miejsca na refleksję, spojrzenie z dystansu, spokojną rozmowę. Ktoś odejdzie bardzo rozczarowany i niepogodzony z losem. Ktoś inny tę opaskę zakosi i pobiegnie gdzieś do piwnicy, by się w nią godzinami wgapiać, chorobliwie epatować się tym widokiem. A przecież mówimy tylko o małej, elastycznej opasce. Lewandowski z nią czy bez niej będzie tym samym Lewandowskim, z dokładnie taką samą siłą rażenia na boisku i poza nim. Jeśli powie coś jako kapitan i jako zwykły zawodnik, i tak koledzy go posłuchają. Błaszczykowski też będzie wielką gwiazdą tej drużyny i też jego słowa będą dużo ważyć. Opaska może być formalnym potwierdzeniem: ten piłkarz jest autorytetem dla kolegów. Ale opaska sama w sobie nie tworzy autorytetów.

Sobotni magazyn lig zagranicznych w PS zaczyna się od sytuacji Polaka w Anglii – Fabiański odżył i ma się dobrze.

Przez lata był dla angielskich kibiców pośmiewiskiem. Bramkarzem, który prędzej czy później musi wpuścić spektakularnego babola, albo nagle złapać kontuzję i zamiast regularnie stawać w bramce Kanonierów, spędzać długie godziny w gabinetach lekarzy i fizjoterapeutów. Łukasz Fabiański do Wysp Brytyjskich zwyczajnie nie miał szczęścia. Wszystko zmieniło się w poprzednim sezonie. Polak świetnie bronił w Pucharze Anglii, w którym jego Arsenal wreszcie, po latach rozczarowań, okazał się najlepszy. Na Wyspach nikt nie miał wątpliwości, że jednym z najważniejszych piłkarzy, dzięki którym Kanonierzy wygrali te rozgrywki, był właśnie polski bramkarz, który w meczach ligowych był rezerwowym (grał Wojciech Szczęsny). Teraz Fabiański jest jednym z najlepszych golkiperów w Premier League, a jego Swansea zajmuje wysokie, piąte miejsce w tabeli Premier League (ustępując tylko Chelsea, Southampton, Manchesterowi City i West Hamowi). Trzeba wyraźnie podkreślić, że ogromna w tym zasługa Polaka, który imponuje formą – w jedenastu meczach pięciokrotnie zachował czyste konto.

Image and video hosting by TinyPic

Europejskie tematy:
– „Poskromić Diabły, by zemsta była słodka” (o Welbecku)
– „Zagraj to jeszcze raz, Roberto” (o Mancinim)
– „Możliwości są, ale chęci brak” (o Wolfsburgu)

Rzućmy okiem na ten ostatni tekst, czyli: dlaczego Wolfsburg nie chce?

VfL Wolfsburg mógłby być­ czołową europejską drużyną, gdyby tylko szefowie tego chcieli. Ale nie chcą. Najpierw miała to być Borussia Dortmund, potem Bayer Leverkusen, następnie Borussia Mönchengladbach. Teraz eksperci i kibice wskazują z kolei na VfL Wolfsburg jako zespół, który w tym sezonie będzie najdłużej w stanie wytrzymać tempo Bayernu Monachium. – W Wolfsburgu mają wszystko co potrzeba, żeby odnieść w tym sezonie sukces – twierdzi były kapitan reprezentacji Niemiec Lothar Matthäus. Jego były kolega z kadry, z którym świętowali w 1990 roku mistrzostwo świata, czyli Thomas Berthold uważa wręcz, że Wolfsburg mógłby mieć jedną z najmocniejszych drużyn w Europie, ale na razie szefowie klubu nie chcą ruszać z wielką finansowo-transferową ofensywą. – Jeśli w koncernie Volkswagena uznają, że chcą mieć w Wolfsburgu regularnie Ligę Mistrzów i odgrywać w niej istotną rolę, to w dwa lata to osiągną. Pieniądze nie są żadną przeszkodą – twierdzi Berthold. W Wolfsburgu nikt nie chce mówić o drugim w historii mistrzostwie Bundesligi. Nie należy się również spodziewać spektakularnych transferów za kilkaset milionów euro, mimo że Volkswagen mógłby spokojnie sprowadzić najlepszych piłkarzy świata i nawet nie bardzo to odczuć w budżecie. Jednak ze wzglęgów wizerunkowych Wilki są na razie ostrożne. Wynika to z natury kibiców w Niemczech. Fani Bundesligi nie znoszą klubów bez tradycyji, które funkcjonują dzięki pieniądzom sponsorów. Takie klubu jak 1899 Hoffenheim czy RB Lipsk oraz FC Ingolstadt są ignorowane. Gdyby któryś klub Bundesligi przejął Roman Abramowicz i wyłożył kilkaset euro na nowych zawodników, to mecze tego zespołu byłyby bojkotowane przez kibiców.

Image and video hosting by TinyPic

Na zakończenie mamy rozmowę z Damianem Zbozieniem. Cytujemy ciekawy fragment.

Co pana najbardziej zaskoczyło w Rosji?
– Świadomość młodych piłkarzy. Jest zła. U nas zwraca się uwagę na wiele aspektów, które bezpośrednio nie dotyczą piłki, ale pomagają, jak suplementacja czy regeneracja. W Rosji liczy się tylko trening. Ćwiczymy o wiele bardziej intensywnie niż w Polsce, ale już o właściwym odżywianiu mało kto myśli. Kuchnia rosyjska jest strasznie tłusta, a piłkarze niespecjalnie dbają o to, co jedzą. Pytał pan, co mnie zaskoczyło w Rosji. Na pewno też odległości. Wiedziałem, że Rosja to wielki kraj, ale nie przypuszczałem, że aż tak. Na mecze nie podróżujemy autobusami, tylko samolotami. Kiedy jedziemy do Jekaterynburga na wyjazdowe spotkanie z Uralem, gdzie mamy najbliżej ze wszystkich klubów, do pokonania jest ponad 500 kilometrów. I oni nazywają to derbami! Z powodu takich odległości wyjazdy kibiców nie są tak liczne jak w Polsce. U nas jest też lepszy doping, ale na to wpływ mają też nowe stadiony. W Rosji pompuje się wielkie pieniądze w ligę, ale zapomina się o infrastrukturze. Ich stadiony to zabytki.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...