Reklama

Glik znów oceniony najwyżej. Pomyśleć, że miał go zastąpić Kamiński…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 listopada 2014, 10:12 • 15 min czytania 0 komentarzy

– Zrobił więcej, niż mieliśmy prawo od niego oczekiwać. Grał na silnej blokadzie, z kontuzją stopy. Nie tylko bez zarzutu wywiązał się z obowiązków środkowego defensora, ale też sam napoczął Gruzinów. Bramka na 1:0 w zasadzie ustawiła mecz – rywalom podcięła skrzydła, a nam pozwoliła na zredukowanie ciężaru presji i na zadanie kolejnych ciosów – ocenia dziś katowicki Sport. Przegląd Sportowy dodaje: –  pomyśleć, że rok temu Nawałka myślał o zastąpieniu go Marcinem Kamińskim. Zdecydowany lider naszej obrony. Glik rośnie w oczach. To już nie jest piłkarz, któremu kiedyś można było zarzucić brak dynamiki czy zwrotności. W ciągu ostatnich dwóch sezonów ewoluował w klasowego środkowego obrońcę. Zapraszamy na sobotni, pomeczowy przegląd najciekawszych artykułów piłkarskich.

Glik znów oceniony najwyżej. Pomyśleć, że miał go zastąpić Kamiński…

FAKT

Zaczynamy standardowo od Faktu, w którym dziś trzy piłkarskie strony, z czego dwie poświęcone wczorajszemu meczowi z Gruzją. Na początek: „Nasi odebrali dżygitom chęć do gry”.

Tak wysoko o punkty w Tbilisi Gruzini nie przegrali nigdy. Do piątku najwyższą przegraną było 1:4 z Norwegią w 1999 roku. Polscy piłkarze potraktowali ich okrutnie surowo, ale w piłce sentymentów nie ma. Takimi zwycięstwami zdobywa się awanse na wielkie turnieje. Po czterech meczach zespół Adama Nawałki ma dziesięć punktów. W trzech z nich nie stracił gola, strzelił aż 15 i, choć we wtorek we Wrocławiu zagra towarzyski mecz ze Szwajcarią, to już teraz wiadomo że zima będzie radosna. Następny mecz o punkty w marcu w Dublinie z Irlandią. Aż chce się tej drużynie kibicować! Nie straszni im byli mistrzowie świata w październiku, nie dali się również słabym, ale ambitnym Gruzinom, którzy miesiąc temu remis z Irlandią stracili dopiero w ostatniej sekundzie. Polacy odebrali im ochotę do grania w piłkę dużo wcześniej. Piłkarze Nawałki przywracają nadzieję, że mecze nie muszą być udręką…

Reklama

Sebastian Mila przekonuje, że kadrowicze potrzebowali wsparcia.

Pamięta pan, kiedy ostatnio zagrał w kadrze od pierwszej minuty w meczu o punkty?
– To musiało być dawno temu, prawdopodobnie za czasów trenera Pawła Janasa. Wygraliśmy wtedy w Azerbejdżanie 3:0. Wiele czasu minęło, ale mogę być tylko zadowolonym, że dziś zagrałem od początku. Graliśmy na ciężkim terenie, z trudnym rywalem, który nie lubi u siebie przegrywać, szczególnie tak…

Pana piękny sen trwa. Znowu, jak w meczu z Niemcami, użył pan przy strzale sprytu i techniki.
 Szkoda, że ze Szkocją tego nie zrobiłem. I zamiast kopnąć lekko, uderzyłem mocno i nad bramką. A tutaj dostałem bardzo ładne podanie, wypieszczoną piłkę zagrał mi Arek Milik. Od początku wiedziałem, jak strzelę. Jeśli komuś się podobało, to bardzo się cieszę. Ale dla mnie większą radością jest zwycięstwo, pierwsze miejsce, fajna drużyna, atmosfera w drużynie i wokół niej.

Z ramki na boku strony dowiadujemy się jeszcze, że to był dzień Grzegorza Krychowiaka, który harował jak wół, zatrzymał Gruzinów i sam atakował ich bramkę. Coraz większa wokół niego głupawka…

Na trzeciej stronie tematy ligowe. W ramkach:

Reklama

– Zawisza testuje nowych piłkarzy
– Robak może zimą wyjechać do Rosji
– PNA odbędzie się w Gwinei Równikowej.

w Wiśle – a to nowość – bieda, że aż piszczy.

Jak niedawno przyznał prezes Ludwik Miętta – Mikołajewicz, długi kształtują się na poziomie 12 mln złotych. Właściciel Bogusław Cupiał obiecał, że TeleFonika zwiększy w przyszłym roku środki przekazywane do klubu, ale sam ma teraz kłopoty. Przed Sądem Okręgowym w Krakowie właśnie rusza proces, w którym jest oskarżony o przywłaszczenie w 2006 roku 67 milionów złotych na szkodę Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (…) Generalnie przy Reymonta nadzieje wiążą z osobą Roberta Gaszyńskiego, który 5 stycznia zostanie prezesem Wisły.

GAZETA WYBORCZA

Gruzja rozstrzelana – relację z wczorajszego meczu pisze Dariusz Wołowski.

Po mękach w pierwszej połowie w drugiej nastało w Tbilisi coś w rodzaju polskiego trzęsienia ziemi. Najpierw Glik wbił piłkę do bramki głową, po centrze z rożnego Mili i zgraniu Krychowiaka. Kilka minut później po rzucie wolnym wykonywanym przez rezerwowego Macieja Rybusa bohaterowie zamienili się miejscami. Piłkę zgrywał Glik, a do siatki posłał ją Krychowiak. Gdy rywale byli rozbici, Polacy przeprowadzili najładniejszą akcję meczu, którą strzałem z lewej nogi zakończył Sebastian Mila – największy bohater jesieni w polskiej piłce. Zwycięstwo Polaków w Tbilisi było warunkiem koniecznym i stało się faktem przypieczętowanym jeszcze bramką Arkadiusza Milika. Zawodnicy Adama Nawałki nie zagrali meczu wielkiego, ale w drugiej połowie byli niewiarygodnie skuteczni. Gruzini przegrali wcześniej z Irlandią i Szkocją, ale zawsze różnicą gola. Polacy wbili im aż cztery. Drużyna Nawałki chciała mieć 10 pkt po jesieni i je ma. To pozwala na spokojne przygotowanie się do meczów wiosennych i optymizm. Po marcowym meczu z Irlandią batalia o Euro 2016 będzie na półmetku. Bardziej ofensywny Krzysztof Mączyński zamiast defensywnego Tomasza Jodłowca obok Krychowiaka w drugiej linii, wprowadzenie Mili oraz przesunięcie na skrzydło Milika, który zastąpił Rybusa – takich zmian w składzie dokonał w piątek Nawałka. Ustawienie było bardziej ofensywne, bo Mila to klasyczny rozgrywający, ale trudno było przewidzieć, czy Milik zdobywca bramek w meczach z Niemcami i Szkotami nie straci ustawiony na boku boiska. To miał być mecz Mili, gracza, który w dwóch październikowych spotkaniach zagrał w sumie 40 minut, ale zrobił furorę. Wystawienie go od początku na Gruzinów było spełnieniem oczekiwań kibiców. Mila miał rozbijać defensywę gospodarzy prostopadłymi podaniami do Roberta Lewandowskiego lub Milika. Można go było w piątek krytykować, ale potem znów został bohaterem tej drużyny.

Czego dowiedzieliśmy się po tym meczu? Na przykład:

Polacy eliminacje zaczęli świetnie, ale droga do ME we Francji wciąż daleka. Faworytem grupy wciąż są Niemcy, Biało-czerwoni walczą tak naprawdę o drugie, także premiowane bezpośrednim awansem miejsce. W eliminacjach dwóch ostatnich mistrzostw świata (2014 i 2010) i ostatnich mistrzostw Europy (2012) dwa razy zdarzyło się, by zespół, który na starcie zdobył co najmniej dziesięć punktów w czterech meczach, skończył kwalifikacje na miejscu niższym niż drugie. Kwalifikacje mundialu w RPA Czarnogóra zaczęła od zwycięstw z Ukrainą i San Marino (dwóch) oraz remisu z Polską. W pozostałych sześciu meczach zdobyła tylko pięć punktów i skończyła na trzeciej pozycji. Na tej samej pozycji kwalifikacje Euro 2012 skończyła Norwegia, choć zainaugurowała je od zwycięstw z Islandią, Portugalią, Cyprem…

„Gdzie wystrzeliło polską piłkę” – zastanawia się też Rafał Stec. – Trwa rok, jakiego nasz futbol w XXI wieku nie przeżył. I to wcale nie tylko dzięki reprezentacji kraju. Cała jesień składa się z okruchów nadziei.

Gol wbity niemieckim mistrzom świata; wirtuozerskie, pamiętne rozegranie, które powinno zostać zwieńczone bramką w meczu ze Szkocją; rzut rożny poprzedzający pierwszy cios zadany Gruzinom, a następnie przepyszne uderzenie z dystansu. Sebastian Mila chyba rozwiał resztki wątpliwości. To on jest naszym piłkarzem roku 2014, to on zasługuje na hołdy w plebiscytach i rankingach. Wczoraj uchodził za kolejny zmarnowany talent, dzisiaj wypiękniał do bohatera tym bardziej zdumiewającego, że reprezentującego ligę nie zagraniczną, lecz polską. I naprawdę nie ma żadnego znaczenia, że Polacy w Tbilisi znów długo kopali się po czołach. Jako człowiek urodzony w drugiej połowie lat 70. nigdy nie widziałem reprezentacji atakującej pozycyjnie i już dawno pogodziłem się z tym, że tego zjawiska nie ujrzę, że nasi piłkarze prędzej opanują klingoński, niż zdołają na tyle kontrolować mecz, by decydować, jak on przebiega. Pal licho, w futbolu można na szczęście zwyciężać na rozmaite sposoby, przecież Polacy nie prowadzili gry ani z Niemcami, ani ze Szkocją – nawet Gibraltar długo dzielnie się opierał – a jednak uzbierali już sensacyjne 10 punktów. I jeszcze na starcie rozstrzelali się jak nikt w całej Europie! 

SPORT

Nie zagruzili nam – tak to sobie wymyślili w Katowicach.

Na pierwszej stronie noty dla poszczególnych piłkarzy. Od czwórki Mączyńskiego aż po ósemkę Glika.

Kamil GLIK – 8.
Zrobił więcej, niż mieliśmy prawo od niego oczekiwać. Grał na silnej blokadzie, z kontuzją stopy. Nie tylko bez zarzutu wywiązał się z obowiązków środkowego defensora, ale też sam napoczął Gruzinów. Bramka na 1:0 w zasadzie ustawiła mecz – rywalom podcięła skrzydła, a nam pozwoliła na zredukowanie ciężaru presji i na zadanie kolejnych ciosów.

Artur JĘDRZEJCZYK – 6.
Tuż po zmianie stron popełnił przy linii bocznej pola karnego błąd, który mógł nas kosztować bardzo drogo. Na szczęście obyło się bez konsekwencji. Momentami w pojedynkę musiał sobie radzić z dwoma przeciwnikami, gdy Arkadiusz Milik zapominał o obowiązkach w destrukcji, a defensywni pomocnicy nie zdążyli z asekuracją na czas. Było gorąco, ale dał radę.

Kamil GROSICKI – 5.
Znów brakowało mu precyzji, mimo to gruzińskiemu bramkarzowi napędził sporo strachu. Po jego strzale w pierwszej połowie piłka trafiła w słupek. Zaliczył jednak zbyt dużo niecelnych podań, co było rezultatem niezrozumienia z nieco wolniej myślącymi kolegami.

Nie będziemy cytować relacji. Dalej mamy po kolei półtorej strony pomeczowych wypowiedzi piłkarzy. Kamil Glik zadedykował swoją bramkę teściowej. Nawałka ostrzega, że trudne mecze przed nami.

– To bramka dla mojej teściowej, która obchodzi dzisiaj urodziny. Wszystkiego najlepszego! – w taki oto osobliwy sposób polski obrońca złożył życzenia mamie swojej małżonki, Marty. Kamil Glik odniósł się ponadto do wysokiej skuteczności, którą prezentują biało-czerwoni w tych eliminacjach. Polacy w czterech meczach zdobyli już 15 bramek. – Mamy takie wewnętrzne przekonanie, że możemy strzelać bramki. A dodatkowo ufamy sami sobie, że możemy nie tracić goli – wyjawił nasz defensor. 

Sebastian Mila:

 W drugiej połowie dużo lepiej się czułem na boisku. Jestem dobrze przygotowany do sezonu, przez wcześniejsze perypetie mocno się wzmocniłem. Oczywiście są momenty, żeby złapać oddech, ale to coś normalnego. Dawno temu grałem po raz ostatni w kadrze od pierwszej minuty. W meczu z Gruzją nie byłem ustawiony na swojej pozycji, bo raczej graliśmy na dwie nominalne „ósemki”. Mieliśmy sporo roboty w defensywie, sam miałem też pomagać w obronie i na tym się koncentrowałem. Tak chciał selekcjoner, ale najważniejsze, że się udało – podsumował pomocnik reprezentacji Polski.

Na koniec, standardowo, zaglądamy w tematy ligowe:

– Damian Byrtek wypada do końca roku
– Zawisza pokonał Lechię w sparingu
– Perez Garcia dał piłkarzom 4 dni wolnego.
– Górnik organizuje przetarcie przed Cracovią

Górnik prawdopodobnie będzie kolejny raz próbował gry trójką i czwórką obrońców. Podobnie było przed tygodniem w meczu ligowym z Zawiszą w Bydgoszczy. – Musimy być na boisku elastyczni. Każdy z tych systemów na swoje dobre strony, a umiejętność przejścia z jednego do drugiego może być naszym atutem. Mamy zawodników potrafiących grać w obu ustawieniach, więc nie będziemy z tego rezygnować. Czy zagramy pierwszą jedenastką? Raczej pomieszamy skład. Mogę zdradzić, że zagra Błażej Augustyn, choć wiemy, że pauzuje za kartki. Chcemy, by był w rytmie meczowym, bo staramy się o skrócenie jego kary. Dłużej na boisko będzie też Robert Jeż. Nie grał ostatnio zbyt wiele, a wciąż bardzo na niego liczymy. Pozostali zagrają mniej więcej po 45 minut. Może z wyjątkiem Maćka Mańki…

SUPER EXPRESS

Superak nie zdążył wiele przygotować po Gruzji.

Cztery mecze. Dziesięć punktów. Piętnaście zdobytych goli. I zaledwie dwa stracone. A na dodatek na rozkładzie ekipa aktualnych mistrzów świata z Niemiec. Czy można sobie wyobrazić lepszy początek eliminacji do Euro 2016? W Tbilisi Polacy rozpoczęli fatalnie. W drugiej połowie wzięli się jednak w garść i w kilkanaście minut wybili rywalom z głowy myśli o sprawieniu niespodzianki. Cudownym strzałem popisał się zwłaszcza Sebastian Mila, którego cudowny sen o zbawieniu reprezentacji Polski trwa. Najpierw po ośmiu latach wrócił do gry w kadrze w starciach o punkty, a teraz w ciągu zaledwie miesiąca dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Pomocnik Śląska Wrocław to prawdziwy zwycięzca jesiennej części kampanii eliminacyjnej. A tymczasem przełamana została kolejna passa. Ostatni raz nasi reprezentanci wygrali wyjazdowy mecz eliminacji – nie licząc starć z krasnalami z Gibraltaru i San Marino…

Poza typową relacją mamy tylko wzmiankę, że Krychowiak dotrzymał obietnicy. Przed wylotem dał rzekomo Super Expressowi słowo, że Polska przywiezie z Tbilisi trzy punkty. Teraz zbiera pochwały.

Krycha był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku. Nie dość, że świetnie grał w defensywie to jeszcze strzelił gola i zaliczył asystę. – Wbrew pozorom to nie był łatwy mecz. Wynik na tablicy nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku, zwłaszcza w pierwszej połowie. Było u nas sporo chaosu, mogliśmy nawet przegrywać, gdyby Gruzin lepiej przymierzył. Na szczęście po zmianie stron przyspieszyliśmy i wszystko zaczęło wyglądać jak trzeba. Długo pracowaliśmy nad stałymi fragmentami gry, zwłaszcza na mecze z takimi rywalami. No i proszę – pierwszy gol padł po rzucie rożnym, drugi po wolnym.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Moc jest z nami.

Trwa triumfalny marsz na Euro.

W pierwszej połowie szło jak po grudzie, zespół Nawałki grał dość wolno, czasem nawet za bardzo statycznie, ale taki plan nakreślił selekcjoner, który zapewniał, że jego zespół nie będzie wściekle atakował od pierwszej do ostatniej minuty. Polacy mieli nie dać się sprowokować, grać spokojnie i cierpliwie czekać na okazje do strzelenia bramki. O wyniku miały zadecydować umiejętności, a te zespół Nawałki ma zdecydowanie wyższe od rywala z drugiej setki rankingu FIFA oraz stałe fragmenty po których Gruzini tracili w swoim polu karnym głowy. Selekcjoner rozbił układ tak doskonale funkcjonujący w trzech poprzednich meczach eliminacyjnych. Rozdzielił Milika i Lewandowskiego, tego pierwszego zesłał na lewe skrzydło, a z czasem zamienili się miejscami i obrońcy musiał pomagać kapitan reprezentacji. Wszystko po to, by w środku znalazło się miejsce dla rozgrywającego Mili oraz strzelca gola ze Szkocją, Krzysztofa Mączyńskiego, który zagrał w środku pola zamiast Tomasza Jodłowca…

Podobnie jak w Sporcie, mamy noty dla poszczególnych zawodników. Nieco surowsze niż w katowickim dzienniku – dużo piątek, dwójka dla Mączyńskiego, siedem Krychowiak, osiem Glik.

KRZYSZTOF MĄCZYŃSKI – 2
Przeciętny mecz Mączyńskiego ze Szkocją przykryła zdobyta bardzo ładna bramka. Nawałka niespodziewanie postawił na niego także w Tbilisi, chociaż miał do dyspozycji Tomasza Jodłowca. To dziwne zwłaszcza, że piłkarz Guizhou Renhe skończył sezon w lidze chińskiej niemal dwa tygodnie temu. Był mało pożyteczny zarówno w destrukcji jak i w ataku. Zagubiony. To było widoczne i co gorsza wykorzystywane przez Gruzinów, którzy widzieli swoją szansę przebijając się w pierwszej połowie kilka razy przez środek pola. Nawałka zareagował i zmienił go w drugiej połowie.

GRZEGORZ KRYCHOWIAK – 7
Jego wysoka forma w Sevilli nie jest przypadkiem. Wielki pracuś na boisku. Profesjonalista jakich mało. Wciąż brakuje mu dokładności przy długich podaniach, ale gra ryzykownie – próbuje rozgrywać. Nie gra kunktatorsko, na alibi. Podobnie jak cała drużyna zdecydowanie gorzej w pierwszej połowie, gdzie kilka razy miał problemy z opanowaniem piłki. Wkradała się nerwowość. Najważniejszy obok Glika przy pierwszym golu, który ustawił to spotkanie. Świetnie zgrał głową do kapitana Torino. Sam też trafił do siatki – pierwszy gol w seniorskiej reprezentacji. Pewniak w tej drużynie…

Krychowiak zapowiada, że nadszedł czas wygrywania. 

Po pierwszej połowie byliście pewni, że wszystko się ułoży?
 Tak, mówiliśmy sobie o cierpliwości, o podaniach z prawej strony na lewą i właśnie tak graliśmy. Stworzyliśmy sporo okazji do strzelenia gola, cztery wykorzystaliście.

Wierzył pan, że po czterech meczach Polska będzie miała 10 punktów?
– Słyszałem, że trener Nawałka tak powiedział przed eliminacjami i okazało się to realne. Niektórzy pewnie łapali się za głowę, ale wiedziałem, że musi przyjść moment w którym zaczniemy wygrywać. Bo mamy bardzo dobrych piłkarzy z których można stworzyć bardzo silną drużynę. I ta chwila nadeszła. Nie popadajmy jeszcze w euforię, do końca zostało sześć meczów, ale mam nadzieję, że utrzymamy pierwsze miejsce do końca.

Pierwszy gol w kadrze cieszy wyjątkowo?
 Tak. Bramka dla reprezentacji Polski to coś niesamowitego. Ale najważniejsze są trzy punkty.

W ramkach wypowiadają się tak zwani eksperci. Bogusław Kaczmarek górnolotnie o tym jak to niektórzy przekroczyli Rubikon. A później mniej górnolotnie – że przypomnieliśmy sobie o stałych fragmentach.

Niektórzy przekroczyli Rubikon. Zwycięstwo z Niemcami 2:0 było bardzo ważnym bodźcem dla drużyny. Wielu chłopaków uwierzyło w siebie, nastąpiła przemiana. Dokładnie to samo stało się za czasów Leo Beenhakkera, gdy pokonaliśmy Portugalczyków 2:1. Przeciwko Gruzinom też mieliśmy sporo problemów, ale jednak udało się odnieść bardzo korzystny rezultat. Oglądając pierwszą połowę, mogliśmy być zmartwieni. Kilku rywali robiło wiele zamieszania w naszych szeregach obronnych. Mieliśmy kłopoty, bo przegraliśmy walkę  w środku pola. Po 45 minutach nie powiedziałbym, że możemy wygrać aż 4:0. Na szczęście przypomnieliśmy sobie, że piłka nożna złożona jest również z dwóch elementów, o których wcześniej zapomnieliśmy. Mam na myśli grę zespołową oraz stałe fragmenty.

Tematy ligowe na bardzo odległym planie:

– Bielik może zastąpić zawieszonego Jodłowca
– Śląsk nie musi płacić Cracovii za Danielewicza
– Zanosi się na koniec czarnej serii Ubiparipa

Po dwóch miesiącach zmagań ze zdrowiem Ubiparip ma bardzo ambitny plan. – Chciałbym wystąpić w czterech ostatnich meczach w tym roku – przyznaje piłkarz, którego w najbliższy tygodniach czeka walka o przyszłość w Kolejorzu. Ubiparip sezon rozpoczął wybuchowo – od hat-tricka przeciwko Piastowi Gliwice (4:0) w 1. kolejce. I… to tyle. U trenera Macieja Skorży zagrał tylko w jego debiucie przez 45 minut. Przed następnym spotkaniem doznał kontuzji naderwania łydki. Miał pauzować kilka dni, a zrobiły się z tego już ponad dwa miesiące. Powód? – Kilka razy wychodziłem na trening myśląc, że wszystko jest OK. A potem znów ból wracał i musiałem odpuszczać – tłumaczy zawodnik. – Jakby tego było mało, to jak jedna noga była już w końcu wyleczona, to na zajęciach naderwałem łydkę w drugiej – dodaje.

Słabnie też pozycja Tomasza Untona w Lechii.

Co prawda gdańscy działacze niedawno zapewniali, że szkoleniowiec ma poprowadzić drużynę co najmniej do końca roku, ale nie wiadomo, czy wytrwają w tej decyzji. W czterech ostatnich meczach zespół zdobył zaledwie punkt i spadł na 14. miejsce w ligowej tabeli, przeciwko Koronie rozegrał najsłabszy (w ocenie samego trenera) mecz w tym sezonie. – Od pewnego czasu słyszę, że moja licencja warunkowa nie zostanie przedłużona i trwają poszukiwania nowego trenera. W każdej plotce jest ziarno prawdy, ale zobaczymy, co życie przyniesie – skomentował Unton. – Krytykę przyjąłem na klatę i odebrałem jako cenne doświadczenie. Nie obrażam się na nikogo – dodał. Powiedzieć, że szkoleniowiec biało-zielonych nie ma ostatnio dobrej passy, to nic nie powiedzieć. Untonowi oberwało się za kilka niefortunnych decyzji i wypowiedzi. Po meczu z Koroną solidnie pouczył go trener rywali Ryszard Tarasiewicz, sugerując, że Unton powinien wykazywać więcej szacunku dla przeciwnika i zajmować się przede wszystkim swoim zespołem. Była to odpowiedź na opinię szkoleniowca Lechii, który przed ostatnim spotkaniem twierdził, że kielczanie powinni być łatwym rywalem dla jego zespołu. Tymczasem wygrali w Gdańsku pewnie 2:1. – Ostatnie dni po naszym najsłabszym występie w tym sezonie i porażce z Koroną Kielce były dla nas bardzo trudne, ale trzeba to przełknąć. – mówi trener biało-zielonych. Do słów Tarasiewicza się nie odniósł. – Nie czytałem ich. Coś tam jedynie doszło do moich uszu…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...