Kiedy wchodził do Ekstraklasy, zadziwił. Było jasne, że długo w Widzewie nie zabawi. Że jak niektórzy są psami na baby, to on jest psem na gole. Świetnie wykańczał akcje łodzian, zresztą nawet jeśli drużynie nie szło, potrafił intuicyjnie samemu sobie dograć i jeszcze strzelić z tego gola, jak w debiucie z Zawiszą. Tymczasem minęło kilkanaście miesięcy, a patrząc na boiskowe popisy tego gościa, tylko opadają nam ręce.
Chaos, gdyby brać grecką mitologię na poważnie, stanowił o początku. I Eduards w swoich pierwszych meczach w Polsce był właśnie chaotyczny. Tyle tylko, że wówczas tamta chaotyczność przejawiała się w nieprzewidywalności, w niebywałej ambicji i „chciejstwie”. Wychodził na każde prostopadłe podanie, przepychał się równie aktywnie, co baba na bazarze, grało się na niego niewdzięcznie. Teraz z kolei ten chaos jak na dłoni uwydatnił rażące braki w technice użytkowej, natomiast jego wachlarz ofensywnych umiejętności ogranicza się już wyłącznie do mocnego strzału, z reguły w okolice korony stadionu.
Prawda jest taka, że Łotysz to obecnie najbardziej przereklamowany napastnik Ekstraklasy.
Surowy piłkarsko, niekoniecznie zdeterminowany, a przebojowy mniej niż warzywa Bonduelle w popularnej reklamie. Tam przecież groszek wypada śpiewająco, a jeżeli chodzi o nowego atakującego Ruchu, to jak tak dalej pójdzie, wkrótce o nim będą piosenki. Jednak z pewnością nie takie, jakie sobie wymarzył. Dziś choćby Trytko pokazał mu, że nie musi być wirtuozem, aby stwarzać zagrożenie pod bramką przeciwnika. Wystarczy w zasadzie trochę biegać i wychodzić na pozycje…
14 meczów, 8 goli do listopada 2013.
24 mecze, 4 gole od 2 listopada 2013 aż do końca sezonu.
7 meczów po transferze do Ruchu, jeden gol więcej od każdego z was. Ale wy nie wstaliście z kanapy.
Nie trzeba sprytu czy przesadnej domyślności, by zauważyć pewną niepokojącą tendencję. I kiedy tak zastanawialiśmy się, że może Ruch powinien był zmienić nie trenera, a napastnika właśnie, raz jeszcze zerknęliśmy na te liczby. No i gorzej już nie będzie, lecz tylko dlatego, że po prostu raczej się nie da. Pora na dobre przestać postrzegać Visnakovsa poprzez pryzmat chłopaka, który wchodząc do ligi narobił zamieszania. W tej chwili to skrajny przeciętniak.
Fot. FotoPyK