O GKS-ie Bełchatów można powiedzieć wiele, lecz – prawdę mówiąc – mało kogo to w ogóle obchodzi. Z wiadomych względów zainteresowanie wokół beniaminka jest znikome, tego tłumaczyć nikomu nie trzeba. No, ale jako że podopieczni Kamila Kieresia są jednocześnie w Ekstraklasie najbardziej nieprzewidywalni, warto ten jeden raz zrobić wyjątek. Zerknijmy więc na wyczyny zespołu pokręconego bardziej niż czupryna Patryka Rachwała…
Kadra wąska jak obwód pasa u głodnej modelki, kartki (Ślusarski) i kontuzje (Mateusz Mak, Wacławczyk) od początku sezonu raczej nie oszczędzają, aczkolwiek pierwsza ósemka – przynajmniej póki co – wydaje się być bezpieczna. I w pełni zasłużona, co istotne. Na każdym kroku pochwały zbiera szkoleniowiec, pod czym oczywiście się podpisujemy, natomiast nurtuje nas jedna kwestia: w jaki sposób zdefiniować styl gry GKS-u?
Przyjęło się, że fajnie wymieniają podania, zdobywając w ten sposób teren. Że umieją wykorzystać wyjątkowo szybkich skrzydłowych, że grają ładnie dla oka. Ale zaraz, zaraz, gdyby spojrzeć w tabelę, okaże się, że ofensywni bełchatowianie nie wypracowali nawet średnio jednego gola na mecz – kolejek 14, bramek zdobytych 13, mniej mają tylko Ruch Chorzów i Korona Kielce, a więc zadeklarowani ligowi leszcze.
Lubimy i cenimy Telichowskiego, jednak wskazując jego największy atut – oprócz poczucia humoru – padłoby na umiejętność odnajdywania się w polu karnym przeciwnika przy stałych fragmentach gry. Można było się spodziewać, że Błażej w parze z debiutującym w Ekstraklasie Baranowskim pomylą się częściej niż raz na kwartał. Tymczasem po 10. kolejce to beniaminek z Bełchatowa był najlepszą defensywą Ekstraklasy!
Czyli, zgodzicie się chyba, GKS to drużyna, która przede wszystkim nie chce stracić gola, a strzelić może, ale się przy tym jakoś specjalnie nie upiera. Akcent na defensywę, dowodzoną przez prawie niezawodnego między słupkami Malarza. I co? I 0:5 w Poznaniu z Lechem. I 0:5 w Pucharze Polski na wyjeździe z Piastem Gliwice, gdzie wystąpił, poza bramkarzem, najmocniejszy skład i gdzie skarcił ich Janczyk, do niedawna strzelający wyłącznie kapslami.
Pomieszanie z poplątaniem. Niby grają ładnie, a nie trafiają do siatki. Niby tracą niewiele goli, lecz jeśli już, to od razu pięć. Niby ofensywni zawodnicy nagminnie zbyt długo holują piłkę, by nagle w Białymstoku wygrać dzięki bramce poprzedzonej czterema podaniami z klepy, i to wszystko w tempie. Niby nie radzą sobie, gdy rywal mocno na nich siądzie – jak właśnie Kolejorz – a jakby zerknąć na ligowe podium, okaże się, że dziabnęli je do zera.
Z Legią na wyjeździe – 1:0.
Ze Śląskiem u siebie – 2:0 (i nie wykorzystali karnego).
Z Jagiellonią na wyjeździe – 1:0.
Czwarte miejsce, znów najmniej straconych goli w stawce. Ale czy – z ręką na sercu – będziecie choć trochę zdziwieni, jeżeli w następnych kolejkach Malarza rozboli w krzyżu od schylania się do siatki? Pokręcony jest Bełchatów, nigdy nie wiadomo, co ugrają. Aha, no i odpowiedzcie: jak zdefiniujecie styl gry GKS-u?
Fot. FotoPyK