Reklama

Flavio prawie jak… Ronaldo. Drugi Paixao też chce do kadry

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

23 października 2014, 08:35 • 14 min czytania 0 komentarzy

Fenomen z Realu Madryt trafił do tej pory w hiszpańskiej Primera Division 15 razy. Następni w rankingu bardzo mu ustępują: Flavio Paixao zdobył siedem bramek oraz Orlando Sa z Legii sześć. Regularnie trafiających do siatki Portugalczyków jest na Starym Kontynencie bardzo mało. Nawet w ich rodzimej lidze w klasyfikacji strzelców prym wiodą obcokrajowcy. – Przyjemnie popatrzeć na klasyfikację, w której wyprzedza mnie tylko najlepszy piłkarz świata i jednocześnie facet będący dla mnie największą inspiracją. Może pomyślą, że zwariowałem, ale chcę przynajmniej spróbować gonić Ronaldo. Zawsze stawiam sobie wysokie cele. Wierzę, że każdy mój gol przybliża mnie do drużyny narodowej – dodaje Paixao, cytowany dziś przez Przegląd Sportowy. Zapraszamy na czwartkowy przegląd najciekawszych artykułów.

Flavio prawie jak… Ronaldo. Drugi Paixao też chce do kadry

FAKT

Zaczynamy od Faktu, w którym pierwsza piłkarska informacja – idąc po kolei – to ta o audiencji piłkarzy Bayernu Monachium u papieża. Lewandowski uścisnął rękę Franciszkowi.

Tuż po efektownym zwycięstwie z AS Romą 7:1 w Rzymie, piłkarze Bayernu Monachium na czele z Robertem Lewandowskim odwiedzili Watykan. As Bawarczyków spotkał się z Ojcem Świętym na prywatnej audiencji. Ojciec Święty – Franciszek jak wiadomo od zawsze był kibicem futbolu, nic więc dziwnego, że kapitan reprezentacji Polski i snajper Bayernu Monachium Robert Lewandowski odwiedził go na specjalnej, prywatnej audiencji. Piłkarz pochwalił się przeżyciem na Facebooku.

Reklama

Borussia w tym czasie odżyła w Lidze Mistrzów.

Łukasz Piszczek miał spory udział w wygranej Borussii Dortmund w meczu Ligi Mistrzów z Galatasaray w Stambule. Niemiecka drużyna wygrała 4:0, a nasz obrońca miał asystę przy drugim golu strzelonym przez Pierre-Emericka Aubameyanga. Fatalnie spisująca się w lidze niemieckiej Borussia wreszcie zagrała dobre spotkanie. Już w 6. minucie prowadzenie niemieckiej drużynie dał Aubameyang, który zakończył golem kontratak. Piszczek doskonale podał do tego samego piłkarza w 18. minucie i BVB prowadziła już 2:0. Kolejnego gola strzelił Marco Reus, który przelobował bramkarza rywali. Bezradni zawodnicy Galatasaray zniesmaczyli swoich kibiców. Część z nich zaczęła wychodzić ze stadionu już kwadrans przed końcem spotkania. Nie zobaczyli jeszcze jednego ciosu w ich zespół. W 84. minucie czwartą bramkę dla drużyny gości zdobył Adrian Ramos. Oznaczało to, że w trzech meczach tegorocznej edycji Ligi Mistrzów piłkarze Juergena Kloppa zdobyli dziewięć goli. 

W ramkach:

– Kocian zastąpił Wdowczyka w Pogoni
– Robert Gaszyński będzie nowym prezesem Wisły
– Wszyscy bramkarze Lecha są już zdrowi.
– Mateusz Cetnarski nadal pozostaje w szpitalu.

Legia rozdaje karty w Europie – tekst o jej wczorajszym meczu z Metalistem zacytujemy z Przeglądu Sportowego. Teraz coś o Flavio Paixao – ponoć lepszy od niego jest tylko Ronaldo (no i Marco…). Okazuje się, że w całej Europie jest tylko jeden Portugalczyk, który strzelił więcej goli od Paixao. Nazywa się… Cristiano Ronaldo. Flavio zaczyna więc otwarcie opowiadać, podobnie jak wcześniej jego brat, że każde kolejne trafienie przybliża go do reprezentacji Portugalii.

Reklama

No i na koniec: Tak źle w Chorzowie nie było od lat.

Jeśli Ruch Chorzów nie zacznie wygrywać, pobije niechlubny rekord sprzed 12 lat, kiedy nie wygrał 11 meczów z rzędu i spadł z ligi. Obecna seria spotkań bez zwycięstwa sięgnęła już siedmiu meczów. Patrząc na poprzednie sezony, to ostatni moment, aby odbić się od ligowego dna. W innym przypadku Ruch czeka walka o utrzymanie, a tego w Chorzowie chcą uniknąć. – Nigdy nie interesowałem się statystykami. Ktoś je wychwycił, więc z faktami nie będę dyskutował. Moim zadaniem jest doprowadzenie do tego, by wróciło do drużyny to, co było najlepsze – przyznaje trener Waldemar Fornalik. ednak przeciwko Cracovii zespół z Chorzowa znów zagrał słabo i rozczarował. Według Jana Benigiera przyczyna niemocy i braku zwycięstw tkwi w zmęczeniu drużyny. – Jest mi bardzo przykro, gdy oglądam ostatnie mecze Niebieskich. Myślę bardziej sercem niż rozumem, lecz straty punktów są trudne do pojęcia i przełknięcia. Zespół miał i ma dobrego trenera, piłkarze także są przyzwoici…

GAZETA WYBORCZA

Zaglądamy do GW, bardzo dobrze spodziewając się, co w niej dziś znajdziemy. „Legia czuje wiosnę”.

Warszawski klub powinien w środę rano uruchomić produkcję koszulek z napisem: “Widziałem, jak Legia straciła gola w Europie 30 lipca 2014 roku”. Drużyna nie straciła bramki w meczu europejskich pucharów już od blisko czterech miesięcy i od 622 minut boiskowej walki. Ostatnią bramkę strzelił jej Celtic Glasgow. W środę Legia nie dała sobie wbić gola nawet z rzutu karnego – w 69. minucie meczu próbował Jajá, ale efektownie interweniował Duszan Kuciak. Legia wygrała przy tym na boisku po raz ósmy z rzędu w Europie, już od dawna to najlepsza passa w historii polskiego futbolu. Legia zaczynała sezon na 124. miejscu w rankingu klubowym. Po zwycięstwie w Kijowie wtargnęła na 88. pozycję, co może jej pomóc w rozstawieniu w eliminacjach następnej edycji Ligi Mistrzów. UEFA efektownej passy ośmiu triumfów nie uzna. Wliczamy w nią sierpniowe spotkanie, które europejska federacja liczy jako walkower dla Celtiku za trzyminutowy występ nieuprawnionego gracza. W żadnym ze zwycięstw nie było jednak takiego przypadku. W Kijowie, gdzie swoje mecze rozgrywa Metalist, drużyna z pogrążonego wojną Charkowa, Legia pokazała atuty znane z poprzednich spotkań, w tym z pięciu już po traumie spowodowanej wyrzuceniem z eliminacji Ligi Mistrzów. Dziś nie można mieć wątpliwości – tej jesieni po 18 latach naprawdę mogliśmy oglądać Ligę Mistrzów w Polsce, gdyby tylko błąd pracownika administracji nie zabrał drużynie szansy gry w decydującej rundzie kwalifikacji. Metamorfoza Legii trenera Henninga Berga nie przestaje zadziwiać. Norweg stworzył monolit, którego w Kijowie nie osłabiła nieobecność najlepszego strzelca Miroslava Radovicia (6 goli i 2 asysty w Europie), najlepszego specjalisty ekstraklasy od asyst Tomasza Brzyskiego, czołowego obrońcy Dossy Juniora i pauzującego za kartkę Michała Żyro…

Tymczasem Fabio Capello czeka na swoje 6 mln euro. W Rosji trwa wojna między ministrem sportu a szefem piłkarskiej federacji. Włocha wzywają na dywanik do Dumy, a związek nie płaci pensji.

Kariera włoskiego trenera w Rosji przypomina jazdę rollercoasterem. W 2012 roku Capello zastąpił Dicka Advocaata, zwolnionego po nieudanym Euro 2012, w którym sborna nie wyszła z grupy. Podpisał dwuletni kontrakt, a jego głównym zadaniem był awans do finałów mistrzostw świata. Wywiązał się z niego celująco – Rosjanie jako jedni z pierwszych zapewnili sobie wyjazd na mundial. Capello został trenerem roku, a nagrodą była nowa umowa. Bajeczna, bo rocznie gwarantująca mu 8,6 mln euro (według innych źródeł nawet 10 mln). To ponad trzy razy więcej, niż otrzymuje Joachim Löw, selekcjoner Niemiec – mistrza świata (2,7 mln). Zauroczenie Donem Fabio, bo tak nazywany jest w Rosji trener, skończyło się podczas mundialu. Prowadzona przez niego drużyna wyjechała z Brazylii już po pierwszej rundzie, a jeszcze gorszy od wyniku był zaprezentowany przez nią styl. – Gorszy od nas był tylko Honduras – pisali dziennikarze. Eksperci domagali się rozwiązania umowy, choć federacja musiałaby wypłacić selekcjonerowi aż 20 mln euro odszkodowania. Egzorcyzmy ucięli minister sportu Witalij Mytko i Nikołaj Tołstych, prezes rosyjskiego związku piłkarskiego, w którym zresztą zastąpił Mytkę. Wtedy można było odnieść wrażenie, że większym zwolennikiem Capella jest Tołstych. Krytycy przycichli, ale na krótko. Argumentów dostarczył im sam Włoch. Zaproponował, by przed następnym mundialem, który zostanie rozegrany w Rosji, w lidze występowała… reprezentacja. Zostało to wyśmiane przez szefów klubów. Później chciał odwołania dwóch kolejek ligowych przed spotkaniami ze Szwecją i Mołdawią. 

SPORT

Kolejna niebywale brzydka okładka Sportu.

Ale na pierwszy rzut idzie Jan Kocian – nowy trener Pogoni.

Drużynę poprowadzi Jan Kocin, którego kontrkandydatem był Tomasz Hajto (jego nazwisko przewija się ostatnio przy prawie każdej zmianie szkoleniowca w Ekstraklasie). Słowak przez ostatnie dni przebywał w Bańskiej Bystrzycy i komunikował się z działaczami telefonicznie oraz mailowo. W środę dograł szczegóły umowy, a o 15. parafował umowę obowiązującą do czerwca 2015 z opcją przedłużenia. Sympatyczny trener zostawał bez pracy zaledwie przez 16 dni. – Myślę, że to stabilny, poukładany klub. Widziałem to już podczas ostatniego sezonu. Będę chciał się spotkać z Wdowczykiem. Wcześniej miałem z nim bardzo dobry kontakt – przyznał nowy opiekun Pogoni.

Pomijamy relację z meczu Legii. Szukamy tematów ekstraklasowych. Okazuje się, że właśnie dziś mija rok pracy trenera Leszka Ojrzyńskiego w Podbeskidziu. Jaki to dla niego okres?

Ostatnich 365 dni w dziejach bielskiego klubu to na pewno okres szczególny. Leszek Ojrzyński przejmował rok temu ostatnią drużynę w tabeli ekstraklasy. Dziś Podbeskidzie jest na 8. pozycji, a na początku tego sezonu przez pewien moment było nawet czwarte. Cofnijmy się jeszcze dalej. Poprzedni sezon bielszczanie skończyli na 10. miejscu, co jest największym osiągnięciem bielskiego klubu na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Odkąd trener ten pracuje pod Szyndzielnią, Podbeskidzie jest piątą siłą ekstraklasy i wyprzedza m.in. Górnik Zabrze, Wisłę Kraków czy Ruch Chorzów. To wszystko jest jedynie potwierdzeniem tezy, że rok temu prezes Wojciech Borecki wykręcił właściwy numer telefonu. Leszek Ojrzyński przerwał wówczas staż w jednym klubów z Bundesligi i pojawił się w Bielsku-Białej. W pierwszych trzech meczach jego drużyna nie strzeliła nawet gola. Ale nikt o tym dzisiaj już nie pamięta. Wkrótce bowiem nadeszły zwycięstwa. Pierwsze, z Lechią Gdańsk 3:1, ale zwiastunem lepszych czasów było pokonanie przed własną publicznością warszawskiej Legii 1:0. Zresztą mistrz Polski dwukrotnie próbował ograć Podbeskidzie trenera Ojrzyńskiego. Nie udało się to ani Urbanowi, ani Bergowi.

O Ruchu Chorzów trzeci dzień z rzędu Sport pisze praktycznie to samo – jest kryzys, długa passa bez zwycięstwa i trzeba ją przezwyciężyć, a Waldemar Fornalik wie jak to zrobić. Jan Beniger przekonuje, że to tylko polska liga – większość zawodników jest na podobnym poziomie, tylko trzeba biegać. Czy do roszad dojdzie w Górniku Zabrze? Pół strony spekulacji, kto zagra z Bełchatowem.

Dziś musimy z szerszego cytowania Sportu zrezygnować.

SUPER EXPRESS

Na łamach Super Expressu trzy tematy. Robert Lewandowski spotkał się na audiencji z papieżem.

Papież doskonale znał wynik wtorkowego spotkania. Miał powiedzieć swoim gościom “Wczoraj rozegraliście wspaniały mecz”. Mistrzowie Niemiec odwdzięczyli mu się wręczeniem koszulki z imieniem Franciszek, numerem jeden i podpisami piłkarzy. Prezent wręczyli Philipp Lahm i Manuel Neuer. To nie koniec. Prezydent klubu Karl-Heinz Rummenigge podarował papieżowi piłkę, która ma symbolizować gotowość do rozegrania charytatywnego meczu towarzyskiego. W związku z tym, niemiecki klub podaruje milion euro na cele charytatywne. – Papież Franciszek może zdecydować osobiście, na co zostaną przeznaczone pieniądze, aby pomóc najbardziej potrzebującym – powiedział Rummenigge. Spotkanie Lewandowskiego i spółki z papieżem nie było zbyt długie. Franciszek spieszył się na audiencję generalną.

Zacytujemy fragment relacji z meczu Legii.

Henning Berg nie miał łatwego zadania przed tym meczem. Z powodu kontuzji nie mógł skorzystać z podstawowych zawodników, takich jak Miroslav Radović, Dossa Junior i Tomasz Brzyski. Za czerwoną kartkę pauzował też Michał Żyro. Norweg wystawił nieco eksperymentalny skład z Brazylijczykiem Guilherme na lewej obronie, ale trenerski nos go nie zawiódł. Drużyna wygrała 1:0 po fantastycznej bramce Ondreja Dudy, choć do katastrofy brakowało niewiele. Antybohaterem meczu mógł zostać Ivica Vrdoljak, który w 51. minucie meczu zmarnował karnego. Kibicom od razu przed oczami stanęły obrazki z meczu 3. rundy eliminacji Ligi Mistrzów, kiedy kapitan “Wojskowych” zmarnował dwa karne w rywalizacji z Celtikiem Glasgow. Mało tego, Chorwat parę minut później… sprokurował “jedenastkę”, zagrywając piłkę reką we własnym polu karnym. Na szczęście, rewelacyjnie dysponowany Kuciak obronił strzał…

Ale najciekawszym punktem dzisiejszego wydania jest rozmowa z Dariuszem Wdowczykiem. Przekonuje, że odchodzi z Pogoni z poczuciem żalu. Cytujemy fragment:

Został pan zwolniony po meczu z Jagiellonią, w którym nie miał pan żadnego zdrowego napastnika. Gdyby szefowie Wisły byli tak narwani jak Pogoni, to w Krakowie nie byłoby już trenera Smudy ani zwycięstwa 5:0 z Górnikiem.
– Nasza liga jest naprawdę dziwna, skoro padają takie wyniki. Nie mówię, że tylko ostatnia porażka miała wpływ na moje zwolnienie. Byłem w dalszym ciągu pełen pomysłów i zapału do dalszej pracy. Myślę, że od czasu, gdy tu przyszedłem, Pogoń zrobiła skok jakościowy i od wielu trenerów słyszałem, że obawiają się grać w Szczecinie. Nie zostawiam po sobie spalonej ziemi.

Wywalczyłby pan z Pogonią awans do pierwszej ósemki?
– Taki był nasz cel. Gdy rok temu szef głównego sponsora Pogoni, Azotów Police, nie wierzył w awans do pierwszej ósemki i pytał mnie, na jakiej podstawie to mówię, to powiedziałem, że zamierzamy ciężko pracować. Awansowaliśmy wtedy do ósemki. Teraz zrobilibyśmy to samo. Uważam, że powinienem prowadzić zespół do końca rundy, a rozliczenie powinno nastąpić po niej.

Przychodził pan do Pogoni po dyskwalifikacji i wykluczeniu z zawodu. Czy wraca pan do Warszawy ze spokojem i przeświadczeniem, że znajdzie pan bez problemów pracę?
– Odchodzę ze Szczecina z poczuciem żalu. Traktuję to zwolnienie jako porażkę, bo wierzyłem, że będę tu pracował nawet dłużej niż 3 lata i osiągnę większy sukces. Wracam do Warszawy ze spokojem, w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku w Szczecinie. A cieszę się jedynie z tego, że Pogoń przejmuje Jan Kocian.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na koniec PS: Legia rozdaje karty.

Zwycięstwo dał błysk Ondreja Dudy. Czemu Legia gra tak dobrze?

WYRACHOWANIE I GRA NA WYNIK
Czasem piłka podskoczy na nierówności, czasem piłkarz Legii podejmie złą decyzję, zanotuje stratę, ale to nie zdarza się często. Na dziś europejskie oblicze Legii to wyrachowany futbol mający na celu wykorzystanie do bólu słabszych stron przeciwnika. Mistrzowie Polski, co nietrudno zauważyć, nie są bandą spanikowanych dzieciaków, chaotycznie próbujących coś zmienić, jak to robił wczoraj Metalist. Nie ma szalonych ataków, jest za to wyrachowana, chłodna kalkulacja: biec z piłką i ryzykować stratę, czy zatrzymać się i poczekać na kolegów, spokojnie rozegrać akcję. Legioniści potrafią robić to, co dziś w futbolu najważniejsze: zagrać na wynik. Fakt, mają trochę szczęścia, ale ono sprzyja lepszym. Drużyna Henninga Berga ma na koncie trzy zwycięstwa, żadnego nie odniosła w pięknym stylu, grając porywający futbol. I mało to kogo obchodzi. Ważne, że wygrywa.

PRZYGOTOWANIE TAKTYCZNE
Od początku rozmów z Henningiem Bergiem przy Łazienkowskiej panowała opinia, że to maniak taktyczny. Przez te 9 miesięcy pracy Norweg to potwierdził. Dziś każdy zawodnik Legii wie, co ma robić na boisku. W czasie wielu rozmów słyszy od trenera, jakie są jego zadania. Często widać w klubie kolejkę graczy do pokoju trenerów. Czekają cierpliwie, potem rozmawiają, każdy z nich dostaje zmontowany film z tym, co robi dobrze, a co musi poprawić.

Henning Berg na konferencji prasowej stwierdził, że musi pogadać z Ivicą Vrdoljakiem o jego karnych. Noty poszczególnym piłkarzom wystawia po meczu Robert Błoński. Ósemkę dostał Kuciak, siódemki Broź, Duda i Kucharczyk. Najniżej, bo na cztery zostali ocenieni Sa, Vrdoljak i Kosecki.

Duszan Kuciak:
Nie ma sensu rozpisywać się o człowieku, który obronił rzut karny i w europejskich pucharach jest niepokonany od ponad dziesięciu godzin. Jego czyny mówią same za siebie.

OCENA: 8

Łukasz Broź:
W ostatnich miesiącach zrobił spory postęp w grze obronnej. Zamknął Ukraińcom swoją stronę boiska i za Bartoszem Bereszyńskim na prawej obronie Legii tęskni już chyba tylko jego rodzina. Gdyby pod bramką rywali miał ciut lepiej ułożoną nogę, to nie po Dudę i Żyrę stałaby kolejka chętnych.

OCENA: 7

Ile zarabia selekcjoner reprezentacji Mali? Henryk Kasperczak może być ofiarą walki o władzę w tamtejszej federacji piłkarskiej, sugerując się doniesieniami miejscowych dziennikarzy.

Polak narodową reprezentację Mali prowadzi od początku roku. Tamtejsi dziennikarze – powołując się na swoje źródła – napisali, że Kasperczak miesięcznie miał otrzymywać 16 mln franków środkowoafrykańskich (FCFA), a dostaje o 40 proc. mniej (w przeliczeniu na złotówki zarabia więc ok. 60 tys.). Do tego Kasperczak może liczyć na zwrot kosztów podróży z Francji, gdzie mieszka na stałe, korzystania z telefonu i służbowego samochodu. Ma też zagwarantowane mieszkanie w stolicy Mali, za które nie musi płacić. Ten ostatni bonus szczególnie zaniepokoił gazetę La Mutation, która stawia pytanie: skoro Kasperczak i tak nie korzysta z mieszkania, bo większość czasu spędza we Francji, to co się dzieje z pieniędzmi przeznaczonymi na wynajem tego lokum? – Nie mam pojęcia, skąd malijscy dziennikarze biorą te informacje, ale zapewniam, że są one nierzetelne, bo kontrakt Henryka Kasperczaka jest realizowany i nie ma w tym żadnego drugiego dna – mówi nam Tadeusz Fogiel, który od wielu lat jest agentem trenera. Zwraca on uwagę, że w dziennikarskim materiale są też takie nieścisłości, które można zweryfikować od ręki. – Piszą, że Kasperczak we Francji mieszka w Nicei…

Co słychać w ekstraklasie? Cytowaliśmy z innych gazet:

– że Flavio Paixao strzela prawie jak Ronaldo
– że Ruch ma najgorsze statystyki od lat.

W Szczecinie tymczasem nowy trener, ale cele wciąż te same.

– Życie płynie bardzo szybko. Miesiąc temu walczyłem tutaj z Ruchem o punkty, a dzisiaj jestem trenerem Pogoni. Pierwszy sygnał ze Szczecina miałem w poniedziałek, ale jeszcze nie wiedzieliśmy, co się stanie. Jestem bardzo zadowolony, że mogę tutaj rozpocząć nowy rozdział swojej pracy w Polsce – mówił Kocian, który na początku października został zwolniony z Ruchu Chorzów. Szkoleniowiec przyznał, że oglądał mecz Pogoni z Jagiellonią, ale zapewnił, że był to przypadek. – Spotkania ekstraklasy śledzę zawsze. Na pewno nie wybrałem spotkania Pogoni w Białymstoku, bo się szykowałem do objęcia posady w szczecińskim klubie. Jaki Słowak ma pomysł na prowadzenie zespołu? – Nie będzie żadnej rewolucji. Pogoń wciąż będzie grała systemem 1-4-2-3-1. Bardzo liczę na młodych piłkarzy. W Pogoni jest wielu utalentowanych zawodników. Trzeba dawać im szansę gry. Tego chcą nie tylko działacze, ale także kibice. Mamy wiele spotkań przed sobą. W pierwszej kolejności muszę zespół zmienić mentalnie. Porażka w Białymstoku nie może wpływać na grę. To już historia, o której trzeba jak najszybciej zapomnieć – dodał Słowak. Zmiana trenera nie wpłynęła na cele stawiane przez działaczy. – Naszym podstawowym zadaniem jest awans do pierwszej ósemki, ale na razie skupiamy się na najbliższym meczu.

Maciej Skorża zapowiada zaś zwyżkę formy Muhameda Keity.

Maciej Skorża dostrzega światełko w tunelu. – Najgorsze Keita ma już na pewno za sobą. Do końca rundy pod względem piłkarskiej formy powinien wyglądać bardzo dobrze – mówi szkoleniowiec Lecha. Zmianę widać choćby w zachowaniu skrzydłowego, który może grać również w ataku. Do tej pory był jakby nieobecny. W szatni trudno mu było nawiązać kontakt z kolegami. Po jednym ze spotkań wręcz się żalił, że nie może liczyć na podania od partnerów, bo nie chcą z nim współpracować. Miał też wyraźny kłopot z aklimatyzacją, tęsknił za rodziną. Teraz sprawia już zupełnie inne wrażenie. Obrazek z wczoraj. Piłkarze schodzą z treningu, Keita podchodzi do dziennikarzy i wita się z każdym z nich, uśmiecha się, zagaduje. Teraz tylko brakuje tego, żeby dobre samopoczucie uwidoczniło się na boisku. W klubie nie mają zamiaru wykonywać nerwowych ruchów związanych z Norwegiem gambijskiego pochodzenia. Wcześniej pojawiały się informacje, że może zostać wypożyczony do innego zespołu. Nie ma jednak takiej opcji. – Zawsze dajemy zawodnikowi czas na aklimatyzację i Muhamed też może na to liczyć – jasno stawia sprawę wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski, który dodaje: – Podobnie było w przypadku Gergo Lovrencsicsa i Łukasza Teodorczyka. Każdy z nich miał słabe pierwsze półrocze…

Słaby dzień dla piłkarskiej prasy.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...