Reklama

Olkiewicz: Prusak, czyli model wycofany z produkcji

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2014, 21:18 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie zagrał fenomenalnych zawodów. Nie zagrał nawet dobrego meczu. Można go winić za straconego w końcówce gola, który kosztował jego klub utratę punktów. A jednak, po spotkaniu Lecha Poznań z Górnikiem Łęczna Sergiusz Prusak niesamowicie urósł w moich oczach. 35-letni bramkarz, który do tej pory zasłynął głównie tym, że debiut w Ekstraklasie zaliczył właśnie w wieku 35 lat, tym razem złapał za serducha swoim szczerym wyznaniem w NC+.

Olkiewicz: Prusak, czyli model wycofany z produkcji

Nie mam jakichś marzeń o Lidze Mistrzów. Marzyłem tylko o tym, by zagrać na stadionie Lecha przy takich kibicach. Teraz mogę umierać.

Proste, konkretne słowa chłopaka, który jest jednym z ostatnich przedstawicieli specyficznej generacji. Niektórzy żartują: “kiedyś piłkarze śnili o golach dla kadry, dziś śnią o tym, co będą mogli sobie kupić za swoje gole”. Oczywiście, to dość brzydkie generalizowanie, zapewne bardzo krzywdzące dla wielu naprawdę przyzwoitych zawodników, ale nie da się ukryć, że z biegiem lat priorytety trochę się zmieniły. Świat przyspieszył, sport się skomercjalizował, nie ma co narzekać czy się złościć – ot, taka kolej rzeczy. Sami kibice zresztą dopominali się przez lata, by piłkarze przestali być wodzirejami miejskich dyskotek, stawiając na profesjonalizm.

Profesjonalizm w tym wypadku łączy się ze stosunkiem do swojego zawodu. Zawodu – czyli niekoniecznie pasji. Zawodu – czyli obszaru, w którym nie ma zbyt wiele miejsca na sentymenty. To my domagaliśmy się piłkarzy stawiających przede wszystkim na własny rozwój i wreszcie takich się doczekaliśmy. Czasem ten ich “własny rozwój” wyklucza możliwość tworzenia rozczulających historii o lojalności – i moim zdaniem sporą hipokryzją byłoby w tym momencie przesadnie krytykować te “nowe czasy”.

Ale cofnąć się do takich gości jak Prusak? Zobaczyć tę niesamowitą pasję w oczach 35-letniego faceta, który naprawdę za dzieciaka marzył wyłącznie o grze na stadionie swojego ukochanego klubu? Zobaczyć szczerą radość i dumę, że ukoronowaniem jego kariery na samym jej końcu jest właśnie występ przed ludźmi, z którymi kilkanaście lat temu zdzierał gardło w “Kotle”? To była naprawdę kapitalna podróż do przeszłości. Do ludzi, którzy wykonując zawód piłkarza, byli jednocześnie kibicami. Do zawodników, dla których największym honorem była możliwość gry nawet nie DLA ukochanego klubu, a po prostu na jego stadionie.

Reklama

Swego czasu ponoć odmówił Zagłębiu Lubin, bo miał pewną robotę w wojsku. Cała kariera – dwa kluby, mało zmian, mało zwrotów akcji. Debiut w Ekstraklasie w momencie, gdy większość planuje już życie po odwieszeniu rękawic i korków na kołek. I ta autentyczna, ujmująca i niesamowicie ciepła historia jako kropka nad i w słowie “kariera piłkarska”.

Prusak naprawdę czekał 35 lat na ten jeden, prawdopodobnie pierwszy i ostatni, mecz na stadionie Lecha. Prawdziwy Wielkopolanin, kibol “Kolejorza”, gość, który już przed sezonem nadawał wyłącznie o tej trzynastej kolejce.

Przegranej, ale przecież sam Prusak mówi: teraz już mogę umierać.

Patrząc na jego twarz, trochę żałuję, że tacy jak on powoli kończą z futbolem. Tacy, dla których największą frajdą w młodzieńczych latach była gra na głównym boisku, a największym zaszczytem – otrzymanie koszulki z własnym nazwiskiem. Te wszystkie małe rzeczy, które dziś dostają już trampkarze, od dzieciaka wychowywani na zawodowych piłkarzy. Sądzę, że w tym zalewie prawdziwych profesjonalistów, czasem będziemy tęsknić za tymi, którzy “mogą umierać”, bo zagrali na ukochanym obiekcie.

JAKUB OLKIEWICZ

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...