Absolutnym skandalem, powiedzmy to sobie otwarcie, zakończyło się wczorajsze spotkanie Kamerunu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, decydujące o awansie do Pucharu Narodów Afryki. Skandal rozgrywał się w dwóch aktach, jeden po drugim, i wyłącznie kwestią gustu jest, kto który uzna za większy. Zaczęli piłkarze, którzy w wybitnie perfidny sposób, taki wręcz wyznaczający standardy żenady, dociągnęli do końca bezbramkowy remis, premiujący oba zespoły.
W ostatnich minutach było już więcej niż pewne, że nikt nikomu krzywdy nie zrobi. Selekcjoner gospodarzy Hervé Renard opuścił ławkę rezerwowych i poszedł do szatni DWIE MINUTY PRZED KOŃCEM, żeby nie musieć patrzeć jak piłkarze Wybrzeża na własnej połowie w czterech podają piłkę w kwadracie, inni stoją trzymając się pod boki, a rywale z Kamerunu spacerują po drugiej stronie boiska.
Dwa lata temu we wspaniałym stylu do triumfu w PNA poprowadził Zambię. Bardzo ciekawe, czy jeśli w tym roku osiągnie jakikolwiek sukces z Wybrzeżem, ten Kamerun chociaż raz odbije mu się czkawką. Na samo wspomnienie… Czy jest mu odrobinę wstyd, bo to, wydaje się, facet z głową na karku.
Przy okazji pojawia się i drugie pytanie: jak karać takich pozorantów? Finansowo? Obustronnym walkowerem? Jeszcze inaczej? Bo przecież nie ulega wątpliwości, że nie ma to nic wspólnego z duchem futbolu, z uczciwością… Dodajcie tutaj co chcecie. Chyba więc w jakiś sposób się karać powinno.
Co ciekawe, na podobny pomysł wpadli kibice zgromadzeni na stadionie w Abidżanie i uznali, że skoro po boisku mogą spacerować piłkarze, to mogą i oni. Skończyło się na tym, że po kilku minutach murawa zaludniła się kilkoma tysiącami ludzi, pogrążonych w totalnym chaosie. Jedni tańczyli i śpiewali, świętując awans do Pucharu Narodów Afryki, inni uganiali się za zawodnikami (jeden próbował siłą zdjąć spodenki z Gervinho), jeszcze inni uciekali przed policją, która niemiłosiernie pacyfikowała towarzystwo pałkami.
Zdjęcia mówią wszystko.
