Mundial miał być dla nich okazją do przeniesienia swojej kariery na wyższy poziom. Wcześniej byli przeciętniakami, albo gośćmi w cieniu, wykonującymi kapitalną robotę gdzieś na obrzeżach wielkiego futbolu. Mistrzostwa miały to zmienić i… wszystko byłoby świetnie, gdyby formę turniejową przełożyli na kolejny sezon. Oni tymczasem przepadli na ławkach klasowych klubów. Część wciąż walczy, ale w porównaniu do ich statusu na mistrzostwach… Kto poszedł drogą Ikara i po silnym błysku spadł prosto w morze? Kto nie potrafił przekuć kapitału ugranego w Brazylii w sposób podobny choćby do Jamesa Rodrigueza? Kto przegrał – wydawałoby się – wygrany mecz o sławę i perspektywy?
JOEL CAMPBELL
Tradycyjna historia znana kibicom wielu klubów. Pół świata domaga się gry piłkarza, a trener milczy. Nie reaguje. Nie daje szansy. A zawodnik? Zawodnik marnuje całą rundę na ławie, agent jęczy, że nie pozwolono mu na transfer, a Twitter co kolejkę pyta: co do jasnej cholery dzieje się z Campbellem? Dlaczego na ławce siada Sanogo, a Joel dusi się na VIP-ach? Pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Kostarykanin wycisnął mundial na maksa, ale przespał czas tuż po nim. Zasnął też jego menedżer, bo skoro pytały o chłopaka West Ham, Everton, Southampton i Newcastle, to chyba dałoby się coś załatwić? Arsene Wenger był jednak nieprzejednany. „Nie sprzedajemy”. Co dalej z Campbellem? Europa jeszcze pamięta o jego wyczynach. Ostatnio wypłynął temat Interu, Milanu i Galatasaray, ale ostateczna decyzja należy do Wengera. Czas ucieka.
KEYLOR NAVAS
Jezus kocha, Navas broni – żartują Hiszpanie. Piłkarzy tego typu określa się mianem luksusowych rezerwowych. Na własne życzenie wypisują się z grania, by choć przez moment posmakować najpoważniejszej piłki na świecie. Spróbował tego Jerzy Dudek, a teraz w jego ślady poszedł Keylor. Bohater mundialu i… ulubieniec sułtana Omanu, który zapłacił 200 tysięcy euro za przyjazd Kostaryki pod jednym warunkiem – bronić miał Keylor. Właściciel najdroższego jachtu na świecie rachunki uregulował, Navas nie zagrał, po czym znów wrócił na madrycką ławkę. Bez kaprysów – Kostarykanin to bowiem porządny, rodzinny i religijny człowiek. Ostatni do kłótni, ale też przyzwyczajony do walki, bo w Levante również swoje wysiedział, oglądając plecy Gustavo Munuy. Aż w klubie pojawił się trener Joaquin Caparros. Efekt? Fenomenalny sezon Navasa. Nagroda dla najlepszego bramkarza ligi, popis na mistrzostwach (trzy nagrody MVP w pięciu meczach) i najdroższy transfer w historii Levante (10 milionów euro). Czy stać go na rywalizację z Casillasem? 150 tysięcy czytelników „Marki” stawia na Kostarykańczyka. Ancelotti na razie jest innego zdania.
GUILLERMO OCHOA
Jakim cudem ten gość aż tak przepadł w klubowej piłce? – to pytania zadają sobie na całym świecie. Bo Ochoa to piłkarz reprezentacyjny. Wyłącznie reprezentacyjny. Osiem lat spędził w meksykańskiej Americe, cztery w podrzędnym Ajaccio i kiedy w końcu wyszarpał transfer do poważnego klubu – zaginął. Nawet nie nawiązał walki z Idrissem Kamenim. Skreślono go w Maladze bardziej wymownie niż Bartłomieja Pawłowskiego. A to jest sztuka. Po mundialu, na którym był absolutnie genialny, wymieniano przy jego nazwisku Liverpool, Napoli, Atletico, Barcelonę, Inter, Bayern i PSG. Minęły trzy miesiące i „Memo” czeka na debiut w nowym klubie. A w Meksyku trwa pełna napinka. Dziennikarze wyczekują na błędy Kameniego, mocno je eksponują, a selekcjoner powierza Ochoi opaskę i mówi wprost: „decyzja trenera Malagi wydaje mi się niesprawiedliwa”. Sam zainteresowany też nie gryzie się w język – w zeszłym tygodniu wyżalił się, że w Hiszpanii nie czuje wsparcia trenera i potrzebuje jednego meczu, żeby odpalić, bo nie przyjechał do Malagi, by siedzieć na ławce.
DAVID OSPINA
Szwagier Jamesa Rodrigueza wziął przykład z Navasa i dobrowolnie zgodził się na rolę… zastępcy Łukasza Fabiańskiego. Czyli mecze mniej znaczące i treningi ze Szczęsnym. Arsene Wenger jeszcze na wakacjach czarował, że choć Polak jest numerem jeden, to jednak wszystko będzie zależało od formy, ale szybko okazało się, że Ospina jest wrakiem. Początek sezonu stracił przez kontuzję mięśniową, a potem – gdy już przyszło mu zastępować Szczęsnego – wysypał się po raz kolejny. Okazało się, że ślad zostawiła nie do końca zaleczona kontuzja z czasów Nicei. Mięśnie straciły moc i Kolumbijczyk stał się nieprzydatny. – Potrzebował dwóch miesięcy, by móc grać. Musiałem wystawić go na Galatasaray bez rozgrzewki lub przygotowania i uraz wrócił – tłumaczył Wenger, który do Ospiny przekonał się dopiero podczas mundialu. Wcześniej David spędził aż sześć lat w Nicei, a – tytułem ciekawostki – gdy już trafił do Arsenalu chcąc nie chcąc stał się bohaterem medialnej przepychanki ze Szczęsnym. Według angielskich dziennikarzy Wojtek miał powiedzieć, że Ospina nie jest jego przyjacielem i ogólnie mu go nie żal, co później ostro zdementował na swoim Facebooku.
SERGIO ROMERO
Za samo powołanie tego gościa Alejandro Sabelli konkretnie się zebrało w lokalnych mediach. Bo jak to tak – bierzemy etatowego ławkowicza, który ogląda plecy Danijela Subasicia w Monaco, a rezygnujemy z Willy’ego Caballero? W Argentynie nikt tego nie rozumiał. Nikt, poza Sabellą, który od początku postawił sprawę jasno: liczy się wyłącznie Romero. I co? I Romero okazał się bohaterem. Z Holandią wybronił dwa karne, wykręcił 485 minut bez straty gola i doprowadził Argentynę do finału. Tam jego kariera wyhamowała. Wrócił po mundialu do Sampdorii, zaczęło się mówić o Benfice, gdzie miał zastąpić Oblaka, oraz o Manchesterze, a sam Sergio zaczął tłumaczyć, że przecież nie odrzuciłby oferty z United. Żadnej w zasadzie by nie odrzucił, bo w Sampdorii – która wypożyczyła go do Monaco – postawiono na nim krzyżyk. Aż do 21 września i meczu z Cagliari, w którym kontuzji doznał Emiliano Viviano. Od tego momentu Romero nie oddaje miejsca w składzie i w końcu – jako jedyny z naszej krótkiej listy – zaczął się spłacać i powoli odbudowywać.
JOSE MARIA GIMENEZ
Przed mundialem słyszeli o nim jedynie zapaleni fani La Liga. Na mundialu od drugiego meczu zastępował kontuzjowanego Diego Lugano i… wjechał w turniej z buta. Najpierw dał radę z Anglikami, a potem stłamsił Włochów. Typowano go nawet do nagrody najlepszego młodego piłkarza Mundialu, ale już w następnej rundzie Urugwaj odpadł i ruszyła maszyna spekulacyjna. Gimeneza wpychano wszędzie. Do Sunderlandu, Valencii, Juventusu, Manchesteru United czy Barcelony. Pojawił się też temat Benfiki, ale weto dał Diego Simeone. Trener Atletico postawił na jasny przekaz – klub liczy na 19-latka i jeśli pozwoli mu odejść, to maksymalnie na dwuletnie wypożyczenie, jak w przypadku Javiego Manquillo czy Joshuy Guilavogui. Transfer? Łapy precz. Na razie grają Miranda i Godin, ale Gimenez jest nasz. Tę rundę młody Urugwajczyk jednak stracił. Zagrał tylko raz, z Espanyolem, „Marca” wybrała go nawet do… jedenastki weekendu wśród najlepszych piłkarzy z obu Ameryk, ale to było tyle.
A szkoda, bo Gimenez to niezły ananas. W jednym z wywiadów stwierdził, że Penarol potraktował go jak psa, w drugim zabronił kobietom wypowiadać się o piłce, a jeszcze innym razem Radamel Falcao wyjaśnił, w jaki sposób był kryty przez Urugwajczyka. Ten najpierw wypytywał go o tapicerkę w Audi, a następnie… – Nie mogłem się skoncentrować. 15 minut później zapytał, dlaczego flagi Ekwadoru, Kolumbii i Wenezueli mają te same kolory – opowiada Falcao w „Marce”. – Na początku drugiej połowy, gdy czekałem w polu karnym na dośrodkowanie, powiedział, że to jego debiut w reprezentacji, jest bardzo szczęśliwy, wytatuuje sobie datę tego meczu, ale nie wie, czy wrzesień pisze się „septiembre” czy „setiembre”. W efekcie do główki nie wyskoczyłem ani ja, ani on. Pytanie było zbyt długie.
TĆ