Policzyliśmy dziś skuteczność interwencji ligowych bramkarzy*. Przeczuwaliśmy, kto może być na samym końcu, ale woleliśmy się upewnić. Wniosek jest brutalny: Grzegorz Sandomierski puszczał w tym sezonie, co drugi strzał na bramkę, a to oznacza, że mamy do czynienia z największym regresem ostatnich lat. Najgorszy pod względem interwencji. Najgorszy w klasyfikacji not. Facet, który trzy lata temu ocierał się o reprezentację i ruszał na podbój Zachodu.
Mijają tygodnie i wygląda na to, że nic się w tej kwestii nie zmieni. Sandomierski odkąd pod koniec września dostał szóstkę w Poznaniu, nie podnosi się z ławki. Dookoła Radosław Osuch mówi o „pseudopiłkarzach”, w bramce broni Andrzej Witan, a on i tak siedzi. Siedzi i rozpacza.
Niesamowite. Odpalony w Genku, spuszczony na drzewo w Blackburn i Dinamie Zagrzeb, teraz w odstawce w najgorszej drużynie w ekstraklasie. Spróbujcie sobie odtworzyć w głowie anatomię tego upadku.
2009/2010: objawienie rundy jesiennej, bez straty gola od 7 do 13. kolejki. Na koncie Puchar Polski i Superpuchar. W prasie nagłówki z serii „chcę być polskim van der Sarem” albo plotki, że miałby w Legii zastąpić Jana Muchę. Nikt już nie pamięta, jak w Ruchu Wysokie Mazowieckie puścił gola z połowy i trafił do „Telexpressu”.
2010/2011: powołanie do reprezentacji Polski, umocnienie pozycji nr 1 w Jadze. Zimą nagroda dla najlepszego bramkarza w ekstraklasie. W prasie absurdalne, ale pokazujące skalę podniecania się młodym bramkarzem artykuły o zainteresowaniu Juventusu i Chelsea.
2011/2012: wypożyczenie do Genku. Pozornie krok w kierunku kariery na Zachodzie, w rzeczywistości twarda ściana. Belgowie dopiero co awansowali do Ligi Mistrzów, awans załatwił im bramkarz Laszlo Koteles broniąc karne w starciu z Maccabi Haifa. Sandomierski nie ma łatwo, wraca zimą do Białegostoku, ale wielkiego szału nie robi. Ot, średni ligowy bramkarz, który jakimś cudem dostaje się do kadry na Euro 2012 jako nr 3.
2012/2013: wypożyczenie do Blackburn i od razu ściana: jego główny konkurent Paul Robinson jednak zostaje w klubie, Polak ląduje na ławie. W sumie 8 meczów w The Championship w trakcie całego sezonu.
2013/2014: wypożyczenie do Dinama Zagrzeb i powtórzenie scenariusza. Najpierw ławka, potem trybuny. Na koniec tłumaczenie o dziwnej polityce klubu z Chorwacji. Przypomnijmy: polityka Dynama jest taka, że inwestuje, promuje, sprzedaje. W przypadku Sandomierskiego stwierdzono, że inwestować nie ma po co.
2014/2015: powrót do Polski. W Bydgoszczy kontuzja wykluczyła Wojciecha Kaczmarka, więc transfer do Zawiszy całkiem rozsądny. Sandomierski miał spokojne pół roku na pokazanie, że na Zachodzie ktoś popełnił błąd, że to splot niekorzystnych wydarzeń nie pozwolił mu zaistnieć. Jak to wyglądało, wszyscy widzieliśmy. 18 obronionych strzałów. 18 puszczonych goli. Co drugi strzał w Sandomierskiego kończy się bramką, a że w obronie Zawiszy kukułka i wieża babel, strzałów niestety było sporo.
Jasne, wiele tych goli zawalili obrońcy. To, jak trudno być bramkarzem Zawiszy pokazuje przykład Witana, który średnią obronionych strzałów ma tylko trochę lepszą od Sandomierskiego. Ale przypomnijcie sobie pierwsze kolejki. Pasywny. Zamulony. Nie zrobił niczego, by obrona Zawiszy zakodowała sobie w głowie, że za plecami ma bramkarza, który raz na jakiś czas uratuje komuś tyłek. Nie ma już w Sandomierskim tej młodzieńczej fantazji, pewności na linii. Zwykle jak puszczał, to stał. Nie robił nawet ruchu. Zastanawia nas, co dalej z tym chłopakiem, bo cztery lata przepuszczania kariery przez palce to jednak trochę sporo.
Witan. Wygryzł go Witan. Wiosną wróci Kaczmarek. Czas uciekać. Tylko dokąd?
*W rubrykach ze statystykami braliśmy pod uwagę bramkarzy, którzy rozegrali więcej niż pięć spotkań.