Lech nie po raz pierwszy w ostatnim czasie pokazuje, że ma problemy z doprowadzeniem spraw do końca. Że jego przewaga przez większość czasu, duża liczba sytuacji, zdominowanie środka pola i korzystny wynik to wcale nie jest żadna gwarancja sukcesu. Bo dopóki piłka w grze, to… Kolejorz zawsze może stracić to, co wypracował sobie wcześniej.
Trener Skorża ma prawo być dziś zły – zły na swoich zawodników. Lech odważnie zaczął mecz, atakował pressingiem, doskakiwał do rywala i grał piłką, mając po pierwszym kwadransie 72 proc. posiadania, no i stwarzał sobie sytuacje. Cerniauskas, mimo że oślepiało go słońce, dwoił się i troił, ale już nie podołał, kiedy pomagać rywalom zaczęli jego obrońcy. Golański wyłożył Hamalainenowi patelnię i zrobiło się 0:1, potem Dejmek nie trafił w piłkę, próbował się na nią rzucić (?) i gdyby nie fatalne wykończenie Lovrencsicsa, byłoby 0:2. Kiedy więc kolejne gole dla gości wydawały się kwestią czasu, to Lech dał się zaskoczyć. Konkretniej – Wołąkiewicz, który nie doskoczył do główkującego Kapo…
Doliczony czas gry. Lech prowadzi jednym golem, a poznańscy dziennikarze piszą na Twitterze, żeby „zabić ten mecz, bo źle się skończy”. Wszystko dlatego, że Kolejorz nie dość, że nie potrafi kontrolować wydarzeń na boisku, to oddaje je pod kontrolę rywala. Douglas przepycha się przy chorągiewce z Janotą i Kiełbem, traci piłkę i fauluje, a po chwili przewinienie notuje jeszcze Sadajew. To jedyne dziś żółte kartki dla zawodników Lecha. Robi się coraz bardziej nerwowo, a kielczanie mają rzut rożny: wrzutka Golańskiego, przedłużenie Trytki, do którego nie doskakuje Wołąkiewicz (znów!), a trafia Sylwestrzak. 2:2.
Skorża ma prawo być zły, bo jego piłkarze byli lepsi, w wielu momentach ich gra mogła się naprawdę podobać. Linetty i Trałka zdominowali środek pola, Jevtić błyszczał techniką, Pawłowski szarżował na skrzydle, nieźle układała się też współpraca z grającym w ataku Hamalainenem. Tylko co z tego, skoro poznaniacy nie potrafią postawić tej kropki nad „i”? Znów nie wiedzą, jak się zachować w końcówce, jak ukraść trochę czasu, skoro nie potrafią rywala dobić.
A konsekwencje są spore – kolejne stracone punkty. Lech traci pięć punktów do Legii, Śląska i Jagiellonii.
Korona? Na pewno była gorsza, bo nie radziła sobie w środku pola, no i popełniała duże błędy w obronie. Wspomniany Golański (ogólnie niezły mecz), który pierwszą asystę w sezonie zaliczył u Hamalainena, fatalnie mylący się Dejmek czy Malarczyk, którego Pawłowski wywiózł w pole. Sytuacja w tabeli kielczan jest zła, ten jeden punkt niewiele tak naprawdę zmienia, ale lepiej go mieć niż nie mieć. A Tarasiewicz wciąż nie może być spokojny.
Fot.FotoPyK