To było zbyt łatwe do przewidzenia. Widzew, który zamyka pierwszoligową tabelę i od każdego dostaje w łeb, przegrywa szósty mecz z rzędu. Natomiast Zagłębie, które cały czas utrzymuje pozycję w czubie, notuje jedenaste z kolei spotkanie bez porażki. Co więcej, leje łodzian na ich terenie trzema golami. A jeszcze przed startem sezonu ktoś mógłby pomyśleć, że piątkowy mecz to będzie starcie dwójki walczącej o awans…
Potwierdziło się dziś wszystko to, co widzieliśmy już wcześniej. Że Zagłębie potrafi odnaleźć się w pierwszoligowych warunkach. Że umie grać mądrze, przeczekać ataki rywala i ruszyć w odpowiednim momencie. Że nie popełnia prostych błędów i w pełni wykorzystuje doświadczenie i wyrachowanie. No i oczywiście też to, że Widzew będzie miał w tym sezonie problemy, żeby nie spaść o kolejną klasę.
– Młodość to brak stabilizacji formy, a najgorsze jest to, że w każdym meczu błędy popełnia kto inny. Żeby u nas zadziałało wszystko, każdy z osobna musi wystrzelić w danym dniu. Często nie mamy wyrachowania, cwaniactwa czy sprytu i dlatego potrzebujemy jedenastu na równym, wysokim poziomie. Uważam, że ci chłopcy potrafią grać w piłkę, ale nie wszyscy razem, nie tego samego dnia – mówił Weszło na początku tygodnia Rafał Pawlak, trener Widzewa.
I dziś ci chłopcy Pawlaka tradycyjnie popełniali błędy, często kompletnie podstawowe. A to ktoś nie potrafił przyjąć piłki i od razu ją stracił, a to ktoś w piłkę nie trafił i poszła sytuacja sam na sam, a to ktoś piłkę odbił ręką i odgwizdano jedenastkę. Pawlak wrzeszczał więc na del Toro, bezradnie patrzył na prokurującego rzut karny Rozwandowicza, niepotrzebnie wybiegającego z bramki Hamzicia, który po drugim golu kłócił się z Nowakiem, czy słabiutkiego Kasperkiewicza, który zszedł w przerwie. Najmocniej pozamiatał jednak Augustyniak – wykonywał rzut wolny na własnej połowie, większość partnerów czekała na dośrodkowanie już w szesnastce, a on… kopnął piłkę po ziemi w pierwszego stojącego rywala.
Tak, ten obrazek najlepiej podsumowywał dzisiejszy Widzew, bo po chwili padł trzeci gol dla rywali. Jedyne, co dziś mogło się u gospodarzy podobać, to pierwsze pół godziny, kiedy nie było widać, kto tutaj walczy o pozycję lidera, a kto broni się przed spadkiem. Potem ta różnica była aż nadto wyraźna…
Ale to też nie było wielkie Zagłębie. To był zespół, który nie popełniał prostych błędów, konsekwentnie realizował założenia i przez połowę meczu miał kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Nie oglądaliśmy ani wielkiej techniki czy pięknych akcji, ani przesadnej walki. Wszystko to miało po prostu ręce i nogi. Na pierwszą ligę wystarcza, zwłaszcza na ostatni Widzew.
Fot. FotoPyK