Reklama

Dorna: Mamy mentalność reprezentanta kraju, śpiewamy hymn z dumą

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 listopada 2014, 10:46 • 17 min czytania 0 komentarzy

– Szwajcarzy nastawili się na szkolenie indywidualne. Graliśmy z nimi niedawno, byli świetni technicznie, ale słabi taktycznie i mentalnie. I mają problem kulturowy, wynikający ze słabej identyfikacji z krajem, czterech języków, dużej liczby uchodźców itd. My jesteśmy innym społeczeństwem, śpiewamy hymn z dumą. To jest nasz atut. Mentalność reprezentanta kraju – mówi na łamach Gazety Wyborczej Marcin Dorna, selekcjoner reprezentacji Polski U-21.

Dorna: Mamy mentalność reprezentanta kraju, śpiewamy hymn z dumą

FAKT

W Szczecinie 16 lat czekali na taką wygraną, czyli Pogoń ogrywa Legię. Spójrzmy.

Trener Jan Kocian (56 l.) potrzebował 18 dni na to, by w Szczecinie przekonano się, że czyni cuda. Prowadzona przez Słowaka Pogoń po 16 latach wygrała z Legią, a bohaterem został były piłkarz klubu z Warszawy Adam Frączczak (27 l.). Kocian zalicza świetny początek pracy w stolicy Pomorza Zachodniego. Jego zespół jest jedyną drużyną w Polsce, która w tym sezonie nie przegrała z Legią w podstawowych 90 minutach gry. Najpierw Pogoń zremisowała w meczu o Puchar Polski 1:1 (przegrała po dogrywce 1:3), a następnie w niedzielę wygrała z mistrzami Polski 2:1. – Po spotkaniu pucharowym trener Berg powiedział, że w dogrywce jego zawodnicy czuli się jak, na treningu. Dzisiaj moi chłopcy sprawili im bardzo dobry trening i jeszcze dostali za to trzy punkty – powiedział po zakończeniu rywalizacji Kocian. Bohaterem meczu okazał się Adam Frączczak, który w latach 2006-08 bronił barw Legii. Napastnik Dumy Pomorza strzelił gola i asystował przy bramce Rafała Murawskiego (33 l.), a – co ciekawe – na boisku pojawił się z konieczności. – Adam trenował tylko trzy dni, ale musiał zagrać, bo nie miałem możliwości skorzystania z Marcina Robaka i Łukasza Zwolińskiego – ujawnił po meczu szkoleniowiec Pogoni.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Pozostałych tekstów pomeczowych nie cytujemy, a w skrócie idzie to tak:
– Tarasiewicz atakuje Untona
– Niebiescy nareszcie się obudzili
– Piłkarze Zawiszy powinni się bać
– Gorący koniec w Bełchatowie

Guerrier znaczy karny – to też jest relacja, ale bardzie zakulisowa. Z trafnym komentarzem Andrzeja Iwana.

To było do przewidzenia. Donald Guerrier (25 l.) jako obrońca zawsze zwiastuje kłopoty. W meczu Wisły ze Śląskiem (1:1) sfaulował w polu karnym Flavio Paixao (30 l.). Guerrier do Wisły trafił jako obrońca, dopiero później okazało się, że lepszy jest w pomocy. Dlaczego? – To piłkarz, który jest tak samo groźny pod obiema bramki – ocenia Andrzej Iwan (55 l.). Trener Wisły Franciszek Smuda (66 l.) przekonuje się o tym za każdym razem, gdy każe Guerrierowi grać w defensywie. Zazwyczaj wynika to z kłopotów kadrowych. Guerrier zagrał jako obrońca w meczu Pucharu Polski z Lechem, a w sobotę ze Śląskiem. W obu tych spotkaniach faulował rywali w polu karnym.

Mamy również felieton Jerzego Dudka, który apeluje o wprowadzenie powtórek wideo. Spójrzmy na początek tekstu, który traktuje o arbitrach.

Zawsze ceniłem angielskich sędziów. Głownie dlatego, że w przeciwieństwie do większości polskich, hiszpańskich czy włoskich pozwalają piłkarzom na wiele, dzięki czemu ci darzą ich później większym szacunkiem. Sędzia z Anglii podchodzi do piłkarzy w szatni, jeszcze przed meczem, i mówi: „panowie, dam wam dzisiaj pograć, ale pamiętajcie, że to ja decyduję tutaj o wszystkim”. Zawsze podobało mi się takie podejście i pewnie dlatego tak ciężko zrozumieć mi to, co stało się w sobotę. W meczu Chelsea sędziowie skrzywdzili Liverpool. Nie wiem, jak mogli się tak pomylić, a w dodatku zrobili to jeszcze w kluczowym momencie.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

I na koniec – czy Gruzja będzie przekleństwem kadry?

Reprezentacja Polski rozpoczyna zgrupowanie przed ostatnim w tym roku meczem el. EURO 2016 z Gruzją. Wokół kadry dawno nie było tak dobrego klimatu. Zwycięstwo w Tbilisi sprawi, że biało-czerwoni przezimują na fotelu lidera grupy D aż do marcowej kolejki. – Dwumecz z Gruzją może być kluczowy dla końcowego układu tabeli – ostrzega Robert Lewandowski. Adam Nawałka jest w komfortowej sytuacji. Nie musi kombinować. Niespodzianek w wyjściowej jedenastce na Gruzję nie powinno być mało lub wcale : Szczęsny – Piszczek, Glik, Szukała, Jędrzejczyk – Krychowiak, Jodłowiec – Grosicki, Rybus – Milik, Lewandowski. Wszyscy są podstawowymi zawodnikami w swoich klubach. Większość teoretycznie rezerwowych też gra, co sprawia, że są niewymuszoną alternatywą dla selekcjonera. – Adam wie co robi. Oczywiście potrzebujemy zwycięstwa z Gruzją, aby mówić, że ten rok jest dla naszego futbolu pozytywny. Zwycięstwo mogłoby nam otworzyć autostradę do awansu – twierdzi prezes PZPN Zbigniew Boniek. Nawałka w ostatnim tygodniu był w Dortmundzie. Rozmawiał z wracającym do zdrowia po kontuzji Jakubem Błaszczykowskim, który ostatni raz biało-czerwoną koszulkę założył blisko rok temu – 19 listopada w towarzyskim meczu z Irlandią (0:0). – Kubę trzeba było trochę podbudować. Czekamy na jego powrót, ale niczego nie można przyspieszać. Mam w kwestii przewlekłych kontuzji swoje doświadczenia – przypomina selekcjoner. Sebastian Mila do Warszawy przyjeżdża w zupełnie innej roli niż miesiąc temu. Wtedy śmiał się na konferencji prasowej, że chciałby odegrać jakąkolwiek rolę w drużynie, ale wszyscy, także on sam, brali te słowa z przymrużeniem oka. Zastanawiano się po co Nawałce piłkarz, który kilka miesięcy temu borykał się z nadwagą. Selekcjoner tym powołaniem triumfował, bo Mila z Niemcami i Szkocją był postacią wyrazistą. – Wciąż nie wierzę, że to wszystko tak pięknie się potoczyło – mówi pomocnik Śląska Wrocław.

RZECZPOSPOLITA

Piotr Żelazny wskazuje jako zwycięzców jesieni Legię i jej trenera. Henning Berg postawił na swoim i wygrał.

Piętnasta kolejka zakończyła rundę, ale zanim nastąpi zimowa przerwa, czeka nas jeszcze pięć serii wiosennych. Największymi wygranymi rundy jesiennej są Henning Berg i Legia Warszawa. Zatrudnienie Norwega, który przecież nie miał w swoim CV poważnych osiągnięć trenerskich, było przyjmowane z rezerwą. Przecież Jan Urban zimą poprzedniego roku też kończył jako lider ekstraklasy i dla wielu kibiców, a także ekspertów, decyzja o rozstaniu się ze szkoleniowcem, którego piłkarze Legii w większości lubili i szanowali, była niezrozumiała. Jak dobry był to ruch, widać dopiero dziś. Legia kapitalnie prezentuje się w europejskich pucharach, już zapewniła sobie awans do rundy pucharowej i wiadomo, że wiosną w dalszym ciągu będzie musiała dzielić swoją uwagę między ekstraklasę i Europę. A właśnie za to, jak dobrze Legia łączy te obowiązki, należą się Bergowi słowa uznania. Norweg na początku sezonu był mocno krytykowany za ciągłe rotacje w składzie. Często się zdarzało, że jedenastka walcząca w tygodniu w pucharach była całkowicie odmienna od tej, która w weekend rywalizowała o punkty w lidze. Oczywiście Legia ma najszerszą kadrę w Polsce, ale tak jest także dzięki Bergowi i jego odważnym decyzjom personalnym. To on nie bał się postawić chociażby na 16-letniego Krystiana Bielika czy zaledwie rok starszego Adama Ryczkowskiego, który nie tylko wystąpił w pięciu meczach ekstraklasy, ale nawet zdobył bramkę. To Berg sobie tę szeroką kadrę stworzył.

Czytamy również, że Franka boli głowa. A że ten ból to zasługa Polaka – tym przyjemniej będzie się czytało o tym, jak wypadają nasi za granicą.

Milik zrobił kolejny krok, by przekonać do siebie trenera Franka de Boera. Zdobył dla Ajaksu dwa gole w wyjazdowym meczu z Cambuur Leeuwarden (4:2, gospodarze prowadzili po bramce Sebastiana Stebleckiego). W Eredivisie ma ich już pięć (trafia średnio co 69 minut), w Pucharze Holandii osiem. Jak na piłkarza rezerwowego sporo. – Arek przyprawia mnie o ból głowy – przyznał de Boer. – Ale dopiero za dwa tygodnie zdecyduję, kto zagra przeciw Heerenveen. Między nim a Kolbeinnem Sigthorssonem jest tylko mała różnica. Trudno zrozumieć takie tłumaczenie – ta mała różnica polega na tym, że Islandczyk potrzebuje prawie trzy razy więcej czasu, by strzelić bramkę.

GAZETA WYBORCZA

Wyborcza jak co poniedziałek na niezłym poziomie – Dorna mówi o lepszym jutrze polskiej piłki.

Image and video hosting by TinyPic

Włoskie kluby narzekały na przygotowanie taktyczne Polaków. Zaczynając od Radosława Matusiaka, który przepadł w Palermo.
– We Włoszech może się okazać, że Polacy odstają taktycznie, w Bundeslidze – że motorycznie, w Hiszpanii – że technicznie, a w Anglii – że mentalnie. Zależy, z czym się konfrontujemy, są ligi, które mają wyróżniającą się cechę, w Serie A jest nią taktyka.

To może młodym Polakom nie udaje się w czołowych ligach, bo nasz futbol nie ma żadnej wyróżniającej specjalności? Gdyby np. nasi piłkarze byli świetni motorycznie, wiedzielibyśmy, że w Niemczech sobie poradzą.
– A czy Holendrzy maja taką cechę?

Oni mają wszystkie na wysokim poziomie, zaliczają się do najlepszych, więc radzą sobie wszędzie.
– Szwajcarzy nastawili się na szkolenie indywidualne. Graliśmy z nimi niedawno, byli świetni technicznie, ale słabi taktycznie i mentalnie. I mają problem kulturowy, wynikający ze słabej identyfikacji z krajem, czterech języków, dużej liczby uchodźców itd. My jesteśmy innym społeczeństwem, śpiewamy hymn z dumą. To jest nasz atut. Mentalność reprezentanta kraju.

Aleksandar Vuković tłumaczył niedawno „Wyborczej” klęski Serbii tym, że piłkarze wcześniej wyjeżdżają, tracą więź z krajem, w kadrze nie tworzą grupy. Czy nam to nie grozi, skoro przybywa piłkarzy wychowywanych za granica?
– U nas duma z gry w reprezentacji jest czymś naturalnym. Nawet chłopcy wychowani poza Polską znają historię kraju, identyfikują się z nim.

W Ekstraklasie zaskakuje beniaminek, czyli bełchatowska siła spokoju. Fenomen, który nie do końca wszyscy potrafią zrozumieć.

Nie gra efektownie, nie strzela wielu goli, lecz mimo to jest rewelacją rundy jesiennej. Jak wytłumaczyć świetne rezultaty beniaminka z Bełchatowa? Rok 2012 był jednym z najgorszych w historii klubu. Najpierw prokuratura oskarżyła o korupcję blisko 30 osób związanych z GKS-em, a po sezonie z drużyny odeszła połowa kluczowych zawodników. Później wycofał się sponsor – Polska Grupa Energetyczna. Jesienią, po pięciu kolejnych porażkach, zwolniono trenera Kamila Kieresia, a drużyna zakończyła rok z sześcioma punktami w 15 meczach. Paradoksalnie, wtedy powstał fundament do dzisiejszych sukcesów. Kłopoty finansowe sprawiły, że zrezygnowano z kominów płacowych, stawiając na młodych, nieznanych graczy. Z fotela dyrektora sportowego na ławkę trenerską wrócił Kiereś. Efekty przyszły błyskawicznie. GKS okazał się rewelacją wiosny, zdobywając aż 25 punktów. Do cudu, jakim byłoby utrzymanie, zabrakło kilku minut, ponieważ drużyna straciła zwycięstwo nad Jagiellonią już w doliczonym czasie. A dwa punkty więcej gwarantowały bezpieczne miejsce.

Image and video hosting by TinyPic

Cytujemy jeszcze jeden tekst – Stec pisze o żałosnym Manchesterze City w Lidze Mistrzów.

To już niemal pewne – Manchester City przelicytuje wkrótce Real Madryt. Z tego ostatniego klubu, obwoływanego przez marketingowców galaktycznym, natrząsaliśmy się do bólu brzuchów, gdy wywoływał nieznośny jazgot na rynku transferowym, a na europejskich boiskach dreptał cicho jak mysz pod miotłą – od sezonu 2004/05 do sezonu 2009/10 nie przecisnął się przez 1/8 finału Ligi Mistrzów, przepędzały go nawet Lyon, Arsenal czy Roma. To była wówczas najżałośniej klęskowa megakorporacja w futbolu. Real odzyskał już władzę, dziś spektakularne klapy ponoszą mistrzowie Anglii. Tak spektakularne, że madryckie wydają się ledwie drobnymi wpadkami. W trzech najnowszych edycjach Champions League przerżnęli osiem z 18 meczów, wygrali ledwie pięć, ale zasadniczo nie wygrali żadnego, skoro żaden nie miał imponującej sportowej wartości – czterokrotnie rozprawiali się z CSKA Moskwa i Viktorią Pilzno, natomiast jedyne zwycięstwo na miarę swych ambicji, w Monachium, wydusili akurat wtedy, gdy piłkarze Bayernu, już pewni awansu do następnej rundy, biegali kompletnie odprężeni. Co więcej, podpisują te wszystkie nieszczęścia najhojniej opłacani przedstawiciele sportów zespołowych, gdyż pensje w Manchesterze City przewyższają nawet pensje z amerykańskich metropolii baseballowych – New York Yankees oraz Los Angeles Dodgers – a to przecież najpewniejszy znany sposób na sukces.

SUPER EXPRESS

Ciekawe wyznanie Dudki. Piłkarz Wisły uważa, że sędzia Jakubik groził, że będzie gwizdał przeciwko niemu.

Po meczu ze Śląskiem obrońca Wisły Dariusz Dudka (30 l.) oskarżył arbitra Krzysztofa Jakubika (30 l.), że ten groził mu, iż będzie gwizdał przeciwko niemu. Sędzia z Siedlec miał w ten sposób odgrywać się za to, że piłkarz mu naubliżał. Spotkanie skończyło się remisem 1:1, który nie krzywdzi żadnej ze stron. Dudka, który dostał od Jakubika żółtą kartkę, po końcowym gwizdku skrytykował pracę sędziego. Jego słowa są szokujące. – Arbiter powiedział, że niestosownie się do niego odezwałem, więc nie będzie mi przychylny. Nie będę powtarzał tego, co powiedziałem, przekleństwa na pewno padły – przyznał Dudka. – W drugiej połowie były dla mnie dwie kontrowersyjne sytuacje, na przykład gdy skakałem do główki, odgwizdał mi faul. Potem przed rzutem wolnym przesunąłem piłkę, a on powiedział mi: “Teraz prosisz, żeby było bliżej, a wcześniej mi ubliżałeś”. To dziwne – dodał obrońca Wisły. Oburzenia całą sytuacją nie krył szkoleniowiec “Białej Gwiazdy” Franciszek Smuda. – Nie wiem, dlaczego już chyba dziewiąty raz z rzędu mecz prowadzi nam sędzia z Mazowsza. Nie może tak być, że sędzia mówi do naszego zawodnika: “Tak mi powiedziałeś, to ja ci teraz będę wszystko gwizdał”. Jak tak może być?! – grzmiał Smuda. – Rzadko mówię o sędziach, ale to, co było dzisiaj, musi człowieka ruszyć – dodał.

Image and video hosting by TinyPic

A w Ekstraklasie Legia została upokorzona przez Pogoń.

Legia Warszawa myślami chyba nadal jest przy Lidze Europejskiej. Mistrzowie Polski w 15. kolejce Ekstraklasy sensacyjnie ulegli Pogoni Szczecin. W końcówce spotkania doszło do awantury. Posypały się kartki, a Legia kończyła mecz w osłabionym składzie. Podopieczni Henninga Berga przystąpili do tego starcia w świetnych nastrojach. W czwartek zapewnili sobie awans do fazy pucharowej Ligi Europejskiej – wygrali wszystkie dotychczasowe mecze i są liderami tabeli. Formy z europejskich pucharów nie przenieśli jednak na ligę.

PRZEGLĄD SPORTOWY

PS znów na okładce skupia swoją uwagę na boksie.

Image and video hosting by TinyPic

O meczu Legii już się naczytaliśmy, więc spojrzymy w komentarz Adama Dawidziuka: Irytująca ligowa Legia.

Po raz kolejny przekonaliśmy się, że Legia nie jest tak świetna, jak pokazują to wyniki w Lidze Europy. W pucharach koncentracja, na ligowych boiskach coraz częściej radosny futbol i rozdawanie prezentów. Te niewytłumaczalne i irytujące błędy indywidualne, których nie można przykryć tabelą grupy L. Po raz kolejny twierdzę, że zasady rozgrywek rozpuściły mistrzów Polski, od zawodników po trenera. Gdzieś w głowach jest myśl, że jak się nawet straci punkty, to spokojnie wszystko będzie można nadrobić. Jeszcze bardziej irytujące od szkolnych błędów legionistów, jest ich zachowanie z końcówki spotkania w Szczecinie. To ekstraklasa, a nie podwórko. Tak dojrzała drużyna, imponująca w na arenie międzynarodowej, grająca tam odpowiedzialnie, a w tak prosty sposób daje się sprowokować. Zamiast walczyć o remis czy nawet wygraną, wdaje się w przepychanki z rywalami, którym w to graj. Po prostu: nie wypada. Podobnie, jak zwalanie winy na sędziego Tomasza Musiała. Nie należy do moich faworytów, kolejny raz stracił panowanie nad spotkaniem i szastał kartkami, ale szukania przyczyn porażki należy zacząć od siebie.

Image and video hosting by TinyPic

Kolejne strony z relacjami z Ekstraklasy niespecjalnie nas przekonują. Dopiero kawałek dalej znajdujemy ciekawszy tekst – Lechia jedzie w dół, Janicki w górę.

Lechia Gdańsk gra coraz gorzej, ale Rafał Janicki przeżywa najlepsze chwile w dotychczasowej karierze. Właśnie dostał powołanie od selekcjonera Adama Nawałki, a wcześniej grał przecież w kadrze U-21. Perspektywa występów w narodowej drużynie już od dawna dodaje wychowankowi Chemika Police skrzydeł. Obecnie jest on jedynym obrońcą Lechii, który utrzymuje w miarę przyzwoitą formę, choć we współpracy z nieporadnymi kolegami ma prawo się załamać. Bezbłędnie zagrał w niedawnym meczu z Legią (0:1), ale już w sobotnim spotkaniu przydarzyła mu się nieudana interwencja, kiedy stanął na drodze piłkarskiego slalomu Przemysława Trytki zakończonego pierwszym golem dla Korony Kielce. Ma szczęście, że selekcjoner już wcześniej wysłał powołania, ale trzeba przyznać, że w sytuacji, gdy w poszukiwaniu środkowych obrońców sięgał już po Thiago Cionka i brał z pierwszej ligi Macieja Wilusza, nadszedł całkiem zrozumiały moment, gdy postanowił dać szansę młodemu piłkarzowi Lechii. – Za chwilę będzie miał już 100 meczów w ekstraklasie, co w przypadku 22-letniego obrońcy robi wrażenie. Ma wiele atutów, jest zawodnikiem obunożnym, dobrze gra głową. Nie jest oczywiście tajemnicą, że nie raz rozmawiałem na jego temat z Adamem Nawałką – przyznaje Marcin Dorna, który przypomina: – Nieprzypadkowo Rafał wystąpił od pierwszej minuty we wszystkich meczach kadry U-21 w kwalifikacjach mistrzostw Europy. Zdarzało się, że grał na boku obrony, miał nawet asystę przy golu w ubiegłorocznym meczu z Grecją (3:1), lecz według mnie to przede wszystkim wartościowy środkowy obrońca. – To jeden z najlepiej wyszkolonych stoperów w Polsce. Jest dosyć szybki, potrafi przewidywać wypadki na boisku. Co ważne, umie wyprowadzić piłkę z własnej połowy, nawet pod presją. Na pewno w kadrze sobie poradzi, cała kariera przed nim, choć oczywiście wejście na międzynarodowy poziom musi jeszcze potrwać – ocenia Andrzej Juskowiak.

A obok historia Nabila Aankoura, który z Korony chce iść do Francji i reprezentacji Maroka.

Nabil Aankour porzucił rezerwy Bastii, bo uznał, że z Korony Kielce będzie mu bliżej do wymarzonej Ligue 1 i reprezentacji Maroka. Jeszcze kilka tygodni temu mało kto o nim słyszał. Nabil Aankour nieźle zaczął sezon, ale po trzech spotkaniach doznał kontuzji. Dziś jest zdrowy i szybko stał się wyróżniającym piłkarzem Korony Kielce. Szczególnie zaimponował w wygranym 3:2 meczu z Wisłą Kraków, notując w nim dwie asysty. – Sam nie wiem, skąd w drugiej połowie wziąłem siłę na niektóre dryblingi – opowiada Aankour. Trener Korony Ryszard Tarasiewicz: – Ma chłopak talent. Gdyby nie uraz, błyszczałby dużo wcześniej. Plany Aankoura są proste – wyróżniać się w polskiej lidze, by przejść do Francji. – Na razie moje możliwości to Korona. Oglądam mecze ekstraklasy i widzę, że w Polsce macie cztery topowe drużyny: Legię, Wisłę, Lecha i Górnika. Myślę, że one utrzymałyby się w Ligue 1, a taka Legia mogłaby nawet zagrać o środek tabeli. Za nimi jest sześć, siedem drużyn, które nie są ani bardzo dobre, ani jakieś słabe. Wśród nich Korona, która w tej chwili prezentuje poziom Ligue 2. Ale mamy wszystko, by już niedługo wskoczyć do pierwszej grupy – analizuje Aankour. 21-letni zawodnik do naszego kraju trafił m.in. temu, że Tarasiewicz… płynnie mówi po francuski. – A ostatecznie do gry w Koronie przekonały mnie dobre warunki – przyznaje. Nieoficjalnie Aankour dostaje łącznie z premiami nie więcej niż 20 tys. zł. Takie pieniądze są nieosiągalne w rezerwach Bastii, a to właśnie tam od 2011 roku występował obecny pomocnik kielczan. – Gdy tam trafiłem, miałem 18 lat i wyglądałem świetnie. Byłem jednym z najlepszych i liczyłem na awans do pierwszego zespołu. Jednak zaproszono mnie tylko na kilka treningów. Nie rozumiałem tego, ale taki był wybór trenera. Po pewnym czasie przestałem się łudzić – wspomina piłkarz.

Image and video hosting by TinyPic

W PS sporo jest dziś jazdy obowiązkowej, co po weekendzie jest w pełni zrozumiałe. Ile punktów Lech zgubił w końcówkach? Sześć!

Gdyby mecze piłkarskie trwały 80 minut, bylibyśmy teraz albo liderem, albo tuż za nim. Niewiarygodne, ile punktów straciliśmy w ten sposób – denerwował się w piątkowy wieczór bramkarz Lecha Maciej Gostomski. Powtórzył się ten sam scenariusz, co we wcześniejszych występach. Poznaniacy szybko strzelili gola, jednak potem nie potrafili dobić rywali i zapłacili za to bardzo wysoką cenę – dwa punkty. Gola stracili w 90. minucie, kiedy Bartosz Śpiączka wykorzystał błąd Huberta Wołąkiewicza, który nie trafił w piłkę. – Nie mamy pretensji do Huberta, bo nasze boisko jest wręcz fatalne. Wystarczy wejść i zobaczyć. Każdy, kto byłby na jego miejscu, miałby ten sam problem – mówił zaraz po spotkaniu obrońca Kolejorza Tomasz Kędziora. Błąd obrońcy nie miałby tak poważnych konsekwencji, gdyby jego koledzy wcześniej stanęli na wysokości zadania i strzelili drugiego, czy trzeciego gola. We wcześniejszych meczach tych rozgrywek dostali podobną nauczkę, ale i nie potrafili wyciągnąć z niej odpowiednich wniosków. – Nie chcę brzydko mówić, ale jesteśmy bardzo, bardzo wkurzeni – powiedział napastnik Dawid Kownacki, któremu ostatecznie przypisano gola z Podbeskidziem. Spoglądając na sześć ostatnich meczów wicemistrzów Polski można mówić o koszmarze ostatniej minuty. Z Legią prowadzili 2:0 do przerwy i skończyło się remisem 2:2. W Kielcach na początku miażdżyli Koronę. Po kwadransie powinni wygrywać co najmniej 3:0, a potem w 95. minucie dali się zaskoczyć po rzucie rożnym i było 2:2. No i jeszcze Podbeskidzie (1:1). – A jeszcze możemy dodać ostatni mecz ze Śląskiem, karnego na Ruchu – wylicza Kędziora.

Rzucamy okiem na inny fragment z tekstu o kadrze Polski, która łapie luz, cytowanego już w Fakcie.

Kilku piłkarzy z którymi rozmawialiśmy przed zgrupowaniem podkreśla, że w reprezentacji nie było tak dobrze od wczesnego panowania Leo Beenhakkera. Zanim Holendra pochłonęły wojenki z Grzegorzem Latą i innymi działaczami PZPN. Franciszek Smuda zawsze stawiał na swoim. Był królem zakazów i nakazów. Z kolei Waldemarowi Fornalikowi brakowało charyzmy. Nawałka ma jedną cechę pożądaną u selekcjonera, którą cenią sobie piłkarze: słucha. Dostosowuje swoje plany do ich potrzeb. Często konsultuje zamiary z czołowymi piłkarzami reprezentacji. Odpowiada na prośby zawodników. – Każdy przyjeżdża na kadrę z wielką chęcią i radością. Lepiej się poznajemy, bo pojawiamy się w Warszawie w podobnym składzie. Mamy też więcej luzu. Nie musimy chodzić spięci – twierdzi kapitan kadry. Z Gruzją trzeba wygrać zwłaszcza, że poradziły sobie z nią Szkocja i Irlandia. Nie były to spacerki, co każe mieć na uwadze, że wyjazd do Tbilisi to nie wycieczka. To test dla reprezentacji – stabilności, jakości, postępu w budowie.

Image and video hosting by TinyPic

Ostatni już tekst – o tym, jak w Bundeslidze zaszalał Paweł Olkowski.

W ostatnich sezonach najwyższe noty dla polskich piłkarzy były w niemieckich gazetach zarezerwowane dla Roberta Lewandowskiego. Jednak w 11. kolejce Bundesligi to nie napastnik Bayernu Monachium, ale zawodnik 1.FC Köln Paweł Olkowski był najlepszym Polakiem. Mecz z Hoffenheim był prawdopodobnie jego najlepszym w karierze. Olkowski strzelił dwa gole, do tego zaliczył asystę i miał olbrzymi udział w jeszcze jednym golu drużyny z Kolonii w starciu z 1899 Hoffenheim. Początkowo Olkowskiemu przypisano dwie wypracowane bramki. Niemieckie portale pisały nawet, że jest pierwszym zawodnikiem w tym sezonie, który miał udział w aż czterech golach w jednym spotkaniu. Ostatecznie jednak władze Bundesligi uznały, że nie można mu przypisać asysty przy golu Matthiasa Lehmanna z rzutu wolnego. Gdyby jednak zachowano pierwotne ustalenia, polski piłkarz byłby pierwszym w tym sezonie zawodnikiem, który w jednym meczu zdobyłby cztery punkty w klasyfikacji kanadyjskiej. Ma jednak trzy – wszystkie wywalczone właśnie w spotkaniu z Hoffenheim. – Paweł zagrał rewelacyjnie, przede wszystkim wypełnił wszystkie założenia taktyczne, a to było dla mnie najbardziej istotne – mówił szkoleniowiec 1.FC Köln Peter Stöger. To właśnie Austriak sprowadził przed sezonem Olkowskiego z Górnika Zabrze. Wydawało się, że Polak będzie jedynie opcją rezerwową, że nie będzie w stanie wygryźć ze składu Kolonii kapitana zespołu Mišo Brečko. Początek sezonu polski piłkarz rzeczywiście spędził na ławce rezerwowych, ale jak już dostał szansę, nie dał Słoweńcowi odzyskać miejsca w wyjściowym składzie.

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...