Jesień, jakiej nie pamiętamy. Legia znakomicie radzi sobie w Europie, reprezentacja bije Niemców, a potem potwierdza w kolejnych meczach, że ten wynik nie był przypadkiem. Właściwie żałujemy, że aż do marca będziemy czekać na kolejne występy naszych, tak bardzo jej mecze znowu wywołują ekscytację. Kto jednak tę reprezentacyjną jesień może zaliczyć do szczególnie udanych?
Robert Lewandowski – “Lewy” może i nie ukłuł żadnego z poważnych rywali, ale co z tego? Grał bardzo dobrze i to się liczy. Nie musi strzelać, jeśli będzie wykonywał taką pracę, jak w tych meczach. Ze Szwajcarią strzelali inni, ale to on był najlepszy na boisku. Wiązał po dwóch, trzech rywali jednocześnie, robiąc masę miejsca kolegom. Potrafił minąć, potrafił świetnie dograć, siał popłoch.
Takiego Roberta chcemy oglądać i bardzo możliwe, że będziemy, bo umówmy się: to on ma większe predyspozycje do rozgrywania niż Milik. Jeśli ktoś z tej dwójki miałby się cofać i pomagać pomocnikom, to właśnie Lewandowski.
Artur Jędrzejczyk – Klubowy “Jędza” od lat jest na fali wznoszącej. Ten reprezentacyjny? Jakoś nie było do niego zaufania, nawet wówczas, gdy świetnie radził sobie w mocnym Krasnodarze. Szykowany do roli czwartego stopera, względnie do roli wiecznego rezerwowego na prawej obronie – tak kręcił się wokół kadry, ale zawsze na jej peryferiach.
Teraz? Pewny skład. Pierwsza jedenastka, gole, asysty. “Jędza” rozwiązał problem z lewą obroną, który trapił nas od dawna, za to brawa oczywiście też dla Nawałki, bo znalazł wyjście z sytuacji. Obecnie trudno wyobrazić sobie teraz skład Polski na ważny mecz bez Jędrzejczyka.
Tomasz Jodłowiec – był prezentowany jako modelowy przykład wyróżniającego się ligowca, ale który nie ma potencjału, aby grać na “international level”. Kosił występy w sparingach, jeśli o nie chodzi – szedł na niechlubny rekord. Teraz wszystko się jednak zmieniło.
Okrzepł, także dzięki świetnym wynikom Legii w pucharach, nie wstyd go wypuszczać na pierwszy skład. Nie spala się, solidny w tyłach, a i potrafi włączyć się nieźle do przodu. Linetty to fajny gość, mogą być z niego ludzie, ale w tym momencie? “Jodła” powinien mieć miejsce obok Krychowiaka, z korzyścią dla nas.
Kamil Glik – Dawniej: Warzycha środka obrony. Ceniony w Serie A, gdzie robił furorę, a potem przyjeżdżał na kadrę i zbierał cięgi. Wreszcie jednak gra tak, że aż sami powinniśmy wzorem kibiców Torino ułożyć o nim jakiś przebój. To jednoosobowy mur, który zarówno swoją robotę wykonuje znakomicie, jak i potrafi naprawiać błędy kolegów. Problem z Glikiem jest tylko jeden: powinno się go sklonować, a to nie będzie łatwe.
Sebastian Mila – Napisano, nakręcono i opowiedziano o nim już wszystko. Prawdziwy rollercoaster: od utraty opaski kapitańskiej, problemów z nadwagą, po miano jednego ze sportowych bohaterów roku.
Arkadiusz Milik – Jesień, podczas której zrobił nie krok do przodu, nie dwa, ale cały kilkugodzinny marszobieg w górę europejskiej hierarchii. Bowiem tak, to gość, który rozpoznawalny jest już nie tylko w Polsce, nie tylko wśród skautów, ale poznają się na nim za granicą i to dość powszechnie. Bo nawet, jeśli nominacja do nagrody “Golden Boy” była nieco na wyrost (bo mimo wszystko była), to pokazuje, że nazwisko “Milik” trzeba teraz znać.
W klubie coraz lepszy, dla reprezentacji bezcenny. I cały czas rozwijający się, to najbardziej optymistyczne. Gol z rzutu wolnego ze Szwajcarią pokazał, że treningi z Bergkampem procentują, a Arek ma coraz bardziej bogaty arsenał zagrań. Milik ma potencjał, by być napastnikiem kompletnym: ze świetnym uderzeniem głową, strzałem z dystansu, zarówno technicznym uderzeniem, jak i zabójczym wykończeniem w polu karnym.
Fot. FotoPyK